Małżeństwu Krauze udało się uniknąć tych pułapek i stworzyć film mistrzowsko portretujący grozę codziennego życia przeciętnej polskiej rodziny. Bohaterowie filmu to młode, aspirujące do klasy średniej warszawskie małżeństwo - Bartek i Beata - z dwójką dzieci. Na razie pomieszkują kątem u matki Bartka (Teresy), w niewielkim mieszkaniu na Placu Zbawiciela. Wkrótce mają dostać klucze do mieszkania na nowym osiedlu. Niestety, deweloper bankrutuje i nie tylko będą musieli poczekać na wymarzone mieszkanie, ale także włożyć w nie o wiele więcej pieniędzy. Matka Bartka pomaga im, bierze kredyt hipoteczny pod zastaw swojego mieszkania, by pomóc im je odzyskać. Ale jednocześnie pomiędzy nią i Beatą powoli narasta napięcie, które przeradza się w konflikt. Teresa, osoba zaradna, świetnie zorganizowana, energiczna, pogardza żoną syna, która pochodzi ze wsi, nie skończyła studiów (z powodu ciąży z Bartkiem), jest bezrobotna, nie najlepiej zorganizowana.
Napięcie i konflikt przenosi się także na relacje Beaty z mężem, który w końcu opuszcza ją dla innej kobiety, zostawiając żonę z dwójką dzieci w
mieszkaniu ze swoją matką.
Film jest doskonałym stadium działania mikrowładzy, układów dominacji i odporządkowania, jakie się tworzą między żoną, mężem i jego matką. Są one napędzane przez symboliczną przemoc (upokorzenia, których codziennie Beata doświadcza ze strony Teresy), przechodzącą czasami w przemoc jak najbardziej realną (Bartek bije żonę, gdy ta błaga go, by jej nie opuszczał). "Plac Zbawiciela" jest doskonałą przeciwwagą dla sielskiego obrazu tradycyjnej (zarówno nuklearnej, jak i rozszerzonej) rodziny, która w myśl dominujących u nas ideologii jest jedną z "najwyższych wartości". Krauzowie pokazują, że rodzina to także (jeśli nie przede wszystkim) instytucja władzy, miejsce potencjalnie niezwykle nerwicogenne, środowisko oparte na traumatycznym splocie miłości, ekonomicznej i emocjonalnej zależności oraz różnych form przemocy.
Ofiarą tych praktyk władzy i przemocy pada w filmie jednostka najsłabsza - Beata. Wraz z rozwojem akcji, w wyniku działań jej męża i teściowej zakres jej wolności stale się ogranicza, traci możliwość posiadania własnych pieniędzy, pracy, wreszcie - po tym, jak mąż ją opuszcza - popada w całkowitą depresję, leży całymi dniami w łóżku, w końcu zostaje dosłownie uwięziona, gdy, doprowadzona do skrajnej rozpaczy, próbuje się zabić, próbując powtórzyć przy tym gest Medei.
Żadna z postaci nie jest tu czarno-biała, każda wydaje się mieć swoje racje, Bartek tyleż zostawia żonę, co ucieka od dominującej matki, Teresa, choć najbardziej niesympatyczna z bohaterów filmu, była ofiarą przemocy domowej, której doświadczała od swojego nieżyjącego już męża, jej "twardość" w stosunku do synowej i syna nie jest niczym innym, jak przeniesieniem na
grunt rodzinny zasad, których przestrzegania społeczeństwo kapitalistyczne wymaga od jednostki, jeśli chce ona odnieść sukces zawodowy i społeczny. Całkowita wiarygodność postaci jest wielką zasługą aktorów, zwłaszcza kreacje Ewy Wencel (Teresa) i Jowity Budnik (Beata) zasługują na najwyższe uznanie. "Plac Zbawiciela" jest jednym z niewielu polskich filmów ostatnich lat, który przedstawia rzeczywistość w sposób całkowicie wiarygodny, widz ma wrażenie, że podgląda życie prawdziwych ludzi, historię, która dzieje się naprawdę. Ten film ogląda się jak film grozy, jest nawet bardziej przerażający. Historia, która tu się rozgrywa może spotkać każdego, dzieje się co dzień. Stąd nasuwają się skojarzenia z jednej strony z włoskim neorealizmem, z drugiej z kinem Mike'e Leigh. Andre Bazin twierdził, że film to "sztuka rzeczywistości", bowiem tylko film, spośród wszystkich rodzajów produkcji artystycznej potrafi pokazać rzeczywistość; jest ona istotą kina. "Plac Zbawiciela" doskonale pasuje do tej koncepcji.
Mimo wszystko film pozostawia jednak pewien niedosyt. Żałuję, że twórcy unikają ujawnienia politycznego wymiaru problemów, o których mówią. Że pokazując pułapki, które rzeczywistość III/IV RP zastawia na jednostkę, nie pokazują ich źródeł. A problemy, które prezentują, zarówno te ekonomiczne (z mieszkaniem, pracodawcą wyzyskującym i oszukującym Bartka), jak i społeczne (brak bezpłatnego przedszkola, gdzie Beata mogłaby oddać dzieci i iść do pracy, co zwiększyłoby zakres jej autonomii, klasowe uprzedzenia Teresy), czy kulturowe (stosunki w rodzinie) są jak najbardziej polityczne. To, że osobą najbardziej wrażliwą na zagrożenia jest kobieta, zwłaszcza "obarczona" macierzyństwem, to przecież także nie przypadek. Szkoda, że "Plac Zbawiciela" nie pokazuje, jak polityka przekłada się na egzystencjalne doświadczenie, czyli na codzienne, najbardziej przyziemne kłopoty zwykłego człowieka, tak jak to robi w swoich filmach Ken Loach (co ciekawe, jego następny film będzie o polskich emigrantach w Londynie, część będzie działa się w Polsce). Ten brak politycznego wymiaru tragedii spadających na bohaterów zubaża film intelektualnie. Ale i tak jest to świetne kino światowej klasy.
"Plac Zbawiciela", reżyseria: Krzysztof Krauze, Joanna Kos-Krauze, scenariusz: Arkadiusz Janiczek, Ewa Wencel, Joanna Kos-Krauze, Jowita Budnik, Krzysztof Krauze, obsada: Jowita Budnik, Arkadiusz Janiczek, Ewa Wencel
Jakub Majmurek