Francja jest, być może, na progu nie tylko symbolicznego nawiązania do epoki,
która zaczęła się Wielką Rewolucją Francuską. Runął wtedy, tak naprawdę po raz pierwszy w dziejach ludzkości, monopol władzy jako domeny monarchów i arystokratycznych wybrańców, w których żyłach płynęła tak zwana błękitna krew.
Rewolucja wciągnęła w orbitę polityki – a co za tym idzie władzy – ludzi do tej pory od niej dalekich: adwokatów, dziennikarzy, artystów, uczonych, nauczycieli, lekarzy rzemieślników, a nawet najzwyklejszych proletariuszy.
Symboliczną postacią tego społecznego awansu był Louis Legendre, który był – jak pisał Victor Hugo w "Roku 93" – "rzeźnikiem Rewolucji Francuskiej". Po zakończeniu epopei, rewolucyjnej i napoleońskiej, przyszedł czas powrotu do władzy – okresowo zakłócany – tradycyjnych, elitarnych kręgów. Było to i jest kontynuowane także w czasach IV i V Republiki. Elita polityczna Francji od dziesięcioleci wywodzi się z kręgu absolwentów słynnej Ecole Nationale Administration (ENA). Tylko niektórzy prezydenci byli z "naboru narodowego". Większość premierów, ministrów i pomniejszych urzędników aparatu władzy to wychowankowie ENA.
Marksizm-leninizm z dodatkiem Che
Niespodziewana kariera 35-letniego Oliviera Besancenota, historyka z wykształcenia, ale z zawodu listonosza w podparyskim Neuilly-sur-Seine, może okazać się wyłomem w tej sferze. Co ważniejsze, jest ona świadectwem żywotności (rzadkiej w naszych czasach) klasycznej lewicy. Besancenot nie waha się otwarcie przyznawać do Marksa, Lenina, Trockiego i Che Guevary. W wyborach prezydenckich 2002 roku zdobył aż 1,2 miliona głosów, a w ostatnich – w roku 2007 – już 1,5 miliona głosów. Był też głównym sprawcą francuskiego "non" dla konstytucji europejskiej.
Deklaruje, że jego ruch "weźmie to, co najlepsze z trockizmu, socjalizmu, komunizmu, libertarianizmu, guevaryzmu oraz radykalnych ruchów ekologicznych". Chce, by jego formacja stała się alternatywą dla współczesnego kapitalizmu. Proponuje znacjonalizowany, jednolity system bankowy, wzrost płacy minimalnej, szeroką renacjonalizację przemysłu, rezygnację z energetyki jądrowej i genetycznej modyfikacji żywności, pełne prawa dla imigrantów. Zapewnia jednocześnie, że "nie chce krwawej rewolucji".
Kim pan jest, towarzyszu?
Ten lewicowy radykał urodził się 18 kwietnia 1974 w Levallois-Perret w regionie Žle-de-France. Jego praca w roli listonosza nie jest sezonową efekciarską demonstracją. Roznosi listy od 1997 roku. W wieku 14 lat dołączył do organizacji walczącej z rasizmem SOS Racisme, następnie do Rewolucyjnych Młodzieżówek Komunistycznych. W 1991 roku wstąpił do Komunistycznej Ligi Rewolucyjnej. Po raz pierwszy reprezentował swoją partię w wyborach prezydenckich w 2002 roku, mając 28 lat. Teraz założył Nową Partię Antykapitalistyczną. Jej kongres założycielski odbył się w ubiegłym tygodniu.
Besancenot ma nadzieję na stworzenie ogólnoeuropejskiej partii. Ma być ona nie tylko antykapitalistyczna, ale także antyrasistowska, "zielona", feministyczna i walcząca z wszelką dyskryminacją. Popularność Besancenota bardzo niepokoi zmęczoną, wypaloną i zmieszczaniałą Partię Socjalistyczną. Niepokoi się także francuska prawica i dlatego próbuje Besancenota zdyskredytować. Prawicowy politolog, Jacques Juillard, powiedział, że "Besancenot jest przejawem aberracji, która zawsze miała się we Francji świetnie".
Jako konkurent obecnego prezydenta Besancenot z 17. procentami poparcia wyprzedził mera Paryża, Bertranda Delanoë (13 proc.) oraz byłą kandydatkę do Pałacu Elizejskiego, Ségolene Royal (9 proc.). Gdyby więc dziś we Francji odbyły się wybory, w finale znaleźliby się Sarkozy i Besancenot. Besancenot stał się liderem społecznego niezadowolenia Francuzów.
– Nasz antykapitalistyczny projekt skupia wiele różnych nurtów – ludzi bez politycznych afiliacji, związkowców, młodzież – mówił Besancenot podczas ostatniego zjazdu Komunistycznej Ligi Rewolucyjnej, której miejsce ma teraz zająć Nowa Partia Antykapitalistyczna. – Sarkozy broni interesów swojej klasy – stwierdził w wypowiedzi dla "Liberation". Zarzucił Sarkozy’emu, że pod pretekstem globalnego kryzysu rezygnuje m.in. z reformy edukacji. Staje twardo w obronie ludzi biednych, klasy robotniczej, związkowców. Co znamienne, jego radykalizm nie jest skutkiem trudnego dzieciństwa: nie wywodzi się ze społecznych nizin. Wychował się na zamożnym przedmieściu Paryża, Hauts-de-Seine. Jego ojciec był nauczycielem, a matka psychologiem szkolnym.
Bieda w "słodkiej Francji"
W rozmowie z Moniką Karbowską, opublikowanej w "Trybunie Robotniczej" przed wyborami 2007 roku, Besancenot mówił m. in.: "Francją rządzi arogancka i pełna pogardy prawica, której celem jest likwidacja istniejących u nas osłon socjalnych. Prawica ta ściśle współpracuje z MEDEF-em, organizacją skupiającą wielkie prywatne przedsiębiorstwa. Rządy Villepina i MEDEF-u chcą zniszczyć prawo pracy, tak więc przypuściły atak na umowę o pracę na czas nieokreślony (CDI) i chcą zastąpić ją przez krótkotrwałe i niepewne umowy o pracę, takie jak nowa umowa o zatrudnieniu (CNE), dająca pracodawcy prawo zwolnienia pracownika bez żadnej przyczyny, przez trwający aż dwa lata okres próbny. Kilka miesięcy temu parlament uchwalił ustawę decydującą o prywatyzacji publicznej firmy energetycznej Gaz de France, by zmusić ją do fuzji z prywatną firmą Suez. Bezrobocie utrzymuje się na wysokim poziomie, zwłaszcza w ubogich dzielnicach i osiedlach, gdzie 40 proc. młodzieży od 15 do 24 lat pozostaje bez pracy.
Nicolas Sarkozy, minister spraw wewnętrznych, prowokuje młodzież swoją represyjną polityką, a młodzi ludzie odpowiadają na to wybuchem gniewu. Wielkie, notowane na giełdach, koncerny chwalą się rekordowymi zyskami, a ubóstwo rozprzestrzenia się coraz bardziej. Jak pokazują najnowsze badania charytatywnej organizacji Pomoc Katolicka, siła nabywcza najbiedniejszych warstw jest równa poziomowi z 2000 r., a ceny nieustannie rosną. A mimo to rząd musiał dwukrotnie ustąpić pod presją protestów społecznych: po referendum nad Traktatem Konstytucji Europejskiej, odrzuconym 55. procentami głosów, i po protestach przeciw Umowie o pierwszym zatrudnieniu (CPE), którą musiał wycofać".
O dramatycznej irredencie społecznej we Francji jesienią 2006 mówił: "Było to wielkie zwycięstwo młodzieży przeciwko liberalnej polityce rządu. Przez trzy miesiące studenci i licealiści organizowali protesty, do których przyłączyły się związki zawodowe i wielu niezrzeszonych pracowników, tak że olbrzymie demonstracje liczyły aż do trzech milionów osób. Po wcześniejszych rozruchach społecznych na przedmieściach francuskich miast, odnosimy wrażenie, że młodzi ludzie odrzucają niszczący więzi społeczne liberalizm, a to jest sytuacja dająca nadzieję na przyszłość".
"W Polsce ultraliberalny kapitalizm panuje nad społeczeństwem od blisko 15 lat. Czy francuska lewica antyliberalna może, jakoś wspomóc Polaków w ich walce o prawa społeczne?" – pytała dziennikarka "TR".
"Moja organizacja – LCR oraz ogólnie lewica antyliberalna – mówił Besancenot – mogą kontynuować to, co już zrobiono np. w Porcheville, gdzie wspomagaliśmy polskich robotników walczących o godziwe warunki pracy, mieszkanie i wyższe zarobki. Nagłośniliśmy tę sprawę tak samo, jak pomogliśmy robotnikom ze stoczni Saint Nazaire, którym nie zapłacono za pracę. Musimy się zmobilizować, aby polscy robotnicy pracujący we Francji mieli takie same prawa i takie same zarobki jak francuscy pracownicy". "Francuscy robotnicy oraz ich związki zawodowe są zaangażowani w walkę przeciw wyzyskowi polskich pracowników emigrujących do Francji. Kampania przeciw projektowi eurokonstytucji pomogła nam uświadomić sobie, że liberalizm polega właśnie na wykorzystywaniu pracowników jednego kraju przeciwko pracownikom innych krajów. Kampania ta pomogła w ukształtowaniu prawdziwej międzynarodowej solidarności między pracownikami różnych krajów, a to z kolei pomogło nam rozwinąć konkretną pomoc dla robotników wyzyskiwanych w Porcheville czy Saint Nazaire".
"Należy zdecydowanie odbudować więzi między polskimi i francuskimi organizacjami lewicy politycznej i związkami zawodowymi – kontynuował Besancenot – utworzyć wspólne płaszczyzny działania, tak aby Polacy przyjeżdżający do pracy do Francji byli w kontakcie z francuskimi związkami zawodowymi i aby prasa była informowana o ich sytuacji. Musimy też walczyć na płaszczyźnie politycznej, aby prawa socjalne każdego kraju Unii Europejskiej były ujednolicone na najwyższym poziomie. Musimy starać się przebudować same podstawy prawne Unii Europejskiej. Obecnie Unia jest Europą rynku i maksymalnego zysku dla międzynarodowych koncernów oraz firm zajmujących się obrotem kapitału. Musimy walczyć o Europę praw socjalnych, Europę, w której najważniejsze będą prawa pracowników, Europę, w której pracownicy także będą mieli udział w podziale wytworzonego przez siebie bogactwa".
Nowa Komuna Paryska?
Czy Besancenot zwycięży? Czy stanie się prawdziwym odrodzicielem francuskiej lewicy? Jej dwie tradycyjne, historyczne siły ugrzęzły chyba na dobre i raczej nie podniosą się z upadku. Potężna niegdyś, przed II wojną światową i kilkadziesiąt lat po niej, a nawet owiana bohaterską legendą "partii rozstrzelanych", Francuska Partia Komunistyczna, jest dziś karłem politycznym i cieniem potęgi z czasów Maurice’a Thoreza, Jacquesa Duclosa, Waldecka Rocheta, a nawet Georgesa Marchaisa. Jej stara rywalka, Partia Socjalistyczna, po krótkotrwałym zwycięstwie w 1997 roku, w czasach Lionela Jospina, przeżyła szybki upadek i dziś za Francoisa Hollande’a, kochanka Segoleny Royal, pogrążona jest w wewnętrznej walce.
Mimo to, jak widać, idee radykalnie lewicowe, socjalistyczne, rewolucyjne są nadal autentycznie żywe. Francja nie odżegnała się do końca od swoich wielkich radykalnych tradycji, od Wielkiej Rewolucji 1789 – 1795, od rewolt Lipca 1830, Czerwca 1848, Komuny Paryskiej 1871 roku czy walki o rozdział Kościoła od państwa zakończonej w 1905 roku.
Francuzi mieli przez dziesięciolecia opinię kraju będącego ojczyzną lewicowego radykalizmu, społecznego irredentyzmu, krajem najbardziej radykalnej ideologii ateistycznej. Wrogowie lewicy, religijni i społeczni konserwatyści upatrują we Francji obmierzłą ojczyznę lewactwa, braku poszanowania dla tradycyjnych porządków moralnych, kraj niewiernych, który zdradził swoje powołanie "Najstarszej Córy Kościoła", kraj najbardziej lewicowej na świecie elity intelektualnej, a nawet społeczeństwo o "najbardziej w świecie skomunizowanej świadomości". W ostatnich dziesięcioleciach ten wizerunek bardzo jednak zblakł. Prezydentura Francoisa Mitteranda, wielkiego przywódcy francuskiego socjalizmu, przekształciła się, jak za de Gaulle’a, w "republikańską monarchię", społeczeństwo francuskie przesunęło się ku centrum, a z nielubianymi, liberalnymi rozwiązaniami gospodarczymi Francuzi coraz częściej się godzili, choć bez entuzjazmu. Ponadto już w trzecich kolejnych wyborach prezydenckich kandydat lewicy nie odegrał istotnej roli. Być może jednak dynamiczna kariera człowieka z ulicy, "czerwonego listonosza", który roznosi listy do domów bogatych mieszkańców Neuilly, oznacza powrót Francuzów do tradycji tworzonych przez kilkanaście ich pokoleń? Może nadchodzi renesans radykalnej, inspirującej intelektualnie, lewicowej Francji? Wielki kryzys może być katalizatorem tego procesu.
Krzysztof Lubczyński
Tekst ukazał się w dzienniku "Trybuna".