Świat zachodni od lat pomaga najuboższym regionom. To prawda, nawet poprawiły się pewne wskaźniki, bo w latach 60. XX wieku umierało rocznie 20 milionów dzieci przed ukończeniem 5.roku życia. Ale Peter Singer pokazuje hipokryzję działań Zachodu. Senegalscy rybacy na przykład nie mogą utrzymać się z połowów, gdyż przy brzegach Afryki Zachodniej nie ma już ryb - zasoby zostały wyeksploatowane przez przemysłowe floty rybackie z Europy, Chin, Rosji. Stany Zjednoczone wraz z Europą emitują do atmosfery dwie trzecie gazów cieplarnianych. Istnieje niebezpieczeństwo, że zmniejszą one poziom opadów atmosferycznych w okolicach równika, co odbierze tamtejszym rolnikom możliwość utrzymywania się z uprawy pól. Inny problem to motywy udzielania i rozdział zachodniej pomocy. W okresie zimnej wojny liczyło się przede wszystkim utrzymywanie krajów Trzeciego Świata z dala od wpływów radzieckich, co m.in. skutkowało - jak pisze Singer - zasilaniem szwajcarskich kont kongijskiego dyktatora Mobutu Sese Seko (teoretycznie wliczało się te kwoty jako pomoc dla najbiedniejszych państw). W 2008 r. (czyli już po zakończeniu zimnej wojny) 29,5 procent sumy, którą USA przeznaczyły na pomoc zagraniczną, trafiło do Iraku, a 10 najbiedniejszych państw świata zostało zasilonych ledwie 5 procentami z amerykańskiego budżetu pomocy. Inny powód, dla którego nie można obiektywnie ocenić rzeczywistej skali wsparcia dla państw najsłabiej rozwiniętych, to fakt, że np. Stany Zjednoczone czy Australia wiążą swoją pomoc z nabywaniem artykułów, jakie same produkują. I tak żywność o wartości blisko 2 miliardów dolarów, przeznaczona na pomoc zagraniczną, musi być wyprodukowana w Stanach Zjednoczonych, a potem przetransportowana amerykańskimi statkami do krajów docelowych. Gdyby kupiono zboże bliżej miejsc przeznaczenia, koszty zostałyby obniżone, czyli można by nabyć więcej ziarna i nakarmić większą liczbę ludzi. Nie mówiąc już o tym, że importowanie produktów spożywczych zmniejsza motywację miejscowych rolników do podniesienia produkcji żywności.
Pokaźne liczby dolarów przeznaczonych na walkę z biedą w ogóle są iluzoryczne - dowodzi Singer. Skoro bowiem w ciągu 50 lat Zachód wydał na pomoc 2,3 biliona dolarów, to znaczy, że w roku dało to 46 miliardów, na jednego mieszkańca zatem przypadło raptem około 60 dolarów, co stanowiło 0,3 procent rocznego dochodu (30 centów od każdych zarobionych 100 dolarów). A indywidualne fortuny ludzi Zachodu rosną, zyski zaś bywają wykorzystywane w sposób głupi i niebezpieczny dla globu (np. zakup wielkich łodzi czy raczej ogromnych, czterosilnikowych statków zużywających 8 tysięcy litrów paliwa na godzinę). Czas, byśmy przestali myśleć o takich sposobach wydawania pieniędzy jak o niemądrych, lecz nieszkodliwych przejawach próżności, i zaczęli patrzeć na nie jak na świadectwo jawnego braku troski o innych ludzi.
Singer, jak sam pisze, nie zamierza krytykować ludzi za wydawanie fortun na zaspokojenie własnych przyjemności, negatywnie natomiast ocenia kulturę, dla której taki styl życia jest znamienny. Zastanawia się nad skutecznymi formami pomocy najbiedniejszym - przywołuje przy tej okazji chwalebne przykłady działalności filantropijnej (choćby małżeństwa Gatesów), wciąż jednak jest zdania, że w stosunku do własnych dochodów ludzie Zachodu bardzo małym kosztem chcą zapewnić sobie moralny komfort.
Autor "Życia, które możesz ocalić" bynajmniej nie jest malkontentem. Docenia szereg działań, które przyniosły pozytywne efekty. Pisze chociażby o wieloletniej działalności WHO, ONZ-owskim Projekcie Wiosek Milenijnych (kierowanym przez Jeffreya Sachsa) - miejscowa społeczność decyduje - przy pomocy konsultanta - o formie wsparcia. Wspomina o ważnych inicjatywach konkretnych osób, które odmieniły życie wielu ludzi (system mikropożyczek zapoczątkowany przez Muhammada Yunusa; poprawa sytuacji kobiet segregujących śmieci w Mozambiku - inicjatywa uniwersyteckiej wykładowczyni oraz organizacji Oxfam; fundacja australijskiego okulisty pomagająca odzyskać wzrok biedakom w Nepalu i Erytrei). Ale to wszystko, jego zdaniem, to wciąż zbyt mało. Ludzie z inicjatywą, hojni powinni głośno mówić o tym, co robią i ile pieniędzy przekazują, bo dopiero w ten sposób tworzy się kultura dzielenia się. Singer zauważył, że rozgłos towarzyszący akcjom charytatywnym mobilizuje innych ludzi, przyciąga ich i datki rosną (przykładem tego mechanizmu u nas jest Orkiestra Świątecznej Pomocy).
"Życie, które możesz ocalić" zwraca uwagę na najistotniejszy problem współczesnego świata, budzi w czytelniku niezgodę na utrwalającą się sytuację, a jednocześnie uwodzi pasją autora połączoną z odrobiną idealizmu. Rodzi się przy okazji żal, że u nas ciągle jeszcze nie umiemy dostrzec globalnych problemów, nie mamy świadomości, iż dotyczą również nas i nie umiemy działać dla szerszego dobra.
Peter Singer, "Życie, które możesz ocalić", Wyadwnictwo "Czarna Owca", Warszawa 2011, s. 276.
Małgorzata Kąkiel