Jednoznacznie deklarując poglądy, Kinga Dunin podkreśla znaczenie lewicowej empatii, która rozbija granice między klasami, grupami społecznymi, płciami. Dlaczego akurat lewicowej? Bohaterka książki wie oczywiście o tym - i mówi to - iż ludzie z istoty swojej są mniej lub bardziej wrażliwi na cierpienie innych (osób, zwierząt), ale już to z kim bardziej jesteśmy skłonni współodczuwać krzywdę, zależy od tradycji, wychowania, polityki. Najlepiej, gdy od najmłodszych lat wyrabia się w człowieku odruch niezgody na sprawianie komuś bólu czy na jego trudną sytuację. Takie wychowanie poprzedzałoby światopogląd, ale system wpajanych zasad też ma jednak znaczenie. Kinga Dunin powołuje się m.in. na przykład debaty nad książką Barbary Ehrenreich: Za grosze, opowiadającej o życiu ludzi pracujących w Stanach Zjednoczonych za najniższe stawki, niepozwalające jedynie umrzeć (dotyczy to około 10 procent amerykańskiego społeczeństwa). Zdecydowana większość lewicowych uczestników dyskusji była poruszona, natomiast biorący też w niej udział Rafał Ziemkiewicz stwierdził: „No cóż, to są konieczne koszty wzrostu gospodarczego”. To, oczywiście, może być jednostkowy przypadek lub pogląd wyrażony akurat w danej sytuacji, ale Dunin stawia tezę, że empatia lewicowa swym zakresem obejmuje Innego, prawicowa zaś tylko swoich.
Wiele zła sferze etyczno-moralnej wyrządził źle pojmowany i wadliwie realizowany w Polsce liberalizm, który z istoty swojej jest egalitarny, a prawdziwy liberał - nawet gdy czuje się silnie związany z konserwatywnymi wartościami - nie ma nic przeciwko temu, by inni postępowali, jak chcą. Rozmówczyni Sierakowskiego obrazowo w postaci ojca liberalizmu postrzega Adama Smitha, a matki - Johna Stuarta Milla. Jej zdaniem, w Polsce dominującą pozycję ma liberalny ojciec (w patriarchalnej kulturze rzecz normalna), natomiast matki - szanującej prawa człowieka, wolność, przestrzegającej jasnych zasad sprawiedliwości społecznej - nie ma. W jakiejś mierze zastępuje ją Kościół (na progu transformacji ustrojowej „Solidarność” spłacała bowiem dług duchowieństwu, a liberałowie skoncentrowali się na gospodarce). W rezultacie politycy, zajmując się zagadnieniami pozagospodarczymi, używają języka kościelnych hierarchów, a społeczeństwo miesza stare przyzwyczajenia ze współczesnym wygodnictwem. Wciąż w naszym kraju ważna symbolika narodowa i boska żyje tylko w sferze publicznej, natomiast kiedy rytuały się kończą i ludzie zaczynają się zajmować codziennością, owe wartości przestają działać, innych zaś nie ma. Zwłaszcza że Kościół dezawuuje wszystkie wartości, z którymi się nie zgadza. Do tego gospodarczy liberalizm ma do zaproponowania głównie konkurencję między jednostkami i wolność, jaką rzekomo przynosi wolny rynek. W tej sytuacji panoszy się nihilizm.
Kinga Dunin żywiołowo polemizuje ze zwolennikami wolnego rynku (w swoim czasie jej głównym adwersarzem był Witold Gadomski z „Gazety Wyborczej”). Nie zaistnieje bowiem nigdy sytuacja, w której konsument może dokonać najkorzystniejszego ekonomicznie wyboru. Nie jest wszak w stanie porównać w danej chwili wszystkich cen na rynku, żeby skorzystać z tej najniższej, a do tego coraz częściej warunki dyktują monopoliści. Wolny rynek to zatem konstrukt modelowy, a naprawdę istnieje gospodarka kapitalistyczna, zależna od polityki i nie zawsze racjonalnych wyborów konsumenckich. Stany Zjednoczone - państwo uchodzące za wzór w oczach wolnorynkowych liberałów - stawia bariery celne przed importem - przypomina Dunin - steruje procesami gospodarczymi przez np. wielkie inwestycje w przemysł kosmiczny czy zbrojeniowy. Poza tym dla rynku ważne jest działanie krótkoterminowe, doraźny zysk, a nie przedsięwzięcia długofalowe, oglądanie się na interesy przyszłych pokoleń bądź stan przyrody. Bardzo często to, co wydaje się racjonalne z punktu widzenia logiki rynkowej, przestaje być racjonalne, gdy weźmie się pod uwagę inne społecznie akceptowane cele. Puentując - wiara w zbawienną moc wolnego rynku to czysta ideologia. A jeszcze przy tej okazji wracając do problematyki etycznej - często działaniom niewidzialnej ręki rynku towarzyszy wykopywanie pewnych grup społecznych przez równie sprawną (i niewidzialną) nogę tegoż rynku. Na to zaś lewicowa wrażliwość zgodzić się nie może.
Nie tylko kulejący liberalizm zawiódł nadzieje Polski ukształtowanej po 1989 r. Zdaniem bohaterki książki, nie sprawdza się także nacjonalizm oparty na symbolach oraz emocjach. Brakuje w nim potencjału modernizacyjnego. Większą skłonność do modernizacji miał PRL. Modernizacyjny był wówczas projekt racjonalnej gospodarki (jakkolwiek w praktyce niezrealizowany), postulaty zrównania praw kobiet i mężczyzn czy usunięcia religii z życia publicznego. Chociaż ten program był dekretowany odgórnie, to jednak w pewnym stopniu zmienił społeczeństwo. Teraz proces unowocześniania został zatrzymany. Co gorsze, nie stanowimy ciągle narodu obywatelskiego, jesteśmy rodzajem wspólnoty, która budzi się do solidarnego działania jedynie, gdy zachodzą wyjątkowe zdarzenia.
Oprócz diagnozy dotyczącej sytuacji współczesnej, Kinga Dunin dokonuje też przewartościowania myślenia o PRL-u (co widać już było przy rozważaniach na temat modernizacji). Przede wszystkim rozprawia się z mitem (kształtowanym dziś w propagandzie oraz tekstach kultury) antykomunistycznego społeczeństwa. Zastanawia się, ilu osobom przeszkadzałaby cenzura i brak demokracji, gdyby nie pojawiły się za czasów Edwarda Gierka niedobory rynkowe. Wypowiedzi Dunin cechuje obiektywizm, dystans, autoironia, dlatego nawet dramatyczne wspomnienia z internowania w stanie wojennym (a wcześniej - z działalności opozycyjnej) nie pobrzmiewają heroizmem.
Kochaj i rób to nad wyraz interesująca publikacja, uświadamiająca siłę i urok wnikliwego analizowania otaczającego świata.
Kinga Dunin: „Kochaj i rób” (współpraca Sławomir Sierakowski), Wydawnictwo „Krytyki Politycznej”, Warszawa 2011, s. 253
Małgorzata Kąkiel