Bałabanow jest znany zarówno jako autor awangardowych dramatów fabularnych, jak i najważniejszych rosyjskich przebojów filmowych z epoki późnego Jelcyna i wczesnego Putina. Jego "wahanie się" pomiędzy kinem masowym i autorskim często umyka uwadze krytyków. Po ekranizacji "Zamku" Kafki (1994) nakręcił słynny film akcji "Brat" (1997), dzięki któremu kino postradzieckie zyskało nowego bohatera i nowego widza. Zanim nakręcił jeszcze słynniejszy sequel tego filmu, zrobił wyrafinowany intelektualny dramat "O potworach i ludziach" (1998) na temat produkcji pornografii w carskiej Rosji. "Brat 2" (2000) ustalił wizerunek Bałabanowa jako autora agresywnych filmów akcji, mocno naładowanych ideologią nowego "peryferyjnego imperium". Zaraz po tym Bałabanow zajął się projektem filmowym o kolonii dla trędowatych Jakutów ("Rzeka", 2002). Trudno sobie wyobrazić coś mniej spektakularnego, niż ta antropologiczna filmowa wyprawa, niedokończona z powodu śmierci jednej z głównych bohaterek (film istnieje jedynie w wersji krótkometrażowej). Po przerwaniu zdjęć reżyser zajął się kolejnym projektem o "małych narodach Rosji": tym razem był to film akcji o porwaniu przez Czeczenów dwóch rosyjskich żołnierzy ("Wojna", 2002). W latach 2000 Bałabanow przeszedł od formuły "jeden eksperyment - jeden film akcji" do bardziej zaawansowanego algorytmu: dwa filmy "dla widzów" ("Ciuciubabka", 2005, "To nie boli", 2006) - dwa filmy "dla siebie" ("Ładunek 200", 2007, "Morfina", 2008).
Najprostszym wyjaśnieniem tego zjawiska byłoby moralizatorskie oskarżenie Bałabanowa o konformizm - oto "poważny artysta", który poddaje się wszechpotężnemu przemysłowi filmowemu. Reżyser, który od czasu do czasu sprzedaje swój talent, robiąc filmy dla masowego gustu. Co gorsza, tworzy zasady tego gustu, odpowiadając na ideologiczne zamówienie. Wyjaśnienie to nie bierze jednak pod uwagę faktu, że filmy akcji Bałabanowa okazują się nie mniej ważne dla wyjaśnienia "kondycji postradzieckiej" niż jego dzieła czysto artystyczne. Właśnie dlatego trudno uznać Bałabanowa za twórcę zaangażowanego w ścisłym znaczeniu: trzeba mieć bardzo duży dystans do rzeczywistośći, żeby wypowiadać się na jej temat jednocześnie za pomocą takich filmów jak "Brat" i "O potworach i ludziach".
Metodą Bałabanowa jest dialektyka: na każdą swoją tezę odpowiada antytezą. Tyle że w żadnej mierze nie można powiedzieć, czy jego filmy akcji są tezami czy antytezami. Wiadomo natomiast, że każde takie napięcie skutkuje dialektycznym zniesieniem, przejściem na inny, bardziej zaawansowany poziom. Wydawało się, że taką syntezą był "Ładunek 200". Teraz widać, że to tylko kolejna (anty)teza. Prawdziwą syntezą dwóch wykorzystywanych przez Bałabanowa mediów okazał się najnowszy "Palacz".
Nawet ze względów technicznych "Palacz" wydaje się połączeniem dwóch wcześniejszych filmów: "Rzeki" i "Ciuciubabki". Główny bohater, Iwan Skriabin, jest Jakutem i pracuje jako palacz w północnorosyjskiej kotłowni. Walczył w Afganistanie, skąd przywiózł kontuzję, tytuł Bohatera ZSRR oraz przyjaciół, którzy teraz regularnie przynoszą mu do spalenia trupy wrogów i konkurentów. W wolnym czasie Iwan Skriabin pisze opowiadania o mocno antykolonialnym i antyrosyjskim wydźwięku. W tym czasie jego koledzy głównie jeżdżą dżipami i mordują ludzi. Gdy kolejną ofiarą bandytów zostaje córka Skriabina, palacz wkłada radziecki mundur (wstrząsający obraz - trochę przypomina kapitana milicji Żurowa z "Ładunku 200") i zabija ich.
Bałabanowi udało się połączyć klasyczną fabułę filmów akcji o pokrzywdzonym ojcu (w rodzaju "Prawa ojca") z bardziej skomplikowanym, wielowymiarowym przekazem filmowym. Można "Palacza" czytać na wiele sposobów: od dość oczywistych rozważań na temat kolonialnych stosunków między panem i niewolnikiem, do mniej widocznych odniesień ukrytych w muzyce, która jest prawie ciągle obecna. Ale najważniejszy jest główny obraz film - piec z ogniem. Każdy bohater coś do niego wrzuca. Do czego się on odnosi?
Eiseinstein chciał "nauczyć robotnika myśleć dialektycznie", pokazując mu montażowe sekwencje obrazów zawierających tezy, antytezy i syntezy. W ten sposób chciał nawet zekranizować "Kapitał". Z różnych powodów projekt Eisensteina się nie powiódł (albo powiódł w bardzo dziwny, nieprzewidywalny sposób), ale kino odziedziczyło po nim zdolność do przekazywania abstrakcyjnych, filozoficznych treści ściśle wizualnymi środkami. Takim środkiem jest właśnie ogień w filmie Bałabanowa. Pali się w każdym domu, pali się w kotłowni, gdzie jest podtrzymywany, oprócz węgla, dziesiątkami ludzkich ciał. Werbalizacja tego przesłania na pewno je banalizuje, ale nie było w kinie postradzieckim obrazu tak dobrze podsumowującego sytuację kraju, który żyje ze spalania swoich surowców - i swoich obywateli.
Przypis:
[1] Jakub Majmurek, "Ojcowie i sieroty", "Krytyka Polityczna" nr 23 (2010), s. 90-96.
Oleksiy Radynski
Tekst ukazał się na witrynie internetowej "Krytyki Politycznej".