W marcu 2009 r. Mark Danner, profesor dziennikarstwa na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, autor m.in. wyczerpującego dzieła o amerykańskich torturach w Abu Ghraib1, współpracownik "The New Yorker" i "The New York Review of Books", ujawnił na łamach tego ostatniego, że w 2007 r. prezydent Bush otrzymał od Międzynarodowego Czerwonego Krzyża tajny raport opisujący dokładnie tortury, jakim poddawani byli więźniowie USA w Guantánamo i innych tajnych więzieniach CIA, m.in. w Tajlandii, Afganistanie, Maroku, Rumunii i Polsce. Nowy prezydent USA, Barack Obama, mimo iż już drugiego dnia swojego urzędowania zakazał stosowania tortur, to jednocześnie sprzeciwił się pociągnięciu do odpowiedzialności winnych "nadużyć" w "wojnie z terroryzmem"2.
Polska – pojętny uczeń George’a W. Busha?
A co na to najbliższy sojusznik Stanów Zjednoczonych w tzw. nowej Europie, czyli Rzeczpospolita Polska? Kraj tak okrutnie doświadczony zaborami i okupacją, aresztowaniami, mordowaniem i torturowaniem jego najlepszych synów i cór? Kraj, w którym wciąż powstają nowe inscenizacje przypominające okrutne losy rotmistrza Pileckiego i gen. Fieldorfa "Nila"? Ano obecni depozytariusze szczytnych idei patriotycznych, za które nasi bohaterowie oddawali w katowniach swoje życie i zdrowie, zdają się nie mieć skrupułów w przyzwalaniu na bezprawne aresztowanie i torturowanie – pod warunkiem, oczywiście, że nie torturuje się "nas", ale "ich".
Za przykład takiego stylu myślenia niech posłuży publikacja nie byle kogo, bo profesora w Instytucie Filozofii i Socjologii Krakowskiej Akademii Pedagogicznej, współpracownika Tygodnika Powszechnego, i nie byle gdzie, bo w "Gazecie Wyborczej", gdzie ów "autorytet" opowiada się wprost za... torturami:
"Stwierdzenie, że zakaz tortur jest absolutny i bezdyskusyjny stanowi przejaw takiego samego fundamentalizmu, jaki wyraża się w przekonaniu o całkowitym i bezwarunkowym zakazie aborcji"3.
Po ujawnieniu w listopadzie 2005 r. przez Danę Priest w artykule w "Washington Post", że na terenie Europy (w tym w Polsce) znajdowały się tajne więzienia CIA, w których przetrzymywano i przesłuchiwano (przy użyciu tortur) osoby podejrzane o terroryzm – wybuchł skandal. Ale wybuchł on w Europie, gdyż nagle europejska opinia publiczna zdała sobie sprawę jak bardzo zakłamani są jej przywódcy – z jednej strony przeciwstawiają się bezprawnej okupacji Iraku oraz porywaniu i torturowaniu wrogów USA, zaś z drugiej, po cichu, pomagają CIA w ich brudnej i odrażającej robocie. Pomagają, przypomnijmy, łamiąc prawo zarówno swoich krajów, jak i Unii Europejskiej.
Koronnym dowodem były tajne loty samolotów CIA zarejestrowane przez Eurocontrol. W latach 2002-2005 zarejestrowano przynajmniej 10 lądowań tych samolotów na polskim lotnisku wojskowym w Szymanach, lądowań, których do dziś nikt nie potrafi czy raczej nie chce wyjaśnić!
W Polsce wszystkie te informacje skwitowano wzruszeniem ramion. Nie zrobiono nic w kierunku wyjaśnienia tych oskarżeń. Wszyscy politycy od prawa do lewa zaprzeczyli zgodnie, by Polska miała coś z tym wspólnego. Z wielu jednak tych zapewnień, często zupełnie niewiarygodnych i wzajem się wykluczających, wyzierało wprost ukryte: "a jeżeli nawet, to co z tego?".
Polscy eurodeputowani zareagowali identycznie jak ich krajowi koledzy – bez względu na opcję polityczną wyrazili pełne zgorszenia oburzenie, że ktoś śmiał oskarżyć ich kraj o tak niecny proceder i opowiedzieli się przeciw powołaniu specjalnej komisji do jego zbadania (chlubnym wyjątkiem był tu eurodeputowany SdPl Józef Pinior).
Rada Europy i Parlament Europejski, ignorując protest polskich deputowanych, powołały jednak odpowiednie komisje. Przez cały rok – od stycznia 2006 r. do stycznia 2007 r. – pracowała komisja Parlamentu Europejskiego "ds. Rzekomego wykorzystywania krajów europejskich przez CIA do transportu i nielegalnego przetrzymywania więźniów". W dniach 8-10 listopada gościła w Polsce zapraszając do współpracy 20 osób – członków rządu, administracji lotniska w Szymanach, dziennikarzy i działaczy praw człowieka. Owa wizyta zakończyła się totalną kompromitacją naszego kraju. Aż 11 osób w ogóle odmówiło spotkania z komisją. Byli wśród nich m.in. b. szefowa kancelarii prezydenta Kaczyńskiego, minister spraw zagranicznych i b. parlamentarzystka europejska Anna Fotyga, minister obrony narodowej w rządzie SLD Jerzy Szmajdziński, jego następca w rządzie PIS Radosław Sikorski, koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann, a także przewodniczący komisji służb specjalnych, poseł Platformy Obywatelskiej Marek Biernacki.
22 czerwca 2008 r. w "The New York Times" ukazał się artykuł Scotta Shane’a, przytaczający dowody na to, iż najważniejsze tajne więzienie CIA znajdowało się właśnie w Polsce, a polscy oficerowie wręcz "palili się do współpracy" przy przetrzymywaniu i przesłuchiwaniu (z użyciem tortur) amerykańskich więźniów. Powtórzmy raz jeszcze – czynnościach nielegalnych z punku widzenia prawa polskiego i unijnego.
Nie muszę przypominać, iż nie tylko nie powstała żadna komisja sejmowa do zbadania tej sprawy, ale cała sprawa szybciutko się rozmyła, tak, że nie ma już dziś właściwie żadnej sprawy – nikt już o niej po prostu nie pamięta. Czy więc należy sądzić, iż polskiej opinii publicznej to nie interesuje, demokrację mamy byle jaką, społeczeństwa obywatelskiego żadnego, niezależnych dziennikarzy ile kot napłakał, a większość polskich polityków z dumą nosiłoby przydomek "żandarma USA"? Odpowiedzi nie sugeruję, aczkolwiek dla mnie jest ona jasna.
Dopiero niedawno, na początku 2009 r., po miesiącach i latach zaprzeczania, Prokuratura Krajowa przyznała, że samoloty CIA 11 razy lądowały w Polsce, na lotnisku w Szymanach. Nadal jednak cicho o tym, po co lądowały i co, lub raczej kogo przewoziły. Najwyżsi decydenci państwowi, którzy do tej pory odmawiali zeznań zasłaniając się tajemnicą państwową (m.in. były i obecny prezydent, członkowie rządów SLD i PiS, szefowie służb specjalnych), mimo że premier już jesienią 2008 r. zwolnił ich z tajemnicy, nie zostali do tej pory nawet przesłuchani4.
Zachodnie media od dawna już nie mają żadnych wątpliwości, że CIA nie tylko przetrzymywała swoich więźniów w Starych Kiejkutach na Mazurach, ale że ich tam torturowała z pomocą polskich wojskowych5.
Dla polskiego rządu i elit Rzeczpospolitej nie jest to bynajmniej fakt, do którego trzeba by przywiązywać szczególną wagę. Ot, dla przykładu, doradca prezydenta RP powtarza w audycji radiowej6 za dziennikarzami Rzeczpospolitej, że ci politycy, którzy zezwolili Amerykanom na – powtarzam – nielegalne przewożenie i przetrzymywanie więźniów są godni pochwały, zaś ci, którzy ich torturowali zasługują na abolicję. Kilka miesięcy później inny wysoki urzędnik państwowy, minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, w publicznych wypowiedziach wyraża radość, iż oskarżony o zabicie polskiego inżyniera w Pakistanie będzie właśnie tam sądzony, gdyż istnieje w tym kraju kara śmierci7. Nie dziwi to specjalnie, jeśli przypomnimy sobie wypowiedź szefa Sikorskiego, premiera Tuska, o pedofilach: "Nie sądzę, żeby wobec pedofilów można było zastosować termin człowiek"8.
Czyste sumienie "przyzwoitych"
O tym, że polskie władze wraz z jej elitami decydenckimi nie są w żadnym stopniu czułe na cierpienie niewinnych i chętnie popisują się swoim barbarzyństwem, świadczą dobitnie trzy fakty z grudnia 2008 r.
Pierwszy, to hańbiąca nasz kraj odmowa złożenia podpisu pod konwencją zakazującą produkcji, składowania i używania pocisków kasetowych, którą 3 grudnia podpisało w Oslo ponad 100 krajów, w tym większość państw Unii Europejskiej. Obok Polski – znaczącego producenta tej barbarzyńskiej broni, urywającej kończyny tysiącom cywilom rocznie, często wiele lat po zakończeniu konfliktu zbrojnego – konwencji nie podpisały tak miłujące pokój kraje, jak USA, Chiny, Rosja, Pakistan, Indie i Izrael. Premier Polski, Donald Tusk, tłumaczył uśmiechnięty w głównym wydaniu "Wiadomości", iż "Polska musi się zbroić dla obrony, a nie rozbrajać".
Drugim znaczącym faktem było wręczenie Nagrody Lecha Wałęsy (przyznanej po raz pierwszy) królowi Arabii Saudyjskiej Abdullahowi bin Abdulazizowi al Saudowi. W składzie kapituły, która przyznała tę nagrodę, zasiadają m.in. takie tuzy jak b. prezydent Czech Vaclav Havel, b. premier RP Jak Krzysztof Bielecki, b. szef rady Najwyższej Białorusi Stanisław Szuszkiewicz, b. szef polskiego MSZ Władysław Bartoszewski oraz obecny minister spraw zagranicznych Francji Bernard Kouchner. Król otrzymał nagrodę za "prowadzenie dialogu międzyreligijnego, promocję tolerancji i wzajemnego zrozumienia kultur i cywilizacji, a także pokoju i współpracy międzynarodowej oraz szeroko zakrojonej działalności dobroczynnej"9.
Dla przypomnienia: Arabia Saudyjska, najwierniejszy obok Izraela sojusznik Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie, to jedno z najbardziej opresywnych państw na świecie, rządzone przez skrajnie radykalny odłam islamu – wahabizm. Często stosowaną karą w tym "promującym tolerancję" kraju jest publiczne ścięcie głowy, stosowane nagminnie m.in. za homoseksualizm, zdradę małżeńską, posiadanie narkotyków, apostazję, czary, itp. "zbrodnie". Powszechną praktyką są również tortury, z czego zresztą skwapliwie korzystają Amerykanie, przekazując sojusznikowi swoich więźniów podejrzanych o terroryzm, z prośbą o przesłuchanie, najlepiej zakończone przyznaniem się do winy. Oczywiście w ulubionym kraju Lecha Wałęsy nie ma mowy o jakiejkolwiek demokracji (na żadnym poziomie), prawach obywatelskich, związkowych czy kobiet.
Nagroda ta jest o tyle uderzającym przykładem hipokryzji naszego noblisty i całego środowiska "opozycji demokratycznej" i "wolnego świata", o ile owe nie przepuszczą żadnej okazji aby skrytykować "zbrodniczą dyktaturę" braci Castro na Kubie lub "autokratyczne" rządy Łukaszenki na Białorusi czy Cháveza w Wenezueli.
Na pytanie dziennikarki "Gazety Wyborczej" Agnieszki Kublik "kto wskazał króla Abdullaha jako laureata?", prezes Instytutu Lecha Wałęsy Piotr Gulczyński odpowiedział:
"Prezydent Wałęsa. Rozmawiał też o tym z prezydentem Izraela i obaj byli pełni uznania dla działań króla na rzecz pokoju na Bliskim Wschodzie. Także prezydent Vaclav Havel pozytywnie zareagował na tę kandydaturę, mówił, że zna króla osobiście i uznał go za męża stanu istotnego dla zmian na Bliskim Wschodzie. Żaden z członków kapituły nie zgłosił innej kandydatury"10.
Pytany dzień później przez tę samą dziennikarkę członek kapituły nagrody i wzorzec przyzwoitości w Polsce, prof. Władysław Bartoszewski, zręcznie (i jak zawsze przyzwoicie) wybrnął z kłopotu:
"Nie brałem udziału w posiedzeniu kapituły, ale po fakcie nie zgłosiłem protestu. Stało się i nie można tego kwestionować"11.
Sam Wałęsa pytany o ten wybór podczas wzruszającego do łez spotkania wolności z Dalajlamą w Gdańsku z okazji 25 rocznicy przyznania mu (Wałęsie, oczywiście) pokojowej Nagrody Nobla, powiedział, że to "dobry wybór, bo król działa na rzecz porozumienia międzyreligijnego, jest pozytywnie oceniany zarówno przez kraje arabskie, jak i przez Izrael i słynie z dobroczynności"12.
Trzecim przykładem na poparcie mojej tezy o stosowaniu przez władze polskie podwójnych standardów w kwestii tortur i szeroko rozumianych praw człowieka jest kolejna nagroda, tym razem przyznana przez rzecznika Praw Obywatelskich Janusza Kochanowskiego sędziemu Sądu Najwyższego USA Antoninowi Scalii.
4 grudnia 2008 r. z okazji 60 rocznicy uchwalenia "Powszechnej deklaracji praw człowieka" nagrodę im. Pawła Włodkowica, przyznawaną od 2006 r. "jako wyraz uznania dla występowania w obronie podstawowych wartości i prawd, nawet wbrew zdaniu i poglądom większości" Kochanowski przyznał zwolennikowi tortur oraz kary śmierci dla upośledzonych psychicznie i nieletnich, głoszącemu konieczność penalizacji homoseksualizmu, który jest według niego "przestępstwem". Gratulacje!
Nowy prezydent USA, Barack Obama, w swojej kampanii prezydenckiej obiecał, iż jedną z jego pierwszych decyzji będzie zamknięcie obozu w Guantánamo. Po zaprzysiężeniu, owszem, wstrzymano działania procesowe dla więźniów podejrzanych o terroryzm, ale obozu nie zamknięto, gdyż nie bardzo jest co zrobić z więzionymi w nich ludźmi, którzy zostali porwani i bez postawienia zarzutów, osadzeni w obozie. Żaden z krajów zaangażowanych w "wojnę z terroryzmem" (w tym Polska) i głośno domagających się (od innych) poszanowania praw człowieka, nie kwapi się do ich przyjęcia. Co więcej, prezydent Obama zgodził się, aby amerykański wywiad mógł nadal bezkarnie – jak za czasów Busha – porywać podejrzanych o terroryzm, więzić ich potajemnie i przekazywać innym krajom (co oznacza de facto zgodę na ich torturowanie)13.
Przypisy:
1. Mark Danner, "Torture and Truth. America, Abu Ghraib, and the War on Terror", Nowy Jork 2004.
2. Za: "Raport o torturach CIA", "Gazeta Wyborcza", 17 marca 2009.
3. Janusz A. Majcherek, "Reguły i wyjątki. Zakaz tortur jak zakaz aborcji", "Gazeta Wyborcza", 3 października 2008.
4. Patrz: "Samoloty CIA lądowały, ale czy z więźniami?", "Gazeta Wyborcza", 5 lutego 2009.
5. Zob. artykuły w "Der Spiegel", 27 kwietnia 2009, cyt. w: "Forum", "Tortury.pl", 4-10 maja 2009.
6. Radio TOK FM, 21 kwietnia 2009; por. też "Rzeczpospolita" z tego dnia.
7. TVN24, 16 lipca 2009, cyt. za: "Gazeta Wyborcza", 18-19 lipca 2009.
8. Cyt. za: "Gazeta Wyborcza", 26 czerwca 2009.
9. Cyt. za: Marta Kazimierczyk, Paweł Wroński, "Lech nagradza złego króla", "Gazeta Wyborcza", 4 grudnia 2008.
10. "Idealnie tam nie jest, ale król zasłużył", wywiad Agnieszki Kublik z Piotrem Gulczyńskim, "Gazeta Wyborcza", 4.12.2008.
11. "Nie głosowałem, nie protestuję", "Gazeta Wyborcza", 5 grudnia 2008.
12. Cyt. za: Maciej Sandecki, Krzysztof Katka, "Dalajlama i wąsy Wałęsy", "Gazeta Wyborcza", 6-7 grudnia 2008.
13. Za: Marcin Bosacki, "Prezydent Obama ulega CIA", "Gazeta Wyborcza", 3 lutego 2009.
Stefan Zgliczyński
Tekst jest fragmentem książki "Hańba iracka. Zbrodnie Amerykanów i polska okupacja Iraku 2003-2008", która ukazała się w serii "Biblioteki Le Monde Diplomatique".