Jarosław Pietrzak: Krewetki w Soweto

[2010-06-22 01:08:40]

Autor tekstów stale publikowanych w najbardziej "intelektualnym" miesięczniku filmowym w Polsce tak oto podsumował sens i powody ogromnego powodzenia "Dystryktu 9", dzieła trzydziestoletniego debiutanta z Afryki Południowej Neilla Blomkampa:
[...] film Blomkampa jest najbardziej dosadną w dziejach kina metaforą apartheidu. Bolesną wszak segregację rasową wobec kosmitów akceptują ci, którzy sami potrafili znieść jej jarzmo – czarna większość Republiki Południowej Afryki. Ale nakreślona przez Blomkampa metafora idzie dalej: jeśli przyczyną odizolowania Obcych od ludzi jest strach przed nieznanym, to również południowoafrykański apartheid był wynikiem strachu białej rasy przed nieznaną czarną siłą. Powód do dumy dla Czarnych, ale i głębszej refleksji dla wszystkich.[1]

Strach przed nieznanym?


Takie sposoby "wyjaśniania" i interpretowania rasizmu są właśnie rasizmem w takim samym stopniu, jak racje stojące za wprowadzeniem apartheidu. Czy np. tzw. commerce triangulaire wziął się ze "strachu przed nieznanym", czy może raczej ze stosunków produkcji, które potrzebowały darmowej, pozbawionej praw siły roboczej, którą można było bezkarnie i bez ograniczeń eksploatować? "Czarna siła" jest fantazmatem nieodłącznie wpisanym w porządek ideologii rasistowskiej, podsycającym strach przed tymi, których się krzywdzi i wyzyskuje, ma powstrzymać co wrażliwsze wśród uprzywilejowanych jednostki przed nierozważnymi gestami traktowania "Czarnych" jak ludzi. Wbrew temu, co się wydaje krytykowi z szacownego pisma, apartheid nie wziął się ze strachu przed tym, co nieznane. Miażdżącą większość w Południowej Afryce stanowi ludność czarnoskóra, biali są mniejszością, która przybyła dość niedawno na okrętach kolonizatorów. Gdyby "strach przed nieznanym" miał jakiekolwiek znaczenie, to raczej zepchnąłby białych na pozycję dyskryminowanych. Strach przed pozbawioną praw i eksploatowaną ludnością czarnoskórą (de facto strach przed potencjalnym wybuchem jej gniewu, strach przed jej zemstą) był skutkiem a nie przyczyną.

Tego rodzaju "rozważania" to kolejny przykład wręcz fascynującego fenomenu bezradności intelektualnej mainstreamu polskiej krytyki filmowej wobec krytycznego kina politycznego. Nawet jeśli nie odrzuca takiego filmu z góry (zwykle dlatego, że niezbyt go zrozumiała), po omacku usiłuje go przełożyć na język naiwnego humanizmu, uzbrojony np. w surogaty kategorii pseudopsychoanalitycznych. "Dystrykt 9" to kolejny film znacznie lepszy niż jego polskie recenzje.




Współczesna przyszłość


Przypomnijmy dla porządku, o czym opowiada film Blomkampa. Nad Johannesburgiem zawisł okręt międzygalaktyczny przybyszów z nieznanej planety. Specjalnym jednostkom wojskowym i policyjnym udało się tam dostać i wydobyć ze środka rzesze uwięzionych na statku, wygłodzonych kosmitów. Zostali umieszczeni w wydzielonym, odgrodzonym drutami obozie baraków na obrzeżach największego miasta RPA. Poznajemy te wydarzenia w stylizowanych na telewizyjne archiwalia retrospekcjach. Główna perspektywa czasowa filmu obejmuje epokę dwadzieścia lat później. Populacja tajemniczych przybyszów pozostaje nierozwiązanym problemem. Ich slums się przeludnia, jest ich tam już 1,8 miliona. W mieście podlegają bezwzględnej rasistowskiej dyskryminacji, w kwestiach aprowizacyjnych zdani są na czarny rynek i gangi. Władze przygotowują – wspomaganą potężną akcją propagandową – operację ich wysiedlenia do miejsc z jeszcze gorszymi warunkami, z dala od miasta, żeby nie psuli widoku i samopoczucia miejscowym. Tymczasem rozwinął się też dyskurs strukturalnie identyczny z rasizmem nazywający ich pogardliwie i z obrzydzeniem "krewetkami". Miał on zapewne swój udział w moralnym znieczuleniu, koniecznym, by przeprowadzać na nich obrzydliwe eksperymenty i badania "medyczne". Wysiedleniem kieruje tajemnicza (i wszechobecna) instytucja MNU, która dowództwo powierza głównemu bohaterowi Wikusowi Van De Merwe (Shalto Copley).

W swoim arcyciekawym eseju "Hegel i niemożliwość przyszłości w kinie science fiction"[2] Todd McGowan przekłada dialektykę Heglowskiego odczytania Kanta na wspomniany gatunek filmowy. Widzi w nim przede wszystkim wehikuł wydobywający na powierzchnię, bezpośrednio przed nasze oczy, nie tyle możliwą przyszłość (czego wbrew pozorom kino sci-fi raczej nie czyni), co obnażone ostateczne etyczne konsekwencje ideologii teraźniejszości. Zamiast jednak koncentrować się na jej segmentach dominujących (czym zajmuje się np. thriller), eksploruje wątki pograniczne, nowe, dopiero się wyłaniające, które często sprawiają wrażenie, że stawiają opór ideologii, czy też znajdują się poza nią. Zdaniem McGowana widowisko science fiction ma wykazać funkcjonalność tych "ideologii obrzeży" względem ideologii dominującej, domykają one panujący porządek ideologiczny[3].

McGowan przywołuje przykład filmu "Wyspa" ("The Island", reż. Michael Bay, 2005), który obnaża polityczną ekonomię alternatywnych, zdrowych stylów życia, dbania o zdrowie i chronienia własnego ciała przed zagrożeniami wynikającymi z niekontrolowanego i niszczycielskiego rozwoju przemysłu. Takie "alternatywne style życia" lubią postrzegać siebie jako ośrodki oporu wobec logiki narzucanej podmiotom przez wymagania kapitalistycznych stosunków produkcji i konsumpcji. "Wyspa" ujawnia jednak, że
ideał czystego ciała w istocie służy współczesnemu indeksowi ideologicznej kontroli. [...] "Wyspa" pokazuje, jak ideologia czystego ciała przekształca owo ciało w towar ostateczny. Nawet jeśli nikt nie zbiera organów konsumentów lokalnej żywności biologicznej, pierwszeństwo, jakie w swoim myśleniu przyznają oni zdrowiu swojego ciała, przygotowuje ich do stopniowej redukcji wolności obywatelskich urządzanej w imię bezpieczeństwa ich ciał[3].

Blomkamp twórczo i pomysłowo przepuszcza te właściwości science-fiction przez postmodernistyczne rozumienie formy, czego pierwszym efektem jest tematyzacja samego science fiction jako medium sondującego ideologie teraźniejszości. Film zaczyna się jak telewizyjny dokument, jego wstawki "archiwalne" wyglądają jak stare materiały telewizyjne, logicznie rzecz ujmując film jednak musi rozgrywać się w przyszłości, bo apartheid już zniesiono. Jak daleka to przyszłość, trudno orzec – nie poznajemy żadnych konkretów; od zawieszenia się statku nad Johannesburgiem minęły już dwie dekady, ale nie widać w świecie przedstawionym oznak postępu technologicznego, o społecznym nie wspominając (jest za to negatyw tego ostatniego: rola, jaką pełni MNU, o czym będzie później). To wszystko odzwierciedla problem, który schizofreniczna kultura ponowoczesna (oparta na przeroście percepcji czasu teraźniejszego) ma z szerszą perspektywą czasową i szerszymi społecznymi i historycznymi łańcuchami przyczynowo-skutkowymi[4]. Kłopot sprawia jej cichaczem pogrzebana idea Postępu. "Dystrykt 9" zdaje się mówić: "to nie jest film o przyszłości i kosmitach, to jest film o współczesności". Co więcej, w przeciwieństwie do większości tekstów postmodernistycznych, Blomkamp puszcza do widza oko i ironizuje nie po to, by szmuglować treści konserwatywne i zgodę na status quo, a po to, by przemycić treści krytyczne.

Obozy i "nagie życie"


Film Blomkampa bada nową ideologię (wschodzącą "na obrzeżach" w niemal ścisłym sensie tego słowa) "czyszczenia" przestrzeni miejskiej i strachu przed inwazją głodnych Obcych, przedstawianych jako zagrożenie przychodzące spoza racjonalnego porządku kultury, szturmujące "naszą" przestrzeń życia. Ideologia ta żąda wznoszenia murów i ogrodzeń z drutu kolczastego, wymaga zamykania Obcych w obozach. Ukryci pod pogardliwym, odbierającym im podmiotowość pseudonimem "krewetek", mieszkańcy Dystryktu 9 są figurą Agambenowskiego "nagiego życia", wszystkich tych, którym odmówiono wszelkich praw, zostawiając (jeszcze) jedynie pozbawione praw życie w stanie surowym. Palestyńczycy odgrodzeni murem od swoich miejsc pracy czy zamknięci w potrzasku bombardowanej Gazy, uchodźcy zamykani w obozach na pograniczu hiszpańskich enklaw w północnym Maroku i w obozach północnej Francji, więźniowie Guantanamo czy Abu Ghraib, a także ci wszyscy, których przechwyci Frontex założony w Warszawie dla obrony Twierdzy Europa przed imigrantami. "Krewetki" z Soweto są Homo sacer. Apartheid nie został obalony – zniesiony formalnie w swojej ojczyźnie, rządzi realnie na skalę planety. Jego niepowodzenie w granicach jednego kraju otworzyło przed nim wrota do kariery międzynarodowej.

Dyskurs demonizujący imigrantów dopływajacych do wybrzeży Europy nie pyta o powody, jakie ich "do nas" sprowadziły. Także zohydzający dyskurs o "krewetkach" nie interesuje się specjalnie przyczynami ich migracji. Jeden z indagowanych naukowców rozważał jedynie katastrofę większego okrętu, od którego ten się odczepił. Smutne słowa Obcego do jego malutkiego syna, że niestety powrót na ich planetę nie jest obecnie możliwy, oznaczać mogą nie tylko awarię pojazdu kosmicznego, lecz także sytuację polityczną czy ekonomiczną w miejscu ich pochodzenia.

U Blomkampa ideologia obrony przed Obcymi spotyka się z ideologią "oczyszczania" przestrzeni miejskich z "niepożądanego elementu". Jak już wspomniałem, określenie Obcych mianem "krewetek" buduje dystans oraz odruchy obrzydzenia i pogardy, które utrudniają rozpoznanie w nich istot myślących i czujących tak samo jak ludzie. Buduje podziały, które z jednej strony traktowane są jako nieprzekraczalne granice natury biologicznej oparte li tylko na tym "kto się kim urodził". Z drugiej – jak każda rasistowska interpelacja podmiotu – podminowuje te podziały nieusuwalnym komponentem strachu i niepewności: lęku, że mimo urodzenia można nie sprostać narzucanym przez własną rasę standardom i zostać zdegradowanym do niższej kategorii (to właśnie spotka Wikusa i uruchomi masową, manipulowaną z góry histerię po jego stronie "rasowej" barykady).

Wątek czarnego rynku puszek z jedzeniem dla kotów, który kwitnie w slumsie Obcych, generując kulturę gangów nigeryjskich (które pragną posiąść moc władania ich bronią), łączy kilka problemów. Strategie przetrwania Obcych wymuszone niezawinioną beznadzieją społeczno-ekonomiczną zostają następnie ideologicznie przetworzone na argumenty dyskursu pogardy, dowody niższości i obrzydliwości "nie-ludzi". Warunki ekonomiczne panujące w wykluczonych z formalnej gospodarki afrykańskich peryferiach budują natomiast stosunki neofeudalne (znane choćby z książek Mike’a Davisa) i zmuszają ludzi do szukania ratunku w magii i kultach prymitywnych[6]. Nie niszczą kapitalizmu, choć różnią się od niego ostentacyjną irracjonalnością – domykają go, zagospodarowując rozpacz tych, których kapitalistyczna racjonalność wypchnęła na margines. (Dzięki temu będą niewyczerpaną globalną siłą roboczą). Zarządzanie "nagim życiem" za drutami ogradzającymi Dystrykt 9 łączy się z polityką ingerencji w ciała własnej społeczności (badania nad możliwością przejęcia broni Obcych, kompatybilnej z ich DNA, której z tego powodu nie mogą obsługiwać ludzie).

Przenikliwości młodego filmowca nie umyka i to, że w stosunku do swoich najbardziej pokrzywdzonych ofiar ideologia nie rezygnuje z jurydycznej fikcji podmiotu odpowiedzialnego za swój los. Wikus ze swoimi ludźmi wymusza na mieszkańcach Dystryktu 9 podpisy pod formalną zgodą na przesiedlenie. Na opornych ma haki.

Niebezpieczeństwo paranoi


McGowan trafnie zauważa, że choć kino science fiction znajduje się na "radykalnej krawędzi" głównonurtowego, popularnego kina gatunków, nie należy jednak przeceniać jego zdolności krytycznych. Wpisane jest w nie bowiem "niebezpieczeństwo paranoi", czy nawet interpretacja świata właściwa podmiotowi paranoicznemu.
Idealna postać nieobciążonego brakiem Innego [non-lacking Other] dostarcza klucza do funkcjonowania paranoi. Paranoja przyjmuje postawę sceptycyzmu w stosunku do ideologii, ale postawa ta zatrzymuje się na Innym Innego [the Other of the Other]. W ten sposób, z powodu inwestycji w paranoję jako tryb przedstawiania, zdolność kina science fiction do ujawniania pracy ideologii dociera do swojej granicy: jego brak zaufania do ideologii (wielkiego Innego) nie rozciąga się na Innego Innego, ukrytego agenta, podmiot odpowiedzialny za działanie ideologii. Problem z paranoją – i tym samym problem zarówno z Kantowską moralnością, jak i z science fiction – to wiara w nieobciążonego brakiem Innego Innego, który autoryzuje strukturę ideologii. Wiara w tę figurę – i w jej całościowość – działa jak bariera, która czyni podmiot paranoiczny (i widzów filmów science fiction) ślepym na prawdę jego własnej aktywności [w ramach ideologii – przyp. J.P.].[7]

Właściwe paranoi (i kinu science fiction) rozumienie rzeczywistości zakłada istnienie jakiegoś potężnego "władcy", który "za tym wszystkim" stoi, pociąga za sznurki i sam jest wolny od mistyfikacyjnej władzy. Daje to jednocześnie podmiotowi paranoicznemu komfort, że nie przyczynia się do trwania, reprodukcji i rozwoju ideologii. W filmie Wyspa w pełni samowiednym (a więc "nieobciążonym brakiem") Innym Innego jest wszechmocny dyrektor przedsiębiorstwa ubezpieczeniowego, uzyskującego dla ubezpieczonych zastępcze organy z ciał ludzi pochodzących z klonowania klientów. On to wszystko wymyślił, trzyma w garści i zarabia na tym fortunę.

Wydaje się, że przedsięwzięte przez Blomkampa zadanie przepracowania formuły science fiction i pociągnięcia jej kilka kroków dalej pozwoliło mu na przekroczenie tego największego strukturalnego ograniczenia gatunku. Wpisuje ideologie i wynikające z nich ekscesy władzy w strukturę ekonomiczną, której reprodukowaniu służą. Docieramy tu do wszechobecnej w filmowym Johannesburgu MNU – Multi National United, która stanowi coś w rodzaju zrośniętych sił państwa i skoncentrowanego kapitału w stadium monopolistycznym. W jednej z niby-dokumentalnych "setek" ktoś mówi "MNU lub inny rząd". Widzimy jednak, że nie mamy tu do czynienia z rządem w tradycyjnym sensie tego słowa. Nie odnosi się tylko do państwa, nie powołuje się nigdy na prawo, a logo tej organizacji pojawia się wszędzie, nie tylko na samochodach opancerzonych, ale także na wyglądających na korporacyjne biurowcach.

Niedopowiedziany do końca status MNU czyni ją czymś w rodzaju figury kapitalizmu (albo nawet samego Kapitału) epoki globalnych monopoli złączonych w jeden organizm z aparatem państwa. MNU pilnuje slumsu w Dystrykcie 9, prowadzi operację przesiedlenia, jak również nieetyczne badania na ciałach Obcych, toteż sprawowanie władzy poprzez zamykanie coraz to nowych ludzi za murami i w obozach okazuje się drugim biegunem tego samego procesu reprodukcji systemu opartego na monopolistycznej koncentracji kapitału. Kiedy Apartheid był ustrojem jednego kraju, miał na celu obronę kapitalistycznych stosunków własności w warunkach peryferyjnego państwa. Jego współczesny globalny eksport wiąże się z rozprzestrzenianiem struktury skrajnych nierówności i monopolistyczną fazą akumulacji kapitału na skalę planety.

McGowan przestrzega również i przed tym, że "nieobciążonym brakiem Innym Innego" nie musi być osoba, może nim być "ucieleśniająca etos i ideologię kapitalizmu" korporacja. Za przykład mogą służyć filmy "RoboCop" Paula Verhoevena (1987) czy "Alien" Ridleya Scotta (1979)[8]. "Dystrykt 9" wydaje się jednak z sukcesem przekraczać tę barierę. MNU i wcielony weń Kapitał wydaje się raczej znakiem struktury, która wszystko porządkuje, tworzy antagonizm i nim zarządza, niż Osobą (choćby zbiorową czy prawną), która znajduje się poza ideologią i w pełni świadomie zza kulis pociąga za sznurki. Dlatego MNU jest tu wszędzie (pod postacią swojego logo) i jednocześnie nie wiadomo, czym właściwie jest (kapitału nikt nigdy nie widział, ani go nie spotkał, jak powiada Jameson[9]). Więźniami ideologii są wszyscy i każdy ją w swoim zakresie uskutecznia – od zajmujących się problemem Obcych naukowców miejscowego uniwersytetu, przez funkcjonariuszy reprodukujących dyskurs zagrożenia mediów, po wznoszącą wrogie okrzyki biedotę na przedmieściach.

Paranoiczna interpretacja rzeczywistości potrzebuje przeciwwagi dla nieobciążonego brakiem Innego Innego, który trzyma wszystko pod kontrolą. Stanowi ją równie nieobciążony brakiem, idealny podmiot, który odkrywa mistyfikację Innego Innego (jak Neo czyli "One", "Jedyny" w "Matriksie"). Jest on gwarancją komfortu podmiotu paranoicznego (i widza science fiction): w przeciwieństwie do reszty – on wie, "jak to jest naprawdę". Wikus tymczasem jest najpierw gorliwym egzekutorem panującej ideologii (od początku wie, że Obcy zostaną przesiedleni do jeszcze gorszych warunków, ale tak trzeba, żeby oczyścić miasto). Dopiero utrata własnej pozycji w obrębie uprzywilejowanych i fundamentalny brak wykluczający go z rasy "lepszych" (jego ciało zaczyna się upodabniać do Obcych), zmusza go do zmiany swoich przekonań, co nie przychodzi mu bezboleśnie ani łatwo. Sceptycyzm jest tu więc konsekwencją braku, a tym samym przekracza paranoiczną strukturę pola widzenia czystego gatunkowo science fiction.

Żaden problem nie znajdzie rozwiązania w finale. Populacja Dystryktu 9 powiększy się wkrótce o jedną trzecią; MNU nie przestanie sprawować nieograniczonej władzy, a próby podważenia jej interesów (choćby przez wskazanie łamania przez nią prawa) spotkają się z surowymi represjami; społeczeństwo nadal tkwić będzie w kłamstwach, przemilczeniach, itd. Wikus nie jest taki jak bohater Ewana MgGegora w "Wyspie", nie może uwolnić wszystkich swoich obciążonych brakiem (niewiedzą o przeznaczeniu ich ciał) towarzyszy. Nie jest też bohaterem Ethana Hawka w "Gattace", któremu by się udało uratować własną skórę. Tak jak za ideologią nie stoi wszechmocny Inny Innego, tak wyzwolenia nie przyniesie idealny podmiot nieobciążony brakiem – dopóki nienaruszone pozostanie samo Realne społecznego antagonizmu. Konieczny jest czyn prawdziwie polityczny.

Przypisy
[1] Konrad J. Zarębski, "Kosmiczny apartheid", "Kino" nr 10/2009, s. 37, cyt. za wersją online.
[2] Todd McGowan, "Hegel and the Impossibility of the Future in Science Fiction Cinema", "Film-Philosophy", t. 13, nr. 1, s. 16-37. http://www.film-philosophy.com/2009v13n1/mcgowan.pdf, online.
[3] Tamże, s. 25-28.
[4] Zob. Frederic Jameson, "Postmodernizm i społeczeństwo konsumpcyjne", przeł. P. Czapliński [w:] "Postmodernizm. Antologia przekładów", red. R. Nycz, Kraków 1998, s. 190-213.
[5] Tamże, s. 27.
[6] Mike Davis, "Planeta slumsów", przeł. Katarzyna Bielińska, Warszawa 2009. zob. np. podrozdział o "małych czarownicach z Kinszasy" (s. 264-275).
[7] T. McGowan, dz. cyt., s. 30.
[8] Tamże, s. 30, przyp. 13.
[9] F. Jameson, "Mapowanie poznawcze", przeł. Bartosz Kuźniarz, "Krytyka Polityczna", nr 16/17, s. 238.

Jarosław Pietrzak


Tekst ukazał się w piśmie "Bez Dogmatu".

drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku