Correa, 50-letni lewicowy ekonomista 17 lutego zwyciężył w pierwszej turze wyborów prezydenckich, zdobywając 57 proc. głosów. Najprawdopodobniej będzie kontynuował "rewolucję obywatelską", dzięki której sprawuje urząd od stycznia 2007 roku. Po sześciu latach rządów wciąż cieszy się dużą popularnością, głównie dzięki programom społecznym i projektom infrastrukturalnym finansowanym z dochodów z ropy.
Partia prezydenta po raz pierwszy będzie dysponować zdecydowaną większością głosów w parlamencie. Dlatego Correi najpewniej uda się przeprowadzić serię reform w dziedzinie górnictwa, rolnictwa, ubezpieczeń społecznych, a także wprowadzić ustawę medialną krytykowaną przez wielkie firmy telekomunikacyjne. Powodzenie tych planów zależy od cen ropy oraz dodatkowych inwestycji zagranicznych, zwłaszcza w sektorze górniczym. Głównym wierzycielem i nabywcą ekwadorskiej ropy są Chiny.
W swoim przemówieniu prezydent skrytykował: lokalne media, które jego zdaniem codziennie łamią podstawowe zasady obiektywizmu i etyki dziennikarskiej, Organizację Państw Amerykańskich (OPA) oraz Międzyamerykańską Komisję Praw Człowieka (IACHR). Ta ostatnia według niego stała się narzędziem prześladowania postępowych rządów, zarzucając mu rzekome nieprzestrzeganie wolności słowa i praw człowieka.
Szef państwa powtórzył, że obecna kadencja będzie jego ostatnią. Im wcześniej się wycofamy, tym lepiej. Dzięki tym młodym ludziom kraj jest pełen nadziei - podkreślił, zwracając się do 29-letniej przewodniczącej parlamentu Gabrieli Rivadeneiry. W 2017 roku Correa zamierza przeprowadzić się do Belgii, skąd pochodzi jego żona.
Fot. Wikimedia Commons