Zgłębieniu tego tematu pięćdziesięcioletni dziennikarz "Washington Post", obecnie pisujący dla "New York Times Magazine" poświęcił cztery lata nieustannej i niebezpiecznej pracy. Podróżował po Afryce, Ameryce Łacińskiej, Bliskim Wschodzie, Chinach i Rosji, aby poznać i ukazać współzależności między ropą, polityką, ekonomią, demokracją, korupcją, łamaniem praw człowieka i wskaźnikami rozwoju społecznego. Rozmawiał z ponad setką ludzi znających się na ropie - menedżerami firm naftowych, politykami, adwokatami, dysydentami w poszczególnych "roponośnych" krajach, powstańcami, dyktatorami, królami plemiennymi i szejkami, dowódcami wojskowymi. Zasięgał opinii dziesiątków fachowców z czterech kontynentów. Wielokrotnie przywołuje opisy Ryszarda Kapuścińskiego i podziela jego pogląd, że ropa to wielka pokusa i złudzenie co do "szczęśliwej przyszłości świata". Maass powtarza za polskim reporterem: "Ropa zatruwa myślenie, mąci wzrok i psuje duszę".
Książkę Maassa czyta się jak najprawdziwszy kryminał. Jest ona zarazem niezwykłym dowodem na hipokryzję współczesnych polityków - nikogo nie wyłączając. Unaocznia, jak powstają kryzysy i wybuchają wojny "w obronie naszej cywilizacji i podstawowych wartości". Obnaża cynizm tych, którzy na ropie zarabiają miliardy. Lee Raymond, szef ExxonMobil wywodził na przykład w 2003 roku podczas gali nafciarzy w Houston: "Otwiera się przed nami wspaniała okazja do przejęcia odpowiedzialności za poprawę jakości życia na całym świecie. Praktycznie biorąc nic nie może być stworzone bez naszej energii i naszych produktów [...]. Najlepsze lata naszej branży są dopiero przed nami i przyćmią na pewno największe dotychczasowe osiągnięcia [...]. Dla kogoś spoza naszego kręgu wielkość naszych operacji jest wprost niewyobrażalna [...]. Potępiając łamanie praw ludzkich jesteśmy przekonani o tym, że nasza postawa w sprawie praw człowieka stanowi pozytywny przykład dla krajów, w których jesteśmy aktywni".
Zilustrujmy to przykładem z Gwinei Równikowej, państewka afrykańskiego (28 tysięcy kilometrów kwadratowych), które w 1968 roku przestało być kolonią hiszpańską. Od trzydziestu lat rządzi nią były porucznik armii Franco, sześćdziesięcioośmioletni Teodoro Obiang, nota bene porównywany przez prasę zachodnią z Idi Aminem i Mobutu Sesse Seko. Jego rządy nazywane są "autokratyczną kleptokracją". Choć eksportuje ropę za blisko dziewięć miliardów dolarów (głównie do Stanów Zjednoczonych), bogactwo kraju (według CIA około 30 tysięcy dolarów per capita) rozkradane jest przez dyktatora i jego rodzinę. Autor cytuje jednego z nafciarzy: "Korupcja jest naszą ochroną. Sprawia, że jesteśmy bezpieczni i w ciepełku. Dzięki temu wszystko możemy". Prawie 70 procent z blisko półmilionowej ludności musi żyć za mniej niż dolara dziennie. Łamane są wszelkie prawa człowieka. Ponad 80 procent społeczeństwa to analfabeci. Pierwsze pola naftowe odkryto tu około 1990 roku. Od początku największym inwestorem jest Exxon, a centralą finansową faktycznie amerykański Riggs Bank. Obecnie dobowe wydobycie przekracza tu 400 tysięcy baryłek. Maass pisze: "Im więcej Gwinea Równikowa eksportowała i im więcej zabierano ludziom, tym lepsze stawały się stosunki ze Stanami Zjednoczonymi. To, że Obiang jest dyktatorem i łamane są wszelkie prawa człowieka, nie odgrywa dla Stanów Zjednoczonych żadnej roli". Konferował z nim sekretarz stanu Colin Powell, a jego następczyni, Condoleezza Rice, nazwała go publicznie "naszym dobrym przyjacielem". 60 procent dochodów z eksploatacji pól naftowych zabiera inwestor, z pozostałą częścią niech się dzieje, co chce. "Prezydent" pozwala bowiem Exxonowi na wszystko. Oznacza to w praktyce "niepohamowaną dewastację naturalnego środowiska, zatruwanie powietrza, rzek i rozlewisk, zalewanie niebezpieczną mazią wielkich przestrzeni". Choroby i wczesna śmierć.
Nigerią, najludniejszym krajem Afryki (na 920 tysiącach kilometrów kwadratowych mieszka 140 milionów ludzi), z 214-miliardowym PKB, a dochodem per capita 1,4 tysięcy dolarów (65 procent ludności ma dochód poniżej jednego dolara dziennie), zawładnął holendersko-brytyjski koncern naftowy Shell, zaangażowany w eksploatację ropy i gazu w czterdziestu pięciu krajach świata. Wydobycie w delcie Nigru rozpoczął już w roku 1958, na dwa lata przed uzyskaniem przez ten kraj niezależności od Wielkiej Brytanii. Teraz Nigeria jest ósmym w świecie eksporterem ropy, na której w ostatnich latach "zarobiła" ponad 400 miliardów dolarów. Lwią część tego zagarnął koncern, a resztą podzielił się z tymi, którzy, skorumpowani, decydują o udzielaniu koncesji. Stanowiąc jeden procent ludności, zabierają ponad 90 procent "państwowych" dochodów. Bunty, rebelie, powstania muszą być w tych warunkach czymś "naturalnym". Tłumiąc je, własna armia i najemnicy stosują - jak pisze Maass - prawo dżungli. Mordują, wpędzają, palą wsie, niszczą miasta. Broń dla armii dostarczały między innymi statki z napisem "Halliburton". W firmie tej działał Dick Cheney, późniejszy wiceprezydent mocarstwa, które odbiera 40 procent wydobywanej w Nigerii ropy. Zauważmy, że także Condoleezza Rice przez wiele lat była związana z tą firmą. W kontekście rzekomej "największej katastrofy ekologicznej świata" najważniejsze są dwie kwestie. Pierwsza to setki strzelających pod niebo "pochodni". W Nigerii spala się codziennie ponad siedem milionów metrów sześciennych gazu - 55 procent z tego, co się wydobywa. Na wodach delty Nigru oraz niezliczonych rzek z dopływami unosi się - i to jest druga kwestia - płaszcz ropy. Jak podaje autor, w ubiegłych dekadach co tydzień notowano około pięćdziesięciu awarii przy wydobywaniu ropy. Trzydzieści milionów ludzi mieszkających w delcie od dawna żyje w warunkach, jakie wskutek awarii na platformie BP w Zatoce Meksykańskiej mogłyby, gdyby nie energiczne działania, zagrażać obecnie wielu częściom Stanów Zjednoczonych Ameryki.
Trzeci przykład niczym nieograniczonego i katastrofalnego niszczenia środowiska naturalnego i wynikającej z tego skrajnej ludzkiej biedy to działalność Texaco w prowincji Oriente Ekwadoru. Zanim zaczęto w tym andyjskim kraju wydobywać pół miliona baryłek dziennie, z czego większość przesyłana jest rurociągami do Kalifornii, musiano wyrąbać setki tysięcy kilometrów kwadratowych dżungli, zainstalować na zbadanych terenach roponośnych urządzenia wydobywcze, wybudować sieć przesyłową, stworzyć niezbędną infrastrukturę dla eksploatacji olbrzymich zasobów gazu, przeważnie następnie "sfajczonego". Nikt nie zliczył, ile trucizny ulotniło się w powietrze Amazonii. Nie wiadomo też dokładnie, ile ropy wycieka z nieszczelnych rur przesyłowych i jak rozległe są rozlewiska z tak zwaną "produced water", czyli wodą wpompowaną w szyby naftowe dla podniesienia ciśnienia wytrysku i następnie wypływającą wraz z ropą na powierzchnię i dalej w dorzecze Amazonki. Oriente jest przykładem szczególnie bezwzględnego niszczenia przyrody dla zysku. Paradoks - jak pisze Maass - polega na tym, że "jeden z najbardziej dbających o środowisko stan Stanów Zjednoczonych, Kalifornia, czerpie swą energię z regionu skazanego przez to na katastrofę ekologiczną" dotykającą miliony ludzi.
Książka Petera Maasa, mająca podtytuł "krwawy interes" jest wielowątkowa. Wiele jest w niej o tym, jak pod różnym politycznym i ideologicznym kamuflażem wywołuje się i prowadzi wojny. Mowa jest i o rewolucjach w Iranie, gdzie w 1953 roku wskutek przygotowanego przez CIA (kierowniczą rolę odegrał wnuk Theodore’a Roosevelta) puczu usunięto premiera Mossadeka, który znacjonalizował przemysł naftowy, i o pierwszej oraz drugiej wojnie w zatoce. Uderzające jest podobieństwo argumentów, jakimi uzasadnia się stosowanie militarnej przemocy. Jak Dick Cheney w Nashville w 2002 roku, który - jak cytuje autor - widział konieczność przeprowadzenia ofensywy militarnej przeciw nieposłusznym rządom, gdyż "zagrażają one interesom Stanów Zjednoczonych, a więc pokojowi na świecie", tak i wcześniej w przypadku Iranu przywoływano "ludzkość", znajdującą się w niebezpieczeństwie odcięcia od ropy i źródeł energii.
W rzeczy samej fakt, że wspierane armiami kolonizatorów wszechpotężne firmy kontrolują obecnie jedynie około 15-20 procent wydobycia ropy/gazu i ich rezerw (a nie całość, jak miało to miejsce w dziewiętnastym i w połowie dwudziestego wieku), zmusza wielkie koncerny zachodnie do coraz intensywniejszych poszukiwań i droższych inwestycji. Trwa w ten sposób wyścig o panowanie nad źródłami energii, oczywiście - jak zaznacza autor - w interesie cywilizacji i postępu. Wyścig tym ostrzejszy, im bardziej rośnie świadomość, że zasoby ropy wcale nie są niewyczerpalne. Od tego Maass rozpoczyna swoją opowieść w rozdziale pierwszym. Stwierdza, że większość krajów OPEC mocno przesadza przy podawaniu swoich możliwości wydobywczych i rezerw. W Arabii Saudyjskiej zasoby podlegają najściślejszej tajemnicy państwowej. Jeden z ekspertów przywołanych przez autora powiedział mu wprost: "Prawdopodobnie w świecie nie ma tak dużo ropy, jak się sądzi". W aneksie do swej książki - zastrzegając, że chodzi o te ilości, które według obecnych danych geologicznych i możliwości technicznych można w istniejących warunkach gospodarczych uznać za wydobywalne - Maass podaje, że w rankingu tym prowadzi Arabia Saudyjska z 265 miliardami baryłek (21 procent), następny jest Iran (137 miliardów baryłek - 10,9 procent), Irak (115 miliardów - 9,1 procent), Kuwejt (115 miliardów - 8,1 procent),Wenezuela (99 miliardów - 7,9 procent), Zjednoczone Emiraty Arabskie (97,8 miliardów - 7,8 procent) i Federacja Rosyjska (79 miliardów - 6,3 procent). Wymienia jeszcze Libię, Kazachstan, Nigerię, Stany Zjednoczone, Katar i Chiny (z 1,2 procentowym udziałem). Wśród państw z udziałem poniżej jednego procenta. wydobywalnych zasobów Maas wykazuje czternaście dalszych krajów, wśród nich Norwegię i Wielką Brytanię. Światowe rezerwy, wedle danych BP, na które powołuje się autor, sięgają 1 280 miliardów baryłek, z czego na państwa OPEC przypada blisko 80 procent, a na kraje byłego ZSRR - 10 procent. Na jak długo to starczy? Na to pytanie autor, analizując zarówno możliwą dynamikę rozwoju, jak i ruch cen, odpowiada: na pewno nie poza nasz wiek.
I to jest powód, aby próbować sięgać po nowe techniczne metody rozeznania kolejnych obszarów wydobywczych i ich eksploatacji. Posługiwanie się od dawna stosowaną technologią, polegającą na wpompowaniu wody i gazu w istniejące, lecz stopniowo wyczerpujące się odwierty, bądź też na wywoływaniu pożarów na polach naftowych dla zwiększenia ciśnienia wytrysku (bez liczenia się z konsekwencjami środowiskowymi), już nie wystarczy. Śmiałość i determinacja rządzących wydobywaniem ropy zdaje się nie znać granic. Skoro obecnie myśli się nawet o eksploracji planet naszego systemu słonecznego w celu znalezienia nowych źródeł energii, to praktyka wydobywania ropy (gazu) spod dna mórz i oceanów musi się wydawać całkiem normalna. A że przy tym dochodzi do "awarii" powodujących katastrofy ekologiczne, jak ostatnio (nie pierwszy zresztą raz w wydaniu BP) w Zatoce Meksykańskiej? To cena postępu – odpowiada się na to. A co do skutków dla ludzi, to - jak mówi wielu przywoływanych przez Maassa ekspertów - "nie nasz problem".
Peter Maass: "Oel. Das blutige Geschaeft", Verlag Droemer/Knaur, Monachium 2010.
Julian Bartosz
Recenzja ukazała się na stronie internetowej "Recyclingu Idei" (www.recyklingidei.pl).