Znów pojawiają się obrazy rozruchów głodowych, które - jak się wydawało - na zawsze odłożyliśmy do lamusa (złych) wspomnień. 1 i 2 września wybuchły one w Mozambiku. Konferencja Narodów Zjednoczonych do spraw Handlu i Rozwoju sprowadziła ocenę sytuacji do eufemizmu: "W wielu krajach rozwijających się bezpieczeństwo żywnościowe pozostaje palącym problemem"[2].
Czynniki naturalne pogłębiają nierównowagę. Gwałtowny monsun w Indiach i powodzie w Pakistanie spustoszyły zbiory ryżu i herbaty, których notowania wzrosły w ciągu paru miesięcy o ponad jedną trzecią. Pożary unicestwiły pola pszenicy w Rosji zmniejszając zbiory i uniemożliwiając zasiewy, co będzie skutkowało w przyszłym sezonie.
Obecna klęska głodu niewiele zawdzięcza jednak przyrodzie, a wiele - spekulacji. Fundusze inwestycyjne dysponujące ogromnymi płynnościami oferowanymi bezpłatnie (lub prawie bezpłatnie) przez banki centralne zajęły się surowcami. O ile dawniej uczniowie czarnoksiężników finansjery stawiali na nieruchomości, o tyle teraz stawiają na produkty podstawowe (metale nieżelazne) i surowce rolnicze.
W połowie września jeden ze słynnych londyńskich funduszów hedgingowych, Amajaro, zakupił równowartość jednej czwartej europejskich zapasów kakao. Kilka dni później cena tony kakao pobiła wszelkie dotychczasowe rekordy. Podobnie jest z pszenicą, ryżem, soją...
Wywołało to poruszenie wśród przywódców europejskich. Niektórzy zaczęli przebąkiwać nawet o potrzebie regulacji. Muzyczkę tę słyszeliśmy już podczas kryzysu kredytów subprime - i nic się nie zmieniło. Co więcej, nieliczne reguły (zwane Bazylea III) wprowadzone po to, aby ograniczyć apetyty spekulacyjne banków, budzą zachwyt… finansjery. W Wall Street Journal, który zna się na tym, czytamy czarno na białym: "Wydaje się, że inwestorzy bankowi kochają Bazyleę III"[3]. Będą więc podążać od lokaty do lokaty.
Dla krajów rozwijających się skutki są tym gorsze, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy skłoniły je do przestawienia się na rynki zagraniczne i rezygnacji z miejscowych upraw. Wspomniana Konferencja Narodów Zjednoczonych przyznaje teraz półgębkiem, że "strategia trwałego wzrostu wymaga zwrócenia większej uwagi na popyt wewnętrzny" i wzywa do "rewizji paradygmatu rozwoju napędzanego przez eksport"[4]. Lepiej później niż wcale. Szkoda tylko, że ogranicza się to do inkantacji, które mogą być pożywką złudzeń, ale na pewno nie wyżywią planety.
Przypisy:
[1] R.B. Zoellick, "C’est la croissance qui éradiquera la pauvreté", "Le Monde", 16 września 2010 r.
[2] UNCTAD, Trade and Development Report 2010, Genewa, 14 września 2010 r.
[3] M. Cockery, "Basel III: And the Biggest Winners Are...", "The Wall Street Journal", 13 września 2010 r.
[4] UNCTAD, op. cit.
Martine Boulard
tłumaczenie: Zbigniew Marcin Kowalewski
Tekst ukazał się w miesięczniku "Le Monde Diplomatique - edycja polska".