Robert Wyatt, muzyka oporu i Palestyńczycy
Robert Wyatt - legenda i ikona brytyjskiej muzyki - gorąco wspiera Palestynę. Kilka dni temu przyjechał do Londynu, aby promować nową płytę "For The Ghosts Within| (Wyatt/Stephen/Atzmon, Domino Records), którą nagraliśmy wraz ze skrzypkiem Rosem Stephen’em. Żywo rozmawialiśmy o Palestynie, muzyce, oporze kulturowym oraz o wadze zbliżającego się Jazza Festival.
Dla Roberta Wyatta muzyka jest tam, gdzie "ludzie są sobie przedstawiani"; mówi, że "Ludzie grali sobie nawzajem muzykę na długo przed tym, kiedy podzielili się pod względem politycznym i społecznym". Muzycy mogą wyprzedzać zmiany.
"Na głębokim południu białe dzieci słuchały Czarnych stacji radiowych a Czarne [oryginalna pisownia - przyp tłum.] dzieci słuchały country na długo przed tym, kiedy mogły one przebywać w tej samej przestrzeni lub nawet spotkać się". Muzyka ma tę niezwykłą zdolność do przekraczania podziałów, do łączenia ludzi, wprowadzania harmonii, ale - z jakiegoś powodu - niezbyt wielu muzyków jest na tyle odważnych, aby skoczyć na głęboką wodę. Niewielu muzyków celebruje możliwość wprowadzania zmian.
W 2003 roku Robert zaprosił mnie do studia. Nagrywał wtedy płytę "Cuckooland". Miał wtedy w głowie instrumentalną wersję melodii "Nizar Zreik", w zamyśle śpiewaną przez palestyńską piosenkarkę Amal Murkus. Tego dnia spędziłem z moim klarnetem kilka frustrujących godzin w studio, próbując naśladować ekspresję Amal, jej brzmienie, jej własne uchwycenie mikro-tonalności, kolor oraz dynamikę.Kilka miesięcy później, kiedy wyszła "Cuckooland", zdałem sobie sprawę, że tamtego popołudnia w studio w jakiś sposób podjąłem próbę przekroczenia pewnych granic. Próba złączenia przez Roberta byłej Izraelki z palestyńską kompozycją rzeczywiście zakończyła się sukcesem. Od tamtego czasu współpracuję z Robertem. Tego roku nagraliśmy nową płytę.
Robert Wyatt to legenda, brytyjska ikona muzyczna. Latami kształtował swój własny język, stworzył nowe i oryginalne brzmienie. Jest niezwykłym rzemieślnikiem, który wpłynął na pokolenia muzyków na całym świecie. Jego techniki twórcze są zupełnie unikalne; zaczyna od zgrzytu i buduje warstwę za warstwą muzyczną stosując czasem zupełnie podstawowe techniki. Stara się łączyć cegiełki zaprawą liryczności, połamane melodie, głos, drganie perkusji i humor w klarowną muzyczną narrację, która zawsze brzmi niepowtarzalnie. Jego muzyka jest świeża i niezwykła, ale zarazem prosta i przejrzysta. W muzyce i myśli Roberta można zawsze jakoś uchwycić logiczną całość. Jestem szczęściarzem, że mogłem być w pobliżu i być świadkiem przekształcania notatek w utwory, słów w wiersze, ideologii w odpowiedzialność, miłości w piękno, a piękna w sens. Ale, co ważniejsze, miałem szansę wymienić myśli z człowiekiem. W ostatnim tygodniu miałem cenną okazję dyskutować z nim o muzyce, Palestynie, Izraelu, oporze kulturowym, polityce, lewicy i współczuciu.
"Dla muzyków, którzy wspierają cierpiących od dawna Palestyńczyków milczenie nie stanowi żadnej opcji" - mówi. Pomimo popularności Roberta w Izraelu, nie krępuje się on mówić światu o tym, co sądzi na temat polityki tego kraju. Przez tak wiele dekad "lud Palestyny był poddawany nie tylko upokorzeniu, ale i dostarczał sadystycznej rozkoszy z samego ich niszczenia". Ale Izraelczycy przegrali, kontynuuje, ponieważ Palestyńczycy są prężni. "Kolonizowani są zawsze prężniejsi, niż się wydaje kolonizatorom".
Nie jest tajemnicą, że wsparcie sprawy Palestyńskiej stoi na skraju przechylenia się w masowy ruch, fala wyraźnie zmieniła się w ostatnich latach, i tutaj znowu, krytykując Izrael, Robert stara się podtrzymywać swoje uniwersalne, współczujące nastawienie. Chce widzieć zmianę, wierzy także, że taka zmiana jest osiągalna. Z jego dobrze znanym, ciepłym "śmiechem Świętego Mikołaja", pyta Izraelczyków: "Czego się boicie? Ci Palestyńczycy to tylko inni ludzie, tak, jak wy".
Tak proste stanowisko podsumowuje wizję świata Roberta. Na planecie Wyatta prawie wszystko jest magicznie proste, ale jednocześnie głębokie i współczujące. "Moja polityka jest prosta", mówi, "Jestem antyrasistą". "Myśl" - kontynuuje - "że jedni ludzie są niżsi jest po prostu głupia". My, twierdzi, "jesteśmy różni, lecz równi". Takie z pozoru proste stwierdzenie przenosi polityczną debatę w dyskurs etyki i uniwersalizmu. Powinniśmy czcić nasze różnice, oto właściwe znaczenie równości, które powinno zatrzymać nas przed robieniem tego czyimś kosztem. Robert jest jazzmanem; jest to raczej niespodziewane, że muzyk jazzowy oferuje tak głęboki, ale i elementarny pogląd poznawczy. Jazz delektuje się naszymi różnicami, ale tęskni też za równością. W latach 60. artyści jazzowi sytuowali się w czołówce ruchów praw człowieka. To naturalne następstwo, że artyści jazzowi powinni wspomagać walkę o lepszy świat.
Robert wierzy we "władzę ludzi" przeciwstawioną politykom. Nasi wybrani politycy zawodzą w obronie czystej sprawiedliwości, mówi. "To upokarzające dla nas jako obywateli, żeby mieć tak tchórzliwe moralnie rządy". Ale znowu, "pomimo, że politycy nie mogą zainicjować rzeczywistej zmiany, odpowiedzą na zmiany, kiedy te zajdą wśród ludzi". Palestyna to dobry tego przykład. Jesteśmy obecnie świadkami szybkiej ekspansji powszechnego wsparcia Palestyńczyków i ich praw. Robert sugeruje, że wydaje się, jakby wszyscy kolektywnie zdecydowali się na "wyjście z szafy". Ten ruch nie może być wyjaśniony w terminach politycznych, ponieważ polityczny establishment nie ma z nim nic wspólnego. Myślę, że Robert ma tu słuszność. Wyłaniająca się w głównym nurcie solidarność z Palestyną powinna być postrzegana jako następstwo ogólnego pragnienia sprawiedliwości, jako wybuch zbiorowej etycznej intuicji.
Rozmawiałem z Robertem o strachu. Zasugerowałem mu, że "wojna z terrorem" może być ujęta jako wojna z terrorem w niej samej: terror spowodowany przez strach, który zawisa pomiędzy nami. Jesteśmy dręczeni przez myśl, że inni są tak mściwi, jak my - lub mogą być. Robert poprowadził tę myśl dalej i zasugerował, że rodzaje strachu, które wykrywa w naszych umysłach to w największej mierze "zagrożenia demokracji" oraz "strach przed prawdą". "Zagrożenie demokracji" może być rozumiane jako zwykła panika przed byciem w mniejszości. Strach przed prawdą jest oczywiście napędzany przez męczącą myśl, że nasze kłamstwa mogą zostać odkryte. Taki wgląd pomaga nam zrozumieć Izrael i jego nieustające, bezlitosne wysiłki przeciwko tamtejszej miejscowej ludności palestyńskiej. Tłumaczy to także niechęć Izraela do współpracy z różnymi międzynarodowymi misjami ustalającymi fakty. Ale Izrael nie jest sam. Zagrożenie demokracji i prawdy jest także dokładną diagnozą dylematów dręczących brytyjską politykę. Obsesja Wielkiej Brytanii dotycząca imigracji w dużej mierze odzwierciedla strach przed byciem w mniejszości. Co więcej, nieustająca instytucjonalna porażka Brytyjczyków, by sumiennie zająć się wydarzeniami i osobami, które przywiodły nas do wojny w Iraku, wskazuje na nasz wewnętrzny strach przed prawdą.
Zapytałem Roberta o jego korzenie. Zastanawiałem się, czy bał się on bycia "w mniejszości". "Jestem Anglikiem - tak właśnie, oto, co wychodzi z moich ust. Nie jestem jednak zastygłym stawem kultury, wyszedłem ze stawu do rzeki, która składa się z setek stawów i dużo świeżego powietrza dostaje się do środka. Oto miejsce, przeznaczone do bycia, jedyne miejsce dla mnie". Doskonale rozumiem do czego odnosi się Robert. Moja własna droga jest również ekspedycją ze stawu do rzeki oraz stąd prosto do morza. Jednakże, nie zamierzam zawrócić. Morze to jedyne miejsce dla mnie.
Zostało powiedziane wcześniej, że raczej artyści, niż politycy są po to, by zapewnić nam wizję lepszego świata. Kiedy słuchałem Roberta śpiewającego What a wonderful world I could easily touch the blue for me and you, muszę przyznać, że, wbrew temu co się mówi, to jest naprawdę wspaniały świat.
Gilad Atzmon
tłumaczenie: Artur Maroń
Gilad Atzmon jest pisarzem i muzykiem jazzowym, mieszka w Londynie. Jest autorem kilku książek. Jego ostatnia płyta to "In Loving Memory of America".
Tekst ukazał się na stronie Palestine Chronicle. Dziękujemy redakcji za zgodę na przedruk.