Swoje poparcie dla rezolucji Gruzja wyraziła ustami swojego ambasadora w Waszyngtonie. Ambasador Temur Jakobaszwili powiedział w obecności dziennikarzy, że stanowisko Senatu oznacza podjęcie jeszcze jednego ważnego kroku ze strony strategicznego partnera, dla którego integralność terytorialna Gruzji jest kwestią o zasadniczym znaczeniu.
Jak można się było spodziewać, na rezolucję amerykańskiego senatu w sposób zdecydowany zareagowała Rosja. Przedstawiciel rosyjskiego MSZ Aleksandr Łukaszewicz określił rezolucję jako zdartą płytę, powtarzającą slogany o rzekomym naruszaniu integralności terytorialnej i suwerenności Gruzji. Rosyjski dyplomata odniósł się też do użycia w senackiej rezolucji terminu "okupacja". Niejednokrotnie już wskazywaliśmy na absurdalność użycia tego terminu w danym kontekście. Na terytorium Gruzji nie ma ani jednego rosyjskiego żołnierza. W regionie są rosyjskie kontyngenty wojskowe, lecz znajdują się one na terytoriach Abchazji i Południowej Osetii - państw uznanych przez Rosję za suwerenne po zbrodniczej awanturze wojennej Saakaszwilego w sierpniu 2008 roku - oświadczył Łukaszewicz. Jego zdaniem, nie można mówić o okupacji, skoro wojska te znalazły się tam na mocy odpowiednich umów międzypaństwowych między Federacją Rosyjską a tymi niezawisłymi państwami tzn. za ich otwarcie wyrażoną zgodą. Podkreślił też, że z punktu widzenia prawa międzynarodowego o okupacji można mówić wówczas, gdy jakiś kraj sprawuje faktyczną kontrolę nad obszarem innego państwa i jego mieszkańcami, kiedy zamiast władz miejscowych rządzą władze okupacyjne. Tymczasem – jak twierdzi przedstawiciel rosyjskiego MSZ - rosyjskie władze nie wydają żadnych aktów normatywnych obowiązujących dla miejscowych obywateli. Warto w tym miejscu przypomnieć, że 26 sierpnia mają się odbyć w Abchazji wybory przyspieszone prezydenckie po śmierci dotychczasowego prezydenta Siergieja Bagapsza.
Zapewne nieprzypadkowo przyjęcie rezolucji przez amerykański Senat zbiegło się w czasie z oświadczeniem Gruzji o gotowości rozpatrzenia konstruktywnych propozycji dotyczących pokojowego uregulowania konfliktu. Poinformowała o tym wiceminister spraw zagranicznych Nino Kałandadze odpowiadając na ofertę dialogu z Tbilisi, jaką przedstawił kandydujący w wyborach prezydenckich w Abchazji, były premier tej republiki Aleksandr Ankwab. Również w wydanym 7 sierpnia oświadczeniu gruziński MSZ powtarza, iż władze Gruzji wybrały politykę pokojową, ukierunkowaną na dialog. W tym samym oświadczeniu formułowane są ostre zarzuty pod adresem Rosji. Moskwę oskarża się o organizowanie i finansowanie aktów terroru w pozostałej, nie okupowanej części Gruzji. Natomiast na terenach okupowanych czyli w Abchazji i Południowej Osetii władze rosyjskie - jak twierdzi komunikat - przeprowadzają ćwiczenia wszystkich rodzajów wojsk okupacyjnych a także w szybkim tempie następuje militaryzacja tych terenów wraz z budową tam baz wojskowych. Jednocześnie w tym samym oświadczeniu stwierdza się, że społeczność międzynarodowa pozbawiona jest możliwości otrzymywania wiarygodnych informacji z terenów okupowanych. Wynikałoby stąd, że dobrze poinformowana Gruzja znalazła się poza źle poinformowaną wspólnotą międzynarodową.
Antyrosyjska histeria stała się już w Gruzji zjawiskiem normalnym. Świadczy o tym także rozdęta propagandowo sprawa fotoreporterów oskarżonych o szpiegostwo na rzecz Rosji. Jednak z powodu braku przekonywujących dowodów ostatecznie otrzymali oni wyroki w zawieszeniu.
Bolesław K. Jaszczuk