W 1998 roku rząd L. Jospina pragnął, aby przejście do 35-godzinnego tygodnia pracy odbyło się bezboleśnie dla pracodawców i w związku z tym postanowił sięgnąć obficie do pieniędzy publicznych, aby zrekompensować przedsiębiorcom skutki w postaci zwolnienia z opodatkowania świadczeń socjalnych. I tak, Martine Aubry, jako minister pracy, która wprowadziła to prawo, w 1998 roku rozpoczęła - w ramach tzw. prawa Aubry I - od zachęcania przedsiębiorstw do redukcji czasu pracy i do tworzenia miejsc pracy dzięki stwarzaniu im w zamian możliwości obniżenia opodatkowania składek na fundusz socjalny przez 5 lat. Począwszy od 2000 roku, ustawowy czas pracy wynoszący 35 godzin tygodniowo znalazł zastosowanie w odniesieniu do wszystkich przedsiębiorstw zatrudniających ponad 20 pracowników, a te, które podpisały stosowną umowę o efektywnej redukcji czasu pracy i stworzeniu miejsc pracy mogły cieszyć się bezterminową redukcją tego opodatkowania. Kwoty zwolnienia od podatku płaconego przez pracodawców skoczyły z 11 miliardów euro w 1998 roku do 18 miliardów w roku 2001, z czego 10 miliardów z tytułu prawa o 35-godzinnym tygodniu pracy.
Zła wola prawicy przejawiła się w całej rozciągłości w tym, że powróciwszy do władzy, ustanowiła ona nowy system zwolnień z opodatkowania świadczeń socjalnych, który zastąpił inne systemy, w tym te, które akurat wygasały, jak np. redukcja opodatkowania od niskich zarobków wprowadzona przez Juppé'go czy mechanizm zwany "Aubry I". Prawo Fillona z roku 2003 zwiększyło jeszcze stopień zwolnienia i rozciągnęło je na wszystkie przedsiębiorstwa, w tym te, które nie skorzystały z przywilejów związanych z wprowadzeniem 35-godzinnego tygodnia pracy! Po okresie przejściowym, mającym na celu ujednolicenie różnorodnych systemów, począwszy od 2005 roku w ramach prawa Fillona składki socjalne od minimalnych wynagrodzeń spadły o 26 punktów, czyli z 30,29% wynagrodzenia do 4,29%. Dla płac wyższych zwolnienie ma charakter degresywny, aż do zaniku przy wynagrodzeniu równym 1,6 wynagrodzenia minimalnego.
Te prezenty nie mają już żadnego związku z 35-godzinnym tygodniem pracy. Zwolnienia zresztą nie zatrzymały się na tym, skoro w latach następnych kwoty zwolnień rosły osiągając w 2006 roku 23,9 miliarda euro i rekordowe 30,7 miliarda w 2008 roku, a więc ponad 20 miliardów z tytułu samej redukcji w ramach prawa Fillona w odniesieniu do niskich płac!
Jasne jest więc, że to nie 35 godzin tygodniowo kosztuje finanse publiczne, ale polityka wszystkich rządów, które - jeden po drugim - zawsze znajdują świeży pretekst, aby robić coraz to nowe prezenty pracodawcom! Poza tym nie ma absolutnie żadnej możliwości wycofania się z tego pomimo wszystkich narzekań na 35-godzinny czas pracy, który rzekomo działa katastrofalnie na finanse publiczne!
Jeśli chodzi o konkurencyjność przedsiębiorstw, nie należałoby zapominać o tym, że w zamian za zgodę na redukcję czasu pracy, upowszechniono jej elastyczność, wprowadzono roczny okres rozliczenia czasu pracy, co pozwoliło pracodawcom na wymuszanie zwiększonego wymiaru pracy wtedy, kiedy ich to urządzało bez konieczności zapłaty za godziny nadliczbowe. Zmniejszenie wymiaru czasu pracy przełożyło się także na jej intensyfikację. Jeśli dodać do tego zamrożenie, niekiedy na parę lat, wynagrodzeń oraz zwolnienia z opodatkowania świadczeń socjalnych, nie sposób utrzymywać, że przedsiębiorstwa na tym straciły. Zresztą organizacje pracodawców, jak nigdy, nie zgłaszają żadnych żądań w odniesieniu do 35-godzinnego wymiaru pracy. Korzystają jedynie z okazji, by domagać się włączenia zwolnień z opodatkowania świadczeń socjalnych do oficjalnej tabeli świadczeń.
Dominique Chablis
tłumaczenie: Ewa Balcerek
Tłumaczenie pochodzi z pisma "Lutte Ouvrière" nr 2215 z 14 stycznia 2011 r., s. 5.