Szulc: Polka Matki Polki

[2006-11-12 12:17:32]

Polska kobieta nie strajkuje, nie wychodzi na ulicę i nie przykuwa się do słupów. Nie walczy o swoje. A powinna. Zwłaszcza teraz, gdy Polską rządzą ultrakonserwatyści. Gdy w imię tradycji i pieczołowicie pielęgnowanych stereotypów rękami państwowych urzędników łamane są jej podstawowe prawa.

Jako Polka i jako matka, zatem chcąc nie chcąc, Matka Polka, czuję złość. Mam wrażenie, że moje ciało, a także mój mózg i moje emocje nie zależą już ode mnie, lecz od tego, co na mój temat zadecydują polscy mężczyźni. Ojcowie, mężowie, synowie, bracia, sąsiedzi, politycy. To oni decydują dziś o tym, jak przebiegać ma moja ciąża, czy mam prawo ją przerwać, w jakim komforcie, a raczej dyskomforcie będę rodzić i karmić, czy zdołam utrzymać moje dziecko i zapewnić mu to, co powinno mu się należeć. To za przyczyną mężczyzn Polaków zostałam, jak inne polskie kobiety, obywatelką drugiej kategorii. Dość dobitnie określiła to kiedyś pisarka Dorota Masłowska: "Co jakiś czas jakiś buc w TV ogłasza - kury do kurnika, znosić jajka!".

Moja babcia i moje państwo bardzo chcieli, bym została matką. Postanowiłam więc po dłuższej naradzie z mężem i po trzydziestce spełnić narodowy obowiązek i wydać na świat dziecko.

- Poproszę o wnuka płci męskiej - zaznaczył mój teść. Bałam się jak cholera nie tego, że będzie akurat córka. I słusznie. Już w ciąży - z synem - dowiedziałam się, że ówczesny pracodawca raczej nie będzie miał ochoty dalej mnie zatrudniać. Nie tylko z powodu mojego nieoczekiwanie odmiennego stanu - posypały mu się także plany wydawnicze. Ale ciąża z pewnością mi nie pomogła.

- Nie martw się, przynajmniej będziesz miała czas porządnie i po katolicku wychować dziecko - pocieszył mnie znajomy sklepikarz o poglądach zdecydowanie ultra. Właściciel trójki dzieci wychowanych wyłącznie przez jego żonę Krysię, która ostatni raz w teatrze była 20 lat temu. I której każdy dzień sprowadza się do wykonywania tych samych czynności: budzenia męża i dzieci, gotowania, zmywania, sprzątania, odrabiania z dziećmi lekcji, podawania mężowi pod nos śniadania, obiadu i kolacji.

- Kucharką jest wyśmienitą - chwali się sklepikarz. - Za to ja nawet wody na herbatę nie potrafię dobrze ugotować.

Nie on jeden. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że pani Krysia, podobnie jak większość Polek - także tych pracujących zawodowo - spędza na sprzątaniu i wychowywaniu dzieci o 45 godzin tygodniowo więcej niż jej mąż. Wskazują na to badania przeprowadzone kilka lat temu przez Polską Akademię Nauk.

Do ról domowych sprzątaczek i kucharek, do roli jedynej strażniczki ogniska domowego jesteśmy przygotowywane prawie od urodzenia, od czasu, gdy w prezencie dostaniemy pierwszą lalkę - przyznaje doktor Bogusława Budrowska z PAN, współautorka książki "Nieodpłatna praca kobiet" będącej efektem badań nad domowym życiem Polki. Zdaniem Budrowskiej, choć do głosu dochodzą już w Polsce także "superkobiety", które starają się łączyć ambicje macierzyńskie z zawodowymi, to dla wielu Polaków Polka to przede wszystkim Matka Polka.

- Matka cierpiąca, podporządkowana, jak za romantyzmu, służbie narodu, dla której macierzyństwo jest misją do spełnienia, niezależnie od tego, czy jej się to podoba, czy nie - dodaje Wanda Nowicka z Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.

I choć większość kobiet ma większe aspiracje niż wyłącznie wychowywanie dzieci (na przykład ponad 80 procent Wielkopolanek), to dominujący w naszym kraju tradycyjny, czyli patriarchalny, model rodziny sprawia, że często muszą schować swoje ambicje do kieszeni.

Polskiemu patriarchalizmowi sprzyja dziś wiele czynników: bezrobocie - znacznie wyższe wśród kobiet niż mężczyzn, struktura społeczna - prawie 40 procent Polaków to rolnicy, wśród których dominuje model rodziny oparty na władzy męża, silna pozycja Kościoła katolickiego, a także atmosfera polityczna. Zwłaszcza hasła polityków Prawa i Sprawiedliwości oraz Ligi Polskich Rodzin.

W hasłach przodują posłanka LPR Anna Sobecka, domagająca się dziś wyższego opodatkowania bezdzietnych, i poseł Marian Piłka z PiS, który głośno przyznaje, że Polki powinny włączać się w życie swojego kraju dopiero po odchowaniu dzieci, chętnie zlikwidowałby żłobki (bo kobieta dzięki tej instytucji może wcześniej wrócić do pracy) i pozbawił kobiety dostępu do środków antykoncepcyjnych.

Ale tradycyjnemu podziałowi w polskiej rodzinie sprzyja też, a może przede wszystkim, zakorzenione w polskiej mentalności przekonanie o wyższości kobiety dzietnej nad kobietą bezdzietną. Przekonanie nad wyraz często pomieszane z pogardą. A także ze stosowaniem przemocy.

Przypadek skrajny. Janina Wójcik z miejscowości Ś. pod Krakowem. Wychowana na dobrą żonę i matkę, na kurę domową w czystym wydaniu. Schludna, cicha, pracowita. I gwałcona regularnie przez męża, o czym zresztą w Ś. wszyscy doskonale wiedzieli. I bezskutecznie błagająca o pomoc tych, którzy z mocy prawa powinni jej pomóc.

Wreszcie trafiła do nas. Z nikłą świadomością swoich praw i tego, jak mocno została przez męża skrzywdzona - wspomina psycholog i feministka Beata Zadumińska, szefowa krakowskiego oddziału Centrum Kobiet. - Przez długie miesiące próbowałyśmy pomóc tej kobiecie, pisałyśmy skargi na bezczynność policji, która z założenia nie przyjeżdżała na jej wezwania. Nie przyjeżdżała nawet wtedy, gdy ojciec zaczął gwałcić również własną córkę.

Janinie Wójcik przyszli z pomocą dopiero inspektorzy z Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Feministki zawiadomiły towarzystwo po tym, jak mąż i ojciec zgwałcił swojego psa Miśka. Trafił na dwa lata do więzienia za złamanie ustawy o ochronie zwierząt.

- To, rzecz jasna, przypadek wyjątkowo drastyczny - dodaje Beata Zadumińska. - Ale przemoc w polskiej rodzinie zwłaszcza na prowincji jest dziś normą. Ze świecą szukać na przykład na Podkarpaciu kobiety, której mąż od czasu do czasu nie przyłoży. Przyczyn tego jest wiele. Sądzę jednak, że patriarchalizm, przekonanie, że mężowi wolno wszystko, jest jednak przyczyną najważniejszą. Szkoda też, że Kościół nie reaguje odpowiednio na przemoc domową. A mógłby. Wystarczyłoby nawet, by wiejski proboszcz przypomniał od czasu do czasu z ambony, że maltretowanie żony jest niechrześcijańskie.

Ojciec Jacek Prusak, jezuita z Krakowa, przyznaje ze smutkiem, że Kościół katolicki od wieków stoi na straży modelu rodziny, w której niepodzielną władzę ma mąż i ojciec. - Mam nadzieję, że będzie się to zmieniało - dodaje jezuita. - Musi się zmienić, bo kobiety nie chcą już być więzione w domach, chcą czuć się wolne i mieć wpływ na to, co dotyczy ich życia.

Polski patriarchalizm nie ma jednak wyłącznie twarzy męża czy księdza. Miewa twarz lekarza, urzędnika, polityka, o dziwo także położnej.

- W momencie gdy kobieta trafia w Polsce na porodówkę, odbiera się jej tożsamość - zauważa Urszula Kubicka-Kraszyńska z Fundacji Rodzić po Ludzku. - Staje się wyłącznie elementem systemu, którego celem jest "akt wydalenia płodu" i urodzenie zdrowego potomka. Odbiera się jej intymność, godność, nawet seksualność. Nie jest zupełnie istotne, że cierpi, że się boi, że chciałaby znieczulenia, którego jeśli nie zapłaci, nikt jej nie poda, że chciałaby więcej wiedzieć o tym, co dzieje się z nią i z jej dzieckiem.

Przypadek skrajny - Anna Kranczkowska, matka siedmioletniego dziś Oskarka z porażeniem mózgowym. W gdańskim szpitalu urodziła zdrowego wcześniaka. Nie pokazano jej syna przez dwa dni. Nie miała pojęcia, w jakim jest stanie, miała tylko złe przeczucia. Błagała o strzępki informacji. Bez większych rezultatów. Wreszcie sama doczołgała się do sali z inkubatorami, zobaczyła maleńkie ciałko swojego dziecka w sieci rurek. Przez wiele miesięcy lekarze neurolodzy z tego samego szpitala nie wyjaśnili jej, że Oskar ma porażenie mózgowe.

- Jestem przekonana, że przyczyną choroby mojego dziecka był błąd w sztuce lekarskiej - zapewnia Kranczkowska. - Nie zachowano wszystkich standardów, jakie powinny być zastosowane w opiece nad wcześniakami. Co gorsze, przez cały czas traktowano mnie nie jak matkę, lecz jak intruza, którego szybko należy się pozbyć.

Kranczkowska przegrała cywilne sprawy w sądzie, które wytoczyła szpitalowi. Dziś mieszka w Niemczech, bo jak twierdzi, za naszą zachodnią granicą nie ma co prawda Matek Polek, są jednak matki, którym pozwala się mieć godność.

- Nie myślałam o godności, tylko o tym, że moje dziecko jest głodne - przyznaje Ewa Jonakowska, psychoterapeutka i matka dwuletniej Idy z Warszawy, która postanowiła urodzić córkę w tak zwanym szpitalu przyjaznym dziecku. Po porodzie dowiedziała się, że w Polsce istnieje terror laktacyjny.

- Tłumaczyłam pielęgniarkom, że jestem po operacji piersi, że mam poprzecinane kanaliki mlekowe - mówi matka. - Przystawiano mi dziecko na siłę, wbrew mojej woli. Na próżno, bo mimo potwornej presji nie udało mi się go nakarmić.

Idę głodzono w szpitalu przez 40 godzin, bo w szpitalach przyjaznych dziecku karmienie sztucznym mlekiem z butelki jest zakazane. Jej matce dano do zrozumienia, że jest matką wyrodną.

- Do dziś nie mogę się otrząsnąć z tamtej traumy, a moje dziecko przez cały okres niemowlęcy wpadało w histerię, kiedy było głodne - dodaje psychoterapeutka.

Z końcem ubiegłego roku wraz z innymi butelkowymi matkami Ewa Jonakowska wysłała list do kilkudziesięciu instytucji z apelem, by matki butelkowe przestano dyskryminować. Odzewu właściwie nie było.

- Ile razy można odpowiadać na pytania krewnych, znajomych, sąsiadów czy wreszcie nawet obcych osób - czy karmimy piersią? - pytały w liście butelkowe matki. - Ile razy musimy bronić swojego prawa do prywatności i nie dać wciągnąć się w tłumaczenia - dlaczego nie? Ile razy zdarzyło się, że nasze wyjaśnienia komentowano z lekceważeniem i dalej wtrącano się w nasze intymne sprawy? Nie tylko młode matki słyszą słowa potępienia - ojcowie też spotykają się z przykrymi komentarzami - na przykład w miejscu pracy. Komentarzami kompletnie obcych osób, które nagle czują się kompetentne i chętne do dyskusji o naszych piersiach, brodawkach i kanalikach mlekowych.

- Karmienie piersią jest dla dziecka najlepsze - podkreśla doktor Piotr Albrecht, znany warszawski pediatra. - Ale są kobiety, które nie mogą karmić naturalnie lub nie chcą tego robić z różnych powodów. I mają prawo do wyboru, o czym, niestety, często zapominają ci, którzy wywierają na nich presję. W tym również lekarze.

Też to przeszłam. W szpitalu zaraz po porodzie usłyszałam, że jestem matką kategorii B, bo po pierwsze, nie wiem, jak przewijać dziecko, bo po drugie... nie mam dobrze wykształconych brodawek. A powinnam była je sobie wykształcić. W jaki sposób - tego się nie dowiedziałam. I właśnie przez to moje dziecko nie ma się do czego przyssać, nie będzie piło mleka matki i jego iloraz inteligencji będzie niższy niż jego kolegów karmionych naturalnie, to znaczy przez matki kategorii A. To znaczy Matki Polki. Potem przyplątał mi się kilkumiesięczny baby blues, zwany oficjalnie depresją poporodową. W związku z czym stałam się częstym gościem w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, który bezskutecznie próbował mi udowodnić, że symuluję chorobę.

- To skandal! - krzyczał na mnie lekarz orzecznik o ósmej piętnaście rano, w porze, w której powinnam nakarmić syna. - Rujnujemy nasze państwo przez takie nieuczciwe kobiety! Wie pani, kim pani jest? Pseudoobywatelką i pseudomatką!

Z piętnem oszustki i wyrodnej rodzicielki oraz ze łzami w oczach wypadłam na korytarz powszechnego ubezpieczyciela. Siedziały na nim prawie wyłącznie kobiety. Z dużymi brzuchami lub z dziećmi na rękach. Polskie pseudoobywatelki w oczekiwaniu na wyroki urzędników.

W Polsce kobieta poniżana jest na każdym kroku, a już w szczególności od momentu, kiedy zachodzi w ciążę - przyznaje Wanda Nowicka. - Wtedy zostaje właściwie zredukowana do roli reproduktorki. Co ciekawe, w podzięce za tę szczytną, wydawałoby się, funkcję matka otrzymuje od Polski wyłącznie kopniaki. Nie liczą się jej potrzeby, stan jej finansów, dotychczasowa pozycja zawodowa czy społeczna. Co jeszcze ciekawsze, z chwilą gdy zaczyna nosić w sobie dziecko, staje się dla państwa i jego urzędników jednostką ze wszech miar podejrzaną i roszczeniową.

Przypadek skrajny - Alicja Tysiąc, matka trójki dzieci. Pierwsza kobieta, która zdecydowała się skarżyć Polskę przed Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. Za to, że mimo oczywistych przeciwwskazań do urodzenia kolejnego dziecka (bardzo duża wada wzroku), mimo ewidentnego prawa do aborcji ze względu na stan zdrowia lekarz odmówił jej wykonania zabiegu.

- Dziś mam minus 29 dioptrii, nie potrafię dostrzec nawet tego, że podaję dziecku przeterminowane lekarstwo - mówi kobieta. - Żyję z trójką dzieci na skraju nędzy, grozi mi eksmisja. Staram się o tym nie myśleć. Myślę o tym, za co kupię dzieciom kurtki na zimę. Myślę jeszcze o tym, że wciągnięto mnie w niezłą polkę, w jakiś straszliwy taniec, w którym do końca życia będę kręcić się w kółko.

Przeciw działaniom Alicji Tysiąc zaprotestowało kilkadziesiąt organizacji katolickich.

- Żadna z tych organizacji nie zapukała nigdy do moich drzwi. Chociażby po to, by spytać, czy dziecko, które musiałam urodzić, nie jest głodne - dodaje rozżalona matka. I nie liczy już na nikogo. Ani na państwo, ani na pomoc społeczną, ani nawet na męża, który sytuacją swojej rodziny interesuje się zgodnie ze średnią krajową. Czyli prawie wcale.

Rozżaloną matką jest również Adriana Miler z Gdańska, matka niespełna trzymiesięcznego chłopca. Z wykształcenia pedagog pracy socjalnej, ostatnio recepcjonistko-sprzątaczka w prywatnej firmie. Pracowała w niej najpierw na okres próbny, na pół etatu, które pod koniec ubiegłego roku pracodawca zamienił jej na pełny etat. Była już wtedy w ciąży. Zagrożonej, trzeciej z kolei. Dwie wcześniejsze skończyły się poronieniem.

- Wciąż jednak ciężko pracowałam, bałam się utraty pracy, tego, że nie będę w stanie zapewnić podstawowych warunków mojemu dziecku - przyznaje kobieta. Nosiła wiadra z wodą, szorowała podłogi. Ciąża nie przebiegała prawidłowo. Wczesną wiosną tego roku Adriana Miler musiała przejść na zwolnienie lekarskie, trafiła do szpitala. Właśnie tam dowiedziała się, że ZUS nie wypłaci jej chorobowego za pełny etat.

- Uznano, że nie było podstaw, by pracodawca zatrudnił mnie na lepszych warunkach - dodaje matka. - Decyzję wydano "zaocznie". Żaden z pracowników ZUS nie poprosił mnie o jakiekolwiek wyjaśnienia.

Pieniądze, znacznie niższe od tych, które miała dostawać, Adriana Miler otrzymała dopiero pod koniec lipca. Przez ponad trzy miesiące pozostawiono ją bez środków do życia. Teraz walczy o sprawiedliwość przed sądem. Jej sprawą obiecało się tymczasem zająć Ministerstwo Pracy.

Pracę podczas ciąży straciła także Iza Oleś z Krakowa, dziś mama ponaddwuletniej Michaliny i specjalistka od public relations.

- Nie miało znaczenia, że to ja rozkręciłam pracodawcy interes, że zarabiał pieniądze dzięki mnie - wyjaśnia. - Moja ciąża okazała się dla niego zbyt wielkim przekleństwem.

Dziś Izie Oleś wiedzie się lepiej niż kiedykolwiek.

- Ale nie osiągnęłabym wiele, gdybym żyła w tradycyjnym domu, w którym mężczyzna pojawia się tylko po to, by w pantoflach, przy piwie oglądać kolejny mecz ulubionego zespołu - zapewnia matka.

- Dziecko mamy wspólnie i wspólnie je wychowujemy. Ale też, choć oboje ciężko pracujemy - pierzemy, karmimy, budzimy się w nocy, kiedy zapłacze - dodaje jej mąż Krzysztof Oleś. - Miałbym moralnego kaca, gdyby było inaczej. I nie obchodzi mnie powszechnie panujący w Polsce model rodziny. Interesuje mnie wyłącznie moja rodzina.

Krzysztof Oleś, co potwierdzają także socjolodzy, jest jednak wciąż w Polsce wyjątkiem.

- Zgodnie z obowiązującym dziś trendem kobieta w Polsce musi być matką. A właściwie matroną, czyli tą, która niezależnie od tego, czy ma pracę, pieniądze, odpowiednie warunki, pomocnego męża, niezależnie nawet, czy ma na to wszystko ochotę, musi swój brzuch poświęcić celom wyższym - zauważa Elżbieta Isakiewicz, była wicenaczelna "Gazety Polskiej", określająca siebie jako konserwatystkę i katoliczkę. - Musi być matką nie dla siebie, nie dla radości macierzyństwa. Ona musi być matką z obowiązku, dla idei.

Isakiewicz przypomina słowa posłanki poprzedniej kadencji Haliny Nowiny-Konopczyny: "Młoda kobieta ma prawo i obowiązek społeczny mieć dziecko, bo to jest kwestia przedłużenia bytu Narodu".

- Ja jestem pewna, że rodzicielstwo to dla kobiety dar najwspanialszy - dodaje tymczasem konserwatystka Isakiewicz. - Ale wolę się czuć jak antymatrona. I powtarzać za psychologami, że te kobiety, które wychwalają życie kury domowej, albo nie mają innego wyjścia, albo zwyczajnie udają.

Nazwiska niektórych bohaterek zostały zmienione.

Anna Szulc


Tekst ukazał się w tygodniku "Przekrój".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


8 lutego:

1805 - Urodził się Louis Auguste Blanqui, francuski socjalista utopijny, działacz i rewolucjonista.

1858 - Urodził się Szymon Dickstein (Diksztajn), pseudonim Jan Młot, jeden z prekursorów polskiego ruchu socjalistycznego, działacz Wielkiego Proletariatu, popularyzator marksizmu, tłumacz pierwszego tomu „Kapitału”.

1894 - W Warszawie rozpoczął się II Zjazd PPS, który wybrał pierwsze kierownictwo partii, Centralny Komitet Robotniczy oraz postanowił wydawać pismo "Robotnik".

1905 - 3000 robotników strajkowało o w hucie Hantkego w Rakowie k. Częstochowy, domagając się m.in. 8-godzinnego dnia pracy i podwyżki płacy o 30%.

1919 - Wydano dekret uznający związki zawodowe za reprezentację ogółu pracowników.

1921 - Zmarł Piotr Kropotkin, rosyjski uczony i rewolucjonista, z racji arystokratycznego pochodzenia i znaczenia dla ruchu anarchistycznego przełomu wieków, zwany anarchistycznym księciem.

1924 - W Carson City w USA przeprowadzono pierwszą na świecie egzekucję w komorze gazowej.

1962 - Paryska policja zamordowała 9 związkowców z CGT uczestniczących w demonstracji przeciwko OAS i wojnie w Algierii.

1963 - Władze USA zakazały swoim obywatelom podróży na Kubę.

2008 - Partia Polska Lewica została zarejestrowana przez Sąd Okręgowy w Warszawie.


?
Lewica.pl na Facebooku