... od Aleksandra Łukaszenki
Białoruś w naszej mainstreamowej ofercie ideologicznej pełni rolę wentyla. Chcesz wyrazić sprzeciw wobec dyktatury, proszę bardzo, specjalnie dla Ciebie przygotowaliśmy Białoruś wraz z Łukaszenką. Możesz zaprotestować, pójść na koncert na rzecz Białorusi, albo wesprzeć dzielne organizacje pozarządowe, które pomagają tamtejszej opozycji. Gorzej, jeśli by Ci przyszło do głowy zainteresować się jak zachowują się nasi przyjaciele w Afganistanie, Egipcie, Jordanii czy Arabii Saudyjskiej.
Egipt potrzebuje stabilizacji, Białoruś potrzebuje demokracji - oto najnowsza mądrość naszej polityki zagranicznej.
Nie jest jasne jaką rolę w nowym politycznym rozdaniu w Egipcie odegra Omar Sulejman, długoletni szef egipskich służb specjalnych. Prawdopodobnie to on wraz z armią stał za usunięciem prezydenta Mubaraka.
Sulejman przez ostatnie kilkadziesiąt lat zajmował się organizowaniem aparatu przemocy, który zapewniał prezydentowi Mubarakowi silną pozycję oraz zwycięstwa w kolejnych wyborach z wynikami ponad 90% głosów "za". Takimi rezultatami nie może pochwalić się nawet "ostatni dyktator Europy" Aleksandr Łukaszenka. No ale Łukaszenka nie otrzymuje rocznie ponad 1,3 miliarda dolarów wsparcia od USA, za które mógłby usprawnić swój aparat przemocy.
Tortury, cenzura, permanentny stan wyjątkowy - oto instrumenty za pomocą których utrzymywała się przez dziesięciolecia władza w Egipcie. Omar Sulejman przez lata był bliskim współpracownikiem CIA. Współpraca zacieśniła się podczas wojny z terroryzmem w okresie administracji prezydenta G.W. Busha. Wówczas okazało się, że Egipt poza swoimi tradycyjnymi atutami może jeszcze zaoferować USA pewien specyficzny know-how.
Zachód od czasu egipskiej wyprawy Napoleona tradycyjnie widzi w Egipcie znaczne wartości strategiczne, geopolityczne oraz traktuje go jako przedmiot ekspansji i dominacji. Strategiczne położenie, droga do Indii, kanał Sueski, ropa naftowa, znaczna populacja (czyli duży rynek zbytu), pokój z Izraelem - oto co pociąga zachodnie demokracje.
Nowość, którą Egipt mógł zaoferować Zachodowi na początku lat dwutysięcznych, to pewien specyficzny know-how, którego nie miały USA, a który był bardzo pożądany przez administrację Busha brnącą coraz głębiej w wojnę z terroryzmem.
Chodzi o... umiejętność torturowania ludzi. Państwo, które mieni się eksporterem praw człowieka, demokracji i amerykańskich wartości, zwróciło się do swoich sojuszników na Bliskim Wschodzie, w szczególności do Egiptu, o pomoc w torturowaniu zatrzymanych w ramach wojny z terroryzmem. Szczegóły tej historii opisuje amerykańska dziennikarka Jane Mayer w książce "The Dark Side - The Inside Story How the War on Terror Turned Into a War on American Ideals". Jak opisuje Mayer, najważniejszym partnerem USA w rozmowach dotyczących outsourcingu tortur był Omar Sulejman.
Do 11 września 2001 r. wiele spraw związanych z międzynarodowym terroryzmem prowadziło FBI. Po zamachach 9/11 CIA wzięła sprawy w swoje ręce oskarżając FBI o nieudolność i o zbyt łagodne traktowanie zatrzymanych.
CIA za aprobatą prezydenta Busha chciała stosować tortury, bezzasadnie wierząc, że dzięki temu uzyska cenne informacje, których nie udało się pozyskać FBI. Agencja jednak nie miała doświadczenia, ani w torturowaniu, ani nawet w przesłuchiwaniu. Przesłuchiwaniem zajmowało się tradycyjnie FBI, które zatrudniało profesjonalnych śledczych. Innymi słowy CIA nie widziała ani jak przesłuchiwać, ani jak torturować.
Co innego Omar Sulejman - on doskonale wiedział jak się porządnie torturuje. Egipt od dawna znany był z niezwykle brutalnego traktowania więźniów, na co wielokrotnie wskazywały organizacje pozarządowe: Amnesty International i Human Rights Watch. Egipt chętnie podzielił się swoim doświadczeniem z amerykańskimi partnerami. Tak oto, wbrew utartym kierunkom rozchodzenia się innowacji, wiedza i doświadczenie popłynęły ze Wschodu na Zachód.
Egipt stał się głównym ośrodkiem tortur na mapie wojny z terroryzmem. Przykład dawał sam Omar Sulejman, któremu osobiście zdarzało się torturować więźniów. Według Rona Suskinda, gdy Amerykanie poprosili egipskie służby o materiał DNA krewnego jednego z liderów Al-Kaidy, Sulejman zamiast DNA zaoferował jego całe ramię. To właśnie w Egipcie torturami wymuszono zeznania, które doprowadziły do inwazji na Irak w 2003 r.
W Egipcie pod nadzorem Sulejmana torturowany był Ibn al-Sheikh al-Libi - człowiek z kręgu Osamy bin Ladena, jeden z najcenniejszych jeńców amerykańskich w wojnie z terroryzmem. Al-Libi został zatrzymany w Pakistanie i przetransportowany do Egiptu. Na początku 2003 r. po serii okrutnych tortur zeznał, że Saddam Husajn współpracował z Al-Kaidą. Zeznania al-Libiego były głównym dowodem, jaki mieli Amerykanie na rzecz interwencji w Iraku. I to właśnie na jego zeznania powoływał się Colin Powell w słynnym przemówieniu w lutym 2003 r. w ONZ, gdy przedstawiał argumenty za inwazją na Irak. Szybko okazało się, że al-Libi mówił to, co uważał, że jego oprawcy chcą usłyszeć. Krótko mówiąc, al-Libi, tak jak zapewne każdy, powiedziałby cokolwiek byle tylko przerwać tortury.
Gdy okazało się, że al-Libi bredził jak Piekarski na mękach, stał się niewygodny i postanowiono się go pozbyć. Najpierw został przewieziony do Guantanamo, potem w tajemniczych okolicznościach do Libii. Według oficjalnej wersji 10 maja 2009 r. al-Libi popełnił samobójstwo w więzieniu w Trypolisie. Jego samobójstwo zbiegło się w czasie z wizytą w Libii Omara Sulejmana. W przyszłości być może dowiemy się czy były inne jeszcze, poza czasowymi, związki pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami.
Polska też miała swój wkład do współpracy wywiadowczej, która kosztowała życie setki niewinnych ludzi. Szymany oraz Kiejkuty były miejscami, w których przetrzymywano i torturowano osoby oskarżane o współpracę z terrorystami. Szymany nie były oczywiście tak ważne na mapie tortur jak Kair i tamtejsze tajne więzienia CIA, ale władze polskie robiły co w ich mocy, aby przypodobać się amerykańskim sojusznikom. "Powiedzieliśmy im, że pomożemy im wejść do NATO, jeśli oni pomogą nam torturować ludzi" - jak cynicznie stwierdził cytowany przez Mayer funkcjonariusz CIA.
Na tle naszych egipskich sojuszników Aleksander Łukaszenko wygląda niegroźnie. Gdzie mu tam do Omara Sulejmana. Łukaszenko wprawdzie tępi opozycję i fałszuje wybory, ale nie podjudza skutecznie do okrutnych wojen, nie torturuje, a 20% społeczeństwa Białorusi nie żyje poniżej granicy ubóstwa, tak jak w Egipcie. Na demonstracje przeciwko władzy w Białorusi przychodzi kilkaset osób, w Egipcie kilkaset tysięcy.
Jednak to nie Sulejman był izolowany na scenie politycznej Europy, to nie przedstawicielom egipskiego reżimu odmawiano wiz do Unii Europejskiej. To nie o prezydencie Egiptu minister Sikorski powiedział, że traktuje swoich obywateli jak zakładników.
USA przekazują Egiptowi 1,3 miliarda dolarów pomocy na cele wojskowe. Dodatkowe środki przekazywane są na realizacje programów pomocy rozwojowej. To niemało jak na kraj ogarnięty korupcją, który systematycznie łamie prawa człowieka.
Łukaszenka jest dyktatorem, którego można bezpiecznie krytykować. Wydaje się, że Białoruś pełni w naszej mainstreamowej ofercie ideologicznej rolę wentyla. Chcesz wyrazić sprzeciw wobec dyktatury, proszę bardzo, specjalnie dla Ciebie przygotowaliśmy Białoruś wraz z Łukaszenką. Możesz zaprotestować, pójść na koncert na rzecz Białorusi, albo wesprzeć dzielne organizacje pozarządowe, które pomagają tamtejszej opozycji. Gorzej, jeśli by Ci przyszło do głowy zainteresować się jak zachowują się nasi przyjaciele w Afganistanie, Egipcie, Jordanii czy Arabii Saudyjskiej.
Czyżbyśmy mieli inny standard dla naszych sojuszników, i inne standardy dla pozostałych?
Marcin Starzewski
Tekst ukazał się na Portalu Spraw Zagranicznych (www.psz.pl).