Nie zawsze tak było
Płciowa nierówność społeczna nie jest zjawiskiem, które istniało od zawsze. Wielkim mitem jest, że kobiety we wszystkich społeczeństwach w historii były uważane za osoby drugiej kategorii, że dyskryminacja płciowa jest czymś, co leży w naszej biologii – lub przy najmniej w biologii mężczyzn.
Wiele badań antropologicznych pokazuje, że istniały - i jeszcze istnieją ich ślady - społeczeństwa egalitarne i niehierarchiczne – zarówno pod względem klasy jak i płci.
Antropolożka Eleanor Burke Leacock zbadała w latach 1950-ych społeczność rdzennego ludu Montagnais-Naskapi w Kanadzie. Zauważyła jeszcze wtedy wiele cech takiego egalitaryzmu i równości płciowej – nawet po długim okresie wpływu ze strony kapitalistycznej gospodarki i "cywilizacji". A tym bardziej kiedy studiowała teksty napisane o tej społeczności w XVII wieku przez misjonarzy jezuickich, którzy mieli "dzikich" nawrócić na katolicyzm i "ucywilizować". Okazało się, że brak autorytaryzmu i hierarchicznych struktur - zarówno w społeczeństwie, jak i w rodzinie - był wielką przeszkodą dla "misji" jezuitów. Znamiennie jest, z czego składał się ich program "ucywilizowania":
- Wprowadzenie stałego osadnictwa oraz formalnego wodzostwa (które wcześniej nie istniało u ludu Montagnais-Naskapi)
- Wprowadzenie zasady karalności do stosunków społecznych
- Edukowanie dzieci – ale przez zabranie ich od swoich rodzin, ponieważ te nie akceptowałyby kary cielesnej wobec swoich dzieci – kara, która według jezuitów była konieczna
- Wprowadzenie europejskiej struktury rodziny i co za tym idzie: męskiego autorytetu nad kobietami, wierności kobiet i obalenia prawa do rozwodu (które wcześniej istniało bez ograniczenia – na życzenie żony lub męża).
To jasny dowód, że to rdzenne społeczeństwo nie znało "naturalnych", hierarchicznych struktur –między rodzicami i dziećmi, między mężami i żonami czy między różnymi grupami społecznymi.
Tragedią jest, że jezuitom udało się nawrócić część społeczności i wprowadzić zasady kary cielesnej, poddaństwo kobiet i autorytaryzm w imię Boga. Jednak wielu ludzi pozostało też w swojej starej kulturze i wierze, społeczeństwo zostało więc podzielone.
Tym, co najbardziej przyczyniło się do zmiany kultury i społecznych stosunków były nowe sposoby produkcji i organizowania gospodarki. Coraz ważniejszy stał się handel futrami z Europejczykami. W życie ludu Montagnais-Naskapi wkroczył rynek i zasada własności prywatnej – najczęściej mężczyzn, którzy przeważnie handlowali futrami - która wcześniej nie była istotna w ich sposobie produkcji.
Leacock udowadnia na tym konkretnym przykładzie aktualność i trafność książki Fryderyka Engelsa Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa, w której pokazuje związek między "historyczną klęską płci żeńskiej" a powstawaniem własności prywatnej, klas społecznych i władzy państwowej.
Historia 8 marca - Dzień antysystemowy
Dla pomysłodawczyni 8 marca, jako Międzynarodowego Dnia Kobiet, data ta nie miała być okazją ani do "galanterii" wręczenia kwiatów i rajstop w stylu PRL ani dniem na rzecz tylko formalnego równouprawnienia kobiet w kapitalizmie.
Kiedy rewolucyjna socjalistka Klara Zetkin zaproponowała obchody tego dnia na socjalistycznej konferencji kobiet w Kopenhadze 100 lat temu, chodziło jej o organizowanie i świętowanie walk i bojowości kobiet z klasy robotniczej i połączenie tych walk z dążeniami ku zastąpieniu kapitalizmu systemem socjalistycznym.
Data 8 marca została wybrana, ponieważ dwa lata wcześniej w tym dniu wyszły na ulice Nowego Jorku setki robotnic przemysłu tekstylnego, zaliczających się do najbardziej wyzyskiwanych pracowników, by protestować przeciw pracy dzieci, fatalnym warunkom pracy i za prawami związkowymi oraz prawem głosu dla kobiet. Równocześnie upamiętniały pierwsze wystąpienie robotnic w Nowym Jorku, które miało miejsce 8 marca 1857 r. W 1909 r. kobiety te strajkowały przez 13 tygodni, stając się symbolem nowej fali buntu robotnic w USA.
Pierwsze obchody 8 marca, jako dnia międzynarodowego, miały miejsce w Europie w 1911 roku. Aleksandra Kołłontaj – rosyjska rewolucjonistka i działaczka na rzecz praw kobiet napisała: "Niemcy i Austria w Dniu Kobiet Pracujących były jednym wrzącym, drżącym morzem kobiet. Wszędzie organizowano spotkania. (...) Mężczyźni dla odmiany zostali w domach z dziećmi, ich żony, uwięzione gospodynie domowe, poszły na spotkania".
Rewolucyjne socjalistki argumentowały, że niemożliwa była jedność między bogatymi a biednymi kobietami.
"Walka o wyzwolenie dla kobiety z klasy pracowniczej nie może być – tak jak dla burżuazyjnej kobiety – walką przeciw mężczyznom z jej klasy", napisała Klara Zetkin. "Ramię w ramię z mężczyznami z jej klasy, kobieta - robotnica walczy przeciw społeczeństwu kapitalistycznemu".
Dalej słowa Aleksandry Kołłontaj: "Jaki jest cel feministek? Ich celem jest osiągnięcie tych samych przywilejów, tej samej władzy, tych samych praw wewnątrz społeczeństwa kapitalistycznego, które posiadają ich mężowie, ojcowie i bracia. Jaki jest cel kobiet klasy robotniczej? Ich celem jest obalenie wszystkich przywilejów nabytych przez urodzenie lub bogactwo. Dla kobiety - robotnicy jest obojętne, kto jest "panem" – czy to mężczyzna czy kobieta".
W carskiej Rosji pierwsze obchody Dnia Kobiet były mocno inwigilowane i represjonowane przez policję – mówczynie zostały aresztowane przed spotkaniami, a potem nastąpiły masowe aresztowania uczestniczek.
W 1917 roku świat widział prawdziwą siłę protestujących robotnic – kiedy właśnie w Dniu Kobiet rozpoczęły rewolucję, która obaliła tyranię cara. Dziesiątki tysięcy kobiet pracujących w fabrykach zastrajkowało i wyszło na ulice, by protestować przeciw wojnie i głodowi. Wybrały delegatki, które przekonały mężczyzn i kobiety z innych fabryk do przyłączenia się do strajku. W ten sposób - strajkiem masowym - obalono reżim cara. Kobiety również odegrały istotną rolę w przekonaniu żołnierzy do nieposłuszeństwa wobec oficerów, by nie strzelać do strajkujących. Tak rozpoczęła się rewolucja.
Jednak ta pierwsza rewolucja – lutowa – nie spełniła żądań kobiet o realną równość. Cara obalono, ale władza klasy kapitalistycznej i wyzysk w miejscach pracy pozostały. Dopiero dalszy etap rewolucji w październiku doprowadził do radykalnych zmian sytuacji kobiet – zmiany, o których w "zaawansowanych" krajach Europy przez wiele dekad nie można było nawet marzyć. Wprowadzono ustawę o równych płacach dla kobiet i mężczyzn, zalegalizowano rozwody i aborcję, budowano żłobki i przedszkola, komunalne pralnie i kuchnie.
Izolacja rewolucji rosyjskiej na arenie międzynarodowej jednak umożliwiała dojście do władzy biurokracji stalinowskiej, która w ramach kontrrewolucji lat 20-ych i 30-ych odebrała kobietom wiele zdobytych praw – m.in. do przerywania ciąży. W wyniku tej polityki "realny socjalizm" z lat 1945-1989 słusznie nie kojarzy się z równością i wyzwoleniem kobiet.
Dzisiaj klasowe podziały w ruchu kobiecym nie są zawsze tak jasne, jak w czasach Zetkin i Kołłontaj. Jednak nadal istnieją. W tym roku motto szeregu wydarzeń organizowanych przez Porozumienie Kobiet 8 marca w Warszawie to "Rewolucje Kobiet". Główne hasło Manify - "Solidarne w kryzysie, solidarne w walce" - brzmi w duchu Zetkin i Kołłontaj. Należy jednak pamiętać, że również dzisiaj prawdziwa rewolucja i solidarność musi być skierowana przeciw systemowi wyzysku i ucisku oraz osobom, które ten system reprezentują i utrzymują – także, kiedy są to kobiety, jak np. Ewa Kopacz, Henryka Bochniarz, Jolanta Kwaśniewska czy Hanna Gronkiewicz-Walcz.
Kobiety, klasy, kapitalizm
Od czasów Klary Zetkin i Aleksandry Kołłontaj wiele się zmieniło w sytuacji kobiet – szczególnie w najbardziej ekonomicznie rozwiniętych krajach.
Kobiety zaczęły na masową skalę pracować poza domem. W większości krajów płeć żeńska stanowi dzisiaj ok. połowy ogółu pracowników. Coraz więcej kobiet ma wykształcenie – wśród dzisiejszych studentów w Polsce kobiety stanowią większość.
Charakter prac domowych zmienił się drastycznie po takich wynalazkach jak pralki, lodówki, zamrażarki. Nowe środki antykoncepcyjne wręcz zrewolucjonizowały życie seksualne kobiet i możliwość kontrolowania do pewnego stopnia swojej płodności – chociaż pod tym względem Polska jest zapóźniona, mamy najniższy w Europie procent stosowania nowoczesnej antykoncepcji wśród kobiet.
Kapitalistyczny sposób organizowania gospodarki i życia społecznego ma dwie istotnie cechy, jeśli mówimy o sytuacji kobiet: wyzysk siły roboczej w miejscu pracy i ucisk różnych grup "odbiegających od normy" – czy to mniejszości narodowych/etnicznych czy właśnie osób płci żeńskiej.
Ucisk kobiet jest starszy od kapitalizmu – zrodził się wraz z powstawaniem podziału na klasy ok. 5-10 tys. lat temu. Kapitalizm ma dopiero kilkaset lat, ale dramatycznie zmienił formy ucisku według potrzeb nowego systemu.
Kiedy powstał kapitalizm, odseparował producentów od środków produkcji. Po drobnej produkcji rolnej czy rzemieślniczej, często mającej miejsce w domach, powstała masowa produkcja w fabrykach, gdzie pracownicy stracili wszelką kontrolę nad własną pracą i jej produktami.
Równocześnie produkcja została odseparowana od tzw. reprodukcji – czyli rodzenia i wychowywania nowego pokolenia robotników oraz karmienia i utrzymania obecnych robotników, żeby byli w stanie wracać do pracy. Sfera reprodukcji została sprywatyzowana.
Na początku istnienia kapitalizmu przemysłowego w Anglii sektor reprodukcji prawie się załamał – ponieważ wszystkich wciągnięto do produkcji – czy to małe dzieci, ciężarne kobiety czy kobiety tuż po porodzie. Okazało się, że umieralność dzieci i kobiet była tak duża, że stała się zagrożeniem również dla klasy kapitalistów.
Zaczęto propagować powrót do rodziny, żeby kobiety przede wszystkim zajmowały się opieką nad dziećmi, mężami i domem. W tym samym czasie (drugiej połowie XIX wieku) widzimy wprowadzenie praw antyaborcyjnych, antygejowskich i innych tzw. "prorodzinnych wartości".
Chociaż wiele się zmieniło od tego czasu, kapitalizm do dzisiaj jest zależny od sprywatyzowanej, darmowej pracy przy zadaniach domowych, głównie wykonywanych przez kobiety – by móc kontynuować skuteczny wyzysk siły roboczej w miejscach pracy i w ten sposób osiągać zyski. Bez tej pracy system musiałby albo płacić za te usługi – opieka nad dziećmi, gotowanie, pranie musiałyby być dokonywane w różnych placówkach, co ograniczyłoby zyski – albo wrócić do stanu rzeczy z XIX wieku.
Chociaż większość kobiet dzisiaj pracuje poza domem, mając dzieci czy nie – i bardzo mało jest "całożyciowych" gospodyń domowych - w dalszym ciągu opieka nad dziećmi i domem jest uważana za główne zadanie kobiet, do którego musi być dostosowane jej życie zawodowe. W przypadku mężczyzn jest zupełnie odwrotnie – opiekuje się dziećmi i domem, jeśli jego praca zawodowa na to pozwala. W rodzinach z dziećmi w Polsce kobiety spędzają codziennie dwa razy tyle godzin (ponad 4) przy pracy domowej niż mężczyźni.
Owszem, kobiety pracują poza domem, ale są uważane przez pracodawców za pracowników drugiej kategorii. Zarabiają mniej, a w wielu krajach "rozwiniętych" bardzo wysoki procent kobiet pracuje na niepełnym etacie.
Rodzina ma też bardzo ważną funkcję ideologiczną dla kapitalizmu. Ma uczyć dzieci hierarchicznego myślenia i posłuszeństwa. Ma być też miejscem prywatnego rozwiązywania problemów emocjonalnych, ekonomicznych itp. – stąd tyle przemocy i nieszczęść w gronie rodzinnym.
Kiedy kapitalizm wciąga pracowników do swojej sfery wyzysku, również tworzy swojego potencjalnego grabarza - klasę pracowniczą - która ma ekonomiczną siłę, by zatrzymać cały system poprzez strajki i zbiorową siłę, by tworzyć demokratyczną alternatywę dla całego systemu wyzysku.
Dlatego miejsce pracy to przestrzeń, gdzie najskuteczniej można walczyć o prawa kobiet. W domu czasami kobiety doświadczają najgorszych form ucisku – jak np. przemocy, ale tam jesteśmy atomizowane i bezsilne. Nie jest przypadkiem, że nowe ruchy kobiece powstawały w USA i Europie w latach 70-tych, kiedy dużo kobiet stało się częścią klasy pracowniczej i kiedy poziom walk pracowników ogólnie był wysoki.
Jeśli nie pozbędziemy się kapitalizmu, nie osiągniemy wolności i równości kobiet. Dopóki maksymalizacja zysku jest nadrzędnym celem gospodarki, będziemy doświadczać ataków na warunki płacowe, na usługi publiczne i na miejsca pracy – a takie ataki uderzają najmocniej w kobiety. Widzimy już jak cięcia budżetowe prowadzają do skandalicznie niskich pensji np. pielęgniarek.
Możni tego systemu grają z nami metodą "dziel i rządź", by każda grupa widziała swoje interesy jako odrębne i nawet w przeciwieństwie do innej grupy. Wspólna walka kobiet i mężczyzn jest warunkiem, by móc stworzyć nowy, lepszy sposób organizowania społeczeństwa.
Ekonomiczna dyskryminacja kobiet w Polsce
Ze strony prawicowych polityków różnej maści często słyszymy, że kobiety w Polsce nie są dyskryminowane, że mamy równouprawnienie, więc bezsensowne jest mówienie o prawach kobiet. Sytuacja kobiet teraz zależy tylko od ich własnego wysiłku i woli.
Takie podejście to ignorowanie faktycznego stanu rzeczy. Mimo istnienia formalnej równości wobec prawa (oprócz m.in. sprawy kontroli własnej płodności oraz w kościele katolickim) – realną dyskryminację widać gołym okiem.
Wynagrodzenie
Najbardziej jaskrawy przykład to wynagrodzenie kobiet i mężczyzn. Nawet zagorzali antyfeminiści nie mogą negować, że ekonomiczne różnice są dość duże.
Jak wynika z badań struktur wynagrodzeń według zawodów (GUS), w październiku 2006 r. mężczyźni osiągnęli wynagrodzenie o 9,4% wyższe od średniego w skali kraju, natomiast kobiety o 10,1% niższe. Przeciętne wynagrodzenie kobiet było o 21,7% niższe od przeciętnego wynagrodzenia mężczyzn.
Inne badanie wykazują jeszcze większe różnice: "Z badania wynagrodzeń przeprowadzonego przez Sedlak & Sedlak w 2009 roku wynika, iż zarobki mężczyzn były znacznie wyższe od tych, które otrzymywały kobiety. Średnie wynagrodzenie panów wyniosło 3 900 PLN brutto i było o 30 proc. większe od wynagrodzeń pań (3 000 PLN)" (ze strony NSZZ "Solidarność").
Jeśli patrzymy na pojedyncze grupy zawodowe znajdziemy największe różnice między męskimi i żeńskimi pensjami wśród robotników przemysłowych i rzemieślników (różnica ok. 900 zł miesięcznie) oraz w grupie pod nazwą "władzy państwowej i wyższych urzędników i kierowników" (różnica ponad 2000 zł miesięcznie w 2006 roku!).
W dodatku do tych różnic wewnątrz grup zawodowych widzimy też, że rozbieżność między dochodami kobiet i mężczyzn wynika z niskich pensji w sektorach "sfeminizowanych" – czyli tam, gdzie pracuje wiele kobiet – jak np. ochrona zdrowia (80,5% kobiet), hotele i restauracje (64,5% kobiet), handel i naprawy (51,5% kobiet).
Edukacja (76,3% kobiet) i pośrednictwo finansowe (67,8% kobiet) wydają się tu być wyjątkiem – w tych sektorach pensje są wyższe niż średnia krajowa.
Oczywiście, są też sektory typowo "męskie", gdzie wynagrodzenia są poniżej średniej krajowej – jak np. rybołówstwo i przetwórstwo przemysłowe, więc trzeba podkreślić, że czynnik klasowy – a nie tylko płciowy – ma decydujący wpływ na kształtowanie poziomu wynagrodzenia.
Ale faktem jest, że wewnątrz każdej grupy zawodowej czy branży wynagrodzenie kobiet jest niższe niż mężczyzn.
Bezrobocie
Również po względem bezrobocia kobiety w Polsce są w trudniejszej sytuacji od mężczyzn w odpowiedniej grupie społecznej.
Ogólna stopa bezrobocia kobiet w latach 2003-2007 była o ok. 2-3 punkty procentowe wyższa niż wśród mężczyzn.
W III kwartale 2009 r. 52,9% ogółu bezrobotnych to kobiety.
Jednak także w przypadku bezrobocia rolę gra wykształcenie – a co się z tym często pokrywa - przynależność klasowa. Bezrobocie w niższych warstwach i klasach społecznych jest wyższe zarówno wśród kobiet, jak i wśród mężczyzn. Widzimy więc, że położenie materialne większości kobiet jest kwestią przeplatania się dyskryminacji płciowej z pozycją klasową.
W 2007 roku w grupie z wyższym wykształceniem bezrobotnych było ponad 5% kobiet i ok. 3,5% mężczyzn. W innych grupach obraz bezrobocia wyglądał następująco: Wykształcenie średnie zawodowe: ponad 8% kobiet i ponad 6% mężczyzn. Zasadnicze zawodowe: 12% kobiet i 9% mężczyzn. Gimnazjalne, podstawowe i niepełne podstawowe: prawie 15% kobiet i prawie 12% mężczyzn.
W każdej grupie bezrobocie jest wyższe wśród kobiet. Jednocześnie u mężczyzn z typowo robotniczym wykształceniem jest ono dwa razy wyższe niż w przypadku kobiet z wykształceniem wyższym.
O prawo do aborcji
Prawo do aborcji pozostaje priorytetowym żądaniem, jeśli kobiety w Polsce mają osiągnąć równość i wolność.
W ciążę zachodzi się w wyniku działania dwóch osób, a cały fizyczny i psychiczny ciężar związany z ciążą, porodem – i zwykle z większą częścią wychowania - leży na barkach kobiety. Tylko kobieta może ocenić, czy jest w stanie przejść przez ciążę, urodzić dziecko i wziąć odpowiedzialność za jego wychowanie.
Dopóki kobiety nie mają prawa do decydowania o swoim ciele, płodności i macierzyństwie, nie mogą być równe z mężczyznami.
W kwestii aborcji klasowe podziały wśród kobiet są decydujące. Mimo ustawy antyaborcyjnej, dla zamożnych kobiet zabieg aborcyjny jest w miarę łatwo dostępny. Dla niezamożnych niechciana ciąża jest wielkim obciążeniem, również finansowym.
Walka o prawo do aborcji jest walką przeciw autorytarnej, antykobiecej polityce, przeciw pogardzie wobec kobiet. Nawet jeśli wydaje się trudno wygrać tę sprawę w dzisiejszej Polsce, musi ona ciągle być wysoko na liście postulatów. Możemy się uczyć od przykładu Portugalii – katolickiego kraju, w którym wywalczono prawo do aborcji.
Jaka strategia?
Strategia w walce o wolność i równość dla zwykłych kobiet pracujących w supermarketach, w hotelach, w szpitalach czy w fabrykach nie może polegać tylko na żądaniu równouprawnienia z mężczyznami – ponieważ mężczyźni z klasy pracowniczej też są wyzyskiwani, też są bez kontroli nad własnym życiem – ich sytuacja jest tylko marginalnie lepsza niż kobiet.
Natomiast dla kobiet z wyższych warstw klasy średniej czy klasy "biznesowej" wystarczy walczyć o równe szanse z mężczyznami, bo wewnątrz systemu mogą robić karierę i osiągnąć sukces ekonomiczny – często wyzyskując inne kobiety. Owszem też są ofiarami dyskryminacji i seksizmu, ale ich strategia, by wyjść z tej sytuacji, polega na wspinaniu się po drabinie społecznej – a nie zniszczeniu całej tej drabiny.
Klasowe podziały wśród kobiet istnieją tak samo jak w reszcie społeczeństwa i mają swój wyraz również w nowoczesnym ruchu kobiecym.
Przykładem kierunku kobiet klasy średniej może być Kongres Kobiet z 2009 r., który postanowił, że kwestia parytetów w polityce będzie najważniejszym postulatem kongresu.
Postulat ten, owszem, należy popierać, ponieważ brak kobiet w polityce jest wyrazem ogólnej niskiej pozycji płci żeńskiej w społeczeństwie. Argumenty przeciw parytetom często są antykobiece i lekceważą bariery, które utrudniają lub wręcz uniemożliwiają wielu kobietom wejście do polityki.
Natomiast parytety nie są czymś, co zmieni sytuację większości kobiet. Posłanka czy kobieta-minister w najważniejszych sprawach działa według tej samej polityki, co koledzy z tej samej partii. Minister Ewa Kopacz nie jest przecież żadnym sprzymierzeńcem pielęgniarek – wręcz przeciwnie – muszą z nią walczyć.
Prawdziwe zmiany trzeba wywalczyć oddolnie, działaniem pozaparlamentarnym. Głównym problemem w polskiej polityce jest to, że ogromna większość społeczeństwa nie ma swoich przedstawicieli w parlamencie, że bycie politykiem wymaga grubego portfela i kontaktów z biznesem, i że wszystkie partie w Sejmie zgadzają się co do prowadzenia antypracowniczej, probiznesowej polityki – niestety posłanki nie są tu wyjątkiem.
Ellisiv Rognlien
Autorka jest socjalistką i działaczką ruchu na rzecz wyzwolenia kobiet w Norwegii i w Polsce. Tekst ukazał się w marcowym numerze miesięcznika "Pracownicza Demokracja".