Ciszewski: Węzeł Kurdyjski

[2008-11-01 08:41:28]

W tle konfliktu w Iraku oraz zaostrzającej się sytuacji między USA a Iranem toczy się wojna o której tylko sporadycznie donoszą media. Sprawa walki Kurdów o niepodległość pozostaje wciąż na uboczu, pomimo że między innymi Stany Zjednoczone dążą do zniszczenia "kurdyjskich separatystów" w ramach "wojny z terroryzmem". Waszyngton nie chce się do tego przyznać, gdyż byłoby to kolejnym dowodem jak deklaracje o niesieniu demokracji odbiegają od rzeczywistości.

Bojownicy o wolność i terroryści

Kurdowie od lat 80 zeszłego wieku prowadzą z większym lub mniejszym natężeniem zbrojną walkę o utworzenie własnego państwa. Nadal pozostają jednak największym narodem nie posiadającym niepodległości. Tereny Kurdystanu podzielone między Iran, Irak, Syrię, a przede wszystkim Turcję są dziś areną ważnej, ale ukrywanej rozgrywki prowadzonej głównie przez Waszyngton.

Od dłuższego czasu główne kurdyjskie ugrupowanie niepodległościowe – Partię Pracujących Kurdystanu uważano za zagrożenie dla amerykańskich interesów w regionie. Pod wpływem nacisków Ankary i Waszyngtonu uznano ją za organizację terrorystyczną. Pozwalało to określać toczące się walki jako konflikt z terrorystami. Stanowiło również usprawiedliwienie wszelkich ataków na różnorodne organizacje kurdyjskie. W Turcji do dziś powszechne są oskarżenia kurdyjskich polityków czy dziennikarzy o "współpracę z terrorystami" czy "nawoływanie do separatyzmu". Zarzuty te wykorzystuje się między innymi wobec osób promujących kurdyjski język czy kulturę. Represje posunęły się do tego stopnia, że więzieniem grożono nawet dzieciom z chóru, który podczas występów w USA zaśpiewał kilka piosenek w języku kurdyjskim.

Miało również miejsce kilka ataków na działaczy kurdyjskich próbujących działać w Turcji legalnie. Prawdopodobnie stały za nimi skrajnie prawicowe bojówki mające powiązania z tureckim wojskiem i służbami bezpieczeństwa.

Znamienny jest fakt, że podobne represje mają miejsce za cichym przyzwoleniem Waszyngtonu, tureckich Kurdów w przeciwieństwie do irackich uważa się bowiem za wrogów Pax Americana, Waszyngton nie protestuje więc, gdy do organizowanych przez nich pokojowych demonstracji turecka policja strzela z broni ostrej, a podejrzani o "terroryzm" są zatrzymywani i przetrzymywani bez sądu.

Zupełnie inaczej traktowani są przez USA Kurdowie iraccy, którzy po poparciu ataku na Irak i pomocy w obaleniu dyktatury Saddama Husajna stali się wychwalanymi bojownikami o wolność. Proamerykańskie ugrupowania Patriotyczna Unia Kurdystanu i Demokratyczna Unia Kurdystanu przejęły kontrolę nad irackim Kurdystanem, dostarczając rekrutów współpracującym z Amerykanami lokalnym oddziałom. Jak skomplikowany jest problem kurdyjski pokazuje fakt, że na tym tle doszło do konfliktu z PKK. Ceną za poparcie dla autonomii irackich Kurdów był zakaz działalności tej partii oraz związanych z nią grup. W ramach wypełniania sojuszniczych zobowiązań proamerykańskie milicje przystąpiły nawet w roku 2003 do ataków na oddziały zbrojne PKK – Ludowe Siły Obrony (HPG). Nie udało się jednak w ten sposób zniszczyć organizacji przeszkadzającej w "wojnie z terroryzmem". Waszyngton chciał rozwiązać problem rękami swych kurdyjskich sojuszników jednak najprawdopodobniej w obawie przed wybuchem kolejnego lokalnego konfliktu działań tych ostatecznie zaniechano.

Wrogowie Stanów Zjednoczonych

Powtarzające się regularnie ataki tureckiego lotnictwa na iracki Kurdystan były najprawdopodobniej kolejnym aktem "wojen przedstawicieli" prowadzonych przez Waszyngton. Turecka armia twierdzi, że wszelkie operacje prowadziła samodzielnie. Także administracja Busha po najbardziej intensywnych starciach z listopada zeszłego roku odcinała się od jakiegokolwiek udziału w nich sił amerykańskich. Zapewnienia te wydają się jednak mało wiarygodne. Bez zezwolenia wojsk amerykańskich kontrolujących przestrzeń powietrzną nad Irakiem wszelkie ataki lotnicze byłyby niemożliwe. Dziennikarze dotarli do informacji potwierdzających kontakty wojskowych z Turcji i USA mające miejsce tuż przed nalotami. Prawdopodobnie przygotowywano się do dania tureckiemu lotnictwu kilku godzin całkowitej swobody działań.

W zbieraniu informacji o potencjalnych celach oraz strukturach PKK i HPG w Iraku miał też brać udział amerykański wywiad. Między innymi w tym celu powstało niedawno w Ankarze centrum współpracy wywiadowczej USA i Turcji. Przed nalotami w ich rejon skierowano również amerykańskie bezzałogowe samoloty zwiadowcze. Jak okazało się później wszelkie zebrane przez nie dane trafiły do dowództwa tureckiego lotnictwa. Aby nie angażować się bezpośrednio w konflikt Waszyngton próbował utrzymać to w tajemnicy. Gdy sprawa wyszła na jaw przedstawiciele armii i wywiadu stwierdzili wówczas, że od strony tureckiej zależało jak zostaną wykorzystane zgromadzone informacje.

Symbolicznym daniem zielonego światła do akcji zbrojnej była też rozmowa G.W. Busha z premierem Turcji Recepem Tayyipem Erdoğanem, przeprowadzona w zeszłym roku. Prezydent USA stwierdził wówczas że PKK "musi zostać wykorzeniona", nazywając ją jednocześnie "wrogiem Stanów Zjednoczonych". Już w czasie trwania walk do ofensywy propagandowej przeciwko Partii Pracujących Kurdystanu włączył się lider PUK i prezydent Iraku Dżalal Talabani. Wezwał on partyzantów walczących z tureckimi wojskami do opuszczenia terytorium Iraku, nazwał ich również "terrorystami", co wywołało wrzenie wśród Kurdów i antyprezydenckie protesty.

Najprawdopodobniej przyczyniły się one do tego, że irackie władze nie podjęły jednak dalszych prób usunięcia bojowników PKK z terenu Iraku.

Także Waszyngton uważał, aby turecki atak na siły PKK nie przerodził się w konflikt, który zagroziłby pozycji proamerykańskich PUK i DUK. Stąd podczas lutowej wizyty w Ankarze amerykański sekretarz obrony Robert Gates radził Turcji aby wycofała swoje wojska z terytorium Iraku. Obiecał jednocześnie kontynuowanie pomocy w celu "poradzenia sobie z PKK".

Pomimo, że niechętnie, władze w Ankarze zrozumiały tą sugestię. Na przełomie lutego i marca 2008 roku wojska zostały wycofane, oficjalnie z powodu "osiągnięcia celów operacji". Pomimo tureckich zapewnień o sukcesie w walkach nie wydaje się, aby oddziały HPG i ich zaplecze zostały zniszczone. Operacja pokazała, że dobrze uzbrojona armia konwencjonalna często jest bezsilna w walce ze zdeterminowanymi siłami partyzanckimi znającymi teren na którym działają.

W całej współpracy Waszyngtonu z Ankarą od roku 2003 najbardziej istotna jest kwestia wojny w Iraku. Obecnie niemal 70% zaopatrzenia dla wojsk stacjonujących w tym kraju jest transportowanych przez terytorium Turcji. Pojawiły się też spekulacje jakoby istniały plany zlokalizowania w tureckim Kurdystanie amerykańskiej bazy mogącej w przyszłości stać się zapleczem ataku na Iran.

Terroryści w Turcji, sojusznicy w Iranie

Sytuację Kurdów komplikuje dodatkowo narastający konflikt między USA i Iranem. Waszyngton poszukując sojuszników w regionie nieoficjalnie zwrócił się z jednej strony ku Turcji, a z drugiej ku Partii Wolnego Życia w Kurdystanie (PJAK). Zbrojne oddziały tej organizacji, mającej swoje bazy w irackim Kurdystanie zwalczają władze Iranu i dążą do utworzenia autonomicznego regionu na terenach Iranu zamieszkałych przez Kurdów. PJAK w ramach zacieśniania współpracy z USA deklaruje się jako organizacja walcząca o federalizm, demokrację i prawa człowieka. Pomimo to pozostaje jednak bardzo niewygodnym sojusznikiem. Najważniejszą przeszkodą jest fakt iż PJAK to organizacja bardzo blisko związana z PKK oraz podobnie jak ona uznawana za grupę terrorystyczną. Istotny jest również fakt iż między kurdyjskimi grupami zbrojnymi walczącymi w Turcji i Iranie istnieje bliska współpraca militarna. Część amerykańskiej broni mająca służyć do walki z rządem w Teheranie została dzięki współpracy PJAK z Ludowymi Siłami Obrony użyta przeciwko wojskom tureckim. Według ekspertów zajmujących się regionem nawet do 10% sprzętu wykorzystywanego przez oddziały HPG może pochodzić z USA, a tylko część z niego została zdobyta na wrogu podczas walk.

Prawdopodobne jest iż jednym z Warunków jakie postawi Waszyngton PJAK przed uznaniem jej za organizację "walczącą o wolność" i oficjalnego sojusznika, będzie więc zerwanie przez nią kontaktów z PKK. Na razie wydaje się to jednak mało prawdopodobne. PJAK odgrywa pewną rolę w nieoficjalnych planach destabilizacji Iranu, choć Waszyngton nie przyznaje się do współpracy z nią. Jej oddziały dokonują coraz większej liczby ataków i według obserwatorów są o wiele lepiej wyposażone niż dotychczas. Lokalni komendanci partyzanccy według irackiego korespondenta brytyjskiego dziennika "Daily Telegraph" mieli nawet prowadzić nieoficjalne rozmowy z przedstawicielami władz USA.

Wbrew twierdzeniom niektórych komentatorów trudno jednak uznać to za wyraz sojuszu wszystkich grup kurdyjskich, z PKK włącznie, z USA. Obraz Stanów Zjednoczonych niosących Kurdystanowi wolność i demokrację jest tak samo fałszywy jak inne mity towarzyszące "wojnie z terroryzmem".

Sytuacja w regionie jest bardzo pogmatwana, a jak pokazała historia dotychczasowych konfliktów, porozumienia oraz sojusze nie muszą być nierozerwalne. Partia Pracujących Kurdystanu pozostaje w swoich publikacjach bardzo krytyczna wobec polityki Waszyngtonu i zwraca uwagę, że Stany Zjednoczone są związane porozumieniem z Turcją, wrogiem o wiele groźniejszym niż Iran. Czas pokaże również na ile sam sojusz z PJAK jest faktycznie trwały. Partia ta nie zrezygnowała z lewicowych haseł i socjalistycznego programu, co z pewnością bardzo nie podoba się administracji G.W. Busha.

Całości obrazu dopełnia fakt, że kurdyjskie grupy zbrojne stanowią opozycję wobec proamerykańskich partii kurdyjskich działających w Iraku. Tolerowanie istnienia obozów partyzanckich PKK w Iraku wynika przede wszystkim ze słabości prezydenta tego kraju Dżalala Talabaniego. Wszelkie akcje władz przeciwko partyzantom mogłyby zakończyć się kurdyjską wojną domową, a tego nie chce ani Waszyngton, ani sprzymierzone z nim władze Iraku.

Jedno jest pewne perspektywa powstania niepodległego Kurdystanu jest dziś bardzo odległa, wbrew twierdzeniom jakoby północny Irak miał już niedługo stać się jego zalążkiem. Prawa narodu kurdyjskiego oraz prawa człowieka wciąż są mniej ważne od interesów Waszyngtonu. Nieprędko też usłyszymy z głównych mediów o konflikcie w Kurdystanie, ponieważ nie pasuje on do czarno-białej wizji świata propagandystów "wojny z terroryzmem".

Piotr Ciszewski


Tekst ukazał się w miesięczniku "Dziś".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku