W tym tygodniu (tekst ukazał się w sierpniu - przypis lewica.pl) mija pierwsza rocznica zakończenia konfliktu, który teraz został oficjalnie nazwany przez Izraelczyków Drugą Wojną w Libanie. Przez blisko miesiąc miały miejsce izraelskie bombardowania powietrzne Libanu i odwetowe ataki rakietowe szyickiej organizacji Hezbollah na północny Izrael - zakończone śmiercią ponad 1000 libańskich cywili i małej, ale dokładnie nieznanej liczby bojowników Hezbollahu, jak również 119 izraelskich żołnierzy i 43 cywili.
Kiedy Izrael i USA zrozumiały, że Hezbollahu nie da zmusić się do poddania bombardowaniami, oba kraje przeforsowały rezolucję 1701 w ONZ. Przewidywała ona rozmieszczenie poszerzonych międzynarodowych sił pokojowych UNIFIL w południowym Libanie, które miały powstrzymać Hezbollah i spróbować rozbroić kilka tysięcy bojowników.
Od zakończenia wojny miało miejsce wiele znaczących wydarzeń, które pozostały niezauważone, łącznie z kilkunastoma, które poważnie zakwestionowały przedstawianą przez Izrael wersję tego, co się stało latem ubiegłego roku.
Wojna rozpoczęła się 12 lipca, gdy Izrael rozpoczął falowe uderzenia lotnictwa na Liban po tym, jak Hezbollah zabił trzech izraelskich żołnierzy i wziął do niewolę dwóch. (Dalszych pięciu żołnierzy zostało zabitych przez minę przeciwpancerną, gdy ich czołg przekroczył granicę z Libanem w czasie pościgu). Hezbollah od dłuższego czasu ostrzegał, że jeżeli będzie miał szansę przeprowadzi wypad w celu wzięcia do niewoli izraelskich żołnierzy i zmusi Izrael do wymiany więźniów. Od czasu wycofania się w 2000 roku z trwającej dwie dekady okupacji południowego Libanu, Izrael przetrzymuje nadal garstkę libańskich więźniów.
Izraelski premier Ehud Olmert, którego obwiniano za niepowodzenie armii w zniszczeniu Hezbollahu, wyznaczył komisję Winograda do wyjaśnienia przyczyn, dlaczego się to nie udało. Do tej pory Winograd wskazywał na wojskowe i polityczne niepowodzenia, ale krótko wyjaśniał w jaki sposób zostały popełnione błędy i kto jest temu winien.
W międzyczasie istnieje wiele wskazówek, że Izrael planuje kolejną rundę walk przeciwko Hezbollahowi po tym jak "wyciągnął on wnioski z lekcji" z ostatniej wojny. Nowy minister obrony Ehud Barak, który był odpowiedzialny za wycofanie się z 2000 roku postawił sobie jako cel priorytetowy rozwinięcie systemu antyrakietowego w celu zneutralizowania groźby ataku, przeznaczając z 30 bilionów dolarów amerykańskiej pomocy wojskowej.
Izraelskim mediom postawiono za zadanie napisanie na nowo historii z lata ubiegłego roku. W ubiegły weekend w felietonie redakcyjnym w liberalnej gazecie "Haaretz" posunięto się tak daleko, że stwierdzono, że "tą wojnę rozpoczął Izrael przeciwko bardzo małej grupie partyzantów". Zwolennicy Izraela, łącznie z tak ważnymi obrońcami jak Alan Dershowitz w USA, który twierdził, że Izrael nie ma wyboru, ale musiał zbombardować Liban, muszą się teraz zwijać z bólu.
Istnieje kilkanaście powodów dlaczego "Haaretz" zdecydował się ogłosić to oświadczenie. W ostatnich artykułach ujawniono, że jedna z głównych przyczyn dalszego oporu Hezbollahu był fakt, że Izrael nie wycofał z całego libańskiego terytorium w 2000 roku. W ubiegłym miesiącu kartografowie ONZ przyznali, że Liban ma rację twierdząc, że ma suwerennej władzy nad małym żyznym obszarem znanym jako farmy Szebaa, które ciągle są okupowane przez Izrael. Izrael przekonuje, że to terytorium jest syryjskie i że zostanie zwrócone temu krajowi w ramach przyszłych pokojowych rozmów w Damaszku, chociaż nawet Syria wspiera stanowisko Libanu. Uznanie tego faktu przez ONZ w większości zostało zignorowane przez międzynarodowe media.
Jednym z głównych twierdzeń Izraela w czasie tej wojny było to, że on podjął wszelkie działania żeby uchronić libańskich cywili przed poniesieniem ofiar wskutek bombardowań lotnictwa. Dane o liczbie zabitych sugerowały, że jest wręcz odwrotnie, ale są w coraz większym stopniu potwierdzane przez inne dowody.
Szokującym aspektem tej wojny było wystrzelenie przez Izrael przynajmniej miliona kasetonowych bomb i pocisków z ponad 50 proc. brakiem celności w ostatnich dniach walk. Te małe bomby zostały rozrzucone po całym południowym Libanie po wynegocjowanym przez ONZ rozejmie i jak dotąd zabiły 30 cywili i zraniły przynajmniej kolejne 180. Izraelscy dowódcy przyznali się do wystrzelenia 1,2 miliona takich małych bomb, podczas, gdy według ONZ ich liczba jest bliska 3 milionów.
Już wtedy wyglądało, to podejrzanie, że Izrael wykorzystał tą krótką szansę, przed zakończeniem wojny w południowym Libanie, ojczyźnie szyickiej ludności i jej armii Hezbollahu, robiąc wszystko żeby sprawić aby nie dało się w nim zamieszkać, uniemożliwiając powrót setkom tysięcy szyitów, którzy uciekli na początku izraelskiej kampanii militarnej.
Wykorzystanie przez Izrael bomb kasetonowych zostało określone przez organizacje praw człowieka jako zbrodnia wojenna. Według zasad ustanowionych przez ówczesnego szefa sztabu Dana Halutza tego rodzaju bomby powinny zostać wykorzystane tylko na otwartych niezamieszkałych obszarach chociaż ze względu na ten wysoki brak celności w ich wystrzeliwaniu w niewielkim stopniu zapobiegło to dalszym ofiarom cywilnym.
Po wojnie armia zarządziła przeprowadzenie śledztwa, głównie w celu uspokojenia Waszyngtonu, którzy obawiał się konsekwencji z powodu szeroko nagłośnionego faktu, że to on zaopatrywał Izrael w tę amunicję. Jak dotąd nie opublikowano wyników tego śledztwa, które powinno być opublikowane miesiąc temu.
To opóźnienie nie jest zaskakujące. Wyniki początkowego raportu, które wyciekły do izraelskich mediów, jasno stwierdzały, że pociski kasetonowe wystrzeliwano na obszary zamieszkałe przez ludność libańską, co było wielkim naruszeniem prawa międzynarodowego. Rozkaz ten został wydany przez dowódcę frontu północnego generała Udi Adama. Amerykański Departamentu Stanu doszedł w swoim śledztwie do podobnego wniosku.
Inne twierdzenie jakim Izrael miał nadzieję usprawiedliwić ogromną liczbę libańskich cywili zabitych w czasie tej wojny było to, że bojownicy Hezbollahu regularnie ukrywali się i wystrzeliwali rakiety z obszarów zamieszkałych przez ludność cywilną. Organizacje praw człowieka znalazły na to śladowe dowody, ale nie powstrzymało to wysokiego urzędnika ONZ Jana Egelanda od przyjścia z odsieczą Izraelowi oskarżając Hezbollah o "tchórzostwo".
Istniały zawsze silne powody do podejrzeń, że izraelskie twierdzenia nie są prawdą. Hezbollah zainwestował wiele pracy i wysiłku w rozbudowę zawiłego systemu tuneli i podziemnych bunkrów na obszarach poza wioskami, o których Izrael niewiele wiedział i w których ukrył swoje rakiety i atakował izraelskich żołnierzy gdy próbowali przeprowadzić inwazję lądową. Także zdrowy rozsądek sugeruje, że bojownicy Hezbollahu niechętnie naraziliby swoje rodziny mieszkające w wioskach w południowym Libanie na niebezpieczeństwo wystrzeliwując rakiety wśród nich.
Teraz na głównych stronach izraelskich gazet znajdują się informacje ze źródeł wojskowych, które przedstawiają poważne wątpliwości, co do twierdzeń Izraela.
Od zakończenia wojny jest oczywiste, że Hezbollah przeniósł większość swych rakiet i ukrył je przed siłami pokojowymi ONZ, które prowadzą rozległe poszukiwania w południowym Libanie, żeby rozbroić Hezbollah zgodnie z rezolucją 1701. Według UNIFILU niektóre spośród 33 tych podziemnych bunkrów lub ponad 90 procent zostały odnalezione, a znaleziona tam broń Hezbollahu łącznie z rakietami i wyrzutniami zniszczona.
Izraelskie media zauważyły, że armia nazwała te miejsca "naturalnymi rezerwami" podobnie ONZ nie wspomniał o znalezieniu na obszarach zabudowanych bunkrów Hezbollahu. Opierając się na wojskowych źródłach "Haaretz" napisał w ubiegłym miesiącu: "Większość rakiet wystrzelonych przeciwko Izraelowi w czasie wojny w ubiegłym roku została wystrzelona z "naturalnych rezerw". Krótko mówiąc nawet Izrael od dłuższego czasu nie twierdzi, że Hezbollah wystrzeliwał swoje rakiety z obszarów zamieszkałych przez cywili".
Według raportu ONZ Hezbollah usunął swoje rakiety z podziemnych bunkrów i porzucił wyrzutnie rakiet na polach. Uważa się, że większość rakiet została przewieziona za rzekę Litani poza zasięg ONZ, ale niektóre, według izraelskiej armii, mogły zostać przeniesione w pobliże szyickich wiosek, żeby ukryć je przed ONZ.
W rezultacie jak to zauważył "Haaretz" izraelscy dowódcy ogłosili ostrzeżenie dla Libanu, że w razie aktów wrogości w przyszłości armia "nie zawaha się zbombardować, a nawet całkowicie zniszczyć zamieszkałych obszarów po tym jak da libańskim cywilom szansę na ucieczkę". W jaki sposób będzie to się różniło od izraelskiej polityki w czasie wojny gdzie, chociaż Hezbollah przechowywał i wystrzeliwał swoje pociski w swoich "naturalnych rezerwach", ale libańscy cywile byli ciągle bombardowanie w swoich miastach i wioskach nie jest jasne.
Jeżeli nowe twierdzenia armii izraelskiej są prawdziwe (w przeciwieństwie do starszych) przeniesienie niektórych tych rakiet przez Hezbollah do wiosek powinno być potępione. Jednak nie przez Izrael, którego armia łamała prawo międzynarodowe ukrywając swoją broń na obszarach zamieszkałych przez cywilów na o wiele większą skalę.
Jako obserwator tych walk po stronie izraelskiej zauważyłem, że kilkanaście razy Izrael zbudował wiele ze swoich stałych instalacji wojskowych, łącznie z fabrykami broni i koszarami armii, jak również zajął tymczasowe stanowiska artylerii obok, a w niektórych przypadkach wewnątrz obszarów zamieszkałych przez wspólnoty w północnym Izraelu.
Wiele z tych społeczności to ludność arabska. Arabowie stanowią połowę ludności Galilei. Ulokowanie baz wojskowych obok tych wspólno było szczególnie szaleńczym działaniem ze strony armii, gdyż w miastach i wioskach arabskich brakuje schronów jak i systemu ostrzegania przed nalotami, który występuje wyłącznie na obszarach zamieszkałych przez Żydów. 18 spośród 43 izraelskich obywateli, którzy zostali zabici, byli Arabami. Zaskoczyło to wielu izraelskich Żydów, którzy zakładali, że Hezbollah nie będzie atakował wspólnot arabskich.
W wielu przypadka ciągle niemożliwe jest dokładne określenie, gdzie spadły rakiety Hezbollahu, ponieważ izraelska cenzura wojskowa uniemożliwia przeprowadzenie jakichkolwiek dyskusji, które mogłyby przyczynić się do określenia położenia obiektu wojskowego. W czasie wojny Izrael wykorzystał to na swoją korzyść: na przykład szeroko nagłaśniano fakt, że rakieta Hezbollahu spadła blisko szpitala, ale dziennikarzom nie udało się wspomnieć, że tuż obok szpitala znajdował się duży obóz wojskowy. Rzeczywisty atak skierowany przeciwko temu obozowi zostałby opisany w tych samych terminach.
Wydaje się prawdopodobne, że Hezbollah, który ma własne bezpilotowe samoloty szpiegowskie na początku roku wysłał je na terytorium Izraela i wie gdzie znajduje się większość tych baz. Pozostaje pytanie czy Hezbollah próbował je rzeczywiście zniszczyć lub, jak twierdzi większość obserwatorów, podążając zgodnie z wersją izraelską, był w rzeczywistości bardziej zainteresowany w zabiciu cywili.
Pełna odpowiedź nigdy nie będzie możliwa, gdyż nie znamy zamiarów Hezbollahu, w przeciwieństwie do konsekwencji jego działań, nie więcej niż możemy rozpoznać izraelskie zamiary w czasie tej wojny.
Human Rights Watch przekonuje, że ponieważ podstawowe rakiety Hezbollahu nie są dokładne za każdym razem gdy były wystrzeliwane w Izrael skutecznie atakowały cywili. Hezbollah jest z powodu wykorzystania tych rakiet winien zbrodnii wojennych niezależnie od tego, jakie zamiary miała obsługa wyrzutni tych rakiet. Innymi słowem zgodnie z taką interpretacją prawa międzynarodowego tylko Izrael ma prawo wystrzeliwać pociski i zrzucać bomby, ponieważ ich układ celowniczy jest bardziej zaawansowany i oczywiście bardziej skuteczny.
Pojawiły się nowe dowody sugerujące, że niezależnie od tego czy Hezbollah miał prawo do wykorzystywania tych rakiet często wystrzeliwał je z zamiarem zniszczenia celów wojskowych, choć rzadko mu się to udawało. Arabskie Stowarzyszenia Praw Człowieka w Nazarecie tworzy raport poświęcony uderzeniom rakietowym Hezbollahu przeciwko arabskim wspólnotom w północnym Izraelu. Nie jestem pewien czy z powodu działania cenzury wojskowej zostanie on kiedykolwiek opublikowany.
Informacje już dostępne są bardzo interesujące. Stowarzyszenie przeprowadzając badania na obszarach zamieszkałych przez Arabów, które często były przedmiotem ostrzału rakietowego ze strony Hezbollahu stwierdzając, że w każdym przypadku była tam rozmieszczona jedna baza wojskowa lub stanowisko baterii artylerii umieszczone obok, a w kilku przypadkach wewnątrz, takich obszarów zamieszkałych przez ludność arabską. W niektórych przypadkach znajdowało się tam kilkanaście takich obiektów.
To oczywiście nie jest dowodem na to, że Hezbollah chciał tylko atakować bazy wojskowe. Jasno wskazuję jednak, że w niektórych przypadkach to była wyraźna próba nawet jeżeli z powodu braku technicznych środków nie udało mu się tego osiągnąć. To także sugeruje, że biorąc pod uwagę międzynarodowe prawo Hezbollah nie zachowywał się gorzej i prawdopodobnie o wiele lepiej niż Izrael w czasie tej wojny.
Jak dotąd dowody jasno wskazują, że Izrael:
• stworzył uzasadnione powody do przeprowadzenia przez Hezbollah ataku na posterunek graniczny odmawiając wycofania się z terytorium Libanu z farm Szebaa w 2000 roku.
• zainicjował wojnę agresywną odmawiając prowadzenia rozmów z Hezbollahem w sprawie wymiany więźniów.
• popełnił poważne przestępstwo wojenne celowo wykorzystując bomby kasetonowe przeciwko libańskim cywilom na południu Libanu.
• ciągle atakował miasta i wioski libańskie zabijając wielu cywilów, chociaż istniały dowody, że nie ma tam żadnych bojowników Hezbollahu.
• naraził swoją własną ludność cywilną, zwłaszcza Arabów, na niebezpieczeństwo sprawiając, że obszary przez nich zamieszkałe stały się celem ataków Hezbollahu i nie poczynił starań, żeby ich przed nimi ochronić.
Jest jasne, że w czasie drugiej wojny libańskiej Izrael popełnił najbardziej poważne zbrodnie wojenne.
Jonathan Cook
tłumaczenie: Piotr Chmielarz
Autor jest pisarzem i dziennikarzem mieszkającym w Nazarecie. Jego strona internetowa: www.jkcook.net. Tekst ukazał się na stronie CounterPunch.