Zaczyna się od słynnego poematu dydaktycznego Emil, czyli o wychowaniuJeana-Jacquesa Rousseau. Ten słynny filozof i pedagog, autor koncepcji swobodnego wychowania, został poddany twórczej krytyce autorki, która słusznie zwraca uwagę na nieegalitarne podejście do kobiet w edukacji, mówiąc wprost na potwierdzeniu patriarchalnego status quo.
We wspomnianym już poemacie Emil, czyli o wychowaniu, uwagę zwraca rozdział piąty pt. „Zofia czyli kobieta” poświęcony wychowaniu kobiet. Autor postulował w nim, aby kobiety były wychowywane odmiennie od mężczyzn, uważając, iż jedynym ich zadaniem jest wypełnienia obowiązków domowych, co nie odłączanie wynika z bycia żoną i matką. Ważna kwestią było również uczulanie na fakt, aby kobiety uczyć podległości wobec mężczyzn. Każdemu konserwatyście obyczajowemu z pewnością marzył by się taki powrót do Edenu, byle nastąpił z Bożą pomocą...
W kolejnym rozdziale autorka skupia się poglądach Immanuela Kanta i Friedricha Schillera. Rozdział nosi tytuł „Do wolności przez obowiązek i zabawę, czyli Kant i Schiller pedagogami”. I tak właśnie ową wolność rozumieli obaj wielcy myśliciele. Immanuel Kant postulował wolność osobista jako kult dla prawa z całą jego surowością, z kolei Friedrich Schiller sugerował, iż lepiej w tej roli sprawdzą się radość i rozbudzenie zmysłów. Obaj byli wielkimi humanistami. To nie kto inny tylko Schiller jest autorem dzisiejszego hymnu Unii Europejskiej „Oda do radości”, gdzie pada stwierdzenie, że „Wszyscy ludzie będą braćmi”. Podobnie myślał twórca filozofii krytycznej, który napisał traktat „Do wiecznego pokoju”.
Obu łączyła idea świata bez pokoju i wojen. Zapewne dziś byliby piewcami ruchu antyimperialistycznego. Ale po kolei. Walkę z kolonializmem podkreślał zwłaszcza Kant, a przeciwieństwem stosunków polegających kolonizacji i zaborach „byłoby utworzenie federacji wolnych państw, opartej na zasadnie godności”. Wypisz wymaluj protoplasta idei Unii Europejskiej....
Jednak ten sam Kant uznaje „kobietę w obojętnie w jakim wieku” za „niedojrzałą do spraw obywatelskich”. Autorka zauważa to niekonsekwencję, gdyż ten wybitny filozof twierdził, iż prawo do samodzielności należy się każdej istocie myślącej. Czyżby kobiety uznawał za oderwane od rzeczywistości? Tak więc zarówno Kant, jak i Schiller kwestię równości kobiet pomijali na każdym kroku, chcąc nawet pozbawiać ich praw obywatelskich. „Bo męska rzecz być daleko a kobieca wiernie czekać” zdaje się, że słowa piosenki Alicji Majewskiej najlepiej oddają tok myślenia obu myślicieli.
To, co wzbudziło moją największą fascynację odnalazłem w rozdziale trzecim, niejako kontestującym poprzednie teorie dotyczące kobiet. Pod ostrzałem znalazł się zwłaszcza Rousseau. Jego polemistami zaś było feministyczne małżeństwo filozofów Johna Stuarta Milla i Harriet Taylor Mill oraz angielskiej prekursorki feminizmu Mary Wollstonecraft.
Nic dziwnego, że za cel obrano sobie Rousseau, który kwestię równouprawnienia kobiet traktował z pogardą. We wspomnianym już Emilu pisał m.in. tak „Nie może być żadnej mowy o jakiejkolwiek równości płci. Mężczyzna jest samcem w pewnych tylko momentach, kobieta pozostaje samicą przez całe życie, przynajmniej dopóki jest młoda. Płeć narzuca jej się ustawicznie i we wszystkim”. A gdyby tak zrównać obie płcie i dopuścić kobiety do funkcji, które od zawsze były domeną mężczyzn? To już byłaby dlaRousseau prawdziwa katastrofa, która doprowadziłaby do „niebywałego chaosu” i nieznośnego nadużycia. Albowiem „Kobieta jest stworzona, aby ustępować mężczyźnie, a nawet znosić jego nieprawości”. Język zdaje się być tak anachroniczny, a jednak do dziś znajdują się być zwolennicy takiego właśnie podejścia.
Zarówno Wollstonecraft, jak i małżeństwo Millów zdawało sobie sprawę ze społecznych różnic między płciami, lecz w przeciwieństwie do poprzedników nie uznawało tego za rzecz naturalną, której nie wolno się przeciwstawić. Przeciwnie - poprzez odpowiednie wychowanie można było zmienić ten stan rzeczy, który nie był „zgodny z naturą”.
W kolejnym rozdziale autorka zwraca uwagę na nierówności w społeczeństwie przemysłowym. Postępowi technologicznemu towarzyszyło zubożenie tych, bez których ów postęp nie byłby możliwy, czyli najsłabszych, w tym kobiet i dzieci, najbardziej narażonych na wyzysk. Katarzyna Szumlewicz przywołuje postacie utopijnych socjalistów Roberta Owena i Charlesa Fouriera, którzy zrewolucjonizowali spojrzenie na kwestię kobiet w pracy. Wcześniej - mimo faktu, iż kobiety oraz dzieci pracowały w niewolniczych warunkach - nikt tego stanu nie kwestionował. Zdaniem tych dwóch wizjonerów, kobiety narażone były na cały szereg przeszkód, począwszy od instytucji małżeństwa, które Fourier nazywa niewolnictwem i porównuje do prostytucji. Aby udowodnić, że niewolnicza kilkunastogodzinna praca za żebracze wynagrodzenie jest nieefektywna, Owen w swoich tkalniach przeprowadził eksperyment, gdzie zredukował czas pracy, wprowadzając za to dodatkowe zajęcia edukacyjne przy jednoznacznej rezygnacji ze stosowania kar, które wówczas były na porządku dziennym. Efekt był piorunujący - jego firma okazała się bardziej wydajna i przynosiła większe zyski, wbrew obiegowej opinii, iż takie postępowanie może to doprowadzić do „rozpieszczenia pracowników”. Socjalistyczna myśl społeczna zakwitła właśnie wówczas.
Katarzyna Szumlewicz w rozdziale piątym sięga po klasyków myśli marksistowskiej Friedricha Engelsa, Antonio Gramsciego i samego Karola Marksa. Wszyscy trzej kontestują drapieżny XIX wieczny kapitalizm, który w tym okresie przeżywał swój największy rozkwit.
Autorka za Karolem Marksem przywołuje liczne przykłady systemowego wyzysku dzieci, którzy pracując ponad siły zatracały istotę człowieczeństwa. Ale Marks piętnował nie tylko system ekonomiczny. Innym wielkim przeciwnikiem człowieka była według niego religia, oznaczająca alienację człowieczeństwa. Tytułowa emancypacja bez świadomości klasowej nie byłaby możliwa. Oznaczało to również zmianę w stosunku do edukacji, która nie mogła pozostać nienaruszona. Dlatego właśnie przywołana zostaje postać jednego z liderów Włoskiej Partii Komunistycznej, który sprawy edukacji traktował nader rewolucyjnie. Jak pisze Szumlewicz, Szkoła jest instytucją, której Antonio Gramsci powierza najważniejszą funkcję demokratyzującą. To nie kto inny tylko on, postuluje, aby szkoła była jednolita tzn. taka sama dla wszystkich. Jak ta nowa szkoła miałaby wyglądać? Nowy typ szkoły powinien być zbliżony do typu szkoły-kolegium, to jest ze wspólnymi sypialniami, jadalniami, bibliotekami specjalnymi, salami do pracy zespołowej itp.
Spektrum filozoficznych przemyśleń kończy czołowy przedstawiciel amerykańskiego progresywizmu John Dewey, który odcisnął olbrzymie piętno w myśli pedagogicznej XX wieku.
To, co charakteryzowało Deweya to swoisty przewrót kopernikański odnośnie szkoły w jej tradycyjnym znaczeniu. Swój sprzeciw wobec tradycyjnej formy szkoły opierał na argumentacji, iż stara pedagogika to nic więcej jak tylko zmuszanie dziecka do posłuszeństwa,w którym uczeń jest tylko biernym odbiorcą i nie uczestniczy w procesie edukacyjnym. Z kolei nowa pedagogika ma za zadanie umieścić dziecko w samym centrum procesu edukacyjnego. Przypomina to nieco - mimo różnic rzecz jasna - nowatorskie podejście do kwestii dziecięcej Janusza Korczaka, polskiego lekarza i pedagoga, który był zwolennikiem emancypacji dziecka,w którym widział równoprawnego partnera. Inne podejście niż Dewey przejawiał Sergiusz Hassen, rosyjski pedagog, profesor m.in. Uniwersytetu Łódzkiego, którego poglądy krytyczne autorka zestawiła w kontrze do Deweyowskiej szkoły pragmatyzmu.
Książka Katarzyny Szumlewicz konsekwentnie oscyluje wokół tematów najbliższych dla autorki- emancypacji i wolności. Jest to z pewnością publikacja potrzebna, głęboka i - dzięki wykorzystaniu źródeł tekstowych - kompletna. Godna polecenia nie tylko dla zainteresowanych pedagogiką czy przyszłych pedagogów, ale dla wszystkich, dla których wychowanie przyszłych pokoleń w duchu emancypacji i wolności stanowi wartość godną realizacji.
Katarzyna Szumlewicz: „Emancypacja przez wychowanie czyli edukacja do wolności, równości i szczęścia”, GWP, Sopot 2011, s. 393.
Przemysław Prekiel
Recenzja ukazała się w miesięczniku "Le Monde Diplomatique. Edycja polska".