Ponad 5 tysięcy osób wzięło udział w demonstracji antywojennej, która miała miejsce w Warszawie. W proteście wzięły udział organizacje lewicowe, Obywatelska Inicjatywa Opodatkowania Obrotu Kapitałowego (ATTAC), broniące praw człowieka oraz Arabowie mieszkający w Polsce.

Zebrani nieśli transparenty "Miller, Kwaśniewski - dwa Busha pieski" oraz "Żadnej krwii za ropę". Pojawiły się również flagi Iraku oraz Palestyny.

Demonstranci przeszli z Placu Zamkowego pod ambasadę USA. Gdy mijali Pałac Prezydencki z tłumu dały się słyszeć okrzyki "Prezydenci do okopów" oraz "Dziś ta władza nas znów zdradza". Zebrani podkreślali że wojnę wywołują politycy, którzy nie ponoszą jaj konsekwencji. Dodawali, że znacząca większość polskiego społeczeństwa jest przeciwko wojnie. "Jeśli oficjalna propaganda mówi, że przeciwnicy wojny to zwolennicy terroryzmu, to czy papież jest terrorystą?" pytali. Marszowi towarzyszyła grupa bębniarzy.

Pod ambasadą USA odbył się wiec antywojenny. Zebrani byli tak liczni, że zablokowali ulicę, ponieważ nie zmieścili się na chodnikach.

"Rozwiążcie problemy, a nie je bombardujcie. Na tej wojnie zyskają tylko amerykańskie koncerny. Nie wywołujcie wojny, w której ginąć będą niewinni ludzie" - apelowano przed ambasadą Stanów Zjednoczonych.

Przed ambasadą spalono flagę USA, wznoszono również hasła antywojenne. Protest przebiegł w sposób pokojowy.

Pod ambasadą przemawiali Piotr Ikonowicz, który mówił że wojna nie rozwiąże problemów, a służy interesom elit oraz wiceprzewodnicząca UP, Katarzyna Matuszewska, która powiedziała, że Unia Pracy sprzeciwia się interwencji, dopóki Irakowi nie udowodni się posiadania broni masowej zagłady.