Pacyński: Rezurekcja Mike`a Gravela

[2007-09-17 10:28:54]

W miarę zbliżania się terminu wyborów prezydenckich w 2008 roku, na amerykańskiej giełdzie politycznej przybywa coraz to nowszych akcji i coraz dramatyczniejsze są ich notowania. Obok oceniania szans członków powiększającego się grona kandydatów oficjalnych, spekuluje się na temat możliwości dołączenia kolejnych zawodników, analizując jakie z kolei są ich widoki na zdobycie Białego Domu i wpływ, jaki wywarłoby ich pojawienie się w stawce, na rozgorączkowaną scenę polityczną nad Potomackiem.

Ocenia się, iż w żadnych dotychczasowych wyborach nie brano pod uwagę tylu rozmaitych kandydatów, nie wydano tylu o nich opinii ani też nie zaczęto tak wcześnie snuć daleko idących przypuszczeń. Pośród tych wszystkich domysłów ani razu nie wymieniono pewnego starszego pana, który zaskoczył wielu, kiedy został pierwszym oficjalnie zarejestrowanym kandydatem. Zaskoczenie było tym większe, iż dla zorientowanych kręgów ów pan jest raczej postacią z kart historii, a nie aktywnym graczem o najwyższą stawkę.

Miejsce w historii już zapewnione

Do almanachu amerykańskiej polityki przeszło pewne gorzkie powiedzenie, uknute przez gubernatora Kalifornii, Jerry'ego Browna, który stwierdził, iż polityk, który nie ukazuje się w telewizji, schodzi do politycznego grobu. Brown wiedział o tym doskonale z własnego doświadczenia. Pomimo sprawowania tak ważnej funkcji, jak gubernator największego stanu, jego kampanie prezydenckie zakończyły się klęską właśnie z powodu ignorowania przez środki masowego przekazu.

Chyba jeszcze dotkliwiej na własnej skórze odczuł prawdziwość tego stwierdzenia były wiceprezydent Walter Mondale, który miał za sobą naprawdę bogatą karierę. Wieloletni senator, jedna z czołowych postaci Partii Demokratycznej, wiceprezydent za czasów Cartera i kandydat na prezydenta w 1984 został wskrzeszony po długiej emeryturze, kiedy ubiegający się o reelekcję partyjny kolega, senator Paul Wellstone zginął tuż przed wyborami w katastrofie lotniczej. Niegdyś bardzo popularny w rodzinnym stanie, Mondale wydawał się idealnym kandydatem i początkowo był faworyzowany przez ekspertów. Bolesna musiała być więc porażka, jakiej doznał z rąk znacznie młodszego i mniej doświadczonego republikanina Norma Colemana.

Najbardziej prawdopodobną przyczyną jego porażki był fakt, iż nie był obecny na scenie od blisko dwudziestu lat. Tysiące młodszych wyborców po prostu nie wiedziało, kim jest były senator, wiceprezydent i lider partii. Wiedzieli natomiast kim jest Coleman, choć ten w opinii wielu nie mógł się mierzyć z kimś formatu Mondale'a, który przegrał dosłownie o włos.

Who is Mike Gravel? - pytano tedy, po powrocie na scenę polityczną starszego pana. Brzmi to o tyle ironicznie, jeżeli uświadomić sobie, iż Mike Gravel był niegdyś jednym z najbardziej znanych i wpływowych polityków w skali kraju. Niestety działo się to wtedy, kiedy większość dzisiejszych wyborców była jeszcze dziećmi, lub dopiero wkraczała w świat dorosłych. A w społeczeństwie w którym jak nigdzie indziej media i newsy kształtują wiedzę i poglądy, ktoś kto był aktywny ponad dwadzieścia lat temu, a potem zniknął, jest dla milionów "dzieci telewizji" człowiekiem znikąd.

Stwierdzenie, iż urodzony w 1930 roku Maurice Robert "Mike" Gravel jest postacią historyczną wydaje się o tyle uzasadnione, nie tylko ze względu na zaawansowany wiek i długą nieobecność, iż zdołał on wcześniej odegrać tak istotną rolę i wywrzeć tak duży wpływ, że o poczesne miejsce w annałach historii USA nie musi się martwić.

Kariera Gravela, jednej z barwniejszych postaci światka politycznego za oceanem, zaczęła się równie zaskakująco, co jej dzisiejszy, pisany po długiej przerwie, rozdział.

Urodzony w Springfield w stanie Massachusetts w latach 50-tych służył w kontrwywiadzie armii, a po opuszczeniu jej szeregów ukończył nauki ekonomiczne na prestiżowym uniwersytecie Columbia. Następnie imał się tak rozmaitych zajęć, jak praca robotnika kolejowego na Alasce, taksówkarza w Nowym Jorku, maklera na Wall Street, aż w końcu dorobił się zyskownego przedsiębiorstwa budowlanego na Alasce, gdzie się definitywnie przeniósł.

Jego pierwszą funkcją publiczną i wyborczą był mandat członka stanowej Izby Reprezentantów, który wywalczył w 1962 roku. Choć Gravel należał do pierwszej generacji, można by rzec nawet pionierów, polityki stanowej (Alaska uzyskała ten statut dopiero w 1959roku ), było to stanowisko o znaczeniu ściśle regionalnym, a na dodatek peryferyjnym. Po dwóch latach nastąpił ogromny skok w karierze, gdyż równolegle z reelekcją, 34-letni stanowy legislator został spikerem izby. To też wprawdzie polityka lokalna, ale zarazem awans do ścisłego grona najważniejszych polityków młodego 49 stanu. I znakomita odskocznia do dalszej kariery na szczeblu federalnym.

Pierwsza próba sięgnięcia jeszcze wyżej zakończyła się poważnym rozczarowaniem. Gravel przegrał prawybory z urzędującym kongresmanem-demokratą (Alaska do dziś posiada, z uwagi na małą liczbę ludności, tylko jedno miejsce w Izbie Reprezentantów), który z kolei osłabiony wstępnymi eliminacjami przegrał z republikaninem. Ale to nie dlatego, kiedy Gravel w 1968 zgłosił kandydaturę do Senatu, mało kto dawał mu szanse powodzenia. Oba miejsca przynależące Alasce w izbie wyższej Kongresu były zajmowane przez kolegów-demokratów, a na tym, o które miała się toczyć walka, zasiadał Ernest Gruening, weteran i gigant polityczny, którego obecność na scenie trwała dłużej, niż żył jego konkurent. Były terytorialny gubernator Portoryko (mianowany jeszcze przez Franklina Delano Roosevelta) i Alaski, reprezentujący młody stan w Senacie od samego początku był uważany najpopularniejszego jej polityka, dysponującego poważnymi wpływami w stolicy. Wydawało się, że bez trudu pokona konkurenta, zdobędzie ponownie nominację Partii Demokratycznej i równie łatwo wygra trzecią kadencję. Ale choć demokraci nie wierzyli w możliwość pokonania Grueninga, to jednak w większości zagłosowali na Gravela. Przegrany nie poddał się i postanowił startować nawet bez oficjalnej nominacji spoza listy. Wyświadczył tym, zapewne nieświadomie. ogromną przysługę oponentowi, rozbijając głosy jemu przeciwne, tak że ten pokonał zarówno republikanina, jak i jego samego, zdobywając 45 procent głosów. W ściśle dwupartyjnym systemie politycznym USA mało który kandydat spoza układu, choćby miał mocną pozycję w stolicy i był lubiany na macierzystym terenie, nie może raczej liczyć na poparcie aparatu.

Kiedy Gravel obejmował urząd w styczniu 1969 roku, Stany Zjednoczone przeżywały jeden z najbardziej dramatycznych kryzysów społecznych w historii, spowodowany pogarszającą się sytuacją w Wietnamie. Wrzenie dotyczyło głównie ludzi młodych, a więc stanowiących największą część społeczeństwa, na dodatek bezpośrednio zagrożoną wysyłką w dżunglę Azji Południowo-Wschodniej. Gniew wywoływały także manipulacje informacjami przez administrację Lyndona Johnsona a później Richarda Nixona na temat rzeczywistej sytuacji. O ile późniejsza afera Watergate najpoważniej nadwerężyła zaufanie do władz i systemu politycznego, o tyle przed jej wybuchem fundamenty tego zaufania już się chwiały, głownie z wyżej wymienionego powody.

Jeszcze w 1964 roku zdecydowana większość establishmentu popierała zaangażowanie w Indochinach. Za słynną rezolucją tonkinską, dającą Białemu Domowi zielone światło do eskalacji działań wojennych, głosowali wszyscy bez wyjątku kongresmani, a tylko dwóch senatorów miało odwagę powiedzieć głośne "nie" - byli nimi Ernest Gruening i Wayne Morse z Oregonu.

Gravel, jak i jego poprzednik, należał od początku do zdecydowanych przeciwników zaangażowania w Wietnamie. Samo w sobie nie było to niczym szczególnym, gdyż w wyniku zmiany nastrojów elity polityczne, choćby z czystego oportunizmu, nie mogły głosić otwartego poparcia dla niepopularnej sprawy. Poza tym coraz bardziej jasne stawało się, iż wojna ta nie jest do wygrania, więc po co gardłować za straconą sprawą? Jednak to właśnie młody i początkujący senator wsławił się w tym okresie dwoma posunięciami.

Doszło to tego, kiedy prezydent Nixon zaproponował w 1971 roku przedłużenie terminu poboru, a legislatorzy, mimo coraz większej niechęci wobec zaangażowania za oceanem, nie zdobyli się na większy sprzeciw wobec tej inicjatywy.

Gravel był wtedy jedyną osobą na Kapitolu, która podjęła stanowcze działania. Za pomocą rozmaitych manewrów parlamentarnych i wykorzystywaniu kruczków prawnych praktycznie sam zablokował postępujący proces, aż w końcu Biały Dom skapitulował i zrezygnował z projektu.

Drugim znaczącym osiągnięciem było doprowadzenie do opublikowania tajnych dokumentów wyniesionych przez cywilnego pracownika Pentagonu dr Daniela Ellsberga. Ich bezpośrednie ujawnienie społeczeństwu było niemożliwe. Jednak Gravel, korzystając ze swych senatorskich prerogatyw, umieścił je w kongresowej dokumentacji, która automatycznie została domeną publiczną.

Administracja z miejsca oskarżyła niesubordynowanego urzędnika i senatora o narażanie bezpieczeństwa kraju, a nawet o zdradę. Nixon złożył pozew do Sądu Najwyższego przeciwko Gravelowi. Sąd rozstrzygnął ją na niekorzyść senatora, ale było już za późno.

Nie bez znaczenia było to, iż większość tej dokumentacji dotyczyła manipulowania danymi i fałszowania informacji o sytuacji w Wietnamie. Te dwie akcje, z których jest najbardziej znany, wywarły ogromny wpływ na sytuację w kraju. Dzięki zablokowaniu możliwości poboru uniknięto rozszerzenia się niezadowolenia społecznego, które w, i tak w bardzo zaognionej atmosferze, mogłyby wyrządzić ogromne szkody. Prawdopodobnie bez samodzielnej pracy Gravela nie dałoby się tego uniknąć. Praktycznie nikt go za to już nie krytykuje, wręcz przeciwnie, powszechnie uważa się jego akcje za wielką zasługę.

Ujawnienie machinacji Pentagonu uświadomiło z kolei opinii publicznej ogrom nadużyć i wzmocniło kontrolę społeczną nad poczynaniami rządu. Dzisiaj, mimo początkowych kontrowersji, mało kto też odmawia Gravelowi dużych zasług w zapobieżeniu poszerzania się kryzysu oraz na polu walki o obywatelską kontrolę nad działaniami władz oraz ujawnianiu nielegalnych poczynań. A rządy zrozumiały, że skończyły się tak dobre w tym zakresie czasy.

Dzięki temu zyskał nie tylko opinię zarówno bezkompromisowego, jak i skutecznego, obeznanego z mechanizmami, polityka, osiągającego zamierzone cele i z dnia na dzień, ze świeżego przybysza do Waszyngtonu, stał się jednym z najbardziej popularnych i znanych polityków w skali kraju.

Podczas wyborów prezydenckich w 1972 roku próbował skapitalizować poparcie ubiegając się na konwencji demokratów w Miami o nominację wiceprezydencką. Nie uzyskał jej, plasując się na trzecim miejscu z 225 głosami. Porażka nie zaszkodziła mu, gdyż umocnił w ten sposób swoją pozycję, a nie dzielił potem dotkliwej porażki senatora George'a McGoverna, który przegrał z Nixonem w 49 na 50 stanów, łącznie ze swą rodzinną Dakotą Południową.

Tym razem nie był zaskoczeniem ponowny wybór Gravela dużą przewagą oddanych głosów. Aktywność senacka Gravela nie ograniczała się tylko do spraw związanych z Wietnamem. Innymi jego pamiętnymi posunięciami było zaproponowanie ustawy nawiązującej stosunki dyplomatyczne i ich normalizację z ChRL, wprowadzoną jeszcze przed podjęciem się tego przez republikańską administrację.

Innym polem szczególnego zainteresowania senatora była ochrona środowiska naturalnego. Wielu uznaje go za jednego z pierwszych polityków wysokiego szczebla, którzy aktywnie zajęli się tym problemem. W czasie kadencji kierował kilkoma podkomitetami. Zasłynął też jako energiczny rzecznik praw mniejszości indiańskiej i eskimoskiej.

Sam Gravel uważał, że najważniejszą częścią jego działalności było propagowanie tzw. "Narodowej Inicjatywy", której jest w dużej części autorem. Program ten, w oparciu o który funkcjonuje również jego obecna kampania, zakłada wprowadzenie elementów demokracji bezpośredniej do obecnego systemu. "Zostawmy ludziom decyzję" - głosił wtedy jak i teraz.

Polega to na organizowaniu wiążących referendów w ważnych sprawach na szczeblu federalnym, możliwości zgłaszania przez obywateli własnych projektów prawnych, zniesienia kolegium elektorskiego (co uzyskało dodatkowe poparcie po niefortunnych doświadczeniach z 2000 roku). Co prawda dystrykt Kolumbii oraz ponad trzydzieści stanów dopuszcza tego typu inicjatywy, ale tylko pod swoją jurysdykcją. Gravel głosi, że powinno to dotyczyć wszystkich obywateli i nie tylko na szczeblu lokalnym. Na krytykę odpowiada, iż jest to przedłużenie zdolności do kontroli nad państwem i współdecydowania, które zwykle odbywa się przez wybranych przedstawicieli i porównuje z modelem szwajcarskim.

Kres błyskotliwej, trwającej dwie kadencje, kariery senackiej przyszedł równie niespodziewanie, jak jej początek. Rok 1980 roku okazał się fatalny dla demokratów, którzy stracili Biały Dom, gdzie urzędował niepopularny Jimmy Carter, oraz kontrolę nad Senatem. Stare wygi jak McGovern, Warren Magnuson, Frank Church, Birch Bayh czy Herman Talmadge polegli z rąk republikańskich oponentów, wspieranych osobiście przez Reagana. Także Gravelowi nie była pisana reelekcja, choć stało się to w nieco innych okolicznościach. Wciąż cieszący się popularnością zmierzył się w prawyborach z Grueningiem, ale nie swym nieżyjącym poprzednikiem tylko jego wnukiem Clarkiem. Clark pokonał Gravela z równym zaskoczeniem, co on niegdyś jego dziadka, tyle że sam przegrał następnie z republikaninem Frankiem Murkowskim.

"Przepadła moja kariera i przepadło moje małżeństwo" - powiedział były już senator, po opuszczeniu Waszyngtońskich salonów. W tym czasie nie tylko stracił miejsce w Kongresie, ale i rozpadło się pożycie z pierwszą żoną. Takie nagłe zerwanie musiało być ciężkie dla kogoś równie aktywnego, jak Gravel i tak relatywnie młodego. Kiedy opuszczał Kapitol, miał zaledwie 50 lat, a przecież tak wielu innych dopiero zaczyna w tym wieku.

Na emeryturze

Dla wszystkich bliżej znających Gravela naturalnym było, iż po odejściu ze stanowiska nie będzie spędzał całego czasu na zabawach z wnukami, wędkowaniu czy wyprawach w niedostępne rejony Alaski. Rzeczywiście, były już senator nie miał najmniejszego zamiaru wycofania się w domowe pielesze.

Poza powrotem do branży budowlanej, założył fundację na rzecz demokracji bezpośredniej, która stała się głównym forum jego obecności publicznej. Propagowane przez fundację, mającą siedzibę w Filadelfii, idee, oprócz wprowadzenia federalnych referendów i obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej, mają na celu ograniczenie liczby kadencji osób sprawujących urzędy wybieralne (w odróżnieniu od prezydenta czy wielu gubernatorów stanowych, nie obowiązują one członków Kongresu.

Najstarszy stażem obecny senator, Robert Byrd, zasiada w nim nieprzerwanie od 1953 roku, a w samym senacie od 1959 roku). Gravel zajmował i zajmuje nadal zdecydowanie liberalne (czyli, wedle naszej terminologii, lewicowe) stanowisko. Jeszcze w 1972 roku opowiadał się za zniesieniem kary śmierci, bezpłatnym objęciem wszystkich obywateli ubezpieczeniem zdrowotnym (milionom Amerykanów wciąż nie przysługuje z powodów czysto finansowych). Ponieważ każdy obywatel posiadający prawa wyborcze musi się, aby móc oddać głos, zarejestrować przed wyborami, co ogranicza frekwencję, Gravel i kierowana przezeń fundacja stawiają sobie za jeden z celów zniesienie tego wymogu. Innymi z postulatów jest finansowanie kampanii wyborczych ze środków publicznych.

Obecnie Gravel nie jest już mieszkańcem Alaski: przeniósł się do Arlington w stanie Wirginia, niedaleko stolicy.

Nieobecność - plus czy minus?

Mimo wymienionej aktywności po stracie miejsca w Senacie, faktem jest, iż przez ten czas bardzo wielu zdążyło zapomnieć o Gravelu i jego dawnej roli, a inni po prostu nie pamiętają tych czasów. Forum, na którym potem działał, pozwalało wprawdzie na aktywną obecność, ale to nie było to samo.

Twarze nieprzerwanie aktywnych na scenie kandydatach, jak Hillary Clinton, John Edwards, Barack Obama czy Al Gore, są stale widoczne na ekranach telewizorów i tytułowych stronach gazet, a więc chcąc nie chcąc mocno wgryzają się w pamięć. A kim jest stary, były senator? Nie może się cieszyć się takim wzięciem. Nawet w czasach, gdy pisano o nim i mówiono w całym kraju, środki masowego przekazu nie były rozrośnięte do takich rozmiarów, więc nie utrwalił bardzo swego nazwiska w pamięci wyborców.

Paradoksalnie jednak nieobecność i legenda, która teraz jest przypominana przez sam fakt pojawienia się Gravela na scenie politycznej, mogą okazać się jego atutem. Mimo obecnej zgodnej opozycji, należy pamiętać że to kontrolowany przez demokratów Senat przegłosował rezolucję dającą zielone światło do uderzenia na Irak. Faktem jest, że prawie połowa z nich miała odwagę, w roku wyborów, głosować przeciw, podczas gdy tylko jeden republikanin powiedział głośne nie. Nie zmienia to jednak ich, choćby częściowej współodpowiedzialności za wysłanie wojsk nad Eufrat.

Sytuacja w Iraku jest bardzo zła. Jest całkiem prawdopodobne, iż kryzys wietnamski może okazać się mniej szkodliwy dla pozycji USA niż obecny konflikt. Wystarczy tylko spojrzeć co się tam dzieje. Nieumiejętność poradzenia sobie z problemami przez US Army, erozja prestiżu i nimbu siły, jaki otaczał supermocarstwo i utrwalał jego potęgę, gwałtowny wzrost nienawiści w świecie muzułmańskim, spowodowanie największych protestów w historii globu także w krajach dotychczas sojuszniczych, wzrost poparcia dla terrorystów, zamienienie Iraku w ich poligon, fatalna opinia spowodowana Guantanamo, Abu Graib i innymi aferami powoduje gwałtowny spadek pozycji Ameryki.

Ci demokraci, którzy kiedyś powiedzieli "tak", wygłaszając wojownicze tyrady i demonstrując optymizm w szybkie zwycięstwo, dziś jak diabeł święconej wody boją się wypomnienia tych faktów. Inwazję popierali czołowi obecni kandydaci, jak Clinton, Edwards czy Biden. Inni, przeciwni od początku, zajmują w rankingach kiepską pozycję tak czy inaczej.

Tymczasem Gravel, który od początku głośno krytykował decyzję administracji Busha, wnosi dodatkowo w wianie swój wcześniejszy i efektywny (jak w sprawie poboru, kiedy w odróżnieniu od wszystkich wykazał odwagę i zdecydowanie, co również kontrastuje z nader ostrożnym stanowiskiem obecnych senatorów i kongresmanów w kwestii szybkiego wycofania się) sprzeciw wobec Wietnamu. A to czyni duże wrażenie w porównaniu z niedawnymi jastrzębiami, nieudolnie usiłującymi przywdziać gołębie szaty.

Co może uzyskać?

Mimo tych atutów, niewiele osób wierzy w możliwość zdobycia przez niego nominacji. Także sam główny zainteresowany przyznaje, iż jest to mało prawdopodobne. Był początkowo ignorowany przez media, a w najlepszym przypadku kwitowany komentarzami w rodzaju "prowadzącego donkiszotowską kampanię". A jednak udało mu się zaistnieć i ponownie znaleźć się na ustach kraju.

Wszystko za sprawą internetu

Już w ostatnich wyborach Howard Dean zaskoczył wszystkich zastosowaniem sieci do propagowanie swej kandydatury. Jednak od tamtych czasów zdążyło się pojawić wiele innych możliwości w wirtualnym świecie, jak chociażby youtube. Obecnie każdy kandydat ma własny kanał, a niektórzy umieszczają wyborcze klipy czy oświadczenia najpierw tam, czyli w miejscu, które dziennie odwiedzają miliony osób.

Pomimo znajdowania się na marginesie, Gravel został zaproszony do udziału w debacie kandydatów do nominacji w Karolinie Południowej. Wiele sobie po tym wydarzeniu obiecywano. Spodziewano się wielkiego wystąpienia przodujących w wyścigu. Tymczasem zaproszony, jak wielu uszczypliwie komentowało, "z grzeczności", Gravel zaskoczył wszystkich.

Niedługo po zakończeniu debaty blogi i fora internetowa zaroiły się od komentarzy rozczarowanych użytkowników. "Obama zawiódł mnie", "Obama wypadł marnie", "Kucinich miał szansę wzbudzenia zainteresowania, ale nie udało się", "Biden jest beznadziejny" - to tylko niektóre, te bardziej łagodne.

Wszyscy byli zgodni w jednym punkcie, Gravel stał się niespodziewaną sensacją i pobił na głowę w sztuce debatowania młodszych kolegów, bezlitośnie wypominając dawne gorliwe poparcie dla Busha i wykazując charyzmę, która może zaskakiwać u kogoś odwykłego od wystąpień.

Umieszczony zaraz na youtube klip odnotował w krótkim czasie tysiące wejść, a w wyszukiwarce Google "Gravel" stał się trzecim hasłem pod względem popularności. Stosownie do tego nastąpiła lawina artykułów, a także poważnych programów z udziałem niedawnego "wielkiego ignorowanego".

Były senator wyróżnia się nie tylko konkretami programowymi, ale ma także najmocniejszą pozycję, jako bez mała, bohater działalności antywojennej z lat 70., konsekwentny krytyk działań w Iraku.

Wszelkie obecne tyrady przeciwko obecności wojsk rzucane przez Clinton, Edwardsa czy Bidena brzmią licho, zwłaszcza kiedy przytoczyć, co też często się czyni, ich wcześniejsze stanowisko.

Przodujący w rankingach wychodzą na oportunistów i polityczne kurki na dachu, podczas gdy starszy pan jawi się jako człowiek ideałów, który potrafi skutecznie je przeforsowywać.

Nic więc dziwnego, iż poparcie dla niego, mimo iż nadal o nominacji może wyłącznie pomarzyć, zaczęło rosnąć, a wielu młodych, demokratycznie zorientowanych ludzi deklaruje "nigdy o nim nie słyszałem, ale będę na niego głosował".

Osobiście również nie wyobrażam sobie Gravela jako kandydata wszystkich demokratów, ale nie należy niedoceniać jego obecnej kampanii. Przez wzgląd na przeszłość może odegrać istotną rolę w jej toku, chociażby jako moralny autorytet wobec wyborców, a poparcie takiego byłoby cenne dla każdego kandydata, zwłaszcza, jeżeli sam nie może się podobnym wylegitymować.

"Nie dbam o to, czy mnie wybiorą" - szczerze mówi kandydat. - "Chodzi mi głównie o propagowanie mojego programu (faktycznie, jako jedyny z pretendentów ma konsekwentne założenia) i wskazanie drogi mojej partii".

Rzeczywiście, nawet bez zdobycia nominacji Mike Gravel, niedawny Wielki Pan Nikt, ma wielkie szanse odegrania roli w czasie wyborów, rozpropagowaniu programu oraz w ukierunkowaniu swej partii - jednej z rządzących na zmianę krajem. Należy się z nim teraz liczyć chociażby jako z potencjalnym sojusznikiem, zwłaszcza w kręgach antywojennych, które zyskują na sile.

Być może, dzięki temu, na niezapisanych jeszcze kartach historii Gravel nie będzie wspominany tylko jako senator z lat 70., ale jako aktywna i ważna postać polityki za oceanem pierwszej dekady nowego wieku.

Krzysztof Pacyński


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku