No tak, przy okazji sprawy Demjaniuka, te same amerykańskie telewizje, które wcześniej mówiły o "polskim obozie tortur na Mazurach" powtarzały zdania o "polskich obozach śmierci" w czasie wojny. Brzmi jak specjalność narodowa, dość ponuro. Podobno nasz MSZ robi, co może, żeby prostować te pomyłki. Nie idzie mu za dobrze, sam produkuje pomylone publikacje dla zagranicy, jak ta o powstaniu warszawskim, zilustrowana materiałami z powstania w getcie. Kto się w tym połapie? A tu proszę, jasno odcinamy się od antysemityzmu, odmawiając udziału w imprezie, na której słychać krytykę Izraela. "Jesteście po dobrej stronie muru, jak zawsze" – zaśmiał się z kolei mój zagraniczny kolega.
Pierwotnie bojkot genewskiej konferencji miał się ograniczyć do przemówienia prezydenta Iranu. Izrael i Stany Zjednoczone pociągnęły jednak za sobą kilka innych krajów ze względu na możliwe, a niedopuszczalne potępienie Izraela w deklaracji końcowej. Tymczasem końcowy projekt deklaracji jest owocem kaskady redakcyjnych kompromisów, Izrael nie został w niej wymieniony. Krajom Konferencji islamskiej nie udało się wprowadzić pojęcia "obrażanie religii", czego tak obawiała się - w imię wolności słowa - Holandia, ale nie Polska, w której za obrazę religii można pójść do więzienia. Prawdę mówiąc nie zostało już w niej nic spornego.
Polska wyraźnie sprzeciwiła się wszystkim, którzy uważają, że Izraelowi można zarzucać rasizm. Przecież dzień wcześniej premier Izraela Netaniahu zadeklarował, że podejmie rozmowy z Palestyńczykami, o ile zgadzają się na istnienie czysto żydowskiego Izraela i nie pragną własnego państwa. Jego minister spraw zagranicznych, Avigdor Liebermann z Mołdawii, wielokrotnie proponował "oczyszczenie" Izraela poprzez "transfer" całej mniejszości palestyńskiej do krajów sąsiednich. Jeśli chodzi o jednorodność narodu Izrael ma ambicje peerelowskiej Polski, to nas zbliża.
Jeśli chodzi o izraelskie zbrodnie popełnione w czasie ofensywy w Gazie, o których tak krzyczą organizacje praw człowieka, to trzeba pamiętać, że nie chodzi o zbrodnie rasistowskie, ale o zwykłe zbrodnie wojenne, które każdemu mogą się zdarzyć, prawda? Coś o tym wiemy, nie przyłączymy się więc do potępienia Izraela. Rozumiemy już jak ciężka jest okupacja z punktu widzenia okupanta.
Zarzucanie rasizmu izraelskiemu rządowi i krytyka Izraela to antysemityzm. O tej prawdzie, wypisanej właśnie kredą na wielkiej tablicy, powinni pamiętać wszyscy dziennikarze, nie tylko specjaliści od imydżu. Taka kwalifikacja wyrzuca do kosza dawne pojęcie antysemityzmu, jako zbyt mało konkretne i przestarzałe. Teraz wiadomo, o co chodzi, nawet stażysta zrozumie. Dobrze, że wynieśliśmy się z tej antysemickiej hucpy w Genewie. Pokazaliśmy jak bardzo zależy nam na wolności słowa.
Jerzy Szygiel
Tekst ukazał się na stronie miesięcznika "Le Monde Diplomatique - edycja polska" (www.monde-diplomatique.pl).