Z palenia marychy Tusk wyszedł bez szwanku - w ówczesnej Polsce za posiadanie konopi nikt do pudła nie zmykał. Dzisiaj ten sam Tusk, tyle że starszy, stoi na czele państwa, które bez skrupułów wsadza do więzień niepokornych użytkowników marihuany.
W kraju w którym swobody obywatelskie ładnie wyglądają tylko na papierze a kilka milionów obywateli jest przekonane o możliwości zarażenia się wirusem HIV za pomocą trawki, lwia część młodego pokolenia czuje się zaszczuta.
Dobrze się stało, że premier przyznał się do puszczania dymka – niestety młodzi politycy schowali głowę w piasek. To właśnie ten strach przed napiętnowaniem sprawia, iż nasz kraj czeka jeszcze długa droga do normalności. W Polsce palenie marihuany, której szkodliwość jest wielokrotnie niższa od szkodliwości palenia papierosów oraz picia alkoholu może złamać człowiekowi życie. Nawet niewielka ilość suszu znaleziona podczas przypadkowej kontroli policyjnej sprawia, że posiadacz plastykowego woreczka staje przed sądem gdzie jest traktowany w ten sam sposób w który traktuje się dilera heroiny.
Legalna trawka jest dostępna tylko dla bogatych, których stać aby wsiąść w samolot i przelecieć się na dżointa do Amsterdamu. Biedni w poszukiwaniu zielonych liści muszą błąkać się w ciemnym labiryncie przestępczego półświatka w którym wielu z nich pozostaje na zawsze.
Wspomnieć w tym momencie wypada Artura. Chłopak z małej powiatowej miejscowości – jakich w kraju wiele, wielodzietna rodzina, rodzice bez pracy. Poznaliśmy się wiele lat temu, trawa była dla nas metodą na oderwanie się od szarej rzeczywistości, sposobem na przejście do lepszego świata. Bez smutku, problemów, nierówności. Śmialiśmy się i planowaliśmy świetlaną przyszłość. Po pół roku palenia Artur zaczął handlować. Za zarobione pieniądze kupował rozmaite rzeczy – większość z nich do domu. A to radiomagnetofon Sony, a to nowy telewizor, innym razem komputer dla młodszego brata, który właśnie poszedł do szkoły. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że z odwiedzinami byli u niego panowie w niebieskich mundurach. Minęły 4 lata gdy przypadkiem spotkałem go na wrocławskim Rynku. Wyszedł na wolność, już nie handluje – teraz kradnie.
Na marihuanowej prohibicji zyskuje jedynie mafia mająca wyłączność na handel nielegalną używką i nie płacąca z tego tytułu żadnych podatków. Naszym bogobojnym rządom nie psuje samopoczucia nawet fakt, iż kilka milionów młodych Polaków ubija interesy z gangsterami.
Świadomość i profilaktyka są na zerowym poziomie. W szkole średniej jedna z nauczycielek przestrzegała nas przed zgubnymi skutkami wstrzykiwania (sic!) marihuany. Nie zwracając uwagi na bzdurne uwagi niedouczonej belferki trawę paliliśmy w dalszym ciągu i znów o dziwo, podobnie jak Tusk żaden z nas nie skończył ze strzykawką na dworcu. Ci, którzy przegrali życie – przegrali je z powodu obowiązującego w RP prawa, nie zaś samej używki.
Wypowiedź szefa rządu stworzyła atmosferę dla szerokiej dyskusji na temat legalizacji bądź też samej depenalizacji konopi. Niestety medialna burza pociągnęła za sobą lawinę wypowiedzi polityków starszego pokolenia chwalących się chodzeniem na wagary i piciem taniego wina więc wszystko wskazuje na to, że temat umrze śmiercią naturalną. A młodzież z biednych domów? W dalszym ciągu będzie zapełniać zakłady karne w których nauczy się jak skutecznie przegrać resztę życia.
Paweł Bolek