W pięciu 50-minutowych odcinkach twórcy zajmują się kolejno: pamięcią społeczną i próbą rekonstrukcji wielkiej przemiany ("Bez święta"), kształtowaniem się liberalizmu w Polsce i dominacją pieniądza w komunikacji społecznej ("Bogaćcie się"), Kościołem katolickim i życiem duchowym Polaków ("Duch"), kosztami zmian i możliwością obalenia systemu ("Poza systemem"), zaś na koniec dyskursem mniejszości jako nowym sposobem ekspresji i komunikacji społecznej ("Mniejszości").
Roli narratora całego cyklu podjął się Wojciech Klata, absolwent Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, który swą pracę magisterską poświęcił kształtowaniu się systemu partyjnego w Polsce po roku 1989. Znany był też wcześniej z roli nastoletniego uciekiniera w filmie "300 mil do nieba" Macieja Dejczera.
Materiał zebrano w miejscach omawianych zdarzeń, w kraju i za granicą. Twórcy odwiedzili z kamerą – w mieszkaniach i pracowniach, na próbach teatralnych i w galeriach, w ciasnych gabinetach i obszernych redakcjach – uczestników, świadków i komentatorów najnowszych dziejów Polski. Do współpracy zaproszono: Macieja Gdulę ("Krytyka Polityczna"), Aleksandra Zioło (Warsztaty Analiz Socjologicznych), Michała Łuczewskiego ("Czterdzieści i Cztery"), Bartłomieja Kachniarza ("Fronda"), Marka A. Cichockiego ("Teologia Polityczna"), Michała Kotnarowskiego (Instytut Studiów Politycznych PAN, Polski Generalny Sondaż Wyborczy) oraz Krzysztofa Wołodźkę ("Obywatel'). Nie zabrakło także rozmów z ekspertami, politykami i artystami z krajów Europy Środkowej i Wschodniej, co pozwoliło na dokonanie stosownych porównań. Warstwę dokumentalną wzbogacono nie tylko archiwaliami, lecz także fragmentami spektakli teatralnych, programów telewizyjnych i teledysków. Wszystkie te zabiegi miały służyć przedstawieniu możliwie pełnego obrazu zmian, jakie zaszły w Polsce w ostatnich dwudziestu latach.
Odcinek drugi cyklu, który miałem okazję obejrzeć ("Bogaćcie się"), początkowo zniechęca przedstawioną na wstępie teorią spiskową. Zniechęca do tego stopnia, że mniej odpornych widzów może skłonić do wyłączenia telewizora. Wspomniana teoria jest już powszechnie znana, wręcz wyświechtana, a za sprawą zapalczywych budowniczych IV RP z PiS i LPR, tryumfalnie wkroczyła na salony. Według jej wyznawców za całą zmianą systemu w Polsce nie stoją ani peerelowskie władze, ani solidarnościowa opozycja, lecz służby specjalne, a ich byli funkcjonariusze i współpracownicy, odnieśli dzięki niej ogromne korzyści, do dziś zachowując wielkie i destrukcyjne wpływy niemal w całej gospodarce. Teorię tę swym autorytetem naukowym uwiarygadnia nam w zaciszu swojego gabinetu, mało znana prof. Maria Łoś z Uniwersytetu w Ottawie, której wymienianie poszczególnych gałęzi gospodarki rzekomo opanowanych przez tajne służby zajmuje dłuższą chwilę. Telewidz nie ma jednak ani chwili, by zastanowić się nad prawdziwością tez przedstawionych przez panią profesor, która twierdzi m.in., że tajne służby zawładnęły polską telekomunikacją. Chyba, że chodziło jej o... francuskie służby i ich rolę przy sprzedaży naszego narodowego operatora państwowemu koncernowi France Telecom? Realny wpływ spisku na życie konkretnych ludzi miał zilustrować przykład właściciela firmy, który rozwinął ją pod koniec lat 80., inwestując spore jak na owe czasy sumy. Przedsiębiorca przedstawia swoją ówczesną działalność jako niebywale innowacyjną i dającą zatrudnienie wielu pracownikom. Początkowo pada tylko nic nie mówiąca nazwa firmy i liczba zatrudnionych (48), po czym dowiadujemy się, że nie chodziło o jakieś zaawansowane technologie informatyczne, lecz o zwykłą kurzą fermę jakich wiele, zaś jej nowoczesność polegała głównie na tym, że do wykończenia wnętrz użyto kafelków (choć nie było takiego wymogu). Rzekomy spisek służb polegał w tym przypadku na tym, że w bank odmówił w pewnym momencie biznesmenowi dalszego kredytowania jego inwestycji. A jak wiadomo banki zostały opanowane przez specsłużby... Kamera pokazuje nam opustoszałą, popadającą w ruinę fermę i ten smutny widok musi nam wystarczyć. Nikt nawet nie stara się udowodnić słów autentycznie przejętego, ale chyba jednak niezbyt obiektywnego we własnej sprawie biznesmena, który dotąd nie pojął, że we współczesnym kapitalizmie banki odgrywają dominująca rolę i to one dyktują wszystkim swoje warunki.
Prowadzący błyskawicznie zmienia temat i sam nieco dezawuuje postawioną uprzednio tezę programu. I nie można mu odmówić racji w stwierdzeniu, że obecny system gospodarczy w naszym kraju to już nie małe firmy rodzinne, lecz w coraz większym stopniu wielkie, ponadnarodowe korporacje. Ten nowy system niesie ze sobą zupełnie inne, nieznane u nas wcześniej zagrożenia. Opowiadają o nich dwaj pracownicy korporacji, którzy poznali je od podszewki, zrobili w nich szybkie i błyskotliwe kariery, a jednocześnie nie wyzbyli się wobec nich pewnej dozy krytycyzmu. Obaj zwracają uwagę na swoistą ideologię czy system wartości korporacji, uwodzący młodych, rozpoczynających pracę ludzi, którzy często zupełnie bezrefleksyjnie podążają za syrenim śpiewem sloganów reklamowych. Z firmowych stron internetowych i na zebraniach dowiadują się oni, że zatrudniająca ich korporacja zapewni im szybką karierę, samorealizację, ciągłe doskonalenie, dążąc jednocześnie do najpełniejszego zaspokojenia potrzeb i oczekiwań klientów. Były menadżer Coca-Coli nie do końca słusznie kładzie tu nacisk na dobrowolność takiego postępowania i autentyczność wiary pracowników niższego szczebla w owe rzekome "ideały". Doprawdy trudno uwierzyć w to, że połowa pracowników pewnej korporacji zupełnie dobrowolnie spędza codziennie w pracy kilkanaście godzin, od 9-tej rano do trzeciej w nocy i dłużej, rezygnując tym samym niemal zupełnie z jakiekolwiek życia prywatnego. Drugi z rozmówców zapewnia nas, że w wielu korporacjach to nagminne zjawisko i wcale nie dotyczy ono tylko krótkich okresów realizacji pilnych zadań czy zamówień. Nie sposób nie skojarzyć tego ze współzawodnictwem pracy i przekraczaniem norm pracy o sto czy kilkaset procent, w latach 50., w najgorszym okresie stalinizmu. Nawet uwzględniając niedojrzałość i naiwność młodych pracowników trudno wyobrazić sobie, iż rzeczywiście cenią swoją pracę wyżej niż swoich partnerów życiowych, dzieci, dom, nie wspominając już elementarnej potrzebie snu i odpoczynku. Zastanawia, jak można funkcjonować w ten sposób na dłuższą metę, bez doprowadzenia do utraty zdrowia, rozpadu związku itd. Nasuwają się kolejne pytania: w imię czego tak się poświęcają? W imię jakich ideałów? Tym bardziej, że - jak przyznają zgodnie obydwaj rozmówcy – szefowie korporacji sami od dawna już w nie nie wierzą (choć podobno kiedyś wierzyli). Dziś prezesom, członkom zarządów, rad nadzorczych i menadżerom wyższego szczebla chodzi już wyłącznie o pieniądze. Wyznawcami korporacyjnych ideałów pozostali już tylko początkujący, szeregowi pracownicy. Już tylko oni podtrzymują resztki dawnego kapitalistycznego etosu, który po megaaferach Enronu, Bernarda Madoffa i całej serii pomniejszych, powoli odchodzi do lamusa. Jednak nawet ich żarliwa wiara kiedyś się kończy. Prowadzący przytacza trafne spostrzeżenie, że pracownicy korporacji na początku w nią wierzą, potem myślą, że wierzą, następnie udają, że wierzą, by na koniec już w ogóle nie myśleć.
Podobnie celna wydaje się uwaga jednego z uczestników dyskusji w studiu, który stwierdził, że jeśli znany nam z nonkonformizmu i radykalnych poglądów człowiek nagle je porzuca, to widocznie właśnie wziął kredyt, który musi spłacić. Życie na kredyt to kolejny temat poruszony w tym odcinku "Systemu 09". Nawiązanie do niego pozwoliło w dużym stopniu wyjaśnić fenomen świeckiej wiary w korporacje i poświęcania się dla nich. Młody człowiek po rozpoczęciu pracy w korporacji natychmiast zaciąga wysoki kredyt na ekskluzywne mieszkanie lub dom, reprezentacyjny samochód i inne luksusowe dobra. To wszystko dostaje od razu, zamiast mozolnie dorabiać się majątku jak jego rodzice czy dziadkowie. Dla banku gwarancją spłaty kredytu jest dobrze płatna praca w korporacji, z niejako wpisaną w jej charakter szybką ścieżką kariery, a co za tym idzie systematycznie rosnącymi zarobkami. I faktycznie niektórzy w Polsce je robili. I to nawet szybciej niż ich koledzy na Zachodzie, w przeciągu zaledwie kilku lat awansując na kierownicze stanowiska. Co potem? Potem następuje tzw. uderzenie w szklany sufit. Bo prawda jest taka, że Polaków, którzy kontynuowali kariery w zarządach multinarodowych koncernów w Nowym Jorku, Londynie czy Paryżu można policzyć dosłownie na palcach jednej ręki. Polska, mimo tylu zmian, pozostaje bowiem wobec Zachodu typowym krajem peryferyjnym. Konsekwencje zaciągnięcia na wiele lat wysokiego kredytu z rosnącymi odsetkami, są – jak wykazywali niemal wszyscy uczestnicy dyskusji – ogromne i rzutują na całe życie i postępowanie kredytobiorców. Ciągle niezaspokojony w Polsce głód mieszkaniowy, przy stosunkowo łatwej dostępności kredytów hipotecznych sprawia, że kupują je niemal wszyscy młodzi ludzie, którzy znajdą jakąkolwiek stałą pracę. Na pierwszy rzut oka przesadna opinia, jakoby stawali się oni w ten sposób niewolnikami kredytów jest, niestety, w dużej mierze prawdziwa. Jakże często ludzie obarczeni ich spłatą skupiają się nadmiernie na pracy zawodowej, która nie przynosi im zadowolenia ani satysfakcji, ale za to pozwala opłacić co miesiąc kolejne raty kredytu. Znany dobrze psychologom mechanizm obronny racjonalizacji tłumaczy to bezrefleksyjne poświęcenie się pracy i karierze. Konieczność zarabiania pieniędzy na spłatę kredytu niezwykle skutecznie ruguje z umysłów ludzi jakiekolwiek głębsze refleksje, wzniosłe młodzieńcze ideały i marzenia. Stają się oni w dużym stopniu mimowolnymi pracoholikami i ciułaczami, przeliczającymi wszystko na ciągle niezbędne jak kroplówka choremu pieniądze. Ich życie kręci się wokół spłaty kredytu, podporządkowane jest temu nadrzędnemu celowi. Marzenie o własnym domu może obecnie całkiem szybko się ziścić. Jednak realizacja marzenia o spokojnym i szczęśliwym życiu nieustannie się oddala. A gdzie w tym wszystkim miejsce i czas na prawdziwe życie rodzinne, wychowanie dziecka, dłuższy wypoczynek, kulturę, hobby, działalność społeczną? Za 30 lat, na emeryturze i po spłacie kredytu? Ciśnie się na usta jeszcze jedno, może najważniejsze pytanie: czy o to nam naprawdę chodziło?
Twórcy "Systemu 09" nie odpowiadają na wiele z wymienionych pytań. Jednak już samo ich postawienie jest ich sporą zasługą. Na tle ogłupiającej papki serwowanej nam całodobowo na dziesiątkach kanałów telewizyjnych, ten cykl dokumentalny sprawia bez wątpienia korzystne wrażenie. Mimo kilku zgrzytów oraz pewnej chaotyczności w prezentacji materiału, dobór i różnorodność tematyki, rozmówców i ich opinii, pozwalają mieć nadzieję, że warto będzie obejrzeć jego kolejne odcinki. Rzeczowych dyskusji i refleksji nt. panującego systemu nigdy za wiele. Może wyciągniemy z nich jakieś konkretne wnioski, które umożliwią nam jego zmianę na bardziej ludzki?
"System 09", scenariusz i reżyseria: Andrzej Horubała, Wojciech Klata, 2009, emisja: czwartek, godz. 22.25.
Waldemar Chamala