Podobnie jak w 1956 roku Gomułka, oskarżony w partii o prawicowo-nacjonalistyczne odchylenie, swoim powrotem rozbudził w umęczonym polityką stalinowskich namiestników społeczeństwie ogromne nadzieje na zmiany. Sam zresztą Gomułka był stalinowskim więźniem, co w pewnym sensie dawało ludziom gwarancje zmian. Wówczas październik 1956 w Polsce miał być przełomem po okresie odwilży Chruszczowa. Gomułka skutecznie ostudził reformatorskie zapędy Polaków grożąc radziecką interwencją. Wrócił zatem do starych praktyk i wziął społeczeństwo za przysłowiową mordę.
Podobnym do październikowego miesiącem przełomu miał być wrzesień 2005 roku i koalicja PiS i PO. Podobnie jak w 1956 roku nadzieje Polaków były rozbudzone. Ludzie liczyli na to, że po okresie skorumpowanych rządów Millera i Belki zacznie być robiony porządek, aktywność zwykłego Polaka zacznie być brana pod uwagę, władza zacznie się liczyć ze zdaniem ludzi. Tymczasem co? Ano nic. Jak zwykle nic. Ludzie próbują walczyć o godność tak samo jak w 1956. Wystarczy przypomnieć, że wielu szpitalach strajkują pielęgniarki, bo nie dostały obiecanych 30 proc. podwyżki. Ci co mają już wszystkiego dość poświęcają swoje relacje z rodziną i przyjaciółmi i jadą z nadzieją na chleb i godność za granice i to jest ta różnica miedzy rokiem 1956 a 2006, że wtedy nie wolno było jechać nigdzie. Teraz można w bardzo, a wielu przypadkach trzeba, co powoduje kolejny skutek uboczny - brak rąk do pracy w kraju. A władza co robi? Ano nic. Po okresie rozmów PiS i PO, które można określić mianem próby "odwilży" i dogadania się Kaczyński próbuje wziąć wszystkich za kark i skłonić do wyznawania jedynie słusznej jego zdaniem, prawicowo-klerykalnej ideologii. W Polsce roku 2006 zaczyna być duszno. Autentycznie lewicowe partie nie mają prawa głosu i prezentacji swoich poglądów i programu ponieważ zideologizowane media nie dopuszczają ich na antenę itd., itd.
W październiku 1956 roku ludzie chcieli socjalizmu z ludzką twarzą. W październiku roku 2006 zwykli ludzie chcą demokracji z ludzką twarzą, a nie koalicji "chamów" i "warchołów" zaprzedających ideały czerwca i października 1956, grudnia 1970, czerwca 1976, KOR czy zrywu robotników w 1980 roku. W zamian za stołki i posady załatwiane w poselskiej sypialni na oczach całego narodu. Kaczyński tak jak Gomułka używa języka raczej kloacznego, knajackiego niż mającego związek z kulturą polityczną, której Kaczyński podobnie jak tamten nie posiada.
PZPR podzieliła kiedyś Polskę na prawdziwych budowniczych socjalizmu i tych ,którzy wysługiwali się imperialistycznej reakcji. Teraz Kaczyński podzielił Polskę na tych, co w jego mniemaniu z linią PiS się zgadzają i na układ "wykształciuchów" "zomowcow" i "łże-elit". Jest jeszcze jedno podobieństwo. Mianowicie PZPR w celi uwiarygodnienia swego pseudodemokratycznego mandatu dobrał sobie przybudówki: SD i ZSL. Przewodnia rola należała oczywiście do PZPR. Teraz jest Samoobrona, LPR i Ruch Ludowo-Narodowy z przewodnią rolą PiS. Kiedyś byliśmy uzależnieni od ZSRR i woli sekretarza KPZR. Teraz jesteśmy uzależnieni od woli Busha, który się ceni. Pięć minut spotkania z nim kosztowało Polskę -wbrew jej opinii publicznej - 1000 dodatkowych żołnierzy wysyłanych na okupacyjną wojnę do Afganistanu.
Wtedy telewizja uprawiała propagandę prowschodnią. Teraz uprawia propagandę prozachodnią i proamerykańską. Widzimy więc, że ideały październikowej rewolucji o godność z roku 1956 zostały zaprzedane w imię wąsko pojętego interesu władzy i że wrzesień 2005 roku był kolejnym nieudanym przełomem i fiaskiem rozbudzonych nadziei.
Co możemy zrobić w obecnej chwili? Możemy całkiem dużo. Mianowicie wybrać zgodnie z własnym sumieniem w wyborach samorządowych i wierzyć, że kiedyś będzie nam dane żyć w Polsce dumnej i rozumnej. A nuż "chamy" i "warchoły" się nie dogadają i będziemy mogli wybrać zgodnie z własnym przekonaniem.
Marcin Antoniak