Wszystko to jest jednak tylko specyficznie węgierską manifestacją głębokiego kryzysu wszystkich krajów czworokąta wyszehradzkiego, objawiającego się impasem rządowym w Czechach, "polskim rozdarciem" czy niewiarygodnym i tragikomicznym sojuszem "socjaldemokracji" i antywęgierskich nacjonalistów na Słowacji.
Wyznanie "kłamstwa" wyborczego, a także kłamstwa całej polityki prowadzonej od lat przez premiera Gyurcány`ego na zamkniętym spotkaniu deputowanych partii socjalistycznej stanowi w istocienie spotykanie brutalne przyznanie, że na kłamstwie oparte były całe zmiany ustrojowe we wschodniej Europie. Co więcej, wszystkie odpowiedzi na problemy tych nowych neokapitalistycznych systemów oraz możliwe opcje alternatywne formułowane są przez prawicę i skrajną prawicę, co prowadzi do realnej groźby "weimaryzacji" tych państw.
Gyurcsány jest blairystą, ale także, co trzeba przyznać, bardzo utalentowanym politykiem, cieszącym się dużym zaufaniem części społeczeństwa za sprawą szczerego i bezinteresownego zaangażowania w realizację "kwadratury koła" opisywanej przez jego idoli Blaira i Giddensa. Opcja premiera nie oferuje rzecz jasna możliwości przezwyciężenia kryzysu w wymiarze historycznym. Jednak średniookresowo, biorąc pod uwagę przemożną presję europejskiego i pozaeuropejskiego kapitału (takiej jak kryteria konwergencji z Maastricht wiążące peryferyjne kraje UE), sądzę, że w obecnej konstelacji stanowi ona najmniejsze zło, w tym sensie, że chroni przynajmniej większość zdobyczy demokracji burżuazyjnej przed atakiem ze strony skrajnej faszyzującej prawicy, a także dlatego, że podejmowane są rzeczywiste próby ochrony przynajmniej tych najsłabszych warstw społecznych.
Ostateczne rozstrzygnięcie pozostaje niezmienne takie samo: "socjalizm albo barbarzyństwo" oczywiście w wersji Róży Luksemburg, Istvana Mészárosa lub Samira Amina. To jednak łatwo powiedzieć? Ani w Polsce ani na Węgrzech niewielki pożytek z takiego programu, kiedy nasze klasy pracownicze są rozproszone i zdezorientowane, nie są w stanie działać we własnym interesie tworząc rzeczywiste ośrodki przeciwwładzy, choćby takie, jak powstają w Ameryce Łacińskiej.
"Twierdza Europa" - pomimo coraz częstszych porażek społecznych - pozostaje wciąż dostatecznie uprzywilejowany w "globalnej wiosce" i zamiast skłaniać nasze masy pracownicze do światowej lub choćby lokalnej "wyszehradzkiej" solidarności mami je rychłą możliwością poprawy losu.
Victor Gyozo Lugosi
notował: Michał Kozłowski
Tekst ukazał się w polskiej edycji miesięcznika "Le Monde Diplomatique".