(A)pollonia Krzysztofa Warlikowskiego to jeden z najgłośniejszych spektakli ostatnich lat. Właśnie powrócił do repertuaru Nowego Teatru.
Warlikowski opowiada w nim o poświęceniu i ofierze. Mają one dlań wiele znaczeń i odnoszą się zarówno do sfery prywatnej, jak i publicznej. Reżyser mówi o poświęceniu dziecka, Ifigenii (Magdalena Popławska), dzięki któremu Agamemnon zwycięży swoją wojnę. Alkestis (Magdalena Cielecka), oddaje z kolei życie za męża (Jacek Poniedziałek). Opowieść ta ośmiesza również poświęcenia związane z tradycyjnie dominującą koncepcją polskiego patriotyzmu, pełnego męczeństwa i najwyższych ofiar.
Z wizją bezwzględnego oddania ojczyźnie Warlikowski z pewnością nie sympatyzuje. Zestawia ze sobą postaci antycznych tragedii z groteskowym odegraniem polskiego hymnu. Ajschylos przeplata się tu z drwinami z ułańskiej tradycji i krytyką bogoojczyźnianej wizji powinności jednostki. Przedstawienie to bezwzględnie rozprawia się i z kultem bohaterstwa jako takiego, ukazując je jako popłuczyny hegemonicznej męskości pod postacią Heraklesa, podpitego clowna w kowbojskim kapeluszu (Andrzej Chyra). Nie sposób odnaleźć w nim herosa. To raczej pijacki bądź damski bokser. Warlikowski z lubością bawi się kontrowersjami, starając się szokować mieszaniem konwencji i kalaniem świętości. Neguje patriarchat i wyśmiewa nadęty patriotyzm, greckich klasyków zestawia nie tylko z opowiadaniami Krall, ale i Łaskawymi Littella, prozą wysokiej próby, ale oskarżaną o łamanie granic dobrego smaku jako pornografii zbrodni. Próby szokowania nie zawsze muszą jednak przyczyniać się do realizacji zamierzonego efektu w czasach, kiedy sztuka rozprawiła się już z tak wieloma tabu.
Poświęcenie jest przede wszystkim niejednoznaczne, o czym opowiada znakomita scena stanowiąca sedno drugiej, ciekawszej części spektaklu. Warlikowski kreśli w niej scenę wręczenia medalu Sprawiedliwej wobec narodów świata dla tytułowej Apolonii Mahczyńskiej (znowu Magdalena Cielecka), ukrywającej w czasie wojny grupę 25 Żydów. Kobieta nie przeżyła wojny, podobnie jak i większość ukrywanych przez nią osób. Ocalała spośród nich jedynie jedna kobieta (Ewa Dałkowska), która z przejęciem zaświadcza w powojennym Izraelu o świętości swej wybawczyni. Nagrodę odbiera syn zmarłej (Marek Kalita), który w posępnej laudacji nie mówi tego, co chcieliby usłyszeć uczestnicy podniosłej uroczystości. Te gorzkie słowa z łatwością zredukowalibyśmy do prostego antysemityzmu, ale to nie on przemawia przez jego usta. Chodzi o poczucie żalu i osobistej krzywdy osieroconego chłopca. Teraz wypomina zmarłej, że nie wybrała bezwzględnej walki o przetrwanie, porzucając go. Warlikowski nie udziela rozstrzygających odpowiedzi, ale samo postawienie tego dylematu świadczy o dystansie, jaki dzieli go od dominującej w polskości i chrześcijaństwie tradycji uświęcenia ofiary.
Reżyser zdążył już wypracować swój styl, ale niestety stanowi on miejscami nie tylko rozpoznawczy znak, lecz i ponawianą wadę jego warsztatu. Przerost formy nad treścią w monumentalnych spektaklach Warlikowskiego stał się dla nich równie charakterystyczny, co rozwlekła i patetyczna konstrukcja. Ciekawa od strony konceptualnej opowieść dłuży się przez 4,5 godziny, a najciekawszą jej część stanowi dopiero ostatni fragment. Reżyser korzysta z bogatej przestrzeni rozległego studia filmowego na przedmieściach Warszawy, czerpiąc z arsenału technik audiowizualnych i rozbudowanej scenografii. Pracując z właściwie tym samym zespołem, obdziela aktorów podobnymi rolami. Nieprzypadkowe zdaje się być też jego uwielbienie dla antycznej tragedii, której adaptacja umożliwia unikanie subtelnych niedomówień. Gigantomania reżysera często przejawia się w dosłowności, która negatywnie zaskakuje w spektaklu mającym w zamierzeniach subtelnie demaskować patos. W monumentalnym repertuarze Warlikowskiego połączenie to nie zdaje egzaminu, a intrygujące pomysły padają ofiarami warsztatu swojego autora. (A)pollonia to sztuka ciekawa i godna uwagi, ale jej wartość daleko redukuje brak samoograniczenia Warlikowskiego. Krytyka bogoojczyźnianego etosu z pewnością wyszłaby bardziej przekonująco, gdyby samo przedstawienie uwolniono od podobnego rozmachu.
Obejrzeć je jednak warto. Oprócz wywoływania irytacji w pewnych momentach (A)pollonia wciąga też grą Magdaleny Cieleckiej, Ewy Dałkowskiej, Wojciecha Kalarusa, Marka Kality i Mai Ostaszewskiej, oraz znakomicie skonstruowanym drugim aktem. Właśnie w nim, znika rozbudowana otoczka, a ironicznie ujęty i trafnie dobrany temat w końcu doczekuje się rozpracowania w tradycyjnie dramatycznej formie. Również narracja krytykująca podporządkowanie jednostki narodowym poświęceniom może porwać. Wszak czy to co ludzkie (a więc i społeczne!) nie powinno mieć pierwszeństwa przed hołdującą etnosowi abstrakcją? Warlikowski umie pobudzić do takiego myślenia, którego nie przekreśla nawet potwornie ciągnący się pierwszy akt z udziałem Danuty Stenki i Macieja Stuhra.
Z pewnością nie odbierze się też (A)pollonii jeszcze jednego: sukcesu i uznania publiczności. Przy nabitej widowni została nagrodzona po raz kolejny owacją na stojąco.
(A)pollonia Adaptacja: Krzysztof Warlikowski, Jacek Poniedziałek, Piotr Gruszczyński. Reż. Krzysztof Warlikowski. Nowy Teatr w Warszawie. Koprodukcja: Festival d’Avignon, Théatre National de Chaillot (Paryż), Théatre de la Place de Liege, Comédie de Geneve-Centre Dramatique, Théatre Royal de la Monnaie de Bruxelles oraz Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie. Premiera warszawska: 16 maja 2009 r.
Łukasz Drozda