Majmurek: Wojna klas, wojna idei
[2007-03-24 22:07:44]
Terry Eagleton Ziemia jałowa W swoim tekście Piotr Szumlewicz wystawił równie bezlitosną, co prawdziwą diagnozę polskiej lewicy radykalnej, która rzeczywiście jest słaba, podzielona, niezdolna do wyartykułowania swojej wizji świata w debacie publicznej, żyjąca złudzeniami o cichym poparciu ludu i nadchodzącej rewolucji. Samomarginalizacja lewicy w Polsce jest przykrym faktem, napędza ją sekciarska mentalność, przekonanie działaczy o własnej wyjątkowości i słuszności, instytucjonalna słabość. Dla obserwatora z zewnątrz, generowane przez narcyzm małych różnić ciągłe spory lewicowych sekt rzeczywiście muszą wydawać się śmieszne i jałowe. W opinii publicznej lewicowość ciągle kojarzy się z SLD, partią którą od dłuższego czasu tak skręca na prawo, iż wedle europejskich standardów jest właściwie ugrupowaniem centroprawicowym. Potwierdza to zresztą udział w koalicji z Partią Demokratyczną, w której programie trudno szukać propozycji polityki ekonomicznej, czy społecznej, które dałoby się określić jako lewicowe w jakikolwiek sposób. Programem LiDu jest program obrony III RP przed "moralną rewolucją" Kaczyńskich, co jest hasłem pod którym autentyczna lewica w żaden sposób nie może się podpisać, zważając na to jak niesprawiedliwym społecznie systemem była III RP i jak projekt IV RP jest tej niesprawiedliwości logiczną konsekwencją. Piotr Szumlewicz ma rację upatrując słabości lewicy głównie w jej słabości instytucjonalnej i programowym antyintelektualizmie, typowym dla części lewicowych środowisk. Język publicznej debaty w Polsce wyznacza dziś prawica, udało się jej narzucić własne rozumienie podstawowych pojęć, przez co publiczny spór jest coraz częściej sporem między dwoma sposobami prawicowego myślenia (neoliberalnym i paternalistyczno-konserwatywnym), przedstawianymi jako wyłączne alternatywy. Na politycznej płaszczyźnie przekłada się na spór PiS i Platformy. W tak skonstruowanej przestrzeni publicznej nie ma miejsca na lewicowy język, czy nawet na rozważanie ważnych dla lewicy problemów (wyzysk, dyskryminacja kobiet, czy mniejszości seksualnych), które według umacnianej przez prawicowy język ideologicznej wizji świata po prostu nie istnieją. Ideologiczna hegemonia prawicy jest dziś całkowita, prawicowa, zideologizowana wizja świata postrzegana jest społecznie jako "naturalna" i "przezroczysta", a wszelkie próby jej podważenia postrzegane są właśnie jako... ideologia właśnie. Niestety, prawicowa wizja świata przejmowana jest również przez część środowisk lewicy, bezrefleksyjnie przyjmujących patriarchalną ideologię, z jej przekonaniem o "naturalności" społecznych ról płci, czy "naturalności" monogamicznej, heteroseksualnej, nuklearnej rodziny. Stąd na części lewicy poparcie dla polityki społecznej rządzącej koalicjim (becikowe, etc.), która jest nie do przyjęcia już choćby dlatego, że tak zdefiniowana rodzina jest jej podstawowym adresatem. Czytajmy Gramsciego Ideologiczna hegemonia prawicy nie wzięła się znikąd, jest rezultatem wytrwałej pracy intelektualnej, którą prawicowi intelektualiści cierpliwie wykonywali od początku lat dziewięćdziesiątych. Niestety to prawica odrobiła w tym kraju lekcję z Gramsciego, to prawicowi intelektualiści i politycy rozpoznali, ze w liberalnej demokracji nie da się zrealizować żadnego projektu politycznego w nieprzyjaznym otoczeniu ideologicznym, że równie ważne jak zdobycie władzy politycznej jest zdobycie hegemonii w instytucjach społeczeństwa obywatelskiego takich jak media, uniwersytety, muzea etc. W teorii Gramsciego dominacja określonej klasy w danym ustroju nie kończy się na władzy (którą Gramsci rozumiał jako opartą na przemocy i przymusie), kontroli nad siłowym aparatem państwa (prawo i narzędzia jego egzekucji), ale obejmuje także kontrolę nad instytucjami społeczeństwa obywatelskiego, zwłaszcza tymi które kształtują społeczny obraz rzeczywistości. Gramsci nazywał ten drugi typ dominacji klasowej hegemonią, opiera się ona w jego teorii nie na przymusie, ale "fabrykowaniu zgody" na dominację określonej grupy. Fabrykowania to odbywa się przez "naturalizację" ideologii dominującej grupy, gdy ideologia zostaje "znaturalizowana" postrzegana jest jako zespół "zdroworozsądkowych" i "przezroczystych" poglądów. I to udało się osiągnąć polskiej prawicy. Po wyborczych klęskach z lat 1993 i 1995 polska prawica była w głębokim politycznym kryzysie. Praktycznie nieobecna w Sejmie, słaba podzielona, pozbawiona wpływu na publiczną debatę. Ale właśnie wtedy prawica zaczyna mozolny projekt budowania medialno-intelektualnego zaplecza. Konsoliduje się dziennikarskie środowisko "pampersów", które zdobywa szlify w wołkowskim "Życiu", "Nowym Państwie", walendziakowskiej telewizji publicznej, czy telewizji Puls. Środowisko to będzie wspinało się po szczeblach dziennikarskiej kariery i walnie przyczyni się do wytworzenia ideologicznego klimatu dla projektu IV RP. Tworzą się także prawicowe instytucje intelektualne, periodyki idei ("Fronda", "Christianitas", "Arcana"), hojnie wspierane przez prawicę polityczną. Na ich łamach toczą się debaty, w których prawica wyłania swoich intelektualistów organicznych; historyków, ekonomistów, filozofów. Oni dostarczają wspartych naukowym autorytetem uzasadnień dla politycznych działań prawicy. Nie ma co się dziwić hegemoni prawicy w kraju, gdzie wizje historii najnowszej kształtuje kryminalizujący PPR Piotr Gontarczyk i doktor Dudek, gdzie najczęściej wypowiadającymi się w mediach ekonomistami są eksperci skrajnie neoliberalnego Centrum im. Adama Smitha, a obecni w mediach filozofowie to egzegeci Carla Schmitta albo Karola Wojtyły. Prawicowi intelektualiści nieustannie fabrykują społeczną zgodę na polityczny projekt prawicy. I prawica polityczna zdaje sobie sprawę, że (by użyć słów Susan George) definiowanie, utrzymanie i kontrolowanie kultury jest kluczowe. Bez władzy nad kulturą najambitniejszy i najlepszy projekt polityczny będzie postrzegany jako "ideologiczny", "utopijny", dopiero w odpowiednim klimacie ideologicznym może on zaistnieć jako "poważna" propozycja w publicznej debacie. A dla utrzymania kontroli nad kulturą konieczne jest stworzenie materialnej bazy dla produkcji intelektualnej i kulturowej, finansowanie periodyków, think-tanków, konferencji. Szkodliwe mity na lewicy Lewica sldowska zawsze miała macoszy stosunek do wspierania pracy intelektualnej. Prof. Szyszkowska mówiła w jednym z wywiadów, że poszła do Millera, by przekonać go do tworzenia lewicowych mediów, na co on powiedział jej, że nie ma takiej potrzeby, bo jest wzrost gospodarczy, ludziom żyje się lepiej i tak będą głosować na lewicę. Wypowiedź Millera jest symptomatyczna. Gdy SLD miało pełną kontrolę nad mediami publicznymi nie użyło jej do wykreowania autentycznie lewicowej elity dziennikarskiej, nie dało czasu antenowego intelektualistom lewicy. W czasach prezesury Wiesława Walendziaka TVP realizowała takie programy jak Kultura duchowa narodu, czy Fronda, które przedstawiały prawicową wizję historii i kultury. Także dziś w kontrolowanej przez prawicę telewizji można znaleźć takie programy jak Trzeci punkt widzenia, gdzie konwersuje ze sobą trzech prawicowych filozofów. Dlaczego w czasach kontroli SLD nad telewizją publiczną nie można było zobaczyć programów z lewicowej perspektywy komentujących takie problemy jak neoliberalna globalizacja, prawa mniejszości seksualnych, czy PRL? Dlaczego nie wysyłano dziennikarzy na wywiady z Żiżkiem, Wallersteinem, czy Judith Butler? Niestety także na radykalnej lewicy można dostrzec niepokojący antyintelektualizm. Na forach lewica.pl. czy Indymediów codziennie ktoś z uporem godnym lepszej sprawy wkleja kilometry tekstów atakujących rzekomo żyjącą w luksusie z grantów "konferencyjną lewicę". Często spotyka się zabieg przeciwstawiania "wyobcowanego" lewackiego intelektualisty problemom "zwykłych ludzi", według Piotra Ciszewskiego tylko ci, którzy zajmują się tymi problemami zasługują na miano "prawdziwie lewicowych intelektualistów". Ten antinitelektualizm napędzany jest przez mit akcji bezpośredniej, tego że do ludzi dotrzeć można tylko bezpośrednio im pomagając, blokując eksmisję, czy zwolnienie z pracy związkowca. Według części naszej lewicy teoretyczne rozważania tylko alienują lewicę ze społeczeństwa, do którego dotrzemy przez demonstracje i tym podobne działania. Ten mit zupełnie ignoruje rzeczywistość, w której przyszło dziś działać wszelkim ruchom społecznym, to jest rzeczywistość społeczeństwa spektaklu. To symulakra kreowana przez jego aparaty jest w późnym kapitalizmie podstawowym doświadczeniem zewnętrznej, empirycznie, "wspólnie dzielonej" rzeczywistości, jest "bardziej" realna od rzeczywistego empirycznego doświadczenia. Jeśli lewicy nie uda się zaistnieć w rzeczywistości medialnej, to nie będzie jej wcale, jeśli nie zbudujemy pojęciowej struktury (a zbudować ją można tylko w mediach), w której demonstracje, akcje uliczne, blokady eksmisji nabiorą pożądanego przez nas znaczenia, to do końca naszej kariery czekają nas czterdziestoosobowe pikiety, mijane obojętnie przez przechodniów. Żyjemy w coraz bardziej zmediatyzowanej rzeczywistości i bez mediów nie dotrzemy do ludzi. A do tego potrzebujemy własnych ekspertów, intelektualistów etc. Ideologia, głupcze! Często wśród ludzi lewicy można słyszeć natchnionych wiecowych mówców obwieszczających, jak to "lud jest z nami". Niestety, samo to, że interesy ekonomiczne większości ludzi nakazywałyby im popierać lewicowe rozwiązania nie oznacza, że będą to robić. Już Engels zauważa, ze ekonomia jest determinująca dopiero w ostatecznej instancji, a interes ekonomiczny uświadamiany jest na polu politycznym. Rzeczywisty interes ludzi przesłania im dominująca ideologia, którą za Eagletonem rozumiem nie tylko jako zbiór fałszywych poglądów, które należy zastąpić prawdziwymi, ale zespół relacji między sądami w ramach różnych dyskursów, które z nawet mozaikę prawdziwych sądów układają w fałszywy obraz świata. Wypracowana przez prawicę, hegemoniczna ideologia panująca w Polsce jest z jednej strony neoliberalna, z drugiej konserwatywna obyczajowo (heteronormatywność, etc.) i patriarchalna. To przez pracę tej ideologii biedni winią za swoją biedę zbyt wysokie podatki, bezrobotni za bark pracy jej "zbyt wysokie koszta", a za "naturalny" uchodzi brak kobiet we wszelkich instytucjach władzy. Tak długo jak lewica nie uderzy w ten ideologiczny projekt nie będzie w stanie przeprowadzić żadnego prawdziwie ambitnego politycznego projektu. Poszczególne części hegemonicznego projektu prawicy nawzajem się dopełniają. Patriarchat, wymuszając na kobietach nieodpłatną pracę wzmacnia rynek, rynek promując ekonomicznie osoby agresywne, przedsiębiorcze, egoistyczne, wzmacnia i ekonomicznie nagradza patriarchalny wzorzec męskości. Dlatego lewica nie może pozwolić sobie na wybiórczą krytykę tylko jednej części hegemonicznego projektu prawicy. Zabawy w spór "lewicy obyczajowej" z "ekonomiczną", przeciwstawianie "burżuazyjnych" gejów, czy feministek, "prostym ludziom", jest dla lewicy intelektualnie i politycznie samobójcze. Nic dziwnego że napędza go prawica. Bitwa o język Receptą na słabość lewicy może być tylko praca intelektualna. Konieczne jest tworzenie własnych ośrodków myśli, wymiany poglądów, wykształcenie własnych organicznych intelektualistów. Głównym kierunkiem działania powinna być polemika z prawicowym projektem hegemonicznym, który będzie blokował jakąkolwiek rzeczywiście progresywną politykę na długo po tym, gdy PiS straci władzę. Oczyszczenie ideologicznego przedpola dla politycznej działalności powinno być dla lewicy najważniejsze. W prawicowym języku nie sformułujemy interesów klas podporządkowanych. Walka klasowa potrzebuje swojego języka, dominacja prawicowych idei uniemożliwia jego powstanie. Walka o lewicowy język jest dziś jedyną walką jaką lewica może podjąć i wygrać, w ten sposób najlepiej przysłuży się prześladowanym i pokrzywdzonym. Ludzie myślą tymi i tylko tymi schematami, które są obecne w przestrzeni publicznej, uświadamiają sobie swoje krzywdy i rzeczywiste interesy, dopiero wtedy, gdy mając do tego język i intelektualne narzędzia. Prawica wyparła je dziś z publicznej debaty. Najlepsze co może "dla prostego człowieka" zrobić lewica, to dać mu język, w którym będzie mógł zrozumieć źródła swoich problemów i wyartykułować swoje krzywdy i żądania. |
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Syndrom Pigmaliona i efekt Golema
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Mury, militaryzacja, wsobność.
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Manichejczycy i hipsterzy
- Pod prąd!: Spowiedź Millera
- Blog Radosława S. Czarneckiego: Wolność wilków oznacza śmierć owiec
- Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
- Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
- od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
- Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
- Kraków
- Socialists/communists in Krakow?
- Krakow
- Poszukuję
- Partia lewicowa na symulatorze politycznym
- Discord
- Teraz
- Historia Czerwona
- Discord Sejm RP
- Polska
- Teraz
- Szukam książki
- Poszukuję książek
- "PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
- Lca
23 listopada:
1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".
1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.
1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.
1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.
1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.
1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.
1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.
1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.
2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.
?