Maciej Szatyłowicz: Ameryka Łacińska, Chávez, neoliberalizm

[2010-11-12 17:18:49]

W artykule "Realizm zwycięża magię" opublikowanym 7 sierpnia 2010 w tygodniku "Polityka" Artur Domosławski nakreślił obraz współczesnej Ameryki Łacińskiej jako tygla, w którym "wrze i kipi polityczna energia". Ruchowi i zmianom podlega życie społeczne mieszkańców kontynentu, przede wszystkim najuboższych. Z dziennikarskiej relacji dowiadujemy się, że to wciąż miejsce ogromnych kontrastów o podłożu ekonomicznym: ostentacyjne bogactwo garstki ostro kontrastuje ze skrajną biedą milionów. Koniec lat 90-tych zapoczątkował zasadniczy zwrot w krajach regionu. Zdystansowanie się od Wielkiego Brata z północy oraz porzucenie neoliberalnych rozwiązań w polityce społeczno-gospodarczej to podstawowe wyznaczniki zmiany. Ameryka Łacińska szuka własnej drogi. Skala problemów, przed którymi stoi jest imponująca. Oddolna energia i zapał mieszkańców kontynentu nastrajają optymizmem. Wiele już udało się zrobić. Mnóstwo pracy jeszcze przed. Domosławski podaje pozytywne przykłady takich krajów jak Wenezuela czy Brazylia. W wyniku demokratycznych procesów wyborczych, włączenia mas w bieżącą politykę, udało się przełamać hegemonię przez dekady sprawujących władzę uprzywilejowanych grup społecznych i zawodowych. W ramach wprowadzonych programów walki z biedą i wykluczeniem w slumsach powstały przychodnie lekarskie, szkoły, świetlice, tereny rekreacyjne, sklepy z dotowaną żywnością dla najuboższych czy bezpłatne stołówki dla tych, których nie stać na jedzenie. Kwestie społecznych nierówności i ich zmniejszania stały się istotną częścią bieżącej polityki państwa. W Brazylii podniesiono płacę minimalną, co przełożyło się na większą dostępność kredytów i pożyczek dla biednych. Stymuluje się tym samym popyt wewnętrzny i wspiera rodzime moce produkcyjne. Podobnie jest w Argentynie, która po kryzysie 2002 roku poskromiła model "giełdyzacji" gospodarki.

Ameryka Łacińska stoi pod znakiem obywatelskiego zaangażowania i aktywnej, nastawionej na długoterminowe zmiany polityki państwa. Wymuszony eksperyment z instytucją państwa ograniczoną do minimum i rozdętą sferą wolności gospodarczej nie zdał tu egzaminu. Pogłębił nędzę i upokorzenie milinów ludzi a jednocześnie dał jeszcze większe zyski zagranicznemu kapitałowi i rodzimemu establishmentowi, któremu bliżej do Wall Street niż faveli południowoamerykańskich metropolii.

Kontynent, na którym nie rozwiązano podstawowych kwestii związanych z bezpieczeństwem, ochroną zdrowia, infrastrukturą, edukacją, bardziej równomierną redystrybucją dochodu narodowego, nie może obejść się bez aktywnych na tych polach państw. Wolny rynek tu nie wystarczy. To w gestii sprawnego państwa i stojących na jego czele odpowiedzialnych, zaangażowanych, świadomych skali spraw do załatwienia polityków, leżą programy modernizacyjne, projekty czy fundusze rozwojowe. Ameryka udowadnia, że można znaleźć skuteczną alternatywę dla neoliberalnych recept, a rozwój gospodarczy nie musi być forsowany kosztem najsłabszych i da się pogodzić ze sprawiedliwością społeczną.

W środę 24 marca bieżącego roku w siedzibie "Gazety Wyborczej" odbyło się spotkanie poświęcone Wenezueli pod rządami Hugo Cháveza. Głównym panelistą był Teodor Petkoff, wenezuelski intelektualista, polityk, dziennikarz, obecnie redaktor opozycyjnej wobec Cháveza gazety "Tal Cual". Polityczny życiorys Petkoffa obejmuje długoletnią przynależność do ruchu komunistycznego, udział w guerilli, odrzucenie rewolucyjnej ideologii, start w wyborach prezydenckich w latach 90-tych.

Za stołem zasiedli także Adam Michnik, Leszek Balcerowicz, Tomasz Wołek, Maciej Stasiński oraz Michał Sutowski z "Krytyki Politycznej".

Zapowiadana dyskusja ograniczyła się przede wszystkim do wygłoszonego przez Petkoffa wykładu na temat jego drogi życiowej, politycznych wyborów, obecnej sytuacji w Wenezueli. Pojawiły się też: wątek Chile za rządów generała Pinocheta oraz, z konieczności, bardzo ogólna próba analizy sytuacji Ameryki Łacińskiej na przestrzeni lat.

Do budzącego emocje wątku Chile nawiązali Tomasz Wołek i Leszek Balcerowicz. Obaj odwołali się do opisu sytuacji poprzedzającej zamach stanu generała Pinocheta. Podkreślili złą sytuację ekonomiczną Chile za rządów demokratycznie wybranego prezydenta Allende. Leszek Balcerowicz mówił o chaosie oraz "gwałtownie postępującej pauperyzacji ludności". Przejęcie władzy przez Pinocheta to "przywrócenie porządku" i szybki rozwój gospodarczy. W świetle zapewnień o poszanowaniu praw człowieka, wolności, społeczeństwa obywatelskiego jakie Balcerowicz cyklicznie składa, ta wypowiedź ma się nijak do dyktatorskich rządów generała, którego reżim wymordował dziesiątki tysięcy ludzi.

Gdy dyskusja powróciła na wenezuelskie tory, redaktor Stasiński z "Gazety Wyborczej", inicjator spotkania, rozpoczął bezpardonową szarżą na, jak to ujął, "zbrodniczy reżim Cháveza".

W sukurs przyszedł mu niezawodny w takich momentach Leszek Balcerowicz. Obydwaj bardzo niepochlebnie wyrażali się o polityce suwerennego kraju: zagranicznej, wewnętrznej, gospodarczej, społecznej. Redaktor Stasiński ubolewał nad wszechobecnym populizmem, ograniczaniem wolności mediów, manipulowaniem masami ubogich. Zrównał rządy Cháveza z "najgorszymi praktykami stosowanymi przez stalinowców i faszystów". Aprobaty i potwierdzenia swojej tyrady oczekiwał od Petkoffa. Niespodziewanie dla siebie zawiódł się jednak.

Petkoff przysłuchujący się w skupieniu wypowiedzi Stasińskiego, zobowiązany do ustosunkowania się, zaczął (!) bronić Cháveza i jego politykę wobec najuboższych grup społecznych. Problem gwałcenia wolności mediów skwitował stwierdzeniem, że jedynie stacja telewizyjna, która podczas nieudanego zamachu stanu w 2002 roku bezpardonowo współpracowała z puczystami, spotkała się z restrykcjami. Obecnie działa swobodnie, a jej prywatny właściciel czerpie niemałe korzyści z funkcjonowania pod rządami "reżimu Cháveza".

Przyznał, że w przeciągu dekady rządów "boliwariańskiego rewolucjonisty" strefy ubóstwa zostały znacznie ograniczone, poziom życia ekonomicznie najbardziej upośledzonych grup społecznych zdecydowanie się podniósł. Petkoff zdaje sobie sprawę, że pokonanie Cháveza w wyborach powszechnych jest bardzo trudnym zadaniem. Uruchomione przez niego transfery społeczne, wprowadzenie bezpłatnej opieki zdrowotnej (w Wenezueli od początku kadencji prezydenta pracuje kilkanaście tysięcy lekarzy z Kuby, bo miejscowych jest za mało i nie opłaci im się leczyć ludzi ze slamsów), powszechna alfabetyzacja, dożywianie, przywrócenie podmiotowości i godności jeszcze do niedawna "niewidzialnym" z tzw. społecznych nizin, sprawiły, że bez zmiany paradygmatów i zapatrywań na politykę społeczno-gospodarczą tradycyjne elity nie mają realnych widoków na powrót do władzy.

Spotkanie unaoczniło uczestnikom jak bardzo obraz Wenezueli w zachodnich mediach jest przejaskrawiony, przedstawiany fragmentarycznie, wybiórczo. Mainstreamowe media roszczące sobie prawo do kształtowania opinii, urabiania poglądów widzów i czytelników, celują w jednostronnym, nacechowanym ideologicznie, pełnym wartościujących osądów przekazie. Na czoło wysuwa się dyskredytowanie i potępianie w czambuł wszystkiego, co odbiega od pojmowanego na zachodnią modłę rozwoju społeczno-gospodarczego, w którym neoliberalne dogmaty wyznaczają horyzont jakiejkolwiek polityki.

Aby zrozumieć ideologiczne podstawy oceny i interpretacji zachodzących w Ameryce Łacińskiej zmian, warto podjąć próbę analizy i zrekonstruowania sposobu myślenia ludzi takich, jak redaktor Maciej Stasiński czy Leszek Balcerowicz. Pewne jest, że fakty z pierwszej ręki przedstawiane przez naocznego świadka i uczestnika wydarzeń, którym bez wątpienia jest Petkoff, do Stasińskiego nie przemawiają. Nadwątlając skamieniały obraz, budzą w dziennikarzu instynktowną niechęć.

Jego krytyka wenezuelskiej polityki pozostaje mimo wszystko niewzruszona i odporna na jakiekolwiek argumenty. Redaktor Stasiński uważa się za demokratę i liberała (w sensie gospodarczym).

Jednak peany na cześć demokracji przeplata ze swoistą niechęcią do wymykających się spod kontroli establishmentu, spontanicznych wyborów dokonywanych przez ludzi.

Stasiński kocha demokrację. A najbardziej demokrację sterowaną. Taką, w ramach której, ostateczne rezultaty dają się łatwo przewidzieć, a na końcowy wynik można wpłynąć. Demokratyzm sprowadza do narzucania innym konkretnego modelu postępowania i życia, pluralizm wartości zamyka w z góry wyznaczonym spektrum, poza które niech nikt nie waży się wykroczyć. Inaczej narazi się na frontalny atak i szykany ze strony oświeconych i nowoczesnych.

Wolność w ujęciu naszych liberałów to tylko i wyłącznie wolność gospodarowania, wolność ekonomiczna. Pozostałe (chociażby pojęcia wolności pozytywnej i wolności negatywnej w interpretacji brytyjskiego klasyka współczesnej myśli liberalnej, Isaiaha Berlina) są nieistotne, a nawet szkodliwe. Niekontrolowane, demokratyczne wybory ludzi nie mieszczące się w ramach ideologicznej wiary Stasińskiego i Balcerowicza należy potępić, bo - nie daj Boże - mogą zagrozić wolnemu rynkowi (dobitny przykład Chile i prezydenta Allende), narzucić mu ograniczenia i ucywilizować go w ten sposób. W przypadku obydwu panów trzeba mówić nie o liberalizmie, a o libertarianizmie. Sprowadzając liberalizm tylko do swobody działalności gospodarczej, trywializują, wulgaryzują, spłycają i zakłamują ten bogaty nurt zachodniej myśli i praktyki politycznej. Wszechwładza wolnego rynku, podporządkowanie każdej dziedziny ludzkiego życia ekonomii, wzrostowi gospodarczemu, to nic innego jak bezwzględne ograniczanie wolności jednostki do indywidualnego kształtowania swojego losu. Zdana na walkę o byt, przeżycie, staje się bezwolnym, zniewolonym przez system ekonomiczny towarem, traci przyrodzoną jej podmiotowość.

Dla ludzi pokroju Stasińskiego i Balcerowicza opowiadanie się za minimum socjalnym dla każdego jest skrajnym populizmem i zasługuje na potępienie, a idea sprawiedliwości społecznej to utopia, którą należy zwalczać wszelkimi sposobami (choćby i w Ameryce Południowej). Głoszą swoje poglądy z pozycji ludzi, którzy nie są w stanie w najmniejszym stopniu wyobrazić sobie życia "na dnie". Są szczęśliwymi i zadowolonymi z siebie przedstawicielami inteligencji zaangażowanej. Zaangażowanej nie w walkę o prawa "skrzywdzonych i poniżonych", a w uprzytamnianie masom ubogich ich historycznej roli i konieczności zaakceptowania swego położenia. Tradycyjny etos polskiej inteligencji zaangażowanej - w duchu Abramowskiego, Kelles-Krauza czy Ludwika Krzywickiego - zastąpili skrajnym indywidualizmem i egoizmem z nauk Hayeka, Misesa i Miltona Friedmana. Kurczowo trzymają się idei demokracji parlamentarnej i wolnego rynku pojętych w wąskim interesie grupy społecznej, z której się wywodzą. Ubóstwo według naszych neoliberałów jest wynikiem zaniedbania, lenistwa, sposobu myślenia - świadomość jednostki określa jej fizyczny byt. To przekręcenie o 180 stopni Marksowskiego "bytu określającego świadomość". Zmiana stanu rzeczy, sukces leżą tylko i wyłącznie w gestii każdego z nas, w naszej determinacji i bezwzględności w dążeniu do celu. System społeczno-ekonomiczny rzekomo nie gra tu żadnej roli, jest najlepszy z możliwych. Ale czy na pewno chcemy żyć, pracować i umierać dla tego systemu?

Warto przeczytać:

tiny.pl/hwfmb

tiny.pl/hwfm3

Maciej Szatyłowicz


drukuj poleć znajomym poprzedni tekst następny tekst zobacz komentarze


lewica.pl w telefonie

Czytaj nasze teksty za pośrednictwem aplikacji LewicaPL dla Androida:



Warszawska Socjalistyczna Grupa Dyskusyjno-Czytelnicza
Warszawa, Jazdów 5A/4, część na górze
od 25.10.2024, co tydzień o 17 w piątek
Fotograf szuka pracy (Krk małopolska)
Kraków
Socialists/communists in Krakow?
Krakow
Poszukuję
Partia lewicowa na symulatorze politycznym
Discord
Teraz
Historia Czerwona
Discord Sejm RP
Polska
Teraz
Szukam książki
Poszukuję książek
"PPS dlaczego się nie udało" - kupię!!!
Lca

Więcej ogłoszeń...


23 listopada:

1831 - Szwajcarski pastor Alexandre Vinet w swym artykule na łamach "Le Semeur" użył terminu "socialisme".

1883 - Urodził się José Clemente Orozco, meksykański malarz, autor murali i litograf.

1906 - Grupa stanowiąca mniejszość na IX zjeździe PPS utworzyła PPS Frakcję Rewolucyjną.

1918 - Dekret o 8-godzinnym dniu pracy i 46-godzinnym tygodniu pracy.

1924 - Urodził się Aleksander Małachowski, działacz Unii Pracy. W latach 1993-97 wicemarszałek Sejmu RP, 1997-2003 prezes PCK.

1930 - II tura wyborów parlamentarnych w sanacyjnej Polsce. Mimo unieważnienia 11 list Centrolewu uzyskał on 17% poparcia.

1937 - Urodził się Karol Modzelewski, historyk, lewicowy działacz polityczny.

1995 - Benjamin Mkapa z lewicowej Partii Rewolucji (CCM) został prezydentem Tanzanii.

2002 - Zmarł John Rawls, amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku.


?
Lewica.pl na Facebooku