Dzieło to na pierwszy rzut oka może wydać się opasłe, lecz gdy weźmiemy je do ręki, okaże się, że jedna trzecia to przypisy, bibliografia i indeks. Reszta bogato ilustrowana – toż to idealna lektura na zimowy wieczór! A w dodatku, zdaniem autora przedmowy, J.M. Halperna, książka ma w sposób fascynujący pokazywać, jak kraje Półwyspu Bałkańskiego były przez wieki postrzegane przez Europę Zachodnią. Spodziewamy się zatem interesującej analizy tego, co M. Todorova nazywa bałkanizmem . Cóż jednak czeka nas podczas tak pięknie rozpoczętego wieczoru?
Poznamy konotacje nazwy Bałkany. Dowiemy się, jak wielki niesmak wśród przybyszów z państw Europy Zachodniej budziły tamtejsze zwyczaje kulinarne: jedzenie palcami, korzystanie ze wspólnych naczyń czy konieczność oglądania jutrzejszego obiadu w stanie surowym. Przyjrzymy się obyczajom Morlaków, opisanym przez Alberto Fortisa, który próbował badać zjawiska kulturowe w perspektywie historii naturalnej. Zdziwimy się, jak człowiek wykształcony w latach trzydziestych ubiegłego stulecia (Philip Thornton) mógł niemal uwierzyć w to, iż Albańczycy posiadają ogony. W zupełne zdumienie wprawi nas fakt, że piszący nieco wcześniej Vladan Dordević nie tylko był niezbicie przekonany o istnieniu tych ogonów, lecz również twierdził, że ich właściciele nie odróżniają śniegu od cukru. Przeczytamy, że zabobonni Serbowie, wierząc w leczniczą moc odłamków drewna wydłubanych z oczu figur w monasterach, stopniowo oślepiali swoich świętych, a o powstałe okaleczenia oskarżali Turków. Poznamy zachodnioeuropejskie mity dotyczące Czarnogóry, gdzie miłujący wolność mieszkańcy odcinali wrogom głowy i nosy, syfilisu nie znano, a mąż skradał się do łóżka żony, gdyż nie było właściwe, gdyby ktoś zobaczył go w takiej sytuacji. Dowiemy się, że według jednego z badaczy w macedońskim domu można było napotkać przedstawicieli wszystkich gałęzi ludzkości: ojca utrzymującego, że jest pochodzenia serbskiego, syna przysięgającego, iż w jego żyłach płynie tylko bułgarska krew, podczas gdy córki, gdyby tylko udzielono im głosu, z radością uznałyby się za potomkinie Heleny Trojańskiej, carycy Katarzyny II lub Afrodyty z Melos. Dla matki deklaracja tożsamości narodowej oznaczałaby stwierdzenie, że jest chrześcijanką...
Ten groch z kapustą mógłby być całkiem sympatyczną lekturą. Mógłby, ale nie jest. I to nie ze względu na miejscami licealny typ dyskursu (sformułowania typu: Jak zauważył kiedyś Peter Ustinov, dawno nie ma Edypa, ale jego kompleks pozostał. Achilles zostawił nam piętę a Afrodyta afrodyzjaki), ani na nudny, ciężkawy styl. Widać, że redaktorka polskiego przekładu nie grzeszy starannością: zdarzają się powtórzenia (np. w sześciozdaniowym akapicie w pięciu kolejnych zdaniach pojawia się rzeczownik "czaszka"), Imperium Osmańskie jako nazwa państwa napisane jest małą literą, a plac Skanderbega w Tiranie zostaje przemianowany na "plac Skanderbeg". Skanderbeg jest albańskim bohaterem narodowym, więc wygląda to dość dziwnie – tak, jak gdyby ktoś napisał "plac Piłsudski". Sprawy pozornie mało istotne, ale irytujące.
Praca Jezernika sytuuje się w zapoczątkowanym przez M.N. Todorovą nurcie refleksji nad "bałkanizmem". Termin stworzono na wzór Saidowskiego "orientalizmu", jednak odnosi się on do fenomenu istotnie różnego od tego, który opisywał Said. Nie miejsce tu na rozważanie tej kwestii. Jednak, generalnie rzecz biorąc, podobnie jak u Saida, chodzi o badanie sposobu postrzegania "innego" i diagnozę stosunków władzy wyrażonych w tym sposobie postrzegania. Tłumacz książki Jezernika radośnie obwieszcza zaś w posłowiu, że oto mamy do czynienia z dziełem, które wpisuje się w kontekst badań postkolonialnych. Na czym więc polega problem?
Wiadomo powszechnie, że Półwysep Bałkański to po dziś dzień arena, na której toczy się walka o wpływy pomiędzy mocarstwami: Wielkie mocarstwa, zgodnie ze swymi chwilowymi interesami, wspierają roszczenia jednego lub drugiego narodu, co sprawia wrażenie, że dodają otuchy raz jednemu, raz drugiemu językowi tożsamości, na przemian umacniają różne kompleksy przodków. Wielkie narody (Wielka Rumunia, Wielka Bułgaria, Wielka Albania, Wielka Chorwacja itd.) powstają i znikają zależnie od przypływów i odpływów Drang nach Osten krajów zachodnich i Drang nach Westen wschodnich, które wyruszyły na podbój nowoczesności.
Slavoj Žižek patrzy na problemy państw Półwyspu Bałkańskiego w perspektywie globalnego kapitalizmu, którego "wnętrze" stanowią, rzecz jasna, liberalno-demokratyczne państwa systemu kapitalistycznego. "Zewnętrze" zaś to państwa wykluczone z tego klubu. Zdaniem Žižka, kraje bałkańskie usytuowane są – w sensie symbolicznym – "na zewnątrz" systemu kapitalistycznego i toczą walkę o "wintegrowanie" w jego "wnętrze": Każdy aktor w tej krwawej zabawie, jaką był rozpad Jugosławii, stara się uprawomocnić swoje miejsce wewnątrz, przedstawiając się jako ostatni bastion cywilizacji europejskiej (to dzisiejsza ideologiczna nazwa owego kapitalistycznego wnętrza) w obliczu orientalnego barbarzyństwa.
Jednak ani pierwsza, ani tym bardziej druga perspektywa, Jezernika nie interesują. Beztrosko referuje on nam kolejne mity, mające wyrażać jakąś abstrakcyjną dominację "Europy" nad "Bałkanami", w dodatku nadając tym ostatnim szczególny status ontologiczny – tym samym stanowi to afirmację panującego dyskursu. Przykładem może być sposób, w jaki Jezernik pisze o Czarnogórcach, jak pisze M. Waldenberg, uważanych często za Serbów. Od razu zaznaczam, że nie zabieram głosu w kwestiach dotyczących tożsamości czarnogórskiej, lecz jedynie chcę pokazać, w jaki sposób "Dzika Europa" wpisuje się w dominujący dyskurs, a autor niejako mimochodem powiela panujące wzorce myślenia.
To jak Jezernik opowiada o Czarnogórze, zasadniczo nie pozostawia mniej zorientowanemu czytelnikowi wątpliwości: Czarnogórcy z Serbami nie mają nic wspólnego – stanowisko zgodne z obecnie dominującym. Jezernik zabiera głos nawet w niezwykle drażliwej w przypadku narodów Europy Południowo-Wschodniej sprawie, mianowicie w kwestii etnogenezy: Według Miss Durham, powtarzana wciąż legenda, jakoby Czarnogóra została założona przez uciekinierów spod Kosowego Pola, była tylko mitem, Czarnogórcy pochodzili bowiem w prostej linii raczej od Bośniaków, Hercegowińczyków i Albańczyków, a nie Serbów. Założenia Durham potwierdzał fakt historyczn [podkr. – K.B.] – przez długi czas Czarnogóra służyła jako schronienie dla mieszkańców sąsiednich krajów, którzy zadarli z władzami otomańskimi lub miejscowymi bejami czy agami.
Tymczasem czarnogórskie matki miały mówić swoim płaczącym synom Bądź dzielny jak Miloš Obilić – a przecież Miloš Obilić to bohater serbski, legendarny zabójca sułtana Murata I podczas bitwy na Kosowym Polu (o czym zresztą informuje nas przypis) – miejsce tej bitwy w serbskiej mitologii narodowej jest nie do przecenienia. Nazwę Obilić nosi nawet dziś jeden z pierwszoligowych belgradzkich klubów piłkarskich (Futbalski Klub Obilić). Uważny czytelnik znajdzie miejsca, w których Jezernikowi wymykają się pewne sformułowania pokazujące, że popierana przez niego koncepcja "czarnogórskości" nie jest tak oczywista: oto w jednym miejscu nazywa Czarnogórę serbskim krajem, w innym napotykamy takie sformułowanie: Dwaj brytyjscy nauczyciele, którzy usłyszeli w bożonarodzeniowy poranek śpiew umundurowanych Czarnogórców mogli powiedzieć tylko tyle, że słowa serbskiej ballady z końca XIX w. były tak samo aktualne jak w czasach Ivana Crnojevicia: Ci, z krajów łaciny są bogaci, posiadają srebro i złoto, biegłych rzemieślników; Serbowie mają jednak dumną postawę i szczęśliwe, nie znające lęku oczy bohaterów. Zawarty w słowach pieśni ideał etyczny bardowie Czarnogóry zapożyczyli od swych śmiertelnych wrogów, Turków...
Wydaje się zatem, że pozornie niespecjalnie głębokie stwierdzenie tłumacza stanowi klucz do problemu z książką Jezernika, bowiem demaskuje jej ideologiczny charakter. Czemu bowiem, jak zauważa S. Žižek, służą badania postkolonialne? Tak naprawdę – przekształcaniu konfliktu polityczno-ekonomicznego w pseudopsychoanalityczny teatrzyk podmiotu nie potrafiącego stawić czoła swoim traumom, maskowaniu realnych konfliktów społecznych. Takie podejście zatem zamyka uciskane ludy i klasy w impasie i zmusza do akceptacji panowania starzejącego się kapitalizmu, którego są ofiarami. I zamyka oczy czytelników np. na sprawę Kosowa...
Božidar Jezernik, "Dzika Europa. Bałkany w oczach zachodnich podróżników", przeł. P. Oczko, Kraków 2007, s. 400.
Katarzyna Bielińska
Recenzja ukazała się w "Le Monde Diplomatique. Edycja polska".