Dziś już powszechnie uznaje się, że świat znalazł się w obliczu najpoważniejszej recesji gospodarczej od czasów II wojny światowej i możliwe, że dorównującej skalą kryzysowi z lat 30. Równocześnie, postsocjalistyczne gospodarki w Europie Środkowo-Wschodniej sprawiają wrażenie coraz bardziej narażonych i bezbronnych wobec tego pogorszenia warunków ekonomicznych. Przypomnienie tego, co zdarzyło się w latach 1929 i 1989 może nam dużo powiedzieć o przyczynach i potencjalnej skali kryzysu gospodarczego, z jakim świat styka się dzisiaj.
Do i od neoliberalizmu
Po upadku Bloku Wschodniego, przez cały świat przewaliło się tsunami reform neoliberalnych. Rządy starały się usunąć społeczne i polityczne bariery dla prywatnej akumulacji kapitału. Polegało to, po pierwsze, na niszczeniu niekapitalistycznych elementów gospodarek postsocjalistycznych i otwieraniu tych gospodarek na kapitał zachodni. Po drugie, dążono do dalszego utowarowienia różnych elementów życia społecznego i gospodarczego w państwach „starszego” kapitalizmu, np. poprzez próby demontażu systemów pomocy społecznej w Europie Zachodniej. Starania te jednak nie zdołały podnieść stopy zysku na tyle, aby zapoczątkować nowy okres długotrwałej ekspansji kapitalizmu. Tym, co pozwoliło ukryć sprzeczności związane z ogólnym spadkiem stopy zysku i nadprodukcją w światowej gospodarce, był bezprecedensowy wzrost ilości kredytów i poziomu zadłużenia. W końcu jednak sprzeczności te eksplodowały w centrum gospodarki światowej, tj. w USA, a fale uderzeniowe tej eksplozji rozniosły się do wszystkich pozostałych jej części. Obecny kryzys gospodarczy może się okazać najpoważniejszym, jakiego zaznało obecne pokolenie, właśnie dlatego, że pochodzi on z samego centrum systemu.
Interwencje ekonomiczne, którymi rządy kilku czołowych organizmów gospodarczych odpowiedziały na widmo krachu finansowego i gospodarczego, należą do największych w dziejach świata. Państwa takie jak USA, Wielka Brytania i Irlandia, do niedawna wiodące prym w globalnym pędzie do liberalizacji i deregulacji, wyrzuciły do kosza swe neoliberalne zasady. W niewydolny system finansowy wpompowano niewyobrażalne sumy publicznych pieniędzy, a i tak nikt jeszcze nie jest pewien, kiedy się skończy to pikowanie w dół. Straty sektora finansowego są już teraz porównywalne z poniesionymi przezeń w następstwie krachu giełdowego z roku 1929. Wiele wskazuje, że także w tzw. gospodarce realnej spadek aktywności osiąga rozmiary z początków lat 30. Pytaniem pozostaje tylko, jak długo potrwa niekorzystna koniunktura i czy świat czeka nowa długotrwała depresja, czy też "tylko" najgłębsza recesja epoki powojennej.
Uderzenie w zadłużonych
Kryzys gospodarczy uderzył w pierwszej kolejności w te części gospodarki światowej, które były najbardziej podatne na zarazę zadłużenia. Stąd wzięło się przekonanie rządów niektórych państw, nie tak bardzo obciążonych długami i kredytami, że są one odporne na kryzys. Szczególnie było to widoczne w przypadku Polski. Tutejsi ideolodzy neoliberalnej globalizacji utrzymywali, że gospodarka polska przetrwa kryzys gospodarczy stosunkowo bezboleśnie. Gdańscy liberałowie pochowali głowy w piasek, zapominając całej wcześniejszej gadki o powtórzeniu "cudu irlandzkiego". W czasie, gdy rządy państw całego świata wykonywały w tył zwrot – jeden z najdramatyczniejszych w historii – władze polskie uparcie trzymały się swej zdyskredytowanej doktryny ekonomicznej, realizując de facto politykę "neoliberalizmu w jednym kraju". Potężne interwencje państwowe na całym świecie zapobiegły, być może, zupełnemu zawaleniu się systemu bankowego, ale nie powstrzymały rozprzestrzeniania się kryzysu gospodarczego. W wyniku credit crunch, ustało krążenie kapitału i zaczął się jego odpływ z peryferiów z powrotem w kierunku centrum. Postsocjalistyczne kraje Europy są na konsekwencje tego trendu szczególnie narażone.
Pod koniec lat 90. państwa regionu podzieliły się zasadniczo na dwie grupy. Największy regres gospodarczy, po wprowadzeniu na nowo kapitalizmu, nastąpił w tych położonych na wschodzie, jak Rosja. W reakcji na ów regres, państwa te pozamykały pewne dziedziny swojej gospodarki przed kapitałem zachodnim i wyłoniła się nieliczna, ściśle powiązana z systemem politycznym elita superbogaczy, którzy przejęli na własność te państwowe monopole. Odrodził się wzrost gospodarczy, a ubóstwo się zmniejszyło, częściowo dzięki wzrostowi cen na międzynarodowych rynkach towarowych. Druga grupa krajów postsocjalistycznych poszła drogą postępującej integracji z Zachodem. Ich gospodarki były coraz bardziej monopolizowane przez kapitał zagraniczny, w miarę jak firmy zachodnie wykupywały duże obszary sektora finansowego i przemysłu. Integracji gospodarczej towarzyszyło polityczne i militarne stapianie się z Zachodem, przede wszystkim w postaci przystąpienia do NATO, a następnie do Unii Europejskiej. Przystąpienie do UE dało tym krajom dostęp do obszerniejszego rynku, ułatwiło napływ kapitału i umożliwiło złagodzenie bezrobocia poprzez przepływ siły roboczej. W zamian za to, gospodarki zachodnioeuropejskie zyskały dostęp do niezbędnych surowców, ekspansję rynków zbytu dla swych towarów oraz tanią, elastyczną i wykwalifikowaną siłę roboczą. Wydawało się więc, że przejście krajów postsocjalistycznych do kapitalizmu ostatecznie stworzyło sytuację wzajemnych korzyści Wschodu i Zachodu.
Rozwiane miraże wzrostu
Globalny kryzys gospodarczy unaocznił kruche podstawy takiej sytuacji. W Rosję uderzył spadek cen surowców takich jak ropa naftowa, gaz ziemny czy stal, co osłabiło rządowe rezerwy finansowe i zahamowało dotychczasowy kurs rozwoju gospodarczego. Wskaźniki recesji gospodarczej w niektórych krajach postsocjalistycznych, takich jak państwa nadbałtyckie, Węgry lub Ukraina, sięgnęły wartości dwucyfrowych, prześcigając regres w centrum systemu kapitalistycznego. Mimo istotnych różnic między poszczególnymi krajami Europy Środkowo-Wschodniej, w tym także między nowymi państwami członkowskimi UE, cały region odczuwa efekty ucieczki kapitału. Nowe państwa członkowskie UE przeżywały po akcesji szybki wzrost gospodarczy, spowodowany głównie przez napływ prywatnego kapitału spoza regionu. Część tych państw popadła jednak w silne uzależnienie od kredytów zagranicznych. Kiedy ich źródło wyschło, zostały one najboleśniej dotknięte recesją.
Pomimo ogólnego spowolnienia gospodarczego, część nowych członków UE, w tym Polska, zdołała początkowo uniknąć kryzysu finansowego i jak do tej pory udawało im się utrzymać wzrost gospodarczy, nawet jeśli jego tempo nieco zmalało. Gospodarki te są jednak stale zagrożone w związku z odpływem kapitału i ogólnym spowolnieniem w gospodarce światowej. System finansowo-bankowy w Polsce, podobnie jak w innych krajach regionu, znajduje się w większości w rękach kapitału zagranicznego, a znaczna część konsumentów jest uzależniona od zagranicznych kredytów. Odpływ kapitału z Polski spowodował ogromny spadek giełdowy (na ogół przewyższający załamania na Zachodzie) oraz doprowadził do dewaluacji i destabilizacji złotego. Poza tym, w 2008 r. ilość kapitału zagranicznego wycofana z polskich obligacji skarbowych osiągnęła rekordowy poziom przeszło 19 miliardów złotych. W efekcie banki zaczęły niechętnie udzielać pożyczek na działalność gospodarczą i konsumpcję, co grozi nasileniem tendencji recesyjnych w gospodarce. Podobnie jak w Polsce, w całej Europie Środkowo-Wschodniej największym zagrożeniem dla gospodarek jest brak kapitału, wynikający z nadmiernej zależności od kapitału zagranicznego. Warto przypomnieć, że po krachu giełdowym w roku 1929 wyschnięcie strumienia pożyczek zagranicznych dla Europy Środkowej i Wschodniej w znacznym stopniu przyczyniło się do dramatycznego załamania gospodarczego, które rozmiarami dalece przekroczyło kryzys w Europie Zachodniej.
Globalny charakter obecnego kryzysu gospodarczego podkopuje także warunki, od których zależało powodzenie ekspansji UE na wschód. Recesja zagraża zdolności nowych państw członkowskich do eksportowania siły roboczej – a importowania kapitału – z Europy Zachodniej. Dotychczasowe fundusze i dotacje unijne do pewnego stopnia amortyzują zmniejszoną podaż kapitału, choć możliwość korzystania przez rządy z tych środków została osłabiona przez zmniejszenie ilości dostępnego kapitału własnego. Poza tym, przepływ taniej siły roboczej ze wschodu na zachód, a kapitału i inwestycji w kierunku przeciwnym, napotyka przeszkodę w postaci nasilającego się protekcjonizmu i rosnącego deficytu kapitału. Dlatego, choć zamożniejsze kraje kapitalistyczne Europy Zachodniej odniosły największe korzyści z liberalizacji i otwarcia rynków europejskich (pracy, kapitału i towarów), pewne oznaki zdają się wskazywać, że to właśnie one jako pierwsze wzniosą nowe bariery protekcjonistyczne. Świadczą o tym odzywające się w Wielkiej Brytanii postulaty ochrony "brytyjskich miejsc pracy dla brytyjskich pracowników", a także deklaracja francuskiego prezydenta, że rząd otoczy opieką te francuskie firmy samochodowe, które nie zamkną zakładów na terenie Francji.
W polskim zaułku
W takich warunkach imperatywem rządów państw środkowoeuropejskich jest przygotowanie własnych gospodarek i społeczeństw na nadchodzący okres poważnych trudności ekonomicznych. Niestety, polska polityka raz jeszcze zabrnęła w typowy dla siebie ślepy zaułek, w którym, jak się wydaje, nie ma miejsca na postępową, lewicową alternatywę. Konserwatywno-liberalny rząd przyjął za priorytet szybkie wejście do strefy euro, upatrując w nim najważniejszego lekarstwa na gospodarcze bolączki kraju. Posunięcie takie zapewni wprawdzie potrzebną stabilną walutę i zmniejszy (choć nie wyeliminuje całkowicie) groźbę ucieczki kapitału, ale równocześnie pozwala ono rządowi usprawiedliwiać kontynuację archaicznej polityki utrzymywania ścisłej dyscypliny budżetowej i dalszego ograniczania wydatków publicznych. Rząd wykazuje się ideologicznym populizmem, łącząc politykę redukcji deficytu budżetowego z wprowadzaniem de facto podatku liniowego; taka kombinacja w dobie gospodarczej recesji może się sprawdzać tylko w wyobraźni liberalnych utopistów.
Z drugiej strony, konserwatywno-nacjonalistyczna opozycja wraz z prezydentem (który swoim doradcą uczynił jednego z czołowych polskich ekonomistów lewicowych (sic!) zaczęła otwarcie opowiadać się za keynesowskimi receptami na wyjście z kryzysu. Poparcie dla wzrostu wydatków publicznych i zgoda na wzrost deficytu budżetowego łączą się w tym ujęciu z ideologicznym sprzeciwem wobec wprowadzenia w Polsce euro. Nawet jeśli keynesizm opozycji może być wyrazem oportunizmu i przeczyć polityce realizowanej przez tę formację, kiedy była ona u władzy, kontrastuje on znacząco z niemal głuchym milczeniem lewicy. W chwili, gdy ustrój kapitalistyczny wkroczył w okres kryzysu na skalę historyczną, polska lewica w zasadzie nie odważa się wyściubić nosa poza zdyskredytowane ramy neoliberalizmu i wyartykułować realnej alternatywy dla lustrzanie podobnych stanowisk prawicy.
Problemem, który nasuwa się, gdy w obecnych warunkach gospodarczych przychodzi do opracowania alternatywnego programu ekonomicznego jest to, że rozwiązania keynesowskie mogą się okazać niewystarczające. Klasyczna keynesowska polityka stymulacji popytu konsumenckiego (poprzez np. obniżenie stóp procentowych albo podatków) jest nieskuteczna w okresie, gdy ludzie tracą pracę. Obecny kryzys gospodarczy istnieje nie tylko w wymiarze popytu (choć jest to istotny czynnik), ale przede wszystkim dotyczy kwestii podaży oraz inwestycji. W sytuacji, gdy międzynarodowy system finansowy niemal całkowicie się załamał, drastycznie zmniejszając podaż kapitału w całym świecie, nasuwa się pytanie, skąd mają się brać te inwestycje. Keynes uważał, że inwestycje można pobudzać pośrednio, np. przez obniżanie podatków i stóp procentowych oraz zwiększanie wydatków publicznych. Istnieje jednak realna możliwość, że te środki nie ożywią inwestycji i nie będą skutecznie przeciwdziałać istniejącym dziś tendencjom recesyjnym w gospodarce.
W takich warunkach państwo będzie musiało w większym stopniu przejąć bezpośrednią kontrolę nad inwestycjami, wykorzystując do tego celu i rozbudowując istniejące elementy gospodarki państwowej, w szczególności banki. Nie jest to jedynie debata teoretyczna, ale realnie tocząca się rozgrywka w międzynarodowej polityce gospodarczej. Rządy państw takich jak USA i Wielka Brytania wyrzuciły miliardy publicznych pieniędzy na wspieranie prywatnych udziałowców upadających banków. W Chinach panuje sytuacja odwrotna. Tam państwo sprawuje kontrolę nad o wiele większą częścią gospodarki (w tym nad bankowością), dzięki czemu może kierować i napędzać inwestycje w te obszary gospodarki, gdzie są one najbardziej potrzebne. Co prawda, gospodarka chińska także odczuwa już bolesne konsekwencje ogólnego światowego pogorszenia koniunktury, zwłaszcza w postaci spadku eksportu, jednak ma ona o wiele większe szanse uniknięcia ekonomicznych klęsk, nawiedzających inne rejony świata.
Lewicowa alternatywa
Jaka alternatywna, lewicowa polityka gospodarcza byłaby w Polsce właściwą odpowiedzią na te realia? Po pierwsze, trzeba sobie powiedzieć jasno, że obecny kryzys nie ominie Polski, nawet przy zastosowaniu prawidłowej polityki ekonomicznej. Dlatego priorytetem lewicy musi być zapewnienie osłony socjalnej szczególnie wrażliwym grupom społecznym, które najmocniej odczują skutki kryzysu. Oznacza to konieczność zwiększenia wydatków rządowych, zarówno przez wzrost deficytu budżetowego, jak i przez podniesienie podatków płaconych przez najbogatszych członków społeczeństwa. Kryzys jest rzeczywistością, i kwestia decyzji, które sektory społeczeństwa mają być obarczone jego kosztami nabierze pierwszorzędnego znaczenia politycznego. Po drugie, rząd musi zacząć prowadzić politykę zmierzającą do zwiększania poziomu inwestycji w gospodarce, w celu pobudzenia wzrostu gospodarczego i tworzenia miejsc pracy. Polska, na szczęście, ma potencjalnie dostęp do dziesiątek miliardów euro dotacji unijnych, które może wykorzystać na inwestycje w infrastrukturę. Żeby jednak otrzymać te środki i móc je spożytkować, państwo musi samo inwestować kapitał, a także efektywnie się organizować, aby zmaksymalizować użyteczność wydatkowanych funduszy.
Rząd powinien więc dążyć do koncentracji i zwiększenia własnych zasobów ekonomicznych, szczególnie w sferze bankowości, aby móc zainicjować program wielkich inwestycji gospodarczych. Pora również, aby lewica zerwała ze swoją polityką bierności na forum UE i zaczęła propagować wśród lewicy europejskiej ideę zintegrowanej polityki gospodarczej dla całej UE. Powinna ona objąć, w pierwszej kolejności, zmianę przestarzałych kryteriów przystąpienia do strefy euro, w szczególności odejście od zdyskredytowanego wymogu utrzymywania deficytu budżetowego na poziomie niższym od 3% PKB. Taką politykę należałoby opracować w ramach alternatywnego programu gospodarczego, ukierunkowanego na obronę i dalszy rozwój projektu integracji i jednoczenia Europy. Najważniejsze jest, aby w 20 lat po upadku muru berlińskiego w Europie nie wznoszono nowych, ekonomicznych barier.
Gavin Rae
tłumaczenie: Jerzy Paweł Listwan
Autor jest socjologiem w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i Zarządzania w Warszawie. Jego książka: "Poland’s Return to Capitalism. From the Socialist Bloc to the European Union" została opublikowana w 2007 r. przez wydawnictwo IB Taurus w Wielkiej Brytanii. Tekst ukazał się w miesięczniku "Le Monde Diplomatique - edycja polska".