Doprowadził też do powstania niezależnego związku zawodowego, będącego solą w oku urzędników Ministerstwa Finansów i kierownictwa Służby Celnej. W najwyższych kręgach zapadła decyzja: pozbyć się niewygodnego "wichrzyciela". Ostatnio przeciw Siwemu wszczęto postępowanie dyscyplinarne, którego celem jest zwolnienie go z pracy.
Styczeń 2008 r. Pocztą pantoflową i SMS-ami wśród celników na wschodniej granicy rozchodzi się wieść: mamy dość, stajemy! Formalnie pracownicy Służby Celnej nie mają prawa do strajku. Masowo biorą więc urlopy na żądanie i zwolnienia chorobowe. Z dnia na dzień granica zostaje sparaliżowana, na wielu zmianach zjawiają się tylko kierownicy. Kolejki podróżnych i tirów są wielokilometrowe, odpraw praktycznie nie ma, bo nie ma ich kto przeprowadzać. Władza, dotychczas kompletnie lekceważąca postulaty celników, musi wreszcie zareagować.
Spontaniczny, bo przez nikogo nie zorganizowany bunt celników, ma kilka celów. Wśród nich jest podwyżka płac, ale nie jest to główny postulat. Ważniejsze to zapewnienie ochrony prawnej celnikom oskarżanym i aresztowanym – często z naruszeniem procedury karnej - o przyjmowanie łapówek oraz przyznanie praw przysługujących innym służbom mundurowym (np. wcześniejsze emerytury).
Areszty wydobywcze
Sprawa celników aresztowanych pod zarzutem łapówek jest priorytetowa. W skali kraju to zjawisko masowe. W krótkim czasie zatrzymano około setki pracowników Służby Celnej na granicy wschodniej. Nie ma wątpliwości, że część z nich mogła rzeczywiście być zamieszana w jakieś afery, ale analiza większości spraw wskazuje na to, że był to efekt polityki prowadzonej przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Polityki, w myśl zasady, "Dajcie człowieka, paragraf się znajdzie".
Analizując akta spraw przeciwko celnikom trudno oprzeć się wrażeniu, że chodziło głównie o medialne show. Widok celników zamykanych przez zamaskowanych funkcjonariuszy służb specjalnych jest bardzo widowiskowy. Gorzej z uzasadnieniem takich poczynań. W wielu dokumentach natykamy się na kuriozalne stwierdzenia typu: "w nieokreślonym dniu, od nieokreślonej osoby przyjął nieokreśloną korzyść majątkową". To ewenement w europejskim systemie karnym, gdy oskarża się kogoś na podstawie nie dowodów, lecz wątpliwych poszlak.
– Aresztowano osoby będące jedynymi żywicielami rodzin, mające na utrzymaniu dzieci. I ordynarnie ich szantażowano, mówiono: "wyjdziesz, jak wskażesz innych". Nie ma się czemu dziwić, że dziewczyna, która zostawiła w domu dwójkę małych dzieci, sypała nazwiskami kolegów tylko po to, żeby wyjść – wspomina jeden z celników. O bezprawnych metodach działania wobec zatrzymywanych celników pisał w jednym z wydań tygodnik "Newsweek". Interweniowali działacze organizacji praw człowieka. Jasne stało się, że aresztowania celników mają charakter nie zapobiegający ewentualnemu utrudnianiu śledztwa, ale "wydobywczy". Chodziło tylko o to, by osoba siedząca za kratami szereg miesięcy załamała się i "sypnęła" jak najwięcej innych osób. I najmniej ważne było, czy oskarżenia są prawdziwe. Sytuacja zaczęła przypominać czasy stalinowskie, gdy najbardziej absurdalny donos powodował aresztowanie, a ludzie przyznawali się do rzeczy, o których nawet nie mieli pojęcia.
Medialne show związane z masowymi aresztowaniami celników ośmieliło przemytników. Dla wielu z nich była to świetna okazja do rozprawienia się ze znienawidzonymi pracownikami Służby Celnej.
– Gdy zrobił się szum wokół informacji o zatrzymaniach, często słyszeliśmy groźby od znanych nam przemytników, że jeżeli ich nie puścimy, to nas oskarżą – mówi inny celnik. I rzeczywiście, spora część spraw karnych opiera się na zeznaniach "ludzi z granicy", którzy po dwóch, trzech latach przypominają sobie, że któremuś celnikowi dali 50 lub 100 złotych.
Związek zbuntowanych
Gdy zaczął się styczniowy, spontaniczny bunt, pojawiło się pytanie: kto ma w ogóle reprezentować celników. W służbie działa szereg związków zawodowych, ale nie mają one zbyt dobrej opinii wśród pracowników. W prywatnych rozmowach celnicy mówią o ich koniunkturalizmie, ugodowości wobec przełożonych.
Na fali buntu, ktoś na forum internetowym www.celnicy.pl rzucił pomysł: tworzymy nowy związek zawodowy! Deklaracje zaczęły napływać z całego kraju. Wkrótce powstał komitet założycielski nowej organizacji związkowej. Na jego czele stanął Sławomir Siwy, funkcjonariusz z Izby Celnej w Opolu, jeden z najbardziej "hałasujących" w obronie praw pracowniczych na internetowym forum.
Styczniowy bunt może nie spełnił oczekiwań pracowników Służby Celnej. Dał jednak impuls do działania. Powstał nowy związek, dotychczasowe jakby się ocknęły z letargu. Uzyskano – niewielkie, ale jednak – podwyżki płac. Wreszcie zmienił się sposób traktowania pracowników oskarżanych o przestępstwa. W służbach mundurowych zatrzymanie i zarzuty nie oznaczają wyrzucenia ze służby, lecz zawieszenie do chwili wydania prawomocnego wyroku. Dalej otrzymuje się ograniczone wynagrodzenie i formalnie pozostaje w służbie. W S.C. oznaczały automatyczne wyrzucenie z pracy. Bez środków do życia, tylko na podstawie czyjegoś pomówienia Po protestach wreszcie zagościła tu zasada domniemania niewinności.
Psi zawód
Na internetowym forum celniczym pokazał się swego czasu wpis z pytaniem, jak można dostać się do pracy w Służbie Celnej. W krótkim czasie było kilkadziesiąt wpisów. Zazwyczaj zaleca się wizytę u specjalisty.
– Przeklinam dzień, w którym zgłosiłem się do tej służby – powtarza jak mantrę celnik z przejścia granicznego w Medyce. To jedyne piesze przejście na granicy polsko-ukraińskiej. Kilka tysięcy podróżnych dziennie. W znakomitej większości "mrówki" przenoszące dotychczas po jednym, przepisowym kartonie papierosów i nieokreślonej liczbie niezupełnie zgodnie z prawem. To ogółem kilkadziesiąt tysięcy ludzi żyjących z granicy: drobnych handlarzy, przemytników, sklepikarzy, właścicieli kantorów, barów, zakładów przemysłowych. To największy "zakład pracy" w tej części Podkarpacia.
Na kartonie papierosów można zarobić 10–20 złotych na rękę. Rekordziści przechodzą granicę nawet 200 razy w miesiącu. Cena to wielogodzinne stanie w kolejkach do przejścia, często na mrozie i w deszczu. 2–3 tysiące na rękę w przypadku wyjątkowo pracowitej "mrówki". Pensja pracownika Służby Celnej w trzyletnim okresie przygotowawczym to 1500–1900 złotych. Cena to nerwy, stres, ciągłe użeranie się z drobnymi handlarzami.
– Pier... taką robotę. Odchodzę. Po studiach wyższych, ze znajomością języków, stać mnie chyba na coś lepszego – denerwuje się celnik z Medyki. Mówi o harówie po 12 godzin na zmianę, lekceważeniu przez przełożonych ich praw, braku bezpieczeństwa, ciągłego zagrożenia ze strony sfrustrowanych podróżnych. Agresja to nie tylko zresztą domena "mrówek". Często również oficjeli przekraczających granicę, którzy, mimo że zazwyczaj traktowani są ulgowo, potrafią mocno dopiec pracownikom przejścia. Niedawno głośny był przypadek prominentnego działacza Polskiego Związku Piłki Nożnej, który w czasie odprawy celnej w Korczowej po powrocie z towarzyskiego meczu piłkarskiego groził celnikom – powołując się na liczne znajomości – wyrzuceniem z pracy. Nerwy, stres za niewielkie pieniądze w stosunku do wykonywanej pracy, w dodatku strach przed zatrzymaniem pod wymyślonym zarzutem.
Wykończyć Siwego
Powstały na fali styczniowych protestów związek Celnicy.PL od początku przeszkadzał władzom celnym i resortowi finansów. Porównanie tej organizacji do "Sierpnia 80" nie jest nadużyciem. Tym, czym dla śląskich górników był "Sierpień", tym dla celników Celnicy.PL. Obudziło się poczucie własnej wartości i sprzeciw wobec przedmiotowego traktowania ze strony zwierzchników.
Sławomir Siwy osobiście jeździł na wschodnią granicę, by przekonać się o warunkach pracy celników. Wnioski, ogłaszane w mediach, nie mogły spodobać się zwierzchnikom. Brak kadry, nielegalne wykorzystywanie pracowników ze służby przygotowawczej, kiepskie warunki pracy, brak bezpieczeństwa. W rozmowach z dziennikarzami lokalnych mediów rzeczniczka Izby Celnej w Przemyślu, Małgorzata Eisenberger przyznawała szczerze: to prawda.
Problemy związane z bezpieczeństwem funkcjonariuszy Służby Celnej z wielką mocą wybuchły 1 grudnia. W tym dniu nagle, bez wcześniejszych konsultacji, zmieniono nagle liczbę papierosów, które można legalnie wwieźć do Polski. Zamiast dotychczasowych 200 sztuk (kartonu), zaledwie 20 (paczkę). Dla tysięcy ludzi żyjących z przygranicznego handlu to katastrofa ekonomiczna. Już wiele firm zapowiedziało zwolnienia, samorządy lokalne zachodzą w głowę, co zrobić z armią napływających bezrobotnych.
Ograniczenia wywołują wrzenie na granicy. W pierwszym dniu obowiązywania restrykcyjnych przepisów w Medyce "mrówki" organizują spontaniczny protest. Dochodzi do blokady przejścia granicznego. Tysiące ludzi swą złość wyżywa na – Bogu ducha winnych – pracownikach przejścia granicznego. Celnicy z dwóch zmian nie są w stanie ani wyjechać, ani dojechać do pracy. W kierunku ich samochodów lecą kamienie. Siwy interweniuje w kierownictwie Służby Cywilnej i na policji. Przez długi czas bezskutecznie. Dopiero po wielu godzinach, zablokowani przez protestujących celnicy zostają uwolnieni.
O zagrożeniu bezpieczeństwa celników Sławomir Siwy mówi wprost na antenie Radia Rzeszów. Mówi o zaniedbaniach policji i władz Służby Celnej. To zresztą nie pierwsze przypadki agresji wobec celników. Niszczono już ich prywatne samochody, niedawno jeden z celników wylądował na kilka tygodni w szpitalu po brutalnym pobiciu przez przemytników.
Radiowa wypowiedź Siwego została powtórzona przez inne media. Interpretowano ją często jako poparcie dla "mrówek". W ślad za tym poszły szybkie sprostowania, ale dla zwierzchników niewygodnego związkowca okazało się to świetnym pretekstem do rozprawy z niepokornym celnikiem.
Tuż po medialnych informacjach Sławomir Siwy otrzymał pismo od dyrektora opolskiej Izby Celnej, które informuje, iż wszczęto postępowanie w sprawie zwolnienia go ze służby. Powód? Rzekome zachowanie nielicujące z etyką pracownika Służby Celnej. Chyba nikt nie ma wątpliwości, o co naprawdę chodzi.
– To zemsta za moją związkową działalność – mówi dziennikarzom Siwy. W jego obronie wystąpiły wszystkie związki zawodowe działające w S.C. Po raz pierwszy od dawna przemawiają jednym głosem, zwłaszcza, że kuriozalne zwolnienie nastąpiło niemal przededniu negocjacji na temat ustawy o służbie celnej, której projekt został oprotestowany przez Celników.PL. Środowiska celnicze zapowiadają protesty podobne do tych ze stycznia. Nikt bowiem nie wątpi, że nie chodzi tu o samego Siwego. Nikt nie wątpi, że decyzja o zwolnieniu szefa związku zapadła nie w Opolu, ale w Warszawie i ma to być przestroga dla wszystkich, którzy chcieliby w przyszłości występować przeciw swym zwierzchnikom...
Bartosz Szymański
Tekst ukazał się w tygodniku "Trybuna Robotnicza".