Za co dziękuję?
Za to, że zostałem postawiony w jednym szeregu z Janiną Paradowską – najbardziej popularną dziennikarką „Polityki” i najbardziej znaną komentatorką polityczną w Polsce oraz w (szarej) sieci. Sam nigdy bym nie śmiał zestawiać się jednym tchem z Panią Redaktor.
Za to, że wreszcie jestem represjonowany. Zajmuję się dziennikarstwem dokładnie 50 lat, zaczynałem w październiku 1956 roku od drobnych notatek w „Sztandarze Młodych” (w tych dniach ukaże się księga wspomnień dziennikarzy, którzy kiedyś pracowali w tym dzienniku), później prawie pół wieku w „Polityce” i nigdy nie spotkało mnie takie wyróżnienie, nie mogłem doczekać się tego lauru, tak jak mój kolega ze „Sztandaru” i „Polityki” – Ryszard Kapuściński nie może się chyba doczekać Nobla. Zakaz występowania w radiu publicznym to dla mnie najpiękniejszy podarunek z okazji 50-lecia pracy dziennikarskiej. Nobel niech się schowa!
Za to, że jestem represjonowany tak łagodnie. IV RP to jednak nie jest PRL, chyba zauważyli Państwo, że nie ma (prawie) żadnego podobieństwa. Rzeczpospolita Kaczyńskiego nie przypomina Rzeczpospolitej Ludowej. Wtedy występowałem notorycznie w Trójce, w latach jej świetności, w programie „Peryskop” oraz w radiowym kabarecie ITR, w reżyserii Jerzego Markuszewskiego. Dziś spotyka mnie za to kara zasłużona, acz zbyt łagodna. Mam nadzieję, że IV RP będzie bardziej naśladować PRL – odbierze mi paszport, założy mi podsłuch, osaczy mnie szara sieć esbeków, wezwie mnie na komisariat, wyśle do Arłamowa. Nareszcie będę mógł wystąpić w Wolnej Europie. Upomni się o mnie Departament Stanu, pojawię się w dorocznym raporcie na temat praw człowieka, gdzieś pomiędzy Czeczenią a Paragwajem. Myślałem, że jestem już starym, zapomnianym dziennikarzem, a tymczasem jest kimś, kto ma być nikim.
Za to, że zacznę otrzymywać pomoc duchową i materialną. Ciepłą odzież z Zachodu, paczki od zatroskanych pań zgromadzonych w Kościele Św. Marcina, wyrazy solidarności ze stoczni i z Piwnicy pod Baranami. Ujmie się za mną Kościół. Zaczną napływać zaproszenia od międzynarodowych organizacji w obronie wolności słowa, które zagrożone jest nie tylko u Putina i Łukaszenki, ale i w Polsce Braci Kaczyńskich. Zamierzam demaskować Łukaszenkę i Putina do ostatniej kropli ropy naftowej, żeby choć na starość dołączyć do obrońców praw człowieka i wolności słowa.
Jakże wielką radością będą dla mnie zbiorowe wystąpienia dziennikarzy w obronie prześladowanej Janiny Paradowskiej i niżej podpisanego. Codziennie będę zaglądał do „Dziennika”, „Rzeczpospolitej” i „Wyborczej”, żeby przeczytać protesty Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Rady Etyki Mediów, Penclubu oraz innych autorytetów moralnych. Odważni sygnatariusze zbiorowych protestów, którzy kładli swoje podpisy w obronie represjonowanych, kiedy mnie brakowało na to odwagi, teraz wystąpią w mojej obronie, żeby wykazać swoją wielkoduszność i bezstronność. Ujmie się za mną Cezary Michalski („Dziennik”), zaprotestuje Jerzy Marek Nowakowski („Wprost”), z którym niedawno dyskutowaliśmy w programie I PR, niecne praktyki reżimu Czabańskiego potępi Piotr Lisicki („Rzeczpospolita”), uroni łezkę Maciej Rybiński (Axel Springer), o tym nic nie znaczącym fakcie poinformuje Piotr Skwieciński (PAP) i zadrży w posadach Piotr Semka, który reprezentuje wszystkie te redakcje. Nareszcie środowisko, które miałem przeciwko sobie, wstawi się za mną, nie z miłości do mnie, ale z umiłowania wolności słowa. Jakżeż nie dziękować Prezesowi Czabańskiemu i towarzyszom?
Dziękuję Opatrzności za to, że nie będę na tej samej antenie co nowy felietonista PR Stanisław Michalkiewicz i nowa gwiazda PR Tomasz Sakiewicz.
Dziękuję za oszczędności, jakie Polskie Radio robi na współpracownikach. Jako podatnik i płatnik abonamentu pochwalam wydany mi zakaz występowania w Polskim Radiu. Moje tegoroczne dochody z tytułu tej współpracy oceniam na 150 złotych. Dotychczas sądziłem, że to ja, chodząc kilka razy w roku do Polskiego Radia, robię gest. Teraz prezes Czabański pokazał mi gest Kozakiewicza.
Dzięki za to, że znalazłem się na czarnej liście. Pamiętam, co to jest zapis i wiem, że najlepiej wychodzą na nim zapisani. Jakże nie być wdzięcznym?
Daniel Passent
Artykuł pochodzi z blogu Daniela Passenta (passent.blog.polityka.pl).