Czy jednak Komornicka ma coś wspólnego z Wilde’em? Zanim rozwieję państwa wątpliwości, kilka wstępnych informacji. Maria Komornicka (1876–1949) była cudownym dzieckiem polskiego modernizmu. Debiutowała opowiadaniami w prasie w wieku lat szesnastu, samodzielny zbiór ("Szkice" z 1894 r.) wydała mając lat osiemnaście, a rok później wraz z Cezarym Jelentą i Wacławem Nałkowskim opublikowała sztandarowy zbiór manifestów tego okresu, czyli "Forpoczty". Była panną z dobrego ziemiańskiego domu i wyjechała na studia do Cambridge (kolegium Newnham), co rzadkie w okresie, gdy edukacja wyższa kobiet ciągle stanowiła przedmiot sporów. Jednak nie zabawiła tam długo i zamiast być wdzięczna losowi (i ojcu, który rzecz sfinansował), okazała się krytyczna w szkicu "Raj młodzieży". Po powrocie do Polski pisze, czyta, publikuje: w 1900 r. wychodzi jej tomik wierszy "Baśnie. Psalmodie", a w "Głosie" w odcinkach ukazuje się jej powieść "Halszka" (niestety w 1901 r. współpraca się urywa i to w sposób dość wobec pisarki arogancki).
Jednak do najbardziej brzemiennego w skutki wydarzenia w życiu Marii Komornickiej ma dojść w Poznaniu. W lipcu 1907 r. poetka wraz z matką jedzie do morskiego kąpieliska w Kołobrzegu. Po drodze zatrzymują się w poznańskim hotelu "Bazar". I tutaj właśnie Maria, wedle relacji jej siostry Anieli "zażądała kategorycznie męskiego stroju" (jednak źródła nie podają, czy żądaniu stało się zadość). "Wróciwszy do hotelowego pokoju, matka znalazła leżącą w łóżku córkę, zamienioną tymczasem w syna, a w piecu ujrzała dopalający się damski strój" – pisze Edward Boniecki w książce "Modernistyczny dramat ciała. Maria Komornicka". Odtąd Maria stała się Piotrem Odmieńcem.
Wszystko wydaje się jasne: cudowne dziecko epoki, po początkowej erupcji talentu, nieszczęśliwie zwariowało. Na własną prośbę oczywiście, bo talent sąsiaduje z szaleństwem. Otóż nic bardziej mylnego. Filipiak nie podążą tym tropem. Jej monografia to opowieść detektywistyczna, która śledzi wszelkie niespójności w takim obrazie i z gracją wciąga czytelniczki i czytelników w zupełnie inną narrację.
Komornicka zapisała się w kulturowej pamięci jako Tajemnica. Czego ona dotyczy? Oczywiście płciowej przemiany. Ale czy przypadkiem ta sprawa nie zasłania innych kwestii, a jednocześnie własnych przyczyn? Izabela Filipiak mozolnie (i ze znakomitą znajomością epoki) rekonstruuje dowody. Dziwne odium niedopowiedzeń i nieledwie ostracyzmu towarzyszy Komornickiej na długo przed "przemianą". Podobne niedopowiedzenia będą towarzyszyć jej osobie nawet po śmierci. O co chodzi?
Tak właśnie, może chodzić o "to". Filipiak nie twierdzi, że Komornicka/Odmieniec była homoseksualistką (czy też uranianką, inwertką, wedle ówczesnej nomenklatury). Ale mogła być w ten sposób postrzegana przez otoczenie. A to z kolei mogło bardzo utrudnić jej życie. I utrudniło.
Nie uda mi się tu streścić wszystkich dowodów i subtelnie rozgrywanych wątków. Zapewniam jedynie, że każdy z nich jest świetnie udokumentowany i zapewnia pyszną lekturę, a niemal 600 stron tekstu połyka się bulimicznie. Przy okazji poruszone są też inne ważkie kwestie a na scenę wchodzą również inne bohaterki (zwłaszcza Narcyza Żmichowska i czarny charakter tej opowieści – Zofia Nałkowska, która z niezrównaną maestrią opisywała w "Dzienniku" swoje gorące pocałunki składane na ciepłej łabędziej szyi Heli Landsberg).
A gdzie tu miejsce na Wilde’a? Głośny proces miłośnika paradoksu i białej porcelany upublicznił homoseksualność, nazwał nienazywalne. W Polsce nie mieliśmy analogicznego procesu (bo też na dobrą sprawę kodeks karny nigdy jawnie nie zakazywał stosunków seksualnych między osobami tej samej płci). A jednak – jak się okazuje – mieliśmy coś innego, specyficznie polskiego: "sprawę Komornickiej". Cichy skandal, który zaowocował płciową przemianą (a ta, rzutowana na ówczesny stan wiedzy i wyobrażeń, które Filipiak skrupulatnie rekonstruuje, nie pozostawia większych wątpliwości w kwestii swej genezy). I jeśli Wilde stał się kulturowym znakiem homoseksualizmu, to Komornicka pozostaje znakiem bardziej skomplikowanej odmienności. I wiemy to dzięki Filipiak.
Zresztą Komornicka sama napisała – już w fazie egzystencjalnego i zawodowego dryfowania – bardzo empatyczny esej o Wildzie drukowany w bodaj najlepszym ówczesnym piśmie artystycznym Europy Środkowo-Wschodniej, czyli w "Chimerze". Czy można uznać, że był to specyficzny coming-out? W jakimś sensie można, bo Wilde "po procesie" był już przede wszystkim kulturowym znakiem "tego". A wedle niepisanej zasady, która trwa po dzień dzisiejszy – ten, kto pisze o "tym", sam najwyraźniej ma coś za uszami. Przyszły Piotr Odmieniec nie mógł tego nie wiedzieć.
Książka Izabeli Filipiak to zatem lektura obowiązkowa i szczególny dar dla polskiej kultury.
Izabela Filipiak, "Obszary odmienności. Rzecz o Marii Komornickiej", wydawnictwo słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2007.
Błażej Warkocki
Recenzja ukazała się w "Le Monde Diplomatique. Edycja polska".