Od lat bogacąca się Norwegia stała się krajem, który przyjął liberalną politykę wobec imigrantów. Społeczeństwo Norwegii, bogate w zasoby naturalne i z nadwyżką w budżecie to jednocześnie kraj, który stać na hojny system opieki socjalnej - nic dziwnego, wobec tego, że od dwóch kadencji sprawuje tam władzę partia socjaldemokratyczna - o liberalnych poglądach w kwestiach obyczajowych i wolnorynkowych. Sytuacja Norwegii jest w pewnym sensie szczególna - jest to kraj będący bardzo wysoko w hierarchii państw kapitalistycznych, gdzie zasoby naturalne szczęśliwie są w stanie finansować życie na powszechnym, wysokim poziomie. Ten cieplarniany komfort przez lata sprzyjał rosnącej imigracji. W Norwegii, według danych Eurostatu ponad 9 procent społeczeństwa to obcokrajowcy, jednakże zdecydowana większość spośród imigrantów to imigranci pierwszego pokolenia - ta wieloetniczność jest wobec tego zjawiskiem stosunkowo świeżym. Choć sytuacja imigrantów jest dość skomplikowana i nie należy do łatwych [w wyniku kryzysu odnotowano na podstawie badań z 2010 roku wzrost bezrobocia o 1% wśród Norwegów i aż o 3% wśród imigrantów] to sama ich obecność, a napływ imigrantów do Norwegii to proces nasilony podczas ostatniej dekady, dokonała istotnych przetasowań w zbiorowej świadomości.
Zamachy sprzed paru dni to pierwszy, skrajny symptom utraty gruntu pod nogami, utraty pozycji przez radykalnie konserwatywny blok polityczny w Europie. Akt mordu, jakiego dokonał Anders Behring Breivik nie będzie potencjalnym katalizatorem dla działalności jego frakcji, był natomiast efektem porażki konserwatywnej, ksenofobicznej koncepcji eurocentryzmu - morderca w obliczu porażki swej ideologii wpadł w pętlę autodestrukcji, dokonując rzeczy strasznej, wynikłej wprost z fundamentalizmu chrześcijańsko-narodowego, który jednocześnie kazał mu wierzyć że dobrobyt w ramach wolnorynkowej gospodarki zarezerwowany jest tylko dla 'swoich'. Europejski kult jedynej drogi od wielu wieków gnieździł i nadal gnieździ się w wyobrażeniach społecznych mieszkańców Starego Kontynentu. Ten kult każe wierzyć, że z religią lub bez niej Europa to kontynent wybrany i dobrobyt, bezpieczeństwo oraz świetlana przyszłość dostępna, dana będzie Europie tylko w wyniku konserwatywnej polityki różnego stopnia izolacji narodowej, zarówno na szczeblu etnicznym jak i gospodarczym. Określając swych wrogów jako "kulturowych marksistów" Breivik tylko częściowo trafnie zobrazował przyczyny stojące za postępującym procesem zaniku państw etnicznych - do tego prowadzą bowiem zarówno ideologia lewicowego internacjonalizmu oraz równocześnie ideologia klasycznie liberalna, która transformuje kulturę, dokonując globalizacji, bezlitośnie podporządkowując państwa wymogom maksymalizacji zysku.
Lęk przed utratą uprzywilejowanych miejsc na rynku pracy, lęk przed śmiercią konserwatywnych wartości - to powszechne społeczne odczucia i realne zagrożenie. Podczas gdy w - z reguły - obciachowej Polsce potrafią one przybrać kształt obrony smoleńskiego krzyża pod pałacem prezydenckim, w Norwegii reakcja na te same lęki - które spotęgowane są błyskawicznym tempem przemian - doprowadziła do rzeczy o wiele potworniejszej, w której młodzi socjaldemokraci zupełnie nieświadomie wzięli udział w tragicznych wydarzeniach zainicjowanych lękiem spotęgowanym przez przekonania religijne. Wielu, w tym Breivik nie wyobraża sobie Europy, w której rasa i religia przestaje odgrywać znaczenie. Te potężne w Europie korzenie nacjonalizmu naznaczyły faszyzmem historię wieku XX, wiek XXI bezlitośnie weryfikuje umierające wyobrażenia konserwatywnych frakcji, nie wszyscy będą w stanie znieść ten ból - życzmy sobie jednak, by Symptom norweski nie rozprzestrzeniał się dalej...
Tymoteusz Kochan