Niemal dokładnie przed rokiem nadchodzi wiadomość mailowa. Jak robił to często w ostatnich latach, Rorty pisze zrezygnowany o "wojennym prezydencie" Bushu, którego polityka głęboko go przygnębia, jego, patriotę, który całe życie chciał ulepszać swój kraj. Dopiero po dwóch, trzech akapitach sarkastycznej analizy przychodzi nieoczekiwane zdanie: Alas, I have come down with the same disease that killed Derrida. I jakby chcąc zmniejszyć strach czytelnika, dodaje w żartach, że zdaniem córki ten rodzaj raka bierze się z nadmiaru lektury Heideggera.
Richard Rorty wyzwolił się przed trzydziestoma pięcioma laty z gorsetu dziedziny, której konwencje stały się dla niego zbyt ciasne - nie po to jednak, żeby uwolnić się z dyscypliny analitycznego myślenia, lecz żeby móc odtąd filozofować na niewydeptanych ścieżkach. Rzemiosło swojej profesji opanował do perfekcji. W pojedynku z pierwszymi pośród równych, z Davidsonem, Putnamem czy Dennettem, wznosił się zawsze na wyżyny najbardziej subtelnej i wnikliwej argumentacji. Nie zapominał jednak, że filozofii nie wolno przez wzgląd na obiekcje kolegów po fachu zapominać o problemach, które serwuje nam życie.
Nie znam nikogo wśród współczesnych filozofów, kto jak Rorty całe dziesięciolecia zaskakiwał i trzymał w napięciu nowymi perspektywami, pomysłami i sformułowaniami swoich kolegów - i nie tylko ich. Ta wspaniała kreatywność tłumaczy się romantycznym duchem poety, który nie skrywał się już dłużej za naukowym filozofem. Tłumaczy się też niezrównaną retoryczną biegłością i nieskazitelną prozą pisarza, który nie przestawał szokować swoich czytelników niezwyczajnymi strategiami prezentacji, nieoczekiwanymi dychotomiami i nowymi słownikami.
Eseistyczny kunszt Rorty`ego oscyluje miedzy Friedrichem Schleglem a surrealizmem. Ironia i namiętność, żartobliwy i polemiczny ton wpływowego intelektualisty o światowym zasięgu, rewolucjonizującego sposoby myślenia, wywołują wrażenie odpornego temperamentu. Wrażenie to może zmylić co do delikatnej i wrażliwej natury osoby, która bywała często nieśmiała i wycofana - i zawsze wyrozumiała.
Krótki tekst autobiograficzny nosi tytuł Dzikie orchidee i Trocki. Rorty opisuje, jak będąc młodym chłopcem łazikuje po pagórkowatej okolicy na północnym zachodzie New Jersey i upaja się odurzającym zapachem orchidei. W tym samym czasie w domu swoich lewicujących rodziców odkrywa fascynującą książkę broniącą Trockiego przeciw Stalinowi. Rodzi się wówczas wizja, jaka towarzyszy młodemu Rorty`emu wstępującemu do college`u: filozofa służy pogodzeniu nieziemskiej piękności orchidei z marzeniem Trockiego o sprawiedliwości na ziemi.
Dla ironika Rorty`ego nie ma nic świętego. Zapytany o coś "świętego", ów konsekwentny ateista odpowiada u schyłku życia zdaniami, które przypominają młodego Hegla: Poczucie świętości wiąże się z nadzieją, że moje późne wnuki będą żyć w globalnej cywilizacji, gdzie miłość będzie dokładnie jedynym prawem.
Jürgen Habermas
tłumaczenie: Arkadiusz Żychliński
Tekst pochodzi z dziennika "Süddeutsche Zeitung" z 11 czerwca 2007 roku. Polskie tłumaczenie pochodzi z miesięcznika "Odra".