Łezka wzruszenia w oku Josepha
Za równo dwa tygodnie czeka nas jeszcze raz to samo. Rocznica obchodów powstania ONR, czyli zjazd oenerowców z całego kraju na wspólny przemarsz. Przemarsz, który wyróżnia się od innych zgromadzeń środowisk skrajnie prawicowych w tym kraju, swoim szczerym, paramilitarnym charakterem.
Ubrany w mundury, skrajnie prawicowy aktyw, niosący organizacyjne sztandary ze swoją przedwojenną symboliką, militarny szyk i oprawa, w połączeniu ze skrajnie prawicowymi, nacjonalistycznymi hasłami i przemówieniami, to wszystko nie pozostawia złudzeń: dzisiejszy ONR jest i chce być tym czym był ONR przedwojenny. Odwołuje się do, i podąża za, swoją faszystowską tradycją lat 30-tych.
Jedno spojrzenie na plakat wzywający do tegorocznego marszu, który odbędzie się 14 kwietnia w Katowicach, starczy, aby zrozumieć, że neofaszystowska buta w polskim wykonaniu, będzie tego dnia jeszcze raz celebrowana. Plakatu nie powstydziłyby się największe tuzy totalitarnej propagandy, a w oczach generała Franco czy Josepha Goebbelsa, na widok maszerującej ulicami europejskiego miasta umundurowanej młodzieży z falangami na sztandarach, pojawiłyby się zapewne łezki wzruszenia.
Może to i dobrze, że w czasach, gdy skrajna prawica coraz częściej kamufluje swoje prawdziwe oblicze, chowając się za przeróżnymi maskami, stary dobry ONR przypomina społeczeństwu, że idee narodowo-radykalne, czyli polskie wcielenie myśli faszystowskiej, to w rzeczy samej prosta droga do kulturowego i ideowego totalitaryzmu, do społeczeństwa pod ciężkim paramilitarnym (czy wręcz militarnym) butem, do politycznego reżimu, do zaszczutego i zastraszonego społeczeństwa, to droga do ONR-owskich bojówek straszących na ulicach. Do droga najgorszych koszmarów lat trzydziestych, ale też lat powojennych, gdy idee dyscypliny, militaryzmu i totalitaryzmu kontynuowali staliniści. To droga na szczęście wciąż jeszcze daleka, ale dobrze widzieć, że ktoś tą drogą podąża. Dobrze wiedzieć zawczasu.
Oczywiście każda współczesna inscenizacja brunatnej siły, tak pod sztandarami biało-czerwonymi jak i pod każdymi innymi, nie powinna pozostać bez reakcji. Nadchodzący przemarsz faszystowskich mundurków sprowokował mnie, aby poświęcić kilka słów paramilitarnym ciągotom naszych „narodowych-radykałów”.
Celuj do wroga ojczyzny
Fakt, że ktoś bierze regularnie udział w treningach strzeleckich nie powinien budzić większego zainteresowania ani niepokoju. Jednak kiedy dotyczy to ludzi związanych ze strukturami skrajnej prawicy, zaczyna być już co najmniej intrygujące. Zainteresowanie rośnie, gdy biorą w tym udział całe grupy osób związanych z jedną organizacją. Organizacją, która ma w swoich szeregach osoby skazywane za szerzenie faszyzmu (jak były kierownik główny ONR) oraz szereg osób znanych ze swej brutalności o podłożu rasistowskim, ksenofobicznym, homo- czy transfobicznym. Organizacją, która używa neofaszystowskiej retoryki i kultywuje paramilitarny charakter. Organizacją, która nie ma lokalnych “oddziałów” a “brygady”, która swoich członków nie “przyjmuje” a “rekrutuje”, która nie organizuje “manifestacji” a “przemarsze”. Organizacją, która utrzymuje bliskie kontakty z paramilitarnymi, neofaszystowskimi organizacjami na Węgrzech, takimi jak Jobbik czy Magyar Garda (patrz zdjęcia poniżej), o których co i raz to głośno przy okazji relacji z polowań z bronią w ręku na osoby pochodzenia romskiego.
Taką organizacją jest ONR, liczący obecnie kilkanaście lokalnych brygad. Od jakiegoś czasu lokalni działacze antyrasistowscy informują o tym, że kilka z tych brygad z całą pewnością szlifuje swoje kompetencje na strzelnicach – być może dotyczy to nawet większości lokalnych oddziałów (za pewne nie łatwo to stwierdzić, gdyż “zajęcia” odbywają się bardzo, ale to bardzo nieoficjalnie). Oczywiście od samych narodowców dowiemy się, że regularny trening w obchodzeniu się z bronią jest niczym innym jak „obowiązkiem każdego nacjonalisty do pozostawania w nieustannej gotowości aby stawić czoła wrogom ojczyzny”. Do tego usłyszymy: „Życie i śmierć dla narodu!”.
No właśnie. Skąd my to znamy? Ano sprawdźmy:
“Nie wiemy, jak żyć, ale wiemy, jak umierać” – Joseph Goebbels.
„Pięćdziesiąt tysięcy karabinów znaczy więcej niż poparcie pięciu milionów wyborców” – tym razem Benito Mussolini
„Gdybyśmy mieli taką organizację jak faszyzm, gdybyśmy wreszcie mieli Mussoliniego, największego niewątpliwie człowieka w dzisiejszej Europie, niczego więcej nie byłoby nam potrzeba” – a to już słowa Romana Dmowskiego, niekwestionowanego ideowego mentora dzisiejszych oenerowców.
„Życie i śmierć dla narodu” oraz „Walka z wrogami ojczyzny” są hasłami zachęcającymi dzisiejszych oenerowców do formowania paramilitarnych struktur. To, że nie wszyscy się do tego nadają, zapewne boli zarząd ONRu, ale trzeba pracować z tym co się ma… No i pracuje się.
W czasach, gdy nikt nie zamierza tego kraju napadać, jako wrogów ojczyzny przedstawia się ludzi oponujących skrajnie prawicowemu populizmowi, głoszących postępowe idee społeczne (niepasujące do dogmatycznego konserwatyzmu) lub po prostu nie pasujących polskim neofaszystom do ich wizerunku polskości. A więc lewaków, liberałów, homoseksualistów, żydów, osoby transpłciowe, muzułmanów, feministki… . To ich wyobrażają sobie chłopcy w bluzach „Ofensywa” czy „White Patriots” odpalając broń na strzelnicy lub czołgając się w błocie na obozach ONR. Wspólne weekendy spędzane na strzelnicach mają mieć też charakter integracyjny – integrują w nienawiści i gotowości użycia wszelkich, także militarnych metod w zwalczaniu owych „wrogów ojczyzny”. Organizacja, taka jak ONR, jest między innymi po to, aby tego typu procesy stymulować i organizować konkretne przedsięwzięcia. I organizuje.
„Legiony właśnie takich jak oni”
Nie jest żadną tajemnicą, że wielu członków ugrupowań skrajnie prawicowych jest w posiadaniu broni. Wykazały to niektóre przeprowadzone w ostatnich 10 latach rewizje w mieszkaniach polskich nacjonalistów oraz sytuacje opisywane przez świadków, w których to nacjonaliści wyciągali broń w celu zastraszenia bądź faktycznego użycia. Nikt do końca nie wie ilu „patriotów” posiada broń palną, ale wiemy, że uczą się nią posługiwać. Teksty ulubionych zespołów polskiej skrajnej prawicy (Irydion, Agressiva 88, Horytnica, Nordica, Tormentia…) pobudzają wyobraźnię „aktywnych patriotów”, którzy uczą się repetować kałacha w oczekiwaniu na kolejny „potop szwedzki”, „najazd Turków na Europę” czy „wkroczenie Bundeswehry do Rzepina”. A póki co, mogą raz na jakiś czas przetestować swoje umiejętności na wymienionych już „wewnętrznych wrogach narodu”. Teksty wymienionych gwiazd skrajnie prawicowego „rock’n'rolla” pełne są wezwań do łapania za broń, przelewania krwi za ojczyznę, oczyszczania i mszczenia narodu, tropienia i ścigania wrogów, zwierania szyków, etc.
”Gdzieś na wietrze wzleci w powietrze ptak, który orłem jest zwany, sztandar na wietrze łopocze jeszcze, więc stójmy w jego obronie, nadejdą dni, gdy w czerwonej krwi oblicze zdrajcy utonie” – zespół HORYTNICA
“Kiedyś legiony właśnie takich jak my. Wprowadzą w życie wolności sny. Nie trać nadziei co zmienia się, wiatr niesie znów zwycięską pieśń, orzełski powstał zwycięstwa ptak, powiewa w górze swastyki znak” – zespół AGRESSIVA 88
Po trupach do przejęcia ZŻ NSZ
Budowaniu struktur paramilitarnych sprzyja wpisywanie ich w odpowiedni historyczny kontekst. Naginanie historii na własne propagandowe potrzeby stało się domeną radykalnych narodowców, a oenerowców przede wszystkim. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że ONR od lat stara się przejąć struktury ZŻ NSZ, a pod wodzą rodziny Holocherów stało się to wręcz centralną strategiczną obsesją organizacji. Dało się zaobserwować, że w ostatnich latach ONR ładuje w tym kierunku wszystkie swoje siły i używa wszelkich możliwych metod. Od przymilania się kombatantom, przez nachalne wchodzenie w struktury NSZ, aż po niecierpliwe wyczekiwanie na moment odejścia ostatnich weteranów i przejęcie po nich nazwy, tradycji, struktur i infrastruktury organizacji.
Jednak proces przebiega żmudnie. W niektórych miastach działacze ZŻ NSZ nie bardzo mają ochotę ani na obcowanie z małoletnimi „salutującymi po rzymsku” nacjonalistami, ani tym bardziej na oddawanie im swojej organizacji. Z relacji owych działaczy ZŻ NSZ wiadomo, że były już nawet przypadki wyrzucania namolnych oenerowców ze spotkań i ceremonii organizowanych przez ZŻ NSZ. W miastach w których ONR-owcy zostali odsunięci na bezpieczną odległość, modlą się oni obecnie o to, aby weterani NSZ jak najszybciej opuścili ten świat.
Niestety, w niektórych miastach owe trwające od lat namolne zbliżanie się do struktur ZŻ NSZ przyniosło już oczekiwane przez ONR skutki i młodociani oenerowcy przejmują kluczowe pozycje w lokalnych zarządach – czasem oficjalnie, właśnie jako oenerowcy, czasem ukrywając swoją przynależność do tego ugrupowania. Jak widać, wszystkie chwyty są dozwolone, jakakolwiek moralność nie gra tu roli, ważne jest osiągnięcie celu narzuconego przez organizację. Cel zostanie tu osiągnięty, jakby nie patrzeć, po trupach…
Bez złudzeń
W ten sposób cała układanka zaczyna nabierać coraz wyraźniejszego kształtu.
ONR na zewnątrz dba o swój przyjazny otoczeniu wizerunek i przekaz. Świadczą o tym m.in. temporalny zakaz wznoszenia antysemickich sloganów, pokrętny stosunek do publicznego hajlowania w wykonaniu członków ONR oraz quasi-dyplomatyczne wypowiedzi rzecznika prasowego ONR, Miriam Kowalskiego, jak również kierującej organizacją rodziny Holocherów.
Równocześnie, w tle nowego PR, ONR kultywuje swój paramilitarny charakter, rzeźbi na strzelnicach swoich szeregowych członków na wojowników o “polskość czystą jak łza”, ubiera ich w mundury (powoli także nieliczne w organizacji kobiety), kreuje się na elitarną organizację narodową, programowo wskazuje palcem na „wrogów narodu” których należy zwalczać, próbuje pobudzać w społeczeństwie ducha „życia i śmierci dla narodu” (bynajmniej nie dla społeczeństwa czy innych ludzi), czyni wszystko co w ich mocy aby stać się automatycznymi „spadkobiercami” tradycji i zaplecza ZŻ NSZ, i wreszcie, organizuje regularnie inscenizacje własnej (wydumanej) siły.
Nie należy mieć złudzeń, że to co zobaczymy 14 kwietnia w Katowicach nie będzie niczym innym jak próbą defilady czegoś co należy nazwać namiastką rodzimego paramilitarnego nacjonalizmu. Próbą defilady czegoś, co marzy o swoim odrodzeniu i przejęciu takiej roli w tym kraju, jaką przejęli już ich odpowiednicy na Węgrzech.
Nie należy mieć złudzeń, że katowicki marsz będzie defiladą organizacji, którą sami jej członkowie kiedyś z dumą przedstawiali jako zakorzenioną w faszyzmie, dziś jednak, aby nie wzbudzać przedwczesnego niepokoju u rodaków, ukrywają pod pozornie mniej agresywnym pojęciem narodowego-radykalizmu.
Marsz ONR w Katowicach będzie kolejnym dowodem na oenerowskie ambicje stworzenia w tym kraju elitarnych skrajnie-prawicowych struktur paramilitarnych.
Marsz ONR w Katowicach będzie dowodem na istnienie w tym kraju ugrupowania pragnącego narzucić społeczeństwu militarny rygor, koszarową dyscyplinę i faszystowski porządek.
Skrajna prawica, militaryzm, przemarsze, mundury, falangi, buta narodowa… czy my już tego nie przerabialiśmy w przeszłości?
Lukrecja Sugar
Tekst pochodzi z bloga Autorki.