Ulrich Beck, wielka sława światowej socjologii, autor "Społeczeństwa ryzyka" i Edgar Grande, jego kolega z uniwersytetu w Monachium, napisali książkę, która przewartościowuje nasze dotychczasowe sądy o Unii Europejskiej, a po części o polityce.
Ich punktem wyjścia jest dotychczasowa Europa, model Unii Europejskiej. Piszą oni wprost: "Musi (on) zostać przemyślany od nowa. Funkcjonował przez pięćdziesiąt lat, ale teraz się nie nadaje". Na pierwszy rzut oka nie jest to jakaś rewolucyjna teza, tak mówi wielu. Ale kto potrafi pójść dalej?
Beck i Grande, po pierwsze, rozprawiają się z wiodącymi iluzjami, dotyczącymi Europy i jej przyszłości. Pierwsza to iluzja narodowa. W Polsce troskliwie pielęgnowana, nie tylko przez PiS, ale de facto i przez PO. Ta iluzja wychodzi z przeświadczenia, że w Unii wciąż decydujące znaczenie mają narodowe interesy i że wciąż możliwy jest scenariusz powrotu do państw narodowych. Lub też rozluźnienie wspólnoty, dominacja narodowych egoizmów nad interesem wspólnym.
Tymczasem jest to ułuda. UE jest dziś tak skomplikowanym mechanizmem, pełnym wzajemnych powiązań, milionów więzi, że tego już się nie da przeciąć ani ograniczyć. Co więcej, państwo narodowe jest już niezdolne, by realnie, na poziomie narodowym, prowadzić skuteczną politykę. Europejskie sprawy rozwiązać można tylko na poziomie Europy. Dziś więc narodowy egoizm najpełniej realizuje się poprzez egoizm europejski.
Drugą iluzją jest iluzja neoliberalna. Opiera się na przekonaniu, że obszar Unii powinien być jednym wielkim wolnym rynkiem, i to w zasadzie wystarczy. Że najważniejsze jest gospodarcze zintegrowanie Europy, a integracja polityczna i socjalna jest niepotrzebna, ba, wręcz szkodliwa. Kryzys dobitnie pokazał, że takie myślenie to była ułuda. Że jeżeli mamy zintegrowaną na poziomie europejskim gospodarkę, to wymyka się ona regulacjom państw narodowych. A skutki tego są fatalne - bo w państwach narodowych, które nie radzą sobie (bo nie mogą) z procesami globalnymi, rośnie fala populizmu, ksenofobii, izolacjonizmu.
Trzecią iluzją, która na naszych oczach się załamała, jest iluzja europejska. Ona z kolei kierowała się przeświadczeniem, że Unia to rzecz dla fachowców, dla eurobiurokratów. Że oni rozwiążą wszystkie problemy, że oni będą kierować tym coraz bardziej skomplikowanym mechanizmem. I że polityka to jest eurobiurokratyczna gra. Referenda w Holandii, Francji, Irlandii zmiotły tę iluzję z powierzchni ziemi. Były one przecież wielkim wotum nieufności wobec eurobiurokracji. Wołaniem o Europę bardziej obywatelską, bardziej przyjazną. I czwarta iluzja, marzenie o Europie eurocentrycznej. Czyli o Europie jako jednym wielkim państwie, Stanach Zjednoczonych Ameryki z jednym obywatelstwem dla wszystkich. Dziś też wiemy, że ten model nie wejdzie w życie. Że nie chcą go mieszkańcy naszego kontynentu.
Co więc, jeżeli wszystkie dotychczasowe wizje przyszłej Europy okazują się iluzjami, można im zaproponować? Czy jest model, który jest realny do osiągnięcia, a - z drugiej strony - mogący pobudzać zbiorową wyobraźnię?
Beck i Grande odpowiadają na te pytania z entuzjazmem - tak, jest to model Europy kosmopolitycznej, model Imperium Europejskiego, który proponują. Model, który zrywa, w opisywaniu przyszłości Unii, z dotychczasowym przeciwstawianiem państwa i instytucji europejskich. Który mówi - to nie jest gra o sumie zerowej. Można zwiększać władzę instytucji europejskich, i równocześnie władzę państw narodowych Unię tworzących. Jak? Otóż, we współczesnym świecie jest to jak najbardziej możliwe. Gdyż wiele dotychczasowych przekonań straciło rację bytu. Klasycznym przykładem jest 11 września i wojna z terroryzmem rozpoczęta przez USA. Ona pokazała, jak bezsilna jest naga siła, która w dzisiejszych czasach jest de facto przejawem bezsiły, bo nie rozwiązuje problemów, lecz je mnoży i potęguje. To jest współczesny neorealizm.
"Posuwanie się w pojedynkę jest nieproduktywne i nieefektywne" - piszą autorzy. - "Aby zachować i pomnożyć swą władzę, państwa muszą (a) kooperować, (b) wynegocjować międzynarodowe reguły oraz (c) założyć odpowiednie instytucje międzynarodowe. Innymi słowy: ponieważ państwa chcą przeżyć, muszą współpracować. Trwała kooperacja zmienia jednak samodefinicję państw w samym rdzeniu. Ich egoizm przetrwania i rozszerzenia władzy zmusza je do zespolenia się i samotransformacji. Nie rywalizacja, lecz kooperacja maksymalizuje interesy narodowe. Istnieje więc droga samodestrukcji (autyzm narodowy) i droga maksymalizująca władzę zmierzającą do obrony interesów narodowych (kosmopolityzm)".
Podobnie jak kategoria siły we współczesnym świecie zmieniły się inne kategorie. Można więc mówić o tworzeniu się Imperium Europejskiego. Z państwami narodowymi, z tożsamością i narodową, i europejską, z władzą nie hierarchiczną, ale rozproszoną. Czy taki model jest możliwy? Czy będzie on przyszłością naszego kontynentu? Odwróćmy to pytanie - a dlaczego miałby nie być?
Ulrich Beck, Edgar Grande, "Europa kosmopolityczna. Społeczeństwo i polityka w drugiej nowoczesności", Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2009, s. 450.
Robert Walenciak
Recenzja ukazała się w tygodniku "Przegląd".