Kryzys uderza w liberałów
Kraje dotknięte kryzysem łączą cztery strukturalne podobieństwa. Po pierwsze, łączny poziom opodatkowania w każdym z nich jest znacznie niższy niż w całej UE. O ile średni udział podatków w PKB w Unii wynosi 39,7%, to w Irlandii czy na Łotwie nie przekracza 30%, a w Grecji w 2009 r. wynosił 30,3%. Niskie podatki sprawiają, że państwo ma ograniczone możliwości przeciwdziałania negatywnym trendom. Traci też szanse na realizację długoterminowych celów w polityce makroekonomicznej. Warto zwrócić uwagę, że największy deficyt finansów publicznych występuje w państwach o najniższych podatkach: w Irlandii, Grecji czy na Łotwie. Tymczasem w skandynawskich welfare states deficyt jest bardzo niski, chociaż wszystkie te kraje podjęły zdecydowane działania antykryzysowe.
Po drugie, państwa najbardziej dotknięte kryzysem łączy pasywna polityka na rynku pracy. W najbogatszych krajach UE państwo jest ważnym podmiotem na rynku pracy. M.in. dzięki potężnym inwestycjom publicznym kraje skandynawskie mają najwyższe wskaźniki zatrudnienia z całej UE, a najniższe bezrobocie jest obecnie w Austrii i Holandii. We wszystkich tych państwach rządy uruchamiają systemowe programy tworzenia nowych miejsc pracy, przeznaczając olbrzymie wydatki na walkę z bezrobociem. Tymczasem w republikach nadbałtyckich i krajach śródziemnomorskich państwo mało angażuje się w tworzenie nowych miejsc pracy, a wydatki na aktywne formy walki z bezrobociem są relatywnie niskie. Na dodatek kryzys w tych państwach jest bodźcem do masowych zwolnień w budżetówce.
Po trzecie, kraje najbardziej dotknięte kryzysem łączy mało rozbudowana i selektywna polityka społeczna, w tym szczególnie brak rozbudowanych, uniwersalnych świadczeń rodzinnych. Wszystkie te państwa mają zdecydowanie niższe od średniej unijnej wydatki na zabezpieczenia społeczne, jest w nich mało świadczeń uniwersalnych, a państwo podejmuje niewiele działań, aby przyczynić się do aktywizacji kobiet na rynku pracy (dotyczy to szczególnie Grecji i Hiszpanii). Głównym podmiotem, który ma rozwiązywać problemy społeczne, jest rodzina patriarchalna. Bez niej osoba pozbawiona pracy może liczyć jedynie na pomoc Kościoła lub organizacji charytatywnych.
Wreszcie, po czwarte, kraje najbardziej dotknięte kryzysem są silnie uzależnione od kapitału zagranicznego i mają liberalne ustawodawstwo dotyczące obrotu kapitałem finansowym. W ten sposób są narażone na bańki spekulacyjne, a w sytuacjach kryzysowych następuje w nich szybki odpływ kapitału.
Kraje spełniające te cztery warunki podczas kryzysu nie mają instrumentów do przeciwdziałania negatywnym trendom. Słabe państwo nie umie się bronić przed atakami spekulacyjnymi ani reagować na wzrost bezrobocia. W konsekwencji rośnie deficyt finansów publicznych i dług publiczny, spada poziom inwestycji, rozpoczyna się odpływ kapitału zagranicznego.
Schemat walki z kryzysem w tych państwach jest ten sam. Grecki plan oszczędnościowy przypomina działania podjęte wcześniej przez Litwę czy Łotwę. Zakłada on m.in.: zmniejszenie kwoty wolnej od podatku, podwyżkę podatku VAT, wydłużenie tygodnia pracy, zwolnienia w administracji publicznej i przyspieszenie prywatyzacji. Rząd grecki wprowadza wiele rozwiązań, które pogorszą sytuację obywateli, a w żaden sposób nie przyczynią się do modernizacji kraju ani do stworzenia nowych miejsc pracy. Grecki program antykryzysowy to pomysł na cofnięcie kraju w rozwoju o co najmniej pięć lat, bez szansy na szybką poprawę sytuacji. Trudno się dziwić, że większość społeczeństwa protestuje przeciwko tym planom. W wyniku polityki niskich podatków, małej roli sektora publicznego i dużej zależności od kapitału zagranicznego Grecja stanęła przed destrukcyjną alternatywą: albo radykalnie ciąć wydatki publiczne, obniżać wynagrodzenia i emerytury, albo zapożyczać się u międzynarodowych instytucji finansowych i na wiele lat uzależniać się od ich wymagań. W praktyce kraje dotknięte kryzysem realizują obydwa te scenariusze. Zadłużają się, a warunkiem przyznania kredytów jest przyjęcie rozwiązań niekorzystnych dla większości społeczeństwa.
Przez wiele lat liberalni eksperci chwalili kraje nadbałtyckie i Irlandię, nie zwracając uwagi na wysoki poziom ubóstwa, rosnące wskaźniki rozwarstwienia, zależność tych gospodarek od kapitału zagranicznego, wysokie zadłużenie i brak instrumentów ochronnych ze strony państwa. Mała rola sektora publicznego, niskie płace i podatki, elastyczne prawo pracy oraz otwartość na gospodarkę globalną stały się niekwestionowanymi dogmatami. Po kilku latach prosperity międzynarodowy kryzys obnażył słabość tego modelu gospodarki. Litwa czy Irlandia stanęły w obliczu krachu, pozbawione środków do przeciwstawienia się mu.
Podobnie jak w latach 70. obecny kryzys pierwotnie dotknął kraje rozwinięte. W ciągu kilkunastu miesięcy w najbogatszych państwach UE pogorszyła się większość głównych wskaźników makroekonomicznych. Przyjęły one jednak wobec kryzysu postawę aktywną. Niemcy czy Francja przeznaczyły dziesiątki miliardów euro na działania antykryzysowe. Kryzys stał się okazją do modernizacji technologicznej, przywrócenia bezpośredniego sterowania popytem i tworzenia nowych miejsc pracy.
Grecka pułapka
Co w obecnej sytuacji powinna zrobić Grecja? Przede wszystkim rząd powinien ogłosić niewypłacalność i o kilka lat przesunąć spłatę kredytów wobec banków zachodnich. Jeżeli kraje UE są naprawdę solidarne z Grecją, powinny zrozumieć jej trudną sytuację i spłacić część jej długów, pozwalając greckiemu rządowi na podjęcie działań chroniących jej obywateli. Kryzys mógłby też stać się okazją do przeorganizowania greckiego modelu państwa. Grecja powinna trwale podnieść obciążenia fiskalne, w tym podatek od banków i CIT, oraz zwiększyć wydatki na zabezpieczenia społeczne. Odwrotnie niż w programie antykryzysowym mogłaby też podnieść kwotę wolną od podatku, tak aby stymulować popyt wewnętrzny. Planowane przyspieszenie prywatyzacji nie jest żadnym remedium na recesję, a w dłuższej perspektywie naraża państwo na brak stabilności. Dlatego znacznie mądrzejszym rozwiązaniem ze strony rządu greckiego byłby wzrost udziału państwa w gospodarce, a nawet czasowa lub trwała nacjonalizacja części przedsiębiorstw. Głównym skutkiem kryzysu ostatnich lat w krajach bogatych był wzrost roli państwa i większa kontrola sektora prywatnego, w tym szczególnie bankowego. Większość krajów rozwiniętych uruchomiła programy stymulowania popytu wewnętrznego m.in. poprzez inwestycje w budownictwo, nowe technologie czy edukację. Obecnie Szwecja czy Niemcy cieszą się stabilnym rozwojem i wzrostem zatrudnienia. Niestety rządy bogatych krajów narzucają biedniejszym sojusznikom rozwiązania odwrotne do tych, które wprowadzają u siebie. Rządy Grecji, Hiszpanii czy Łotwy zamiast ulegać tym naciskom, powinny twardo bronić interesów własnych obywateli. Tymczasem Grecja prowadzi wyłącznie działania defensywne, mające na celu ratowanie się przed zapaścią. Zamiast dążyć do rozwoju państwa i poprawy warunków życia społeczeństwa, skupia się na prywatyzacji, cięciach socjalnych i na chaotycznym poszukiwaniu oszczędności w sektorze publicznym.
Polska droga do recesji
W Polsce makroekonomiczne skutki kryzysu na razie są mało widoczne, a elity władzy i liberalni eksperci wciąż twierdzą, że kryzys omija nasz kraj. Z drugiej strony, pojawia się coraz więcej niepokojących sygnałów, na które rząd nie zwraca uwagi. W budżecie na bieżący rok minister finansów zamroził płace w sferze budżetowej, a w przyszłym roku płace w budżetówce nadal mają pozostać niezmienione. Wydatki na aktywne formy walki z bezrobociem w tym roku radykalnie spadły, a w przyszłym rząd nie planuje ich podwyższyć. Tymczasem bezrobocie niezmiennie przekracza 10%, a odsetek osób bez pracy pobierających zasiłek należy do najniższych w UE. Rząd nie wprowadza też żadnych całościowych projektów modernizacji technologicznej kraju ani znacząco nie zwiększa wydatków na służbę zdrowia czy edukację. Mimo to szybko rośnie dług publiczny, który sięgnął już 55%, czyli 10 pkt procentowych więcej niż w 2007 r. Skokowo wzrósł też deficyt finansów publicznych - w zeszłym roku osiągnął poziom 7,9%, podczas gdy trzy lata wcześniej wynosił 1,9%.
Warto zwrócić uwagę, że Polska strukturalnie coraz bardziej upodabnia się do tych krajów, które dotknął kryzys. Podatki w Polsce są o wiele niższe niż w większości państw Unii. Według danych Eurostatu w 2009 r. obciążenia fiskalne w Polsce wynosiły zaledwie 31,8%. Tylko siedem krajów w UE ma niższe obciążenia fiskalne niż Polska. Również wydatki na zabezpieczenia społeczne są w naszym kraju znacznie niższe niż w większości krajów UE. W 2008 r. wynosiły one zaledwie 18,6% PKB przy średniej unijnej 26,4%. Szczególnie niski odsetek PKB Polska przeznacza na świadczenia zdrowotne (zaledwie 4,4% PKB, podczas gdy w UE 7,5%), świadczenia dla bezrobotnych (0,4% PKB przy średniej unijnej 1,3%) oraz na politykę prorodzinną (0,7% PKB, czyli najmniej ze wszystkich państw UE). Trudno w tej sytuacji się dziwić, że w Polsce jest bardzo wysoki poziom ubóstwa i niskie wskaźniki zatrudnienia.
Polska spełnia więc co najmniej trzy warunki sprzyjające kryzysowi, a są to: niskie podatki, mało rozbudowana polityka na rynku pracy oraz niskie i selektywne świadczenia społeczne, w tym szczególnie rodzinne. W mniejszym stopniu spełniony jest jedynie czwarty warunek: Polska nie jest aż tak uzależniona od kapitału zagranicznego jak Irlandia czy Grecja.
Co robić?
W polskiej debacie publicznej dominują obecnie dwie opcje. Jedna rządowa, której kontynuacja grozi realizacją scenariusza greckiego. Rząd Donalda Tuska utrzymuje niskie podatki i selektywne świadczenia społeczne, nie inwestuje w nowe technologie, stopniowo tnie wydatki na aktywne sposoby walki z bezrobociem, konsekwentnie prywatyzuje przedsiębiorstwa publiczne. W wyniku tej polityki państwo traci możliwości rozwojowe, a przy utrzymującym się wysokim długu publicznym i deficycie oraz niestabilnym otoczeniu międzynarodowym łatwo może dojść do załamania finansów.
Z drugiej strony, coraz większą popularnością cieszą się propozycje, których urzeczywistnienie doprowadziłoby do błyskawicznej katastrofy. Są to recepty Leszka Balcerowicza i Krzysztofa Rybińskiego, którzy postulują obniżkę podatków, cięcia wydatków socjalnych, zwolnienia w administracji publicznej i pospieszną prywatyzację. W wyniku tych działań nastąpiłby szybki wzrost bezrobocia, spadek popytu wewnętrznego, wzrost deficytu finansów publicznych i dalsze ograniczenie możliwości interwencji państwa. Krótko mówiąc, jest to przepis, jak szybko doprowadzić kraj do katastrofy.
Uwzględniając rosnące potrzeby służby zdrowia, niedofinansowanie edukacji czy zły stan dróg, jak też wysoki dług i deficyt finansów publicznych, polski rząd powinien znacząco zwiększyć łączne obciążenia fiskalne. Wzrost podatków nie powinien jednak dotyczyć mało zarabiających obywateli, ale najbogatszych. Rząd powinien więc zwiększyć progresję PIT (np. wprowadzić trzecią stawkę na poziomie 50%) i podwyższyć podatek CIT. Warto byłoby też podnieść kwotę wolną od podatku, by zwiększyć popyt i poprawić sytuację osób najgorzej sytuowanych. Dzięki większym wpływom z podatków państwo powinno zacząć prowadzić aktywną politykę na rynku pracy i rozbudowaną politykę rodzinną. Dopiero wtedy można będzie mówić o całościowym pakiecie antykryzysowym, a Polska dołączy do zielonego kontynentu państw rozwiniętych.
Tekst ukazał się w tygodniku "Przegląd".