Egipski parlament rzadko stanowił platformę dla tworzenia polityki czy poważnego dialogu politycznego - zazwyczaj pełnił rolę maszynki do głosowania firmującej politykę rządu. Jednakże w ciągu ostatnich dziesięciu lat aż do niedawnych wyborów parlamentarnych, obecność Bractwa Muzułmańskiego i innych głośno wyrażających swoje opinie partii opozycyjnych oraz posłów niezależnych w parlamencie przynajmniej dawała możliwość kontrolowania procesu legislacyjnego i podnoszenia kwestii takich jak potrzeba reformy politycznej oraz stwarzała szansę na podjęcie walki z korupcją.
Teraz wydaje się, że będzie obowiązywał zakaz wstępu nawet na ten i tak niewielki już teren uczestnictwa politycznego.
Po pierwszej turze wyborów parlamentarnych wielu uznanych egipskich analityków politycznych i intelektualistów widzi przyszłość polityczną Egiptu w ciemnych barwach. Uważają oni, że rządząca Partia Narodowo-Demokratyczna posunęła się za daleko w swych próbach zmonopolizowania siły politycznej, miażdżąc Bractwo Muzułmańskie i inne znacznie mniejsze grupy opozycyjne. Twierdzą oni także, że na wyborach cieniem położyły się narzekania na korupcję, przemoc i fałszowanie wyników.
Nie ma miejsca na wielogłos
Abdullah al–Ashaal, profesor prawa międzynarodowego i były dyplomata mówi, że z tych wyborów wypływają trzy wnioski: "Po pierwsze, reżim podjął decyzję polityczną o usunięciu Bractwa Muzułmańskiego i opozycji. Po drugie: użyto wobec ludzi okrutnej przemocy; pójście na wybory było jak pójście lwu w paszczę. Po trzecie, przywódcy Partii Narodowo-Demokratycznej byli niezwykle bezczelni; ich działania i retoryka były poza jakąkolwiek logiką i prawem. Spodziewaliśmy się dialogu, ale nasze nadzieje okazały się złudne".
Jak wielu innych egipskich obserwatorów, al-Ashaal przewidział, że Partia Narodowo-Demokratyczna zniszczy doszczętnie zdelegalizowane Bractwo Muzułmańskie, aby zapobiec powtórce z wyborów z 2005 roku, kiedy to Bractwo uzyskało jedną piątą miejsc w parlamencie. Mimo to, al-Ashaal sądził, że rząd zostawi im kilka miejsc i zapewni mniejszym świeckim partiom opozycyjnym, które brały udział w wyborach wystarczającą liczbę miejsc, aby wzmocnić świecką opozycję wobec Bractwa.
Amr Hashem Rabie, dyrektor zakładu badań egiptologicznych w Centrum Studiów Politycznych i Strategicznych Al-Ahram, znaczącej niezależnej instytucji badawczej powiedział: "Spodziewano się, że Partia Narodowo-Demokratyczna dobiła targu ze [świeckimi] partiami takimi jak Al-Wafd i Al-Tajamou i obdaruje je jakimiś prezentami [miejsca]. Mówiło się, że 88 miejsc zajętych przez Bractwo w 2005 roku zostanie rozdzielone między pozostałe partie opozycyjne".
Al-Ashaal i Rabie byli zaskoczeni tym, że Partia Narodowo-Demokratyczna w pierwszej turze wyborów zdobyła 94 procent miejsc w parlamencie (209 z 221) - ich zwycięstwo wywołało protest opozycji i organizacji walczących o prawa człowieka.
Na podstawie wyników pierwszej tury wyborów można przypuszczać, że opozycja - zarówno świecka jak i religijna byłaby w stanie zdobyć nie więcej niż 50 miejsc w obu turach wyborów, co stanowi mniej niż 10 procent miejsc w parlamencie. W rezultacie, Bractwo Muzułmańskie i partia Al-Wafd, dwaj główni rywale Partii Narodowo-Demokratycznej, wycofali się z wyborów jako powód podając powszechne stosowanie represji i fałszowanie wyników.
"Wyniki wyborów spowodowały rozdźwięk we wszystkich partiach politycznych i grupach, które brały udział w wyborach", mówi George Ishaq, były rzecznik Egipskiego Ruchu na Rzecz Zmian, znanego również jako Kefaya i starszy członek Narodowego Stowarzyszenia na Rzecz Zmian, grupy związanej z Mohammedem ElBaradei, byłym dyrektorem generalnym Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA) znajdującej się pod zwierzchnictwem Organizacji Narodów Zjednoczonych, który zbojkotował wybory.
Szykowanie gruntu pod "dynastyczną" sukcesję
Al-Ashaal uważa, że działania rządu są częścią większego planu regionalnego popieranego przez Stany Zjednoczone i Izrael mającego na celu "likwidację polityczną" Bractwa Muzułmańskiego oraz całkowite rozbicie grup islamistów na Bliskim Wschodzie.
"Zbliżają się wybory prezydenckie i szykowana jest sukcesja polityczna. Teraz tego reżimu nie zadowolą już jedynie zmiany kosmetyczne", zauważa Al-Ashaal.
Jednak według Rabiego "starania o to, aby wyeliminować Bractwo z polityki są głupie, rząd w walce z Bractwem posłużył się sądami wojennymi, a one nie mogą ich wyeliminować. Dopuściły ich do udziału w poprzednich wyborach parlamentarnych z 2005 roku, ale nie mogły usunąć ich z polityki".
Rabie twierdzi, że reżim chciał uzyskać "całkowity monopol polityczny" przed nadchodzącymi wyborami prezydenckimi, które mogą zakończyć się pierwszą od trzydziestu lat zmianą prezydenta. [Mówi się, że prezydenturę w kraju ma przejąć po obecnym prezydencie, Hosnim Mubaraku, jego młodszy syn, Gamal – przyp. tłum.].
Wyalienowane masy
Wielu analityków uważa, że egipski reżim był zdolny do zmiażdżenia opozycji w taki sposób, ponieważ już udało mu się politycznie marginalizować Egipcjan przez dziesiątki lat politycznej stagnacji i niedemokratycznych rządów.
"Ludzie są zadowoleni ze status quo. Akceptują partię rządzącą. Są przyzwyczajeni do politycznej stagnacji", mówi Milad Hanna, wybitny myśliciel lewicy.
"Egipcjanie nie przejmują się wyborami. Nie śledzą ich przebiegu ani nie głosują".
"Wybory odbywają się bez żadnych przeszkód. Nie widzę, żeby miały miejsce jakieś protesty uliczne przeciwko Partii Narodowo-Demokratycznej. Partia rządząca nie ma żadnych poważnych konkurentów, a Bractwo Muzułmańskie nie jest w stanie zdobyć wystarczającej liczby głosów, żeby przestraszyć PND. Obywatele się nie złoszczą i nie buntują".
Tariq al-Beshri, ceniony pisarz i emerytowany sędzia, obawia się, że egipskiemu rządowi skutecznie udało się osłabić wszystkie zorganizowane grupy polityczne w kraju. Mówi, że każda oznaka reformy politycznej "ograniczała się do mediów i elit intelektualnych".
"W każdym społeczeństwie - żeby nastąpiła zmiana trzeba, aby ludzie w proteście wyszli na ulicę. Musimy wreszcie przestać tylko gadać. Czas zacząć działać politycznie".
Jednak al-Beshri podejrzewa, że egipski reżim osłabił różne instytucje polityczne, które mogłyby pomóc zmobilizować ludzi. "Związkom zawodowym odebrano siłę. Partie zostały zniszczone. Stowarzyszenia zawodowe zostały rozbite".
Rabie twierdzi, że organizacje społeczeństwa obywatelskiego, które powyrastały w Egipcie jak grzyby po deszczu na przestrzeni kliku ostatnich lat są "puste w środku".
"Istnieją partie i organizacje społeczeństwa obywatelskiego, ale tak naprawdę są to jedynie atrapy stowarzyszeń tego typu. Istnieją partie, ale są kontrolowane i ograniczane przez prawo. Jest parlament, ale nie posiada on realnej władzy".
Ruszyć egipską ulicę
Al-Ashaal nie wierzy w to, że młode ruchy polityczne lub nowi popularni przywódcy tacy jak ElBaradei mogą wiele osiągnąć. "Reżim nie pozwoli na żaden pomruk opozycji, Egipt wiele wycierpi", mówi.
Jednak Al-beshri patrzy w przyszłość z większym optymizmem: "Nie ma takich ludzi, którzy nie mają możliwości zmienić sytuacji w kraju. Jestem pewny, że przyszłość kryje w sobie szanse na zmiany. Ale w tej chwili nie umiem ich przewidzieć".
Podejrzewa on nawet, że szansa na zmianę może pochodzić z wewnątrz samej partii rządzącej, którą podobno trapią poważne wewnętrzne podziały. "W niektórych okręgach wyborczych kilku kandydatów partii rządzącej ubiegało się o to samo stanowisko... W tej partii istnieją wewnętrzne sprzeczności".
Ishaq wykazuje większy optymizm i uważa, że represje ze strony rządu mogą prowadzić do "dialogu wśród opozycji na temat stworzenia jednolitego frontu". Zapewnia, że jego Narodowe Stowarzyszenie na Rzecz Zmian usilnie stara się dotrzeć do ludzi i ich zmobilizować. "Egipcjanie bojkotują politykę od pięćdziesięciu lat. Nie łudźmy się, że zmienimy Egipt w ciągu dziesięciu lat".
Mimo to wielu obserwatorów uważa, że egipska opozycja jest słaba i podzielona; postrzegają oni młode grupy polityczne takie jak Kefaya i Narodowe Stowarzyszenie na Rzecz Zmian jako ruchy społeczne tworzone przez ludzi należących do inteligencji, którzy są aktywni tylko w miastach i którzy nie są w stanie dotrzeć do klas niższych ani zmobilizować egipskiej ulicy.
Według Ishaqa pewne jest jedno: "Jeśli egipska ulica się nie ruszy i nie wyrazi swojego sprzeciwu, nic się nie zmieni. Nadchodzące dni będą dla Egiptu bardzo trudne".
Alaa Bayoumi
tłumaczenie: Agnieszka Dziedzic
Tekst ukazał się na stronie telewizji Al-Dżazira (english.aljazeera.net).
Dziękujemy autorowi i redakcji za zgodę na publikację przekładu.