Dzisiejsza konfrontacja z prawicą nacjonalistyczną i antykomunistyczną sprawia, że ewolucja lewicy i całej sceny politycznej będzie się rozgrywała wokół osi polaryzacji typowych dla naszych rodzimych tradycji historycznych.
Naturalną tradycją dla polskiej lewicy jest tradycja socjalistyczna i komunistyczna. Tym bardziej nie można dopuścić, żeby formacja, która dopiero szuka swojej tożsamości wykorzystywała tradycję komunistyczną do klajstrowania naprędce swojego wątpliwego rodowodu. A pokusa jest duża, na co wskazuje choćby ewolucja "Impulsu"/"Trybuny", który zainicjował swoją marszrutę "Manifestem Trybuny", by później udawać, że od początku miał na myśli program "komunistyczny" (zapewne rodem z "komunizmu" Urbana i Passenta!). Już wówczas nic nie świadczyło o szczerości intencji, poza eklektycznymi deklaracjami składanymi przy okazji komercyjnej promocji książki autorstwa Krzysztofa Pilawskiego, a jednak tzw. nowa radykalna lewica chciała i dała się na to nabrać.
TO OŚMIELIŁO KIEROWNICTWO SOJUSZU, które wygasiło poprzedni eksperyment, by dziś wrócić do niego ponownie.
A trzeba pamiętać, że w SLD trwa dyskusja, której kierownictwo nie może opanować ani stłumić, gdyż gołym okiem widać, że manewr z sentymentem do PRL przestał być aktualny.
SLD jest dziś skazana na jałowość, podobnie jak - paradoksalnie - posttrockiści. Z tego samego względu - nie sposób zbudować organizacji opartej wyłącznie na kalkomanii. Taki ruch skazuje obie te formacje na marginalizację.
Odwołuje się bowiem do doświadczeń uniwersalnych, abstrahując od realiów konkretnego kraju. Sojusz popełnia zatem błąd posttrockistów. Dynamika zmian społecznych zostaje zastąpiona przez ewolucję fundamentalnych wartości, które z kolei zaczynają nabierać zmieniającej się treści.
Z takim widzeniem świata jest jeden zasadniczy problem. Fundamentalne wartości zazwyczaj są tożsame z wartościami klasy panującej, a ta ma już do wyboru inne, konkurencyjne siły polityczne broniące status quo. Partie burżuazji nie muszą odwoływać się do wąskiego elektoratu, ponieważ burżuazja w państwie kapitalistycznym uzurpuje sobie pretensje do reprezentowania interesu całości, racji stanu. Naturalnym fundamentem partii prawicowych jest fundament solidaryzmu społecznego, gdyż stanowi nie tyle perswazję wobec burżuazji, żeby się dzieliła, co wobec klasy robotniczej, żeby nie wysuwała wygórowanych żądań. Argumentem - racja całości, społeczeństwa, państwa etc.
Partie lewicy z natury rzeczy przeciwstawiają się temu, więc są partiami interesu wydzielonego, specyficznego, partykularnego klasy robotniczej. Zamazać to może tylko sytuacja państwa dobrobytu, gdyż jest to udana próba redystrybucji na rzecz klasy robotniczej. Dziś, to niemożliwe.
A jednak SLD - podobnie jak Tomasz Rafał Wiśniewski w artykule "Lewica postmodernistyczna" - wychodzi od Wallersteina (patrz: Artur Hebda) i opisanego przezeń zjawiska wchodzenia ruchu robotniczego na Zachodzie w tzw. buty burżuazyjne i poszukuje "wspólnej formuły, która pozwoliłaby na usatysfakcjonowanie wszelkich możliwych partykularyzmów", by w końcu dojść do tezy, że "zajmowanie się partykularyzmami prowadzić musi zawsze do zwycięstwa sił reakcyjnych, które od czasu Wandei żywią się właśnie partykularnością".
Wszak to nacjonalizm, demokracje i ubezpieczenia społeczne sprawiły, że klasa robotnicza i jej rola odeszły do historii. Zasadnicze znaczenie ma zatem budzenie świadomości. Ta teza jest zasadniczą w nowej lewicy o charakterze radykalnym. Odejście od kwestii ekonomicznych, które jest fundamentem nowej lewicy, prowadzi do uznania, że pociągające są postulaty rozciągające maksymalnie granice wytrzymałości systemu demokratycznego. Na tym przecież polega nowoczesna lewicowość.
Taka gra nie kształtuje świadomości alternatywnej, ale wariantową wobec państwa burżuazyjnego. Najlepiej to widać na przykładzie praw małżeńskich par homoseksualnych, które wzmacniają myślenie drobnomieszczańskie o rodzinie, a nie przeciwstawiają się mu. Podobnie dzieje się ze świadomością społeczną.
Nic zatem dziwnego, że nie ma sprzeczności między nurtem socjaldemokratycznym a alterglobalistycznym w SLD i poza SLD, podobnie jak nie ma jej w rzeczywistości Zachodu, skąd przywędrowała kalka. Trudno jednak nie zauważyć, że te kierunki będą pozbawione bazy społecznej. Cała nowa czy nowoczesna lewica, polska czy zachodnia, boi się zawężenia owej bazy, tracąc tym samym swoje cechy odróżniające ją od prawicy, która wręcz ma interes w tym, aby uzurpować sobie prawo do oksymoronu: partii całego społeczeństwa. Pasuje to do nowej lewicy, szczególnie tej z odzysku.
Ewa Balcerek
Włodzimierz Bratkowski
Tekst ukazał się na stronie Dyktatura Proletariatu (www.dyktatura.info).