Fidel Castro miał zginąć w zamachu. Mimo kilkuset prób, nie zginął. Miała go obalić inwazja. Została odparta. Wprowadzono sankcje gospodarcze, embargo. Zakazano Amerykanom tam jeździć, żeby, choć jednym dolarem nie wsparli rewolucji. Rewolucja miała upaść wraz ze Związkiem Radzieckim. Opozycja finansowana szczodrą ręką z Miami miała wzniecić bunt, kiedy pozbawiony dostaw z byłego bloku socjalistycznego kraj pogrążył się dosłownie w mroku i biedzie. Nie wznieciła. Wreszcie nadszedł ten utęskniony dzień, Fidel miał odejść naturalną śmiercią, a rewolucja automatycznie upaść. Od sześciu miesięcy złożony chorobą Fidel nie rządzi już Kubą, a kraj jest w coraz lepszej kondycji. Z obserwacji satelitarnej, którą CIA uzyskuje od NASA wynika, że Fidel odbywa codziennie dwukilometrowe spacery. Przygotowane w Stanach kadry, które miały pomóc Kubie w szybkiej prywatyzacji, na razie nigdzie nie pojadą.
Uśmiechnięci są też stojący przy drodze autostopowicze, chłopi sprzedający banany, marmoladę z gujavy, miód. Te roześmiane twarze, ciągłe machanie i pozdrawianie jakoś nie chce się Europejczykowi zgodzić z widocznym krachem transportu publicznego. Paliwo już jest. Przejeżdżamy obok setek wzniesionych tuż nad morzem szybów naftowych. Widok jak w Teksasie! Ciężką, zasiarczoną ropę miejscową miesza się z wenezuelską. Brakuje jednak pojazdów. Dolar,
dziurawy but i rewolucja
Dziwne pomieszczenie na ulicy Salud. Stara Hawana, a w nim Chińczyk. Juan Chi wyjaśnia, że to sklep mięsny. A gdzie mięso? Nie wie. Nie ma już od roku. I od roku Juan Chi pobiera pensję sprzedawcy, niczego nie sprzedając. Dlaczego dostaje? Musi dostawać, bo przecież każdy musi z czegoś żyć! Jego ojciec miał sklep w tej samej chińskiej dzielnicy, ale mu rewolucja skonfiskowała. Bez odszkodowania, a przecież pracował, nie kradł. Dwaj bracia Chi są bogaci, jeden w Hongkongu, drugi w Kanadzie. Sam Chi czuje się na poły Kubańczykiem, na poły Chińczykiem. Nie chce wyjechać. A co będzie po Fidelu? – . „Socjalizm” odpowiada Chińczyk i pokazuje bliznę po operacji. Zrobili mi tu operację i nic nie musiałem zapłacić. Dzieci studiują, a ja stary jestem wrosłem w tę dzielnicę.
Życie tu kipi. Młody człowiek ciągnie beczkę z wodą. Wciąż gdzieś nawalają rury, to handluje wodą. Otwarte drzwi i okiennice odsłaniają życie prywatne mieszkańców, staruszki w bujanych fotelach, mężczyźni w podkoszulkach wiecznie coś naprawiający.
Dwa warsztaty jubilerskie: w jednym naprawiają rowery, w drugim wentylatory. Jedyna widoczna tu biżuteria to złote koronki na zębach młodego jubilera. Nocą chińska dzielnica w starej Hawanie rozświetla się lampionami knajp. To eksperyment pod auspicjami chińskiej ambasady. Spółka akcyjna mieszkańców prosperuje, ceny umiarkowane, a restauracje pełne. Tylko menu jakieś mało chińskie. Renowacja odrapanych, walących się zabytkowych kamienic postępuje powoli. Idą na to dochody z turystyki, ale w obecnym tempie zajmie to jeszcze jakieś 20 lat. Zniszczona, kłębiąca się od ludzi dzielnica i nie widać żadnego policjanta. Wygląda niepokojąco, ale turyści z drogim sprzętem foto czują się tu bezpiecznie. Ludzie lubią żeby ich filmować, fotografować, często sami o to proszą, kobiety podają adres poczty elektronicznej, żeby przesłać zdjęcia. Uderza kontrast między widoczną gołym okiem materialną mizerią dzielnicy, a schludnym, stylowym, eleganckim wyglądem mieszkańców i ich nieustającym dobrym nastrojem.
Nikt nie odmawia rozmowy, choć często pytania o socjalizm, rewolucję i perspektywy zmian zbywają żartem. Przejeżdżający z dziewczyną chłopak w rikszy woła „Daj dolara”, ale widać, że tylko żartuje. Nagle młody człowiek podchodzi i rzuca scenicznym szeptem: ”Nigdy nie poznacie prawdy o Kubie”, po czym gwałtownie się oddala. Dlaczego?: „Za dużo strachu”- i znika w tłumie. Bar naprzeciw komisariatu. Przesiaduje tu stała klientela. Jose jest rikszarzem, bez licencji, ale jakoś sobie radzi. Tu już nikt nie żartuje. Rozmowa o rewolucji jest poważna.
Jose mówi: „Jestem fidelistą, ale nie komunistą”. Dlaczego? Bo nie chcę żyć z rewolucji. Mimo istniejących przywilejów władzy, nie uważa społeczeństwa kubańskiego za klasowe. Według niego można tu mówić, co najwyżej o warstwach. Marksizm poważnie zgłębił w więzieniu. Kiedy jeszcze posiadanie dewiz było karalne, przyłapano go z jednym dolarem i odsiedział za to cztery lata. Mimo to jest za rewolucją. Dla podkreślenia tych słów układa palce w znak „F” jak Fidel. Większość ludzi w tej dzielnicy to fideliści, mówi Mario, który, w swój ironiczny sposób wciąż powtarza, że żyje mu się świetnie i niczego mu nie brakuje. Adalberto przez 24 lata był dokerem w hawańskim porcie, a teraz rozlatują mu się buty. Nie chce się pogodzić z tym, że nowe są za dewizy. Emeryturę dostaje w walucie krajowej. Nie stać go. Co po Fidelu? Dokładnie nie wiedzą, wiele musi się zmienić. Góra pewnie już nad tym myśli, ale do nich niewiele dociera. O kapitalizmie jednak nie ma mowy. Amerykanie nie będą nam rozkazywać…
Orrio, człowiek z laską
Na tym samym rogu ulicy. Między barem a komisariatem stał rozjuszony tłum. Jakiś mężczyzna zgwałcił dziecko. Tłum chciał go zlinczować. Na twarzach policjantów: bezradność. Nigdy nie używano ich do tłumienia rozruchów. I wtedy pojawił się kulejący człowiek w średnim wieku z laską. Przemówił. Zapewnił, że przestępcę przewiozą do prokuratora, że zostanie mu wymierzona sprawiedliwość. I wzniósł okrzyk: „Sprawiedliwość!” Ludzie podjęli hasło i skandując „Sprawiedliwość!” ruszyli dalej. Człowiekiem, który zapobiegł linczowi był Manuel David Orrio del Rosario. Niepełnosprawny księgowy, następnie cieć, po czym agent bezpieki i dziennikarz. Przez 12 lat był gwiazdą opozycyjnego dziennikarstwa, częstym gościem Biura Interesów Amerykańskich w Hawanie rozpracowującym opozycję polityczną.
Jego dekonspiracja w 2003 wraz z 11 innymi agentami infiltrującymi opozycję wywołała wielki szum medialny. Orrio był bohaterem. Jednak 12 lat podwójnego życia, powszechnego ostracyzmu, jaki obejmował „wrogów rewolucji”, pozostawiło trwały ślad. Pozostał krytycznym dziennikarzem. Cenzura? Oficjalnie nie istnieje. Za bardzo by się kojarzyła z obalonym przez Castro reżimem Batisty. Jednak kontrola władzy nad mediami jest pełna, tym bardziej drobiazgowa im mocniej ekonomicznie cisną wyspę Amerykanie. W pierwszej połowie lat 70-tych Kuba przeżywała tzw. szarą pięciolatkę, okres cenzurowania i represjonowania świata kultury. Zapanował socrealizm. Nie wolno było nawet grać anglosaskiej muzyki. Kiedy jednak ktoś postanowił urządzić w telewizji kubańskiej benefis trzem głównym cenzorom, kontrolującym media w tamtym „złym” okresie, posypały się maile od znanych dziennikarzy i twórców kultury. Partia musiała się cofnąć. Co miesiąc odbywają się w Domu Ameryk (Casa de la Americas) dyskusje o tamtym okresie i o wolności mediów. W kabarecie „El Cocodrilo” („Krokodylu”) w karcie drink Cuba Libre (Kuba Wolna) opatrzony jest dopiskiem „od analfabetyzmu”…Takie kwestie jak rasizm czy homofobia przestały być tabu mówi w wywiadzie dla dziennika „La Jornada” minister Kultury Abel Prieto. „A zaraz po rewolucji chłopców do baletu musieliśmy rekrutować w sierocińcach, bo rodzice uważali, że balet „jest dla pedałów”. Represjonowani i cenzurowani wtedy twórcy publikują i wystawiają, są bohaterami na targach książki. W księgarniach jest tylko propaganda. Całe nakłady wartościowych książek są wykupywane z dnia na dzień. Jest problem z papierem. Wolność słowa to domena Internetu i tutaj wypisują się tacy dziennikarze jak Dawid Orrio. Sam dostęp do Internetu jest wciąż limitowany. Oficjalne wytłumaczenie to embargo, złośliwość Amerykanów, zbyt wąskie pasmo, ale polityczny czynnik widać też gołym okiem. Wkrótce jednak Wenezuela doprowadzi pod powierzchnią morza kabel optyczny, który zwiększy 1000 razy przepustowość (wydolność) kubańskiego Internetu.
Partia pozostaje sztywna i wyizolowana. Gdy Fidel zachorował wpadli w panikę. Tylko on potrafił rozładowywać napięcia społeczne, łapać natychmiastowy kontakt z masami. Kiedy w tak zwanym „okresie specjalnym”, po upadku ZSRR i obozu socjalistycznego, doszło w starej Hawanie do rozruchów głodowych, Fidel pojawił się tam natychmiast i zaczął z ludźmi gadać, nie owijał w bawełnę, mówił, że muszą zacisnąć zęby żeby rewolucja przetrwała, żeby Kuba wygrała. Ci, którzy jeszcze przed chwilą rzucali kamieniami krzyczeli na jego cześć: Viva Fidel! W okresie specjalnym z dnia na dzień obroty handlu zagranicznego spadły o 85% a dochód narodowy o 40%. „Ludzie dużo jeździli na rowerach i jedli mało protein” tłumaczył eufemistycznie czasy głodu Dennys Guzman, dyrektor Instytutu Studiów Europejskich i były ambasador Kuby w Warszawie. Dlatego wyglądali na wygłodzonych i mieli „bardzo szczupłe sylwetki”. Był to czas, kiedy w całej Hawanie paliła się tylko jednak latarnia, koło hotelu Hilton. Władze musiały specjalnymi zarządzeniami chronić konie przed zjedzeniem gdyż stały się one obok wołów ważnym elementem systemu transportowego i rolnictwa. To jednak już minęło. Własne wydobycie ropy zaspokaja niemal połowę potrzeb energetycznych kraju. Co roku Kubę odwiedzają dwa miliony turystów. Dziesiątki tysięcy nauczycieli, lekarzy i specjalistów pracujących zagranicą przysparza wyspie jeszcze większych dochodów niż turystyka. Wszystko to sprawia, że dochód narodowy już drugi rok z rzędu rośnie o ponad 10% jak potwierdza CIA. Kubańczycy wszelkie dane gospodarcze opatrują takim uwierzytelnieniem, bo CIA najwnikliwiej monitoruje wszystko, co się dzieje na Kubie. Więc, żeby nie było wątpliwości… Połowa młodzieży studiuje, a co setny Kubańczyk jest lekarzem. Na 11 milionów ludności jest 110 000 lekarzy. We Francji jest ich 200 000 na 67 milionów ludności. W zamian za pracę lekarzy i nauczycieli, którzy prowadzą akcję alfabetyzacji w Wenezueli, na Kubę płynie ropa po niższej cenie niż do USA. Ceny niklu jednego z głównych surowców eksportowych kraju osiągają rekordowy poziom. Jednak, jeżeli jakieś urządzenie wwożone do USA zawiera, choć śladowe ilości kubańskiego niklu zostaje zatrzymane na granicy.
Dwa embarga
Orrio mieszka w dzielnicy chińskiej starej Hawany. Trzecie piętro w starym budownictwie. Jeździ starą Ładą przystosowaną dla inwalidy. Trzeba krzyknąć „Manuel!”, a jego żona, piękna Mulatka rzuca klucze od bramy. Jak na agenta Orrio żyje skromnie. Może dlatego, że nie zeznawał jak chciała prokuratura, tylko jak było. Miał mówić, że oskarżeni namawiali Amerykanów do zaostrzenia embarga, a zeznał zgodnie z prawdą, że było przeciwnie. „Odjąłem im z wyroków po pięć lat”, cieszy się. Pytany czy się nie boi konsekwencji swojej szczerości, odpowiada z uśmiechem: „Ja swoją próbę lojalności wobec kraju dawałem przez 12 lat”. A jego naznaczona cierpieniem twarz, potwierdza, że nie była to łatwa próba. Orrio twierdzi, że w partii toczy się ostra dyskusja, szykują się zmiany. Sam nie wstąpi do niej póki nie zostanie zniesiony punkt w statucie, umożliwiający wykluczenie członka KC bez zgody Zjazdu. Konsekwencją jest brak prawa do prezentowania mniejszościowego stanowiska i obrony swego zdania w swobodnej dyskusji. Krajem rządzi siedem osób, które przejęły od Fidela jego zadania. Na pytanie czy „siódemka” stanowi jakieś formalne ciało, czy się zbiera, obraduje, przedstawiciel Wydziału Zagranicznego KC Komunistycznej Partii Kuby nie chciał wyraźnie odpowiedzieć. Rozmowa w siedzibie partii przy Placu Rewolucji nie kleiła się. Na Kubie najwyraźniej toczą się równolegle dwie debaty o przyszłości: w partii i wśród zwykłych ludzi, w barach, na ulicy, w Internecie. Jednak pytanie, kiedy i gdzie te debaty mogą się spotkać pozostało bez odpowiedzi. Partia obawia się powtórzenia scenariusza pierestrojki i dojścia do władzy mafii. Zwłaszcza, że ta z Miami jest jeszcze gorsza od rosyjskiej! „Rozwój Kuby blokują dwa embarga, tłumaczy Ivan zawodowy kierowca i mechanik dorabiający nielegalnie wożeniem ludzi „na łebka” swoją Ładą. Jedno wprowadzone przez USA i drugie, polityczne embargo nałożone przez partię. Ale z obu sobie poradzimy”.
Nawet na budynku partii przy Placu Rewolucji nie ma czerwonej flagi, tylko kubańska. Bo to flaga narodowa jest symbolem rewolucji. Czerwona to symbol obcego mocarstwa, któremu nigdy nie ufał ani Fidel, ani tym bardziej Che. Ta partia to też taki radziecki wynalazek. Z radzieckich wynalazków, wyjaśnia kierowca taksówki najlepsze są takie małe wiatraczki montowane w ich lodówkach. Na Kubie były sprzedawane osobno, do chłodzenia pomieszczeń. Są nie do zdarcia.
Fidel powiedział: Musicie postarać się jakoś przetrwać! Kubańczycy to indywidualiści. Nie trzeba im było dwa razy powtarzać. Tu praktycznie nikt nie żyje z pensji. Większość dodatkowych zajęć ma charakter nieformalny. Dzięki temu w kraju gdzie mydło i kosmetyki są na chude przydziały kartkowe ludzie chodzą są oprani, eleganccy i pachnący. W czasach głodu w Hawanie rozkwitło „rolnictwo miejskie”. Prosto z działek, pól, gajów owocowych można na rogu ulicy kupić świeże owoce i warzywa. A co najważniejsze, za peso krajowe, czyli tanio. Sprzedawca, ogrodnik chwali sobie. Jest spółdzielcą, dostaje kilka razy więcej niż wynosi średnia krajowa. Od utargu. Na bazarze ludzie nie rzucają się na mięso. Jest wciąż zbyt drogie. Rzeźnik, który był już w życiu inżynierem metalurgiem, ale ze względów zdrowotnych, przeniósł się do pracy w partyjnym dzienniku Granma, by odejść stamtąd przez niechęć do nocnych dyżurów, wyraźnie lubi swą pracę. Mięso dzieli się na bardzo małe kawałki, stosownie do kieszeni klienta, ale rzeźnik twierdzi, że ci, co narzekają to lenie.
Tymczasem Kubańczycy kupują witaminy, bo na proteiny ich nie stać. I niewielkim pocieszeniem jest oficjalne zapewnienie, że ich spożycie statystycznie wzrosło.
Consuelo jest lekarką i nie ma pozwolenia na przewóz osób. Jedzie z duszą na ramieniu. Ale musi dorabiać, jak wszyscy. Jako ochotniczka służyła w Angoli. To był trudny okres. Obóz socjalistyczny się chwiał i w każdej chwili obawiano się amerykańskiej inwazji. I wtedy dowódca zebrał żołnierzy i powiedział; „Tu chodzi już nie tylko o Angolę, ale o Kubę!” Przekazaliśmy Jankesom jasny komunikat: jeżeli zaatakują Kubę, nie zatrzymamy się przed Johanesburgiem!” Consuelo twierdzi, że to ich uskrzydliło”.
Rewolucja nie radzi sobie jednak w wyżywieniem. Wielu rozmówców w Hawanie tłumaczyło brak żywności, zwłaszcza mięsa tym, że wieś się wyludnia, a młodzi wykształceni ludzie ani myślą wracać do wiejskiego „prostego” życia. Trzy czwarte Kubańczyków to mieszkańcy miast. Wieś się starzeje, brakuje maszyn. Prawda jest jednak bardziej złożona. Mimo zachęt dla indywidualnych rolników, tanich kredytów, kontraktacji, wciąż obowiązuje kara więzienia za nielegalny ubój bydła. „Zostaliśmy Hindusami”, żartuje nasz gospodarz, Felipe, „dla nas krowy są „święte”. Na Kubie takie relikty głębokiego stalinizmu przeplatają się z elementami gospodarki opartej na wiedzy.
Kuba oparta na wiedzy
Consuelo wprawdzie boi się kontroli drogowej, ale ją też rozpiera kubańska i zawodowa duma. W 1989 r. Fidel odwiedził małe laboratorium na czwartym piętrze jej szpitala. Przez najbliższe kilka dni nie wychodził prawie z laboratorium zarzucając pracowników pytaniami. Aż w końcu zadał to najważniejsze pytanie: „Jaka firma na świecie przoduje w badaniach nad przeciwciałami monoklonalnymi? – Czy nie chcielibyście z nimi współzawodniczyć? To był szok, obóz socjalistyczny się rozpadał, zaczynało brakować żywności, nie było paliwa a on się pyta czy nie chcemy wejść do światowej czołówki. Tak powstało Centrum Immunologii Molekularnej, które stworzyło dwa białka rekombinowane, siedem przeciwciał monoklonalnych i pięć szczepionek anty-rakowych. W dziedzinie walki z rakiem Centrum współpracuje z 47 krajami rozwiniętymi, w tym ze Stanami Zjednoczonymi, które tu akurat uchyliły embargo stwierdzając w oświadczeniu Departamentu Skarbu, że czynią to: „uznając dobroczynny dla ludzkości skutek badań, rozwoju, produkcji i dystrybucji kubańskich szczepionek używanych do leczenia raka płuc i innych nowotworów.” Dziś biotechnologią zajmuje się na Kubie 40 instytucji zatrudniających 7000 naukowców i inżynierów, które posiadają prawa do 900 uznanych międzynarodowo patentów.
Gospodarstwo tytoniowe w Pinar del Rio, krainie cygar. „To bardzo ciężka i trudna praca.- wyjaśnia plantator. Jak za tyle wysiłku to płacą mało”. W gospodarstwie nie ma prądu. Zepsuł się generator. Nie naprawiają, bo wkrótce państwo ma doprowadzić sieć elektryczną.
Mimo trudności, nie waha się. Rewolucja dała mu ziemię, byli przedtem bezrolni. Dzieci się uczą, studiują.
W zablokowanym przez Amerykanów kraju dokonali wyboru. „Niepodległość to nie flaga, hymn, godło, to nie symbol” – mówił Fidel w 1990 roku – „W dzisiejszym świecie niepodległość zależy od rozwoju, od technologii, od nauki”. Na wszystko jednak nie wystarczyło. Dlatego w kraju eksportującym lekarzy i nauczycieli nie w każdej chacie jest elektryczność. O ludziach z prowincji Oriente mówi się, że są kobieciarzami, kochają rum i fiestę. Niektórzy wciąż żyją w lepiankach, ale i tak są najbardziej rewolucyjni. To stamtąd, z gór Sierra Maestra wyruszyły wojska rewolucyjne do Hawany, aby obalić dyktaturę Batisty. Były trzy kolumny: Che Guevary, Fidela i Camilo Cienfuegosa. Honorio przyszedł do Hawany w kolumnie Fidela. Jest śmieciarzem. Od razu pyta o polską kinematografię. „Z całego bloku socjalistycznego tylko polskie filmy miały pełne sale kinowe. Premiera Wajdy czy Zanussiego to było święto”. Najgłębiej utkwiła mu w pamięci scena z filmu „Popiół i diament” no i niezrównany Cybulski umierający na wysypisku śmieci…” Co się stało z polskim kinem?” pyta śmieciarz Honorio.
Nocny patrol
Noc, tropikalna ulewa. Zmęczony prowadzeniem samochodu Orgio zaczyna „łapać” pobocze. Dlaczego? Bo nic nie widać! Wreszcie dalsza jzada okazuje się niemożliwa. Jest okazja do rozmowy. Pada pytanie o więźniów politycznych. „Owszem są”, powiedział Orrio. „Są dwa rodzaje więźniów. Jedni popełnili przestępstwa przeciwko państwu. Działali na rzecz wrogiego mocarstwa, brali za to pieniądze, zostali osądzeni i skazani na wieloletnie wyroki więzienia. Są jednak jeszcze inni więźniowie polityczni na Kubie. Przetrzymywani bez śledztwa, bez prawa do adwokata i procesu. Ci siedzą w Guantanamo…”
Charyzmatyczny arcybiskup Santiago de Cuba, Pedro Meurice Estiu, który przez 37 lat sprawowania posługi w metropolii Santiago był nieprzejednanym krytykiem Fidela Castro, odchodząc na emeryturę wygłosił homilię, w której powiedział między innymi: "Widziałem wiele rzeczy budzących sprzeciw i trudnych, całą konfrontację ideologiczną, zamykanie szkół katolickich, wielki exodus Kubańczyków, aresztowania, i także wielkie osiągnięcia tej rewolucji, za które - co napawa żalem - trzeba płacić tak wysoką cenę". Kiedyś jeszcze w roli opozycjonisty Manuel Orrio powiedział pewnemu amerykańskiemu gubernatorowi, że milion amerykańskich turystów na kubańskich ulicach sprawi więcej niż dziesięć wizyt papieża. Emigranci w Miami wynajęli już stadion Orange Bowl żeby świętować śmierć Castro. Kubańczycy w kraju czekają na zniesienie amerykańskiego embarga, a wtedy zniknie pewnie i to drugie, partyjne.
Piotr Ikonowicz
Tekst ukazał się na stronie Nowej Lewicy (www.nowalewica.pl).