Dziś, już po Manifie, zastanawiamy się na ile przebiły się nasze wspólne hasła. Nie tylko w mediach – te bowiem lubią przede wszystkim to, co już znają, i częściej kierują się zasadą sensacji, niż rzetelnością w przedstawianiu faktów – ale też w samym środowisku feministycznym. W związku z Manifą pojawiły się bowiem nie tylko pozytywne opinie, ale też głosy krytyczne. Dla jednych jesteśmy "lewicową sektą", dla drugich/innych nie jesteśmy prawdziwie lewicowe, bo weszłyśmy we współpracę z Kongresem Kobiet, bo na platformie pojawiła się Jolanta Kwaśniewska. Padły też zarzuty, że wycofałyśmy się z postulatu dostępności legalnej i bezpiecznej aborcji, że nie było tak jak rok temu, czy na samym początku Manif. Krytyka "od wewnątrz" pojawiła się nie po raz pierwszy – kiedyś wypominano Manifie baloniki, czy przerost formy nad treścią. To zresztą wyraźny znak, że to, co robimy jest dostrzegane i oceniane. Manifa się rozrasta i być może przyszedł czas, by niektóre kwestie z nią związane wyjaśnić.
To w sumie zabawne, że większość z nas tak szybko zapomina o tym, czym Manify były kiedyś. Nie każda Manifa dotyczyła aborcji – walczyłyśmy o wolność wypowiedzi artystycznej przy okazji sprawy Doroty Nieznalskiej, mówiłyśmy o problemach kobiet na rynku pracy i ogłaszałyśmy fioletową rewolucję lesbijek. Co ciekawe, podczas pierwszej Manify aborcja nie była jednym z kluczowych postulatów, a hasło główne "Demokracja bez kobiet to pół demokracji" odnosi się do uczestnictwa we władzy, a więc świetnie pasuje do kwestii parytetów. Jednocześnie, mamy poczucie, że środowisko feministyczne nie pokłada w organizatorkach zbyt wielkiej wiary, skoro po jednej Manifie skupiającej się na problemach ekonomicznych kobiet, wątpi w naszą wolę walki o prawo do aborcji. Czy mamy przypomnieć wszystkie pikiety pod Sejmem organizowane w ostatnich latach, dotyczące prawa do przerwania ciąży i refundacji in vitro, na które prawie nikt nie przychodził, a które i tak zawsze chciało nam się organizować? Naprawdę można pomyśleć, że tak bardzo się zmieniłyśmy? Co więcej wystarczy przeczytać postulaty i gazetkę manifową, zwłaszcza trzy teksty poświęcone prawom reprodukcyjnym, by wiedzieć, że nikt się z niczego nie wycofuje.
Trudno nam zatem zgodzić się ze stwierdzeniem, że Manifa została ocenzurowana przez same organizatorki. Wiele kobiet w Polsce nie ma wciąż szans na godne życie, a ich problemy toną w hurra-optymistycznej propagandzie przedsiębiorczych postaw kobiet. Wśród przegranych transformacji gospodarczej więcej jest kobiet. Uważamy, że trzeba o tym głośno mówić.
W tym roku zadecydowałyśmy, że Manifa skupi się na kryzysie ekonomicznym, który bardziej dotyka kobiety – w wyniku segregacji płci na rynku pracy to one częściej pracują w gorzej opłacanych sektorach, gdzie chętnie dokonuje się cięć kosztem pracownic, uzasadniając to kryzysem. Kryzys jest również uzasadnieniem dla niepłacenia składek przez ZUS dla przedsiębiorczyń na urlopach wychowawczych. Kryzys usprawiedliwia szukanie oszczędności w, i tak już skąpej, polityce rodzinnej. Kryzys sprawił, że pielęgniarki i położne nie mogą dostać zapisanych w porozumieniach płacowych podwyżek, a ich strajki się kryminalizuje. Kryzys zachęca firmy do outsourcingu usług, przez co pracownice są zmuszone podpisywać "śmieciowe" umowy nie dające im ubezpieczenia i podstawowych praw pracowniczych. W Polsce taka sytuacja trwa już od dłuższego czasu, ale światowy kryzys dał wielu nieuczciwym pracodawcom i politycznym decydentom kolejną legitymację, by nie przejmować się złą sytuacją ekonomiczną kobiet.
Z tymi zjawiskami miała walczyć Manifa, i tego dotyczyły manifowe postulaty. Razem jest ich czternaście, zostały opublikowane m.in. na stronie Porozumienia Kobiet 8 Marca www.manifa.org - warto je przeczytać, bo stanowią podsumowanie ostatnich 10 lat i niemal wszystkie pojawiały się już na pierwszym miejscu. Parytety też są jednym z postulatów, jednak, w pewnym sensie, najmniej związanym z główną tematyką tegorocznej Manify. Należy podkreślić, że na demonstracji pojawił się jeszcze jeden temat – przemoc domowa. W tej sprawie głos zabrała Jolanta Kwaśniewska, co jednak nie zostało odnotowane przez media, nie pojawiło się również w innych relacjach. Śmiemy przypuszczać, że ten temat jest po prostu dla wielu niewygodny.
Mamy głębokie poczucie, że ta Manifa była inna, była przełomowa – zaprosiłyśmy do udziału związki zawodowe, czyli wielkie organizacje społeczne. Żeby była jasność – zapraszamy je od pięciu lat i należące do nich osoby bywały już na Manifach, zaś WZZ "Sierpień 80" towarzyszy nam od dawna. Jednak OPZZ, ZNP i OZZPiP oficjalnie, jako organizacje, przyszły w tym roku po raz pierwszy. Padają hipotezy, że to Kongres Kobiet radykalnie zmienił nastawienie związków zawodowych do działalności feministycznej. Być może tak jest. Przedstawicielki Porozumienia Kobiet 8 Marca znalazły się wśród uczestniczek Kongresu, miały tam swoje stoisko, ale niestety nie mogła tam być żadna z niżej podpisanych, więc trudno nam to stwierdzić. Jednak wątpliwe jest, żeby to jedno spotkanie zmieniło wszystko. Z perspektywy socjologicznej hipoteza, że to raczej efekt naszych kilkuletnich wspólnych starań, wydaje się bardziej prawdopodobna. Co więcej, zabiegając o współpracę ze związkami, wspierając je tam, gdzie to było możliwe, a jednocześnie uczestnicząc w projektach badawczych dotyczących zaangażowania związków zawodowych (Julia Kubisa) w kwestie dyskryminacji widzimy, że coś się jednak w ostatnich latach zmieniło. Coraz wyraźniejsza staje się dla działaczy i działaczek związkowych zależność między płcią a statusem na rynku pracy, coraz częściej widzą, że prawa kobiet to sprawa związkowa.
Nieprzypadkowo podkreślamy, że zapraszamy związki zawodowe na Manifę od pewnego czasu. Zawsze widziałyśmy tę demonstrację jako spotkanie różnych środowisk, którym zależy na polepszeniu sytuacji kobiet w Polsce. Różnorodność oznacza dla nas nie tylko różny wiek, płeć i orientację, ale też różne zawody, sytuację ekonomiczną, czy status społeczny. Trudno nam się zatem zgodzić z Magdaleną Środą, która w wywiadzie dla Wysokich Obcasów mówi, że w tym roku zdecydowałyśmy, że Manifa będzie bardziej kongresowa (tzn. taka jak Kongres Kobiet), bo dopiero Kongres Kobiet wprowadził kobiecą różnorodność. Manify od dawna są różnorodne, ale ta skupiona była przede wszystkim na kwestiach ekonomicznych, podczas gdy Kongres skupił się – przynajmniej na poziomie końcowych postulatów – przede wszystkim na parytetach. I dobrze. Na polskim podwórku jest tyle do zrobienia, że warto zdywersyfikować nasze działania. Starczy miejsca dla wszystkich i jeszcze wiele spraw zostanie do załatwienia.
Co ciekawe na temat relacji między Kongresem Kobiet a Manifą krąży sporo plotek. Może pora więc, by oficjalnie wypowiedziały się i współorganizatorki Manify? Prawda bowiem jest dość prosta, żeby nie powiedzieć banalna. Otóż Kongres Kobiet został zaproszony do maszerowania w Manifie (podobnie jak wiele innych organizacji). Kongres, ze względu na parytety, które były jednym z 14 postulatów Manify 2010, był również reprezentowany przez Magdalenę Środę, obecną skądinąd na platformie manifowej od zawsze. Na tym podobieństwa i powiązania się kończą. Organizatorki Manify nie były organizatorkami Kongresu, i na odwrót, Kongres nie organizował Manify. Postulaty Kongresu i postulaty Manify się różnią. Między innymi tym, w czyim imieniu chcą te dwa feministyczne środowiska występować. Manifa 2010 miała być miejscem, w którym, jako główne i samodzielne podmioty wypowiedzą się związki zawodowe. O przyszłości kobiet w ogóle i ich roli, tak, owszem. Ale przede wszystkim o najgorszych bolączkach kobiet na rynku pracy, o najbardziej palących postulatach i żądaniach. W "Gazetce Manifowej", na konferencji prasowej i z platformy MANIFY 2010 mówiłyśmy o outsourcingu, o problemach mieszkaniowych i eksmisjach, o bezrobociu, o zabezpieczeniach emerytalnych. Dlatego szkoda, że parytety, które są głównym postulatem Kongresu Kobiet i bardzo ważnym również dla nas, w znacznej mierze "pożarły" problemy ekonomiczne, jak niegdyś owce zjadły ludzi. Parytety mogą zmienić w polityce bardzo wiele. Ale to jest projekt, którego pierwsze efekty zobaczymy za kilka, kilkanaście lat. Projekt tyleż istotny, co długofalowy. Manifa miała być tubą dla tych, które mogą tych lat nie przetrwać.
To, że długofalowe parytety "zjadły" palące problemy ekonomiczne kobiet nie jest winą parytetów. Jest winą mediów, które lubią to, co już raz słyszały. I które nie lubią zdecydowanie problemów masowych, społecznych, strukturalnych. Wiodące media w Polsce działają na zasadzie tabloidów. Jednostkowa, sensacyjna, skandaliczna, czy skandalizująca historia zawsze wygra z problemami systemowymi. Pies na krze wygra z pielęgniarkami. Zajawka o dziewczynie, która kłamała, że ją zgwałcono wygra z historycznym momentem, kiedy cztery związki zawodowe i feministki maszerują razem. Z tematami dotyczącymi i dotykającymi kilkudziesięciu procent społeczeństwa. Z wszelkich możliwych haseł i transparentów fotoreporterzy wybiorą transparent z napisem "mam cipkę". Wyrwany z kontekstu, nic nikomu nie mówiący o wielotysięcznym zrywie ponadzwiązkowej solidarności. Cieszyłyśmy się z obecności dziewczyn z Kongresu Kobiet, rozumiejąc ją jako wyraz solidarności z tymi wszystkimi wykluczonymi i walczącymi o przetrwanie i godność kobietami. Szkoda tylko, że znalazły się osoby, które stanęły na koniec przy Sejmie pod platformą i zagłuszały postulaty Manify 2010 okrzykiem "Parytety!! Parytety!!". Trudno wyobrazić sobie sytuację, w której wpadamy na Kongres Kobiet i podczas uroczystego resume stajemy pod sceną krzycząc "aborcja", "aborcja", tym bardziej gdyby wcześniej z tej sceny przemawiał już ktoś na temat prawa do decydowania o własnej ciąży. Mamy nadzieję, że nie było w tym złej woli, a jedynie brak wyczucia tej konkretnej sytuacji. Należy to jednak wyjaśnić, aby wszystkim łatwiej współpracowało się w przyszłości.
Generalnie jednak, problem dotyczy pytania kto i co może publicznie powiedzieć w imieniu "feminizmu" i "feministek". W przypadku Manify problem ten ujawnia się w szczególny sposób z kilku powodów. Po pierwsze, grupa organizująca Manifę zmieniała się w ciągu ostatnich 10 lat, i dziś wiele osób które ją wymyśliło i zainicjowało, nie bierze już czynnego udziału w jej organizacji. Ale często czują się z Manifą związane, a dla mediów i części środowiska feministycznego wciąż pozostają organizatorkami. Tymczasem o głównym temacie Manify, postulatach i treści gazety decyduje wąskie grono osób, dzięki którym to wydarzenie się odbywa i które wykonują całą przyziemną robotę, choć nie mają znanych nazwisk, nie są rozpoznawane w mediach i zwykle nie przypadają im z tego tytułu żadne specjalne konfitury. Osób, które przychodzą na zebrania Porozumienia Kobiet 8 Marca i zasuwają ponad siły (dokładnie tak samo jak zasuwa większość feministek w rozmaitych organizacjach pozarządowych, stowarzyszeniach i nieformalnych grupach).
Tymczasem Manifa nie jest już wydarzeniem niszowym – wbrew temu co napisała Anna Zawadzka na swoim blogu (lewica.pl), na dwie ostatnie Manify przyszło zdecydowanie więcej osób niż trzy czy pięć lat temu. Co więcej, media w coraz większym stopniu interesują się Manifą i coraz częściej w telewizji i prasie pojawiają się sensowne materiały, w których przeczytać można o celach, postulatach i o tym, że w Manifie idą kobiety i mężczyźni, w różnym wieku i z różnych środowisk. W tym roku Manifie towarzyszył też trwający blisko miesiąc festiwal Rewolucje Kobiet, czyli spektakle, wystawy, pokazy filmowe, debaty i warsztaty. Uczestniczyły w nim setki osób – niekoniecznie te same, które uczestniczyły w Manifie. To prawda, że feminizm w Polsce nie ma wielkich sukcesów w postaci konkretnych rozwiązań systemowych, podobnie jak pełnego sukcesu nie osiągnęły alimenciary, pielęgniarki czy inne grupy zawodowe. Jednak nie można sytuacji skwitować stwierdzeniem, że nic się nie zmieniło.
A czy Manifa osiągnęła sukces?. Dla nas Manifa jest przede wszystkim wielką feministyczną tubą, sposobem na to, by mówić o problemach kobiet w Polsce w mediach, sposobem na zmianę świadomości i poszerzenie pola widzenia. W tym sensie fakt, że mimo obecności na platformie tak znanej osoby, jak Jolanta Kwaśniewska w mediach, pojawiły się w ogóle przywódczynie takich związków zawodowych jak Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych, Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych (OPZZ), Związek Nauczycielstwa Polskiego (ZNP) i WZZ "Sierpień 80" w Tesco, jest ogromnym sukcesem. Fakt, że kwestia dyskryminacji kobiet już nie jest kwestionowana w mediach, to realny sukces. I wreszcie fakt, że na pytanie "Czy postulaty feminizmu są słuszne" zadane telewidzom w sondzie którą przeprowadziła telewizja TVN podczas programu "Uwaga" 8 marca, 73 % odpowiedziało TAK, to jest realny sukces. Tym bardziej, że za SMS-y trzeba było zapłacić ;) To potwierdzenie tezy, że coś się jednak zmienia.
Wracając do Manify – jako duże, odnotowywane w mediach wydarzenie jest pod coraz dokładniejszą lupą środowiska. Jako współorganizatorki Manify przyjmiemy krytykę, może nie z entuzjazmem, ale ze zrozumieniem. Chciałybyśmy jednak powiedzieć jasno – Manifa nie pretenduje do reprezentowania całego feminizmu, czy wszystkich bez wyjątku kobiet. Reprezentujemy bardzo określoną grupę i wybrane – zmieniające się z roku na rok – postulaty. To również dla tych postulatów ludzie co roku chodzą na Manify. Co więcej, Porozumienie nie jest grupą zamkniętą – jeśli ktoś chce mieć wpływ na kształt Manify może się włączyć w jej organizację. Legitymacją są nie nazwiska, wiek czy ilość wydrukowanych tekstów, tylko ilość pracy, którą wkładamy w to, aby Manifa się odbyła. Nie chodzi tu o emocjonalny szantaż ilością wykonywanej pracy, ale o jasny komunikat – jeśli chcesz mieć wpływ na to jaka jest Manifa, musisz ją robić, musisz włożyć ogromną ilość wysiłku, pracy i czasu. Podobnie jest z każdym wydarzeniem, z pracą w każdej grupie czy organizacji.
Uważamy też, że w Polsce jest miejsce i zapotrzebowanie i na Kongres Kobiet, i na grupy walczące głównie o zmianę prawa w kwestii aborcji, i na feminizm upominający się o prawa najbardziej ekonomicznie pokrzywdzonych kobiet, i na wiele jeszcze środowisk i grup reprezentujących konkretne postulaty i akcentujących wybrane problemy kobiet. Nie musimy mówić wszystkie na raz o tym samym, jednym zgodnym głosem. I to – paradoksalnie – najlepiej świadczy o tym, że feminizm w Polsce urósł w siłę.
Julia Kubisa
Elżbieta Korolczuk
Katarzyna Bratkowska
Autorki są działaczkami Porozumienia Kobiet 8 Marca.