K. Szumlewicz: Ideologia głupcze!

[2007-03-22 14:23:08]

Chcąc naświetlić polską rzeczywistość społeczną od strony dominujących ideologii, trzeba powiedzieć, że najbardziej znaczącą role odgrywa w niej - czy się to komuś podoba, czy nie - upadek PRL. To w stosunku do niego - nieraz skomplikowanym - następują dzisiejsze zmiany. Wymieńmy najważniejsze z nich.

1. Szokowe wprowadzenie neoliberalnej gospodarki rynkowej, podczas gdy istniały inne możliwości: mogła nie być tak neoliberalna, mogło nie być aż takiego szoku. Ogromna niezgoda społeczna nie przełożyła się na postawy inteligencji, która niezależnie od opcji postępowej czy konserwatynej była przemianami zachwycona i je legitymizowała. Głosem uważanym za "rozsądny" było domagać się jeszcze większej liberalizacji (dosłownie niemożliwej), głosem "nierozsądnym" - wskazywać na ofiary, które szły w miliony. Polska w okresie transformacji była krajem, gdzie najszybciej rosły nierówności, gdzie dzisiaj jest najwięcej głodnych dzieci w Europie. Inteligencja niezależnie od poglądów w innych kwestiach niemal całkiem zgodnym chórem wołała, że "nieudacznicy" są sami sobie winni, a ich obrońcy mają w sobie coś niedojrzałego, plebejsko zazdrosnego, szaro PRL-owskiego. Lansowany też był pogląd, że wraz z antysemicką prawicą stanowią "skrajności obydwu stron" i tym samym niosą niezróżnicowane autorytarne zagrożenie względem "społeczeństwa obywatelskiego" utożsamianego z neoliberalną modernizacją, wobec której w ogóle nie zostało zadane pytanie o demokrację ekonomiczną.

Stawiano wyłącznie na indywidualne swobody i obalanie kolejnych przeszkód w ekspansji rynkowej szczególnie "przedsiębiorczych jednostek", które zresztą w przeważającej większości okazały się zagranicznymi korporacjami. Tęsknota za PRL-em i niechęć do transformacji w tej ramie ideologicznej nie mogła zostać nawet rzetelnie socjologicznie zbadana, nie mówiąc o szukaniu adekwatnej interpretacji społeczno-politycznej. O ludziach żywiących te uczucia mówiono pogardliwie, że nie rozumieją demokracji i jej zasad.

2. Dominacja Kościoła, czemu sprzyjał polski papież. Kościół jak w mało którym miejscu na świecie traktowany był jako obrońca liberalnych wolności, nie ich wróg; a był ich wrogiem, i to jakim! W Polsce umożliwiło mu to osiągnięcie więcej niż gdziekolwiek na świecie; nie ma kraju uprzednio laickiego, który w tak krótkim czasie stał się państwem wyznaniowym, gdzie istnieje oficjalny zakaz obrażania uczuć religijnych, gdzie nie można przerwać ciąży, gdzie kościół posiada rozległe i wciąż rosnące dobra, gdzie państwowe media i szkoły przekazują religijny obraz świata, gdzie istnieje jawna cenzura treści świeckich i antyklerykalnych. Budowaniu tej potęgi po 89 roku sprzyjało ideologiczne przeciwstawienie "kościoła liberalnego" i "kościoła konserwatywnego". Stanowisko laickie, o ile nie uznawało wspaniałomyślnego przewodnictwa liberalnych duchownych w rodzaju ks. Tischnera, uchodziło (dokładnie jak w sprawach ekonomicznych) za odpowiednik prawicowego fundamentalizmu i jako takie było wyrzucane poza nawias dyskusji. To umożliwiło kościołowi przeprowadzenie serii udanych zamachów na świeckość państwa i o wiele większą ekspansję, niż gdyby istniał tylko kościół zwany dziś "moherowym". To inteligenccy "liberałowie" wprowadzili religię do szkół i zakaz aborcji, nazwany - w myśl hegemonicznej nowomowy - "kompromisem". W tym samym czasie "radykałowie" żądali coraz więcej i coraz więcej otrzymywali, o czym świadczy chociażby dzisiejsze finansowanie z kasy państwa kosztownej Świątyni Opatrzności Bożej. Czytelnym znakiem przejścia od ideologicznej dominacji rzekomo demokratycznych "katolickich liberałów", uginających się przed żądaniami wiary, na korzyść fanatycznych i nie uznających praw przeciwnika "religijnych radykałów", było zdominowanie przez optykę tych ostatnich wszystkich polskich mediów po śmierci papieża. Przykładowo, Jacek Żakowski, kojarzony ze zgoła inna opcją, pisał wówczas w autorytarno-patriarchalnym stylu, iż "Umarł ojciec". Dzisiejsza wojownicza katolickość telewizji publicznej i edukacji to tylko konsekwencja tego populistycznego triumfu kościelnych fundamentalistów.

3. Polityka zagraniczna. PRL znajdował się w bloku wrogim wobec USA, III RP zatem opowiedziała się radykalnie po stronie światowego hegemona. Przyświecały jej dwa cele: wstąpienie do NATO i UE. Dziś widać, że identyfikacja z interesami pierwszego jest o wiele większa niż drugiego. Polska zajęła wasalne stanowisko wobec USA, wobec czego w UE jest określana mianem amerykańskiego "konia trojańskiego". Jako taki uczestniczy w okupacji Iraku i ma instalować amerykańską tarczę antyrakietową. W polskiej sferze publicznej brak dyskusji na te tematy. Nawet przyznanie przez Busha, iż informacje o posiadaniu broni masowego rażenia przez Saddama Husajna były propagandowymi kłamstwami, nie odbiło się na stanowisku polskich elit. Hegemonia w tej sprawie jest jeszcze groźniejsza niż w pozostałych, bowiem życia zabitych z polską pomocą Irakijczyków nie da się przywrócić, a tarczę antyrakietową, gdy się ją już raz zamontuje, bardzo trudno będzie usunąć bez poważnego naruszenia stosunków dyplomatycznych ze Stanami Zjednoczonymi. Zagadnienia polityki zagranicznej są w Polsce poddane presji, nie mającej nic wspólnego z interesem kraju na arenie międzynarodowej, co dotyczy także stosunków z Niemcami i Rosją.

Zwiastuny emancypacji i backlash

Tyle o zasadniczych zmianach, do których należy zaliczyć też stricte ideologiczne, zwycięskie boje prawicy na polu interpretacji historii. Mimo reakcyjnego charakteru transformacji, pozwoliła ona na rozpoczęcie się kilku ważnych procesów emancypacyjnych, wobec których zresztą pojawiła się natychmiastowa, nienawistna reakcja. Te procesy zaczęły zachodzić lub być zapowiadane w obyczajowości seksualnej, głównie większym przyzwoleniu na swobodę erotyczną, także w odniesieniu do orientacji seksualnej, czemu sprzyjało powstawanie wielu organizacji homoseksualistów. Zwiastuny pozytywnych zmian można także było zaobserwować w oświacie, gdzie pojawiły się alternatywne modele wychowania, dowartościowujące uczniów. Były one zresztą wprowadzane do szkół niezależnie od opcji rządzącej. Najważniejsza kwestia to zaś oczywiście emancypacja kobiet. Prawodawstwo nie pozostawia wątpliwości, że wolność kobiet jest traktowana przez prawicę jako wróg. Na neoliberalizmie kobiety, połowicznie wyzwolone od przypisania do rodziny w PRL, generalnie raczej straciły, zwłaszcza gdy rozpatrujemy sytuację tych z nas, które są matkami. Jeśli chodzi jednak o świadomość, o artykulację własnych żądań, sprzeciw wobec dominacji mężczyzn, transformacja oznaczała krok naprzód i może dlatego feministki starały się jej nie krytykować - co zresztą odbiło się źle na wiarygodności ruchu, uznanego za elitarny, skupiony na kulturze i liberalnych swobodach.

O ile ruchy emancypacyjne nie mogły sobie pozwolić na wiele i często stanowiły jedynie skromne odpowiedniki zjawisk zachodzących na Zachodzie, o tyle ich przeciwnicy mieli szansę rozwinąć skrzydła i prezentować swoje poglądy głośno i bez przeszkód. Innymi słowy, rozmiary ich "gniewu" pasowałyby raczej do zjawisk bardziej spektakularnych niż skromna artykulacja pewnych potrzeb, bo przecież nie ich realizacja. Podsumujmy bowiem: osoby homoseksualne nie otrzymały w Polsce nic - ani związków rejestrowanych, ani sprzyjającego prawa; ba, nie zawsze nawet mogły pokojowo manifestować i rzadko wygrywały procesy o zniesławienie, podczas gdy owych homofobicznych zniesławień było i jest wiele. W oświacie pojawiły się dyskusje o zapobieganiu autorytaryzmowi, programach z elementami antypedagogiki i pedagogiki emancypacyjnej, jednak uwikłanie w antykomunizm i powoływanie się pedagogów na wątpliwe autorytety pokroju Tischnera osłabiało jakże potrzebny przekaz i zmniejszało realny wpływ na edukację, po czym kontrole nad nią przejęli fundamentaliści, walczący z wiatrakami "bezstresowego wychowania". Ekonomiczna sytuacja kobiet w transformacji pogorszyła się, zakaz aborcji i inne nieprzyjazne nam prawa (w tym ekonomiczne) także nie były pomysłem rządzącej obecnie skrajnej prawicy, która ma plany pójścia w polityce antyfeministycznej o wiele, wiele dalej.

O tej słabości, raczkowaniu emancypacji nie ma jednak mowy w retoryce prawicy, której postawę należy określić jako - wielokroć opisywany zwłaszcza przez Amerykanki - backlash. Otóż przez swoich wrogów ruchy emancypacyjne są traktowane jako silne i stanowiące zagrożenie (głównie dla "rodziny") - czym uzasadnia się stosowanie drastycznych metod zwalczania ich. Na przykład,
polityka "zero tolerancji" dla uczniów czy przestępców przeciwstawia się "lewackiej pobłażliwości", której nigdy nie było, bowiem problemy, na które Ziobro czy Giertych rzekomo reagują, wynikają z wręcz przeciwnych źródeł:
ekonomicznej polityki prawicy, upadku państwa opiekuńczego, rozpowszechniania postaw autorytarnych, stawiających na agresję w miejsce akceptacji itp. Plany zamknięcia kobiet w domach, ograniczenia naszej swobody reprodukcyjnej i sprowadzenia do roli matki poprzez sianie dezinformacji o antykoncepcji - to wszystko wykracza dalece poza zwiastuny pozytywnych zmian, na które jest typową, backlashową reakcją. Backlash widoczny jest także w prezentowaniu kobiecej niezależności jako czegoś nienaturalnego, brzydkiego, bezwstydnego, zagrażającego mężczyznom i przede wszystkim osławionej rodzinie. Podobnie z homoseksualnością, którą prawica w sensie psychologicznym dosłownie żyje. Nie ma dnia bez powodzi werbalnych ataków na osoby i środowiska homoseksualne, rzekomo domagające się dominacji, władzy itp. Jest to zjawisko zwane projekcją; innym wmawia się własne motywy dominacji, chęci tłumienia ich żywotnych potrzeb czy naruszania ich prywatnej sfery uczuciowej.

Prawica żyje także antykomunizmem (bez komunistów, warto zauważyć), tropieniem agentów, potęgowaniem poczucia zagrożenia. Opłakana sytuacja ekonomiczna obywateli jest prezentowana w jej retoryce jako wina wszystkiego, tylko nie czynników ekonomicznych. Społeczeństwo zdaje sobie sprawę, że problemem jest ubóstwo i brak szans, a nie prezentowane pseudowyjaśnienia, ale jako spacyfikowane pod względem aktywności obywatelskiej (co dokonało się wcześniej, mniej więcej wraz ze spacyfikowaniem lewicy parlamentarnej) i pozbawione dostępu do jakiejkolwiek kontrnarracji, przyjmuje nienawistną ideologię może nie jako całkowicie swoją, ale na pewno nie jako obcą. Innymi słowy, to raczej pasywność społeczna odgrywa tu rolę niż utożsamienie. Efekt jest jednak taki, że ludzie nie sprzeciwiają się prawicowemu szaleństwu, a nawet je mimo wątpliwości nieraz gorąco popierają (por. popularność ministra Ziobry).

Weźmy zresztą inną sprawę: wasalność Polski względem USA. W konkretnych decyzjach Polacy są nieodmiennie przeciw, lecz nie przekłada się to na żadne protesty obywatelskie. Ludzi nie tyle odzwyczajono od myślenia, co od wiary, że ich myśli mają jakiekolwiek znaczenie. Można to nazwać odpełnomocnieniem, bez wcześniejszego upełnomocnienia zresztą. Jednocześnie zaproponowano spójny, paranoiczny obraz świata, w który nie wierzą, ale który jest zawsze
"pod ręką" (np. w pismie "Fakt" czy w telewizji publicznej).

Jako jego przeciwieństwo prezentowany jest obraz świata lansowany przez środowiska mediów komercyjnych, którego dominantę światopoglądową stanowi nielubiany przez społeczeństwo neoliberalizm. Skądinąd jest on wyznawany też przez populistyczną prawicę, która afirmując jego założenia, winę za skutki zrzuca na wybrane kozły ofiarne. Neoliberałowie, zwani "liberałami" - co stanowi zabójcze dla lewicy zagarnięcie pojęcia, analogiczne do PiS-owskiego "solidaryzmu" - w pełni natomiast afirmują te skutki, bowiem nie dotykają one grup, na które sami stawiają. Poszkodowanych wciąż jeszcze, choć już nie tak dziarskim tonem jak niegdyś, określają mianem "nieudaczników". W ten sposób opozycja pomiędzy niesprawiedliwością ekonomiczną i dopełniającym ją autorytaryzmem, jaka pozostała po wchłonięciu lewicy parlamentarnej w orbitę owego specyficznego kapitalistycznego "liberalizmu", utrwala się jako bezwyjściowa. Społeczeństwo o lewicowych intuicjach oraz doświadczeniu bezpieczeństwa socjalnego musi wybierać - i czuje, że to jego jedyny wybór - pomiędzy cynizmem w stosunku do ofiar a nienawiścią w stosunku do własnej emancypacji.

Co przeciwstawiać ideologii?

To wszystko wskazuje na ogromnie istotną rolę, jaką odgrywa w dominacji prawicy ideologia. Zastanówmy się przez chwilę nad tym, czym w ogóle ona jest. Na pewno nie jest całości bez szwów; zawsze mamy bowiem do czynienia przede wszystkim z konkretną, materialną sytuacją - w tym wypadku kapitalizmu oraz patriarchatu jako systemu własności, władzy i organizacji sfery seksu.
Sytuację tę można różnorako zinterpretować - przy czym interpretacja natychmiast zaczyna stanowić składnik samej sytuacji (co szczególnie mocno
widać w seksizmie i przezwyciężaniu go, gdzie trudno oddzielić kulturę od materialnej nierówności) - i to właśnie interpretacja, oddziałująca zwrotnie na sytuację, jest ideologią. Mamy więc do czynienia z "prawicową" sytuacją materialną (wyzysk ekonomiczny, nierówność płciowa) a także ideologią, która tę sytuację podtrzymuje i legitymizuje na rozmaite sposoby. Po pierwsze więc, nazywa ją dobra i pożądaną, a alternatywę nienaturalną. Po drugie jednak - i tu mamy do czynienia z głębszym poziomem ideologii - sama przedstawia alternatywę, która w istocie nią nie jest, ale zajmuje pole dopuszczalnego "inaczej". Na przykład, jeśli odrzuca się neoliberalizm, trzeba poprzeć prawicowy populizm, albo jeśli się odrzuca fundamentalizm katolicki, trzeba poprzeć katolicką miękką dyktaturę - albo w ostateczności "świecką" logikę czystego utowarowienia. Innej drogi - powiada ideologia - nie ma.

Jaka jest w tej sytuacji rola lewicy? Wskazywanie na to, jak "sprawy się mają" w samej "bazie" w sposób oczywisty nie wystarcza, chociaż w żadnym wypadku nie można tego zaniedbać jak ci, którzy skupieni są wyłącznie na analizie dyskursu i tych rodzajów opresji, które w nim zachodzą. Potrzebna jest także krytyka ideologii i strategia zaznajamiania ludzi z alternatywą do niej. Jest to
zadanie trudne, bowiem niełatwo nawet ją nazwać. Czy jest to "prawda", czy inna ideologia? Czy byłby to opis adekwatny do rzeczywistości, czy strategiczny względem niej? W takich pytaniach można utknąć, i to utknąć niechlubnie, bo nawet nie zacząwszy krytyki. Odpowiedzmy więc sobie roboczo, że tam, gdzie lewica wskazuje na realny stopień rozwarstwienia, warunki życia, nierówności w dostępie do dóbr, układ geopolityczny, w jakim znajduje się Polska, prawdziwe korzyści kościoła itp. - tam jest to opis, sprzeciwiający się prawicowemu pseudoopisowi, gdzie dane zostają bądź zafałszowane, bądź zastąpione apelami do uczuć. Czy jednak lewica nie ma prawa apelować do uczuć? Czy rozczarowanie nie jest uczuciem, które lewica rozumie i które pozwala na zrozumienie doświadczanej opresji o wiele trafniej, niż jego brak, który w wypadku doświadczania opresji sam jest ideologią zgody, pasywnego poddania się czy wręcz utożsamienia z interesami beneficjentów?

Aby naświetlić ten problem, warto nawiązać do myśli Terry'ego Eagletona. Twierdzi on, że obiektywność nie jest wcale tożsama z brakiem zaangażowania. Co więcej, ten ostatni jest właśnie ideologią, każącą stawać pośrodku pomiędzy krzywdzącymi i krzywdzonymi zamiast stwierdzić krzywdę. Jego zdaniem to właśnie zaangażowanie, tak poszkodowanych, którzy dysponują doświadczeniem opresji, jak i lewicy, umiejącej to doświadczenie wyłuskać z zaprzeczającego mu dyskursu prawicy czy też powszechnej zgody, stanowi o adekwatności lewicowego dyskursu, czyli o jego "prawdzie". Rodzi się jednak pytanie - czym jest prawda, której nikt nie wyznaje i która z powodu braku funduszy i mediów nie ma szans na rozpowszechnienie? Czy na pewno wszakże coś, co upomina się o prawdziwe doświadczenie, co potrafi je wyłuskać z kłamliwych narracji, mających na celu kontynuację opresji, może nie mieć takowych szans i być skazane na los marginalnych aberracji w rodzaju wiary w przepowiednie Nostradamusa? Od tych ostatnich różni poglądy lewicy to, że ludzie dysponują realnymi przesłankami, by uznać jej żądania za słuszne i adekwatne wobec ich własnej, przeszłej i obecnej sytuacji. Są jednak również we władaniu aparatów ideologicznych, prezentujących to zgoła w inny, a często po prostu przeciwny, sposób. Kobiety i mężczyźni w wielu sprawach (m.in. ocena PRL) opierają im się z podziwu godną wytrwałością. Nie wszystko zatem stracone i choć szanse są niewielkie, można się zastanowić, co robić, żeby je wykorzystać.

Szanse lewicy leżą więc w adekwatności i spójności. O ile tej pierwszej prawica nie posiada, jej przekaz jest spójny, czasem wręcz paranoicznie, jak w teoriach winiących za dosłownie wszystko jakąś określoną grupę ludzi (feministki, geje i lesbijki, agenci, Żydzi, progresywnych wychowawców itp.). Co u prawicy jest skuteczne, lewicę jednak zabija. Zarówno dla adekwatności jak i dla spójności naszego przekazu zabójcze jest umieszczanie w nim "apolitycznych" elementów przekazu prawicy. Robi się to u nas często i to ze zrozumiałych, choć w istocie zwodniczych, względów. Skoro prawica ma "rząd dusz" - rozumuje ktoś, kto tak robi - aby mu zagrozić, zbudujmy na kilku powszechnych, to nic, że prawicowych, przeświadczeniach, kontrhegemonię. Bywa też, że są one przyjmowane bezrefleksyjnie lub z powodów chęci zyskania popularności. W ten sposób agresywny neoliberalizm stał się dla części lewicy "przezroczysty"; w ten sposób część feministek uznała, że kobiety są niezróżnicowaną ekonomicznie kategorią, która niezależnie od ustroju należy odgórnie "wyzwolić" od niesprawiedliwych stereotypów. Przykłady by można mnożyć. Co jest istotne, to fakt, że przyjąwszy część poglądów przeciwnika, lewica nie zyskiwała na ogół większej wiarygodności ani spójności przekazu. Co więcej, często je traciła. Nie sposób powiedzieć, czy w wyniku tych strategii, czy mimo nich. Jedno jest pewne: dla prawicy każdy postulat lewicy będzie przesadny, nienaturalny, obcy, a po spacyfikowaniu głosów sprzeciwu w jednej sprawie (jak aborcja czy "racjonalność" neoliberalizmu), bierze się za następne, jeszcze nie skolonizowane. Dzisiaj pojawiają się na przykład głosy, że lewica za bardzo zajmuje się kwestią osób homoseksualnych. Gdy zada się pytanie "za bardzo względem czego?", okazuje się, że owo "za bardzo" dotyczyło porównania ze stanem, w którym nie zajmowała się tym zagadnieniem wcale. Lecz owa mikroskopijna różnica wystarczy, by wysunięto zarzut "za bardzo", "przesadnie" itp. A zatem, pogódźmy się. W sensie ideologicznego mitu jesteśmy nienaturalni, podobnie jak niegdyś piorunochrony dla chrześcijańskich fundamentalistów. Oby udało się osiągnąć podobnie wielki, choć niespektakularny sukces, jak te przydatne urządzenia!

ądźmy intelektualist(k)ami!

Sumując, lewica w moim odczuciu nie powinna przejmować rozpowszechnionego dyskursu prawicy aby być "bliższa" ludziom. Lewica jest bliska ludziom o wiele bardziej, niż ten dyskurs i powinna starać się tę bliskość pogłębiać za pomocą analiz z wykorzystaniem narzędzi naukowych. Nie stoi to w żadnej sprzeczności z uczestnictwem w realnych problemach ludzi czy z aktywizmem.

Po prostu, różne są rzeczy do zrobienia, co nie znaczy, iż stanowią one przeciwieństwa. Popularny ostatnio na lewicy kult aktywizmu kosztem myślenia
to zatem najlepszy prezent, jaki prawica może otrzymać od konkurentki. Widać zresztą, że wśród tych, którzy lubią rozprawiać o "pseudoproblemach", pleni się wiara w totalnie sztuczny konstrukt prawicy, a mianowicie "socjal PiS-u", czyli kuszenie ludzi sprawiedliwością społeczną w połączeniu z konserwatyzmem i autorytaryzmem, z której to obietnicy autentyczne są tylko te dwa ostatnie.

Wykorzystanie narzędzi badawczych, jakie daje nam wykształcenie, nie jest działaniem na szkodę tych, którzy ich nie posiadają, wręcz przeciwnie. Antyinteligencka nagonka jest dziełem prawicy, mającej na celu ogłupienie ludzi i zabranie im możliwości zrozumienia własnej sytuacji. Nasza rola polega na badaniu i tworzeniu z wyników naszych badań powszechnie zrozumiałych analiz. Jest to możliwe, choć wymaga pewnego rodzaju specyficznego talentu. Śmiem twierdzić, że taki talent jest obecnie na lewicy o wiele bardziej potrzebny, aniżeli wodzowski autorytet, o który wzdycha wielu aktywistów zapominając o lewicowej wartości, jakiej na imię antyautorytaryzm. Nie twierdzę, że charyzma jest czymś niepotrzebnym. Powinna ona jednak służyć przekazywaniu spójnego światopoglądu i inicjowaniu działań naprawdę lewicowych, a przy tym układających się w jakąś całość i realnie oddziałujących. Tego wszystkiego nie da się osiągnąć bez głębokiego przemyślenia problemu ideologii, której nie da się sprowadzić do kwestii skuteczności, popularności czy prawdziwości. Jest ona także czymś innym niż strategia.

Badanie społecznych ideologii i umiejętność ich właściwego naświetlenia to - obok materialnej wiedzy, też skądinąd wymagającej żmudnych studiów, a nie tylko radykalnego, upojonego sobą słusznego zaangażowania - po prostu rdzeń naszej tożsamości jako lewicy.

Katarzyna Szumlewicz


Tekst jest zapisem wystąpienia na konferencji pt. "Lewicowe wizje państwa. Perspektywy demokratycznego socjalizmu", która odbyła się w siedzibie OPZZ 22 II b.r. Wszystkie wystąpienia ukazały się w najnowszym "Przeglądzie Socjalistycznym".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku