Kuba Mikurda, członek zespołu Krytyki Politycznej, krytyk, tłumacz, redaktor Linii Filmowej w wydawnictwie Korporacja Ha!art, studiował w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN,na Uniwersytecie Jagiellońskim i - jako stypendysta - na Uniwersyteciew Ljubljanie, pracuje w Katedrze Kultury Współczesnej w Instytucie Kultury UJ, rzygotowuje doktorat o słoweńskiej szkole psychoanalizy lacanowskiej (Mladen Dolar, Alenka Zupančič, Slavoj Žižek) - rozmawia Jaś Kapela.
Analizując przedstawiony przez minister Kudrycką "Narodowy Program Rozwoju Humanistyki" na co zwróciłbyś szczególną uwagę?
Przede wszystkim na to, że nie wymaga jakiejś głębokiej analizy albo wyrafinowanej dekonstrukcji. Wszystko jest na wierzchu, od pierwszego akapitu. Owszem, diagnoza z komunikatu MNiSW punktuje znajome bolączki - tak, istnieje potrzeba ustanowienia programu; tak, na badania za zakresu humanistyki przeznacza się niedostateczne środki; tak, badania humanistyczne w dużo mniejszym stopniu niż inne dziedziny nauki mogą korzystać ze środków strukturalnych UE i innych źródeł zagranicznych (a także - dodajmy - z ustanowionego w 2008 roku przez MNiSW "Krajowego Programu Badań Naukowych i Prac Rozwojowych", finansującego badania wpływające na "zdynamizowanie zrównoważonego rozwoju gospodarczego oraz poprawę jakości życia społeczeństwa"). Problem w tym, że już w pierwszych akapitach dość jednoznacznie ustawia sobie humanistykę, którą będzie dotować.
Czyli co to za humanistyka?
Celem programu jest - jak czytamy w komunikacie - "zapewnienie rozwoju badań humanistycznych o zasadniczym znaczeniu dla zachowania polskiej tożsamości narodowej, w tym dotyczących kultury narodowej". I dalej - "pojęcie
Program dzieli się na trzy moduły - moduł badawczy, moduł wspierający młodych humanistów, moduł upowszechniający wyniki polskich badań humanistycznych na świecie. W module badawczym są dwa podpunkty. Jeden dotyczy treści, a drugi formy badań - "wspieranie długofalowych prac dokumentacyjnych, edytorskich i badawczych o fundamentalnym znaczeniu dla dziedzictwa i kultury narodowej, realizowane w formie projektów" oraz "wspieranie projektów realizowanych we współpracy międzyśrodowiskowej i interdyscyplinarnej przez naukowców polskich i zagranicznych". W ten sposób badania o "zasadniczym znaczeniu dla zachowania polskiej tożsamości narodowej" są zarówno jednym z kilku obszarów wspieranych przez program, jak i meta-priorytetem całego programu, który obejmuje wszystkie pozostałe. W pozostałych modułach pojawia się kryterium wartości - "projekty o istotnym znaczeniu dla humanistyki", "najważniejsze czasopisma polskiej humanistyki". Jak mierzyć ową "istotność" i "wagę"? Program nie formułuje takiej miary, przez co jedynym punktem odniesienia pozostaje ów priorytet.
Jednocześnie około siedemdziesiąt procent ludzi idących na studia wybiera kierunki humanistyczne. Myślisz, że wiedza o tym, że ich głównym zajęciem ma być zachowywanie polskiej tożsamości narodowej?
Nie wiem ile z tych siedemdziesięciu procent planuje pracę naukową, a to właśnie ci mogą się o tym przekonać. To jak humanistów postrzega rynek pracy pozauniwersyteckiej, to pewnie temat na osobną rozmowę. Jakiś czas temu natknąłem się na artykuł "Humanista wcale nie jest skazany na porażkę". Zaczynał się tak - "Intryguje Cię posada dyrektora kreatywnego? Media relations managera? Rzecznika międzynarodowej instytucji? A może wolisz pracować jako niezależny freelancer i odnaleźć się w dziennikarstwie internetowym? Studenci kierunków humanistycznych mają dziś w czym wybierać". To przedostatnie zdanie jest szczególnie rozczulające. "A może wolisz" - nie tyle wolę, co zwykle nie mam wyjścia. "Niezależny freelancer" - tak, niezależny do kwadratu, tj. może ktoś coś zamówi, a może nie. "Odnaleźć się w dziennikarstwie internetowym" - czytaj: i jeszcze to polubisz. Jeszcze ciekawszej wizji humanisty dostarcza Ogólnopolskie Badanie Wynagrodzeń (Sedlak & Sedlak 2009). Wynika z niego, że humanista to ktoś kto posiada wszechstronne kompetencje kierownicze. "Najlepiej opłacane stanowiska zajmowane przez humanistów" to, kolejno, kierownik ds. personalnych, kierownik ds. sprzedaży, kierownik oddziału, radca prawny z aplikacją, account manager, specjalista ds. organizacyjno-prawnych, kierownik biura, kierownik ds. administracyjnych, specjalista ds. marketingu, przedstawiciel handlowy.
Chodziło mi bardziej o to, że zachowywanie tożsamości narodowej nie jest pierwszym skojarzeniem z tym, czym jest dla ludzi humanistyka. Bo np. czemu narodowej, a nie płciowej albo ogólnoludzkiej? I czemu zachowywanie, a nie odkrywanie? Wydaje mi się, że jest dużo ciekawszych rzeczy, niż tożsamość narodowa. I na świecie raczej też zajmują się innymi sprawami. Więc jeśli chcemy, żeby nasi naukowcy mieli jakieś przełożenie na to, co się dzieje na świecie, to może należałoby im pozwolić sobie wyznaczyć szersze cele. A może chodzi po prostu o to, że to program narodowy i już wkrótce powstaną kolejne, nienarodowe? Albo może Ministerstwo uważa, że odpowiada jedynie za naród polski, a jak ktoś chce badać inne rzeczy, to pieniądze powinien też skądinąd dostać?
Tak, na to wygląda - możesz sobie badać inne rzeczy, ale program dofinansuje twoje badania tylko wówczas, jeśli znajdziesz dodatkowych partnerów, jeśli przy okazji rozwijał będziesz sieć współpracy - międzynarodowej, międzyśrodowiskowej, międzyinstytucjonalnej. Tym większe szanse na dotację, im więcej ośrodków, najlepiej zagranicznych, weźmie udział w projekcie. Rozdziałem funduszy w ramach projektu zajmować się będzie Ministerstwo i Narodowe Centrum Nauki (w przeciwieństwie do Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, NCN wspierać ma badania podstawowe, a nie tylko takie, które można aplikować, błyskawicznie wykorzystać w praktyce gospodarczej). Ministerstwo dysponować będzie funduszami na realizację wspomnianych już "długofalowych prac dokumentacyjnych, edytorskich i badawczych o fundamentalnym znaczeniu dla dziedzictwa i kultury narodowej" (około 30% całego budżetu programu, który wynosić ma 50 mln złotych), o finansowaniu pozostałych modułów decydować ma NCN - "niezależna i profesjonalna agencja" zarządzana przez "naukowców-menadżerów" (jak określa ją komunikat Ministerstwa z 07.06.2010).
W tak określonych ramach faktycznie niewiele jest miejsca na - na przykład - humanistykę krytyczną uprawianą w polskim kontekście. Z założeń programu wynika, że badania dotyczące polskości, polskiej tożsamości, powinny, po pierwsze, skupiać się na przeszłości (a nie angażować się w bardziej aktualne kwestie, dostarczać diagnoz i krytycznych analiz tu i teraz), po drugie, pozostawiać ową tożsamość nietkniętą, konserwować ją i zabezpieczać. To taki model humanisty jako archiwisty, kustosza, dozorcy pomników. Pamiętajmy, że mamy już prężną, dotowaną przez państwo instytucję, której działalność jak najbardziej wpisuje się w tak pojętą "humanistykę" - to Instytut Pamięci Narodowej. Inna sprawa, że dyscypliny, które program przywołuje jako paradygmatyczne, układają się w humanistykę pojętą bardziej jako kumulowanie wiedzy, serię "znawstw" i specjalizacji, humanistyczną szuflandię, a nie aktywną, krytyczną refleksję, świadomą własnego kontekstu instytucjonalnego, społeczno-ekonomicznego, politycznego etc., która faktycznie zdaje się na wymarciu.
A jak widzisz rolę tych "niezależnych agencji" i "naukowców-menadżerów"?
To podstawowa recepta Ministerstwa na uzdrowienie polskiej nauki - menadżerowie, projekty, networking, niezależne i profesjonalne agencje, konkurencyjność, komercjalizacja, elastyczność. Być może do NPRH należałoby zgłosić taki projekt badawczy - "Ekspansja i naturalizacja neoliberalnego słownika w polskiej sferze publicznej na przykładzie komunikatów ministerialnych". Ciekawe czy miałby szanse? To druga perspektywa dla humanistyki, jaka wyłania się z programu - albo archiwum, albo rodzaj przemysłu kreatywnego.
Ale może przesadzamy? Może powinniśmy powitać taką perspektywę z radością, z wielką ulgą? Na stronach "Spraw Nauki" ukazała się w lipcu rozmowa z docentem Mikołajem Sokołowskim, dyrektorem IBL PAN i jego zastępczynią ds naukowych, doktor Dorotą Siwicką. Rozmowa, pod obiecującym tytułem "Gaj Sokratesa w fabryce" dotyczyła właśnie Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki. Niektóre zdania, które w niej padają brzmią jak ponure diagnozy klasyków teorii krytycznej, tyle, że podane w tonie ściśle afirmatywnym. Przytoczę tylko kilka - "Kiedyś od humanistyki oczekiwaliśmy pewnej spójnej wizji świata, odpowiedzi na przysłowiowe pytanie o to, jak żyć. Tymczasem dzisiaj humanistyka jako nauka jest czymś innym. My nie tworzymy systemów objaśniających świat, nie o system nam dzisiaj chodzi, nie o rozwiązywanie teoretycznych problemów. My, jako naukowcy, nie udzielamy odpowiedzi na pytanie jak żyć. Dostarczamy konkretny produkt. Nasza propozycja jest zróżnicowana i obejmuje takie dzieła jak edycje, bazy danych, bibliografie, zbiory ikonograficzne i kolekcje tekstów. Obcowanie z nimi jest wartością samą w sobie". I dalej - "humanistyka dzisiaj musi zerwać z hermeneutyką, musimy wyjść poza interpretację. Nie wyniesie już humanistyki na wyżyny. Musimy stworzyć coś nowego. (...) Ja reprezentuję pokolenie, które z podejrzliwością podchodzi do wszelkich idei - nie oczekuje od Kochanowskiego, Mickiewicza, czy Gombrowicza odpowiedzi na tradycyjne pytanie o to, jak żyć".
Może jestem naiwny, może staroświecki, może naczytałem się bajek o "etosie humanistycznym", ale pytanie "jak żyć" wydaje mi się całkiem niegłupim i aktualnym pytaniem, z którym każde pokolenie musi się mierzyć od nowa, na własny rachunek, bez nadziei na jakąś jedną, ostateczną odpowiedź i "najwyższą jakość finalnego produktu".
Rzeczywiście ten wywiad jest dość kuriozalny. Rozdarty między badaniem wieszczów, a internetem. Jakoś średnio wierzę, że hipertekstowe edycje Kochanowskiego mogą znacznie rozwinąć jego recepcję, ani że to jest ta wartość, która może naszych humanistów-naukowców wyprowadzić na salony myśli światowej. Gdybyś miał naszkicować jakąś alternatywę dla tego archiwalno-biznesowego modelu, jakby ona wyglądała?
Chętnie przeczytałbym wpierw analizę pola polskiej humanistyki po 1989 roku, napisaną z rozmachem i precyzją Pierre’a Bourdieu. To banał, ale, jak widać, zawsze aktualny - jak mamy zdecydować "co robić", jeśli nie wiemy gdzie jesteśmy, jeśli nie wiemy, co dokładnie wydarzyło się w polskiej humanistyce przez ostatnie 20 lat? Slavoj Žižek do znudzenia powtarza, że często robimy coś, żeby nie musieć o tym mówić ani myśleć. Czy to nie ten sam casus?
Owszem, ogłoszenie programu poprzedziły "konsultacje z przedstawicielami środowisk humanistycznych", ale nie było żadnej poważnej debaty, żadnej rzetelnej próby analizy status quo, żadnej pogłębionej diagnozy poza stwierdzeniem, że "jest źle", że w humanistyce "stare trzyma się mocno". Jak już mówiliśmy, cele programu to m.in. "lepsza integracja polskiej humanistyki z humanistyką europejską, a w konsekwencji światową", przez skopiowanie tych samych mechanizmów, które działają w humanistyce zachodniej. Problem w tym, że w samym polu humanistyki zachodniej coraz częściej podnoszą się głosy, że owe mechanizmy nie działają, że produkują własne patologie (jak choćby głośno komentowana sprawa zamknięcia wydziału filozoficznego na University of Middlesex), że humanistyka światowa, do której doszlusować ma humanistyka polska sama przeżywa kryzys. Być może od tego trzeba zacząć, być może pierwszym i najcenniejszym wkładem humanistyki polskiej "w humanistykę europejską, a w konsekwencji światową" mogłoby być wypracowanie alternatywnego wobec niej modelu organizacji?
Wywiad ukazał się na stronie internetowej "Krytyki Politycznej" (www.krytykapolityczna.pl).