Plan Annana jest powszechnie uznawany za jedyną realną drogę do pokojowego rozwiązania syryjskiego konfliktu. Za jego przyjęciem głosowały też Stany Zjednoczone, mimo tego, że sekretarz stanu Hillary Clinton nieustannie żąda ustąpienia prezydenta Syrii Baszara al-Assada. Na tym tle wyróżnił się emir Kataru Chalifa Al Thani, który 16 kwietnia skrytykował plan pokojowy oraz wysłanie obserwatorów, twierdząc, że lepszym rozwiązaniem byłoby uzbrojenie opozycji. Również należąca do Kataru telewizja Al-Dżazira publikuje nieprzychylne planowi Annana komentarze.
Plan został przyjęty przez władze Syrii z jednym zastrzeżeniem dotyczącym natychmiastowego wycofania wojska z terenów konfliktowych. Argumentowano, że taki krok mógłby doprowadzić do eskalacji aktów przemocy i terroru ze strony uzbrojonych ugrupowań antyrządowych. Opozycja – wewnętrznie podzielona i skłócona – nie zajęła w kwestii planu pokojowego jednoznacznego stanowiska. Natomiast obie strony konfliktu zgodnie opowiedziały się za obecnością zagranicznych obserwatorów.
W dniach poprzedzających przyjazd obserwatorów miały miejsce liczne akty przemocy. Syryjska organizacja obrońców praw człowieka twierdzi, że siły rządowe zabiły dwie osoby w centrum miasta Hama. Przedstawiciele organizacji opozycyjnych mówią o ostrzeliwaniu miast Hama i Hims oraz o walkach zbrojnych pomiędzy wojskiem a powstańczą Armią Wolnej Syrii. Z kolei strona rządowa podaje konkretne przykłady aktów terroru ze strony opozycji. Na przedmieściach Damaszku w wyniku zamachu zginął duchowny Said Nasser al-Allaui, zaangażowany w udzielanie pomocy biednym rodzinom. W prowincjach Hama i Aleppo zabito dwóch oficerów, a kilku innych zostało rannych, natomiast w prowincji Daraa został zamordowany sekretarz miejscowej organizacji rządzącej partii BAAS. Miały też miejsce uprowadzenia. W prowincji Hama został porwany pułkownik wojska. W prowincji Idlib kandydujący w najbliższych wyborach parlamentarnych Mohammad Ismail al-Ahmed został we własnym domu zaatakowany a następnie wywieziony w nieznanym kierunku. Jedno z ugrupowań rebelianckich Bataliony Mahometa zagroziło śmiercią tym osobom, które zgłoszą swoją kandydaturę w wyborach.
Bolesław K. Jaszczuk
Fot. Wikimedia Commons