Polskie laboratorium ustrojowe
Przełom polityczny przeniósł się z grupy wydarzeń niemożliwych, do grupy wydarzeń wręcz oczekiwanych. To, co niemożliwe było w roku 1980, czy 1981 stało się realne pod koniec lat 80-tych. Na szczytach władzy zaczęło pojawiać się przekonanie, że Polska jest swoistym laboratorium transformacji dla pozostałych państw bloku wschodniego, nie wyłączając ZSRR. Jaruzelski działał jednak ostrożnie. Doskonale rozumiejąc, ze eksperymenty prowadzone w laboratorium czasami kończą się wybuchem…
Przygotowania do Okrągłego Stołu rozpoczęły się w drugiej połowie lat 80. Na dobrą sprawę już podczas poufnych rozmów w sprawie amnestii dla więźniów politycznych w 1986 roku. Momentem przełomowym było spotkanie Kiszczak-Wałęsa 31 sierpnia 1988 roku. Były chwile przyspieszenia i chwile impasu. Ostatecznie za jednym stołem zasiedli dwaj słabi partnerzy. Władza była osłabiona stanem wojennym i brakiem możliwości dokonania skutecznego przełomu gospodarczego. Elity „Solidarności” były kontestowane przez młode pokolenie. Jacek Kuroń pisał w 1987 roku w londyńskim „Aneksie”, że władza cieszy się poparciem 20 proc. społeczeństwa, opozycję popiera kolejne 20 proc., a reszta ceni sobie bezpieczeństwo i święty spokój. Był to więc ostatni moment, kiedy obie strony mogły zasiąść przy jednym stole w takim właśnie składzie. Jeśli nie wówczas, to nigdy. Wiele postaci przeszłoby do historii tylko jako przywódcy sierpnia i działacze podziemia w stanie wojennym. Odegraliby rolę podobną do Lechosława Goździka.
Prof. Bronisław Geremek pisał, że przy Okrągłym Stole głównym problemem obu stron było zastąpienie etosu walki i wrogości etosem cywilizowanej gry politycznej. To w znacznym stopniu się udało. Nie znaczy to jednak, że można mówić o pełnym partnerstwie. Ten sam Geremek wspomina, że siedzenie przy jednym stole - podczas nieoficjalnej części obrad – z Jaruzelskim i Rakowskim to była „moralna cena za Okrągły Stół”. Znaczna część liderów opozycji nigdy nie wyzbyła poczucia moralnej wyższości wobec drugiej strony, co potem miało w sposób wyraźny rzutować na Polską politykę w okresie III RP.
Irytacja niedoszłych powstańców
Najważniejsze postanowienie dotyczyły kontraktu politycznego. Utworzenie urzędu prezydenta w zamian za kontraktowe wybory do Sejmu. Do tego dorzucono jeszcze wolne wybory do Senatu. Przez lata ten kontrakt uchodził w Polsce za wzór mądrości i politycznej roztropności. Był również podziwiany na świecie i stawiany za wzór społeczeństwom podzielonym przez długotrwały konflikt polityczny. Oczywiście w Polsce szybko znaleźli się kontestatorzy Okrągłego Stołu. Niektórzy – jak Jarosław Kaczyński – sami zresztą brali udział w jego obradach. Główny nurt życia politycznego traktował jednak porozumienie Okrągłego Stołu za powód do dumy. Te czasy należą już do przeszłości. Polski dyskurs polityczny został przeorany przez prawicową „rewolucję moralną” rozpoczętą w roku 2003. Jej efekty akurat na polu pamięci historycznej okazały się trwałe. Odsunięcie PiS-u od władzy nie oznaczało końca nieufności wobec Okrągłego Stołu. W 2009 roku Klub Poselski Lewicy zorganizował w Sali Kolumnowej gigantyczną konferencję w 20. rocznicę Okrągłego Stołu. Wzięli w niej udział czołowi przedstawiciele obu stron historycznego konfliktu. Ówczesny Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski – pomimo wcześniejszych pozytywnych sygnałów - wycofał się jednak z objęcia konferencji patronatem. Sytuację uratował wicemarszałek Jerzy Szmajdziński. Platforma po raz pierwszy do Okrągłego Stołu odwróciła się wówczas plecami.
Niedawno mieliśmy powtórkę w przypadku uchwały upamiętniającej wybory z dnia 4 czerwca. Posłowie Platformy w swoim projekcie wychwalając wybory czerwcowe nie zająknęli się nawet, że były one skutkiem kontraktu politycznego zawartego przy Okrągłym Stole. Platforma Obywatelska – w przeciwieństwie do swojej poprzedniczki Unii Wolności – cechuje się znacznie bardziej konfrontacyjnym podejściem wobec ludzi PRL-u. Nieboszczka Unia Wolności – przy całym poczuciu moralnej wyższości wobec towarzyszy-szmaciaków – jednak dowartościowywała symboliczny wymiar kompromisu przy Okrągłym Stole. Platforma, zgodnie ze spuścizną „rewolucji moralnej”, realizuje przesunięcie akcentów z „kompromisowego” Okrągłego Stołu na de facto „konfrontacyjne” wybory czerwcowe. Jak trafnie zauważył prof. Bronisław Łagowski, dominujący dzisiaj wyznawcy kultu czynu powstańczego z uporem szturmują zdradę okrągłostołową, nie mogąc przeboleć, że zmiana ustrojowa dokonała się bez zbrojnego powstania.
Szok bez terapii
Wróćmy do początkowego cytatu z Marksa. Wielkim historycznym niefartem naszego państwa jest to, że okoliczności umożliwiające dokonanie przemian zaistniały dopiero pod koniec lat 80. Historyczne okienko otworzyło się dla Polski w najgorszym możliwym momencie. Był to okres rządów Margaret Thatcher i Ronalda Reagana. Moment triumfu neoliberalizmu i formułowania niesławnego konsensusu waszyngtońskiego, z totalną prywatyzacją, deregulacją i liberalizacją rynków finansowych. W efekcie – wbrew ustaleniom Okrągłego Stołu, bliskim rozwiązaniom socjaldemokratycznym – Polsce zaaplikowano terapię szokową.
Polskim realizatorem tej polityki był Leszek Balcerowicz. Plan ochrzczony jego nazwiskiem już w pierwszym roku transformacji przyniósł ponad dwukrotny wzrost odsetka ludzi żyjących poniżej minimum socjalnego. Pojawiło się – nieznane przez kilkadziesiąt lat – zjawisko bezrobocia. W ciągu dwóch lat bezrobocie wzrosło do ponad 2 milionów osób. Za tą statystyką kryły się dramaty milionów polskich rodzin. W latach 1990-1991 PKB spadł o prawie 18 proc. Nic dziwnego, że prof. Grzegorz Kołodko nazwał plan Balcerowicza „szokiem bez terapii”.
Dlatego ocena transformacji nie może być jednoznaczna. Z jednej strony udało się zbudować ustrój demokracji parlamentarnej. Jesteśmy również członkami Unii Europejskiej. Po Planie Balcerowicza nastąpiło gospodarcze odbicie i generalnie przeszło dwie dekady transformacji cechował przyzwoity wzrost gospodarczy. Z drugiej strony w efekcie realizacji Planu Balcerowicza odbudowano w Polsce społeczeństwo klasowe ze wszystkimi jego wadami.
Chociaż to był bardziej efekt wywrócenia Okrągłego Stołu w kwestiach gospodarczych, niż realizowania jego postanowień.
Bartosz Machalica
Artykuł ukazał się pierwotnie w "Dzienniku Trybuna".
Fot. Wikimedia Commons