Krótka historia IRI przedstawia się następująco. W celu uczynienia świata bardziej przychylnym amerykańskim interesom, prezydent Ronald Reagan (popierający system Apartheidu w Republice Południowej Afryki) wezwał w 1983 roku do stworzenia Narodowego Funduszu na rzecz Demokracji (NED). Reagan twierdził, że Stanom Zjednoczonym potrzebna była organizacja, która "krzewiłaby infrastrukturę demokracji - systemu wolnej prasy, stowarzyszeń, partii politycznych, uniwersytetów - która pozwoliłaby ludziom na wybór swojej własnej drogi, rozwijanie swojej własnej kultury, godzenie różnic pokojowymi metodami."
W rezultacie powołany został Narodowy Fundusz na rzecz Demokracji (NED), który spłodził następnie Międzynarodowy Instytut Republikański (IRI), Narodowy Demokratyczny Instytut Stosunków Międzynarodowych (NDI) oraz Amerykańską Agencję na rzecz Rozwoju Międzynarodowego (USAID). NED otrzymuje od Kongresu USA około 50 milionów dolarów rocznie. USAID poprosiła natomiast w 2007 roku o oszałamiającą dotację w wysokości 9,3 miliarda dolarów.
Spośród tych organizacji, IRI oraz USAID są najbardziej aktywnymi w promowaniu "demokracji bezpiecznych dla USA". IRI początkowo - wedle ich strony internetowej - "skupiał się na rozsiewaniu nasion demokracji w Ameryce Łacińskiej". Ale po zakończeniu Zimnej Wojny "rozszerzył swój zasięg w celu wspierania demokracji i wolności na całym globie." USAID utrzymuje natomiast, że amerykańska pomoc zagraniczna pomaga w "rozszerzaniu demokracji i wolnego rynku, wraz z równoczesną poprawą życia obywateli i rozwojem świata."
Przez to, co NED nazywa "Konsolidowaniem Demokracji", zwykle gwałcone są demokratyczne zasady i suwerenność. NED, IRI oraz USAID usiłują jednoczyć opozycję przeciwko rządowi państwa. Dostarczają jej strategicznego oraz finansowego wsparcia, a jednocześnie infiltrują uniwersyteckie organizacje studenckie, grupy kobiece i młodzieżowe, związki zawodowe, stowarzyszenia nauczycieli oraz inne sektory społeczeństwa obywatelskiego w celu uzyskania poparcia koalicji zjednoczonych opozycyjnych partii politycznych. Tak więc IRI oraz USAID nie tylko inspirują zamach stanu, ale zakażają ideą "obalenia reżimu" krwioobieg całego społeczeństwa obywatelskiego.
"Konsolidowanie Demokracji" zostało skutecznie wykorzystane w - zwanych tak przez IRI - "kolorowych rewolucjach" na Ukrainie (pomarańczowa), w Gruzji (róż) oraz w Kirgistanie (tulipanowa). Na Haiti demokratycznie wybrany prezydent Aristide został obalony przy użyciu tych samych metod jednoczenia rozbitej opozycji i mobilizowania za nią obywateli. Jednak niektóre kraje - takie jak Wenezuela - okazały się chybionym celem.
Strona internetowa poświęcona programom IRI w Afryce stanowi, że Instytut "zapewnił szkolenie dla partii politycznych w Angoli, w celu ustanowienia silnego i stabilnego systemu partyjnego oraz wsparcia procesu pojednania narodowego." W Kenii Instytut "pracował z partiami politycznymi w celu nauczenia ich, jak konstruować stanowiska i komunikować je wyborcom." W Nigerii IRI "skupił się na wzmocnieniu i przygotowaniu partii politycznych do wyborów w 2007 roku oraz na krzewieniu współpracy pomiędzy partiami politycznymi oraz stowarzyszeniami obywatelskimi." Natomiast w Liberii Instytut "sponsorował pierwsze w historii kraju formalne debaty kandydatów w wyborach prezydenckich."
We wrześniu 2006 roku, podczas odbierania ufundowanej przez IRI - wspólnie z Laurą Bush - Nagrody Wolności, prezydent Liberii Ellen Johnson-Sirleaf podziękowała Instytutowi, który "był szczególnie aktywny w promowaniu jej w wyborach." Dodała, że "bardzo szybko założone zostało biuro. Oni przybyli i zorganizowali warsztaty, zjednoczyli środowiska polityczne, pracowali z mediami, edukowali, pouczali, wspierali, pomagali w ciągu całego procesu." Johnson-Sirleaf zrekonstruowała de facto kroki podjęte przez zagraniczne organizacje pozarządowe w celu "konsolidowania demokracji" w Liberii.
Południowoafrykański prezydent Mbeki w przeszłości zastanawiał się, w jakim zakresie społeczeństwo jego kraju podejmuje niezależne wybory. Tę obawę można rozszerzyć na cały kontynent. Dla przykładu, ankieta Boston Globe "zidentyfikowała 159 afrykańskich organizacji, które otrzymały od USAID łącznie 1,7 miliarda dolarów na podstawie kontraktów, grantów i innych porozumień, na przestrzeni lat 2001-2005" w ramach zainicjowanej przez prezydenta Busha inicjatywy wspierania organizacji pozarządowych. Wnioski wydają się być oczywiste.
USAID wiązała udzielenie pomocy zagranicznej od akceptacji dla genetycznie modyfikowanej żywności, nawet jeżeli miałoby to prowadzić do takich katastrof, jak ta z 2002 roku w Zambii. Organizacje takie jak Oxfam wykazały, że genetycznie modyfikowane uprawy będą w długim okresie niezwykle szkodliwe dla afrykańskich średnich farmerów, doprowadzą do zniszczenia lokalnych gospodarek żywieniowych, stworzą cykle zależności i spowodują bardziej dotkliwe klęski głodu. Absurdalnym krokiem było zapobieżenie głodowi dziś, przy równoczesnym stworzeniu warunków dla bardziej dotkliwego głodu jutro.
Jeszcze bardziej widoczną ingerencją w gospodarki i politykę afrykańskich państw były, przygotowane przy współpracy USAID z Bankiem Światowym, dziś już niesławne, Strukturalne Programy Dostosowawcze, które doprowadzały do skupienia bogactwa w rękach skorumpowanej elity, przy jednoczesnym odebraniu biednym praw do edukacji czy opieki zdrowotnej.
IRI oraz USAID nie muszą wcale wygrywać afrykańskich wyborów - każdy parlamentarzysta i każda organizacja polityczna, która dzięki nim uzyskuje miejsce w rządzie, staje się ich lobbystami. W rezultacie, IRI oraz USAID stają się de facto udziałowcami nowego rządu. A jak mówi amerykańskie przysłowie, "kto płaci muzykowi, wybiera melodię."
W celu zrozumienia absurdalności sytuacji, którą Afrykańczycy przyjęli za normę, wyobraźmy sobie afrykańskie kraje, które finansują jakąś trzecią partię polityczną w Stanach Zjednoczonych. A na dodatek szkolą liderów organizacji studenckich, związkowców, dziennikarzy i całą resztę amerykańskiego społeczeństwa obywatelskiego, jak stanowić opozycję wobec władzy, albo nawet jak obalić rząd USA. Amerykanie raczej by tego nie znieśli.
Afrykańskie procesy wyborcze powinny być monitorowane przez Unię Afrykańską oraz społeczność międzynarodową, tak aby zapewnić wszystkim kandydatom równy dostęp do mediów. Prawo wyborcze powinno zakazywać - zarówno opozycji, jak i rządzącym - przyjmowania jakichkolwiek zagranicznych dotacji. Partie polityczne powinny być finansowane jedynie z podatków, w zależności od liczby uzyskanych głosów.
Afrykańskie rządy mają dostęp do państwowych pieniędzy, państwowej telewizji oraz prasy, a także z łatwością skupiają wokół siebie krajowy biznes, podczas gdy opozycja czuje się zmuszona do sięgania po zagraniczne pieniądze. Ale przyjęcie obcych pieniędzy niesie za sobą obowiązek realizowania celów donatora. W imię zasad demokracji, dla takiego stanu rzeczy musi zostać znaleziona jakaś alternatywa.
Rządy, które nie zajmują się kwestiami wycieńczających społeczeństwo nierówności, rosnącymi rzeszami ludzi żyjących w absolutnym ubóstwie, ale także środowiska opozycyjne, które zajmują się budowaniem platform politycznych za zagraniczne pieniądze zamiast skupić się nad przyczynami marginalizacji, stanowią największe zagrożenie dla tych, którzy rzeczywiście walczą o demokrację w Afryce.
Mukoma Wa Ngugi
tłumaczenie: Bartłomiej Kacper Przybylski
Autor jest koordynatorem organizacji "Za Afrykę Bez Granic" i publicystą politycznym "Focus On Africa Magazine" BBC, gdzie ukazała się skrócona wersja artykułu. Pełny artykuł pochodzi ze strony Z-Net.