Sprawa na pozór wydaje się prosta i oczywista, wszystko wskazuje na to, że racja stoi po stronie Fangora. Przypomnijmy jednak genezę konfliktu.
Jak to było?
W 2007 roku spółka Metro Warszawskie podpisała umowę z konsorcjum firm Metroprojekt i AMC Chołdzyński. Umowa zawierała Wielobranżowy Projekt Koncepcyjny (WPK), który miał być podstawą sporządzenia w przyszłości szczegółowej dokumentacji. Wojciecha Fangora do współpracy zaprosił Andrzej Chołdzyński, właściciel biura projektowego AMC Chołdzyński. Fangor twierdzi, że podpisał z Chołdzyńskim umowę, w której figurował jako jeden z współautorów projektu. Metro Warszawskie opublikowało na swojej stronie internetowej wyjątki z WPK, w którym autorzy napisali, że:
Powierzchnie galerii należy wykonać jako tafle szkła matowego, hartowanego, laminowanego o wymiarach 200×200 cm, w zawiasach ciągłych, ze stali nierdzewnej matowej, niewidocznych od strony peronu (…). Barwne kompozycje należy wykonać jako sitodruk na szkle wg zaleceń i pod kontrolą artystyczną, technologiczną i techniczną Zamawiającego.
Autorzy WPK oświadczyli też, że
przedmiot umowy nie będzie naruszał żadnych praw osób trzecich. W przypadku zgłoszenia jakichkolwiek roszczeń do Zamawiającego z tytułu naruszenia praw osób trzecich, Wykonawca zobowiązuje się do ich pełnego zaspokojenia. (…) Zgodnie z zapisami umowy nr 5600/IP/07 z dnia 29 października 2007 r. na opracowanie Wielobranżowego Projektu Koncepcyjnego, Wykonawca czyli Konsorcjum Metroprojekt/AMC – Andrzej M. Chołdzyński sprawuje nadzór autorski w zakresie zgodności dokumentacji projektowej na budowę odcinka centralnego II linii metra z Wielobranżowym Projektem Koncepcyjnym.
Wojciech Fangor w rozmowie z Gazetą Stołeczną przyznał, że współpraca z Andrzejem Chołdzyńskim nie układała się bezkonfliktowo. Chołdzyński miał pierwotny projekt wielokrotnie zmieniać i bez konsultacji z Fangorem przesłał ostateczną wersję budującej metro firmie Astaldi.
Fangor próbował ratować swoją koncepcję i przedstawił jej zaktualizowaną wersję w Astaldi. Tam właśnie dowiedział się, że firma dostała już gotowy projekt od konsorcjum. Ma on, zdaniem Fangora, zawierać jego wstępne szkice, ale częściowo pozasłaniane reklamami. Napisał w tej sprawie do Chołdzyńskiego, który zrzekł się odpowiedzialności za te zmiany, zrzucając ją na Metro Warszawskie i konsorcjum Metroprojekt i AMC Chołdzyński.
Jak to będzie?
Wojciech Fangor liczy na ugodę, w wyniku której m.in. ściany nie będą zasłaniane reklamami. Jeśli do tego nie dojdzie, ma zamiar całkowicie wycofać się z projektu. Choć czuje się oszukany przez Metroprojekt i AMC Chołdzyński, pozywa nie konsorcjum, ani nawet nie spółkę Metro Warszawskie, ale samo miasto, które ją do życia powołało. Proces ma dotyczyć naruszenia praw autorskich Wojciecha Fangora. Analiza przytoczonych wyżej fragmentów umowy pomiędzy Metrem Warszawskim a konsorcjum każe przypuszczać, że roszczenia Wojciecha Fangora pod adresem spółki zostaną uznane za bezpodstawne. Ponieważ jednak wydaje się wysoce prawdopodobne, że prawa autorskie Fangora zostały naruszone, sąd jego roszczenia może zabezpieczyć. Metro Warszawskie już zażądało od konsorcjum wyjaśnień dotyczących wprowadzonych zmian oraz sposobu zaspokojenia roszczeń Fangora.
W najbliższym czasie konsorcjum rozpocznie zapewne z Fangorem negocjacje dotyczące zmian w projekcie; wątpliwe jednak, by ten je w obecnym kształcie zaakceptował, prędzej w ogóle wycofa się ze współpracy. Znając opieszałość polskich sądów, Metro Warszawskie zażąda od konsorcjum odszkodowania za spowodowanie opóźnienia, a być może nawet zerwie z nim umowę. Wtedy zostanie rozpisany nowy konkurs na projekt wystroju stacji metra. Termin oddania do użytku drugiej linii znów zostanie przesunięty. O sporze nikt już nie będzie pamiętał, a centrum miasta będzie przez lata rozkopane, jak Ursynów w trakcie budowy pierwszej linii. Ucierpi i miasto, i mieszkańcy.
Kto winien?
Przytoczone fakty wskazują na to, że ogłoszony konkurs zostanie unieważniony, podobnie jak wiele innych przed nim. Z jednej strony wymogi proceduralne wymuszają rozpisywanie konkursów, z drugiej strony rozbijają się o mur starej mentalności. Dla części stron biorących udział w procedurze konkursowej, wymóg zatrudnienia artysty i zaakceptowania jego koncepcji jest zamachem na wolność.
Opisywana sprawa ma jednak charakter o tyle nietypowy, że to nie miasto traktuje światowej sławy artystę jak parobka, którego prace można dowolnie przerabiać, dostosowując do realiów. Tym razem wina wydaje się leżeć po stronie projektanta. Abstrahując od techniki wykonania koncepcji Fangora, dziwna jest sama idea przesłonięcia jego prac reklamami. Kto był jej inspiratorem? Jaki interes miało konsorcjum w jej przeforsowaniu? Zważywszy na fakt, że Metro Warszawskie już zażądało wyjaśnień, trudno uwierzyć, że wywierało wcześniej jakiekolwiek zakulisowe zabiegi na konsorcjum. Może być jednak też tak, że zarząd Metra, wystraszony szumem, jaki wybuchł wokół sprawy, postanowił iść w zaparte.
„Sprawa Fangora” wpisuje się w szerszy problem wszechobecności reklamy w przestrzeni publicznej. Gdyby nie zakorzeniona już w świadomości decydentów mania umieszczania reklam wszędzie, prawdopodobnie nie wybuchłby obecny konflikt. W ten sposób mści się wieloletnia polityka zarabiania na każdej powierzchni, którą da się zasłonić billboardem.
Patryk Łapiński
Tekst pochodzi z "Res Publica Nowa"