Pisanie historii nowej architektury polskiej z punktu widzenia modernizmu
Czas po 1989 roku, któremu poświęconych jest czternaście rozmów składających się na książkę, był w architekturze polskiej okresem burzliwym. W ciągu tych dwudziestu czterech lat działo się wiele – pojawiło się kilka stylów i mód architektonicznych, nadrabiano zaległości i zapatrzono się na zachód. Nie zabrakło szalejących deweloperów wykorzystujących luki w prawie i niedostatku planów zagospodarowania przestrzennego. To okres korzystania z „wolności”, budowania willi „gargamelów” i swoistego dzikiego zachodu. Wolna amerykanka.
Lukier i Mięso to próba opowiedzenia historii tego „okresu heroicznego” naszej wolnej architektury, ale pozbawiona chęci wykreowania „mitu założycielskiego”. Nie jest to opowieść o „najntisach”, ale refleksja nad czasem, na który przypadła większa część życia pewnego pokolenia. Książka opowiada o okresie, który przekształcił wizerunek polskich miast – zarówno poprzez powstawanie nowych budynków, rewitalizacje i modernizacje, jak i zmieniające się perspektywy. Większość „bohaterów” tej opowieści to pracownie, których linia artystyczna i intelektualna ukształtowała się w okresie przemian, często ocenianych dość krytycznie. Zupełnie inaczej patrzymy teraz na Dworzec Centralny, który jeszcze dziesięć lat temu uchodził za synonim upadku estetyki Warszawy. „Czy byłeś kiedyś w Kutnie na dworcu w nocy: jest tak brudno i brzydko, że pękają oczy” – śpiewał Kazik w piosence o Polsce. Jakby w odpowiedzi Grzegorz Piątek zauważa ciekawy dekoracyjny drobiazg architektoniczny, który powstał na tej stacji niedawno.
Książka jest świadectwem zmiany, nie tylko w podejściu do architektury – świadomego jej wykorzystywania, wiedzy o jej trwałości i potrzebie utrzymania w dobrym stanie – ale też zamiany perspektywy na to, co już istnieje.
Zbiór rozmów jest w pewnym sensie punktem dojścia kilku ostatnich lat pracy i zainteresowań Grzegorza Piątka i Jarosława Trybusia – konsekwentnego popularyzowania i przywracania kolejnych epok i dzielnic Warszawy w świadomości jej mieszkańców – by przypomnieć tylko takie publikacje, jak Warszawa Niezaistniała, Przewodnik po warszawskich blokowiskach, czy Archimapy. Głos autorów miał w ostatnich latach duże znaczenie dla docenienia dziedzictwa polskiej architektury XX wieku, szczególnie tej powojennej. Upomnieliśmy się już o niezrealizowaną przebudowę Warszawy, socrealizm (choć wciąż jest to temat niebezpieczny), pawilony modernistyczne, nawet blokowiska – czas zmierzyć się z tym, co działo się po przełomie 1989 roku.
Czarno-biała architektura
Jarosław Trybuś, Grzegorz Piątek i Marcin Kwietowicz otwarcie przyznają, że są pasjonatami modernizmu, i że z tej perspektywy oceniają to, co działo się w Polsce po 1989 roku. Są w ten sposób głosem naszego pokolenia, którego młodość przypadła na lata po przełomie, któremu przejadły się „postmodernizujące” projekty i biurowe połączenia aluminium, zielonego szkła i kafelków. A które za to odkrywało i odmalowywało z brudu czyste linie modernistycznych perełek Warszawy i broniło katowickiego dworca przed wyburzeniem. Mam nadzieję, że teraz trudniej byłoby wyburzyć Super-Sam, a pawilon Emilia być może uda się jeszcze obronić.
Są to jednak autorzy świadomi i wskazują na wiele cennych realizacji postmodernistycznych, które wciąż pozostają publicznie niedoceniane, tak jak wcześniej modernizm. Dom towarowy SolPol we Wrocławiu został już przeznaczony do rozbiórki, w miejscu Bogusz Center z początku lat dziewięćdziesiątych stoi już warszawski libeskind (Złota 44). Na razie nie broni się ich tak głośno jak „perełek modernizmu”, ale i na ich ochronę przyjdzie pewnie czas.
Czy to sugestia, czy może zdjęcia w książce potęgują wrażenie preferowania modernizmu? Liczne, wydrukowane bezpretensjonalnie, po prostu między stronami tekstu na zwykłym papierze wyglądają świetnie. Czarno-białe fotografie, czyste linie, na podwyższonym kontraście – przypominają rysunek techniczny, wizję architekta na papierze. Wydobywają właśnie te wartości plastyczne, które modernistom były tak bliskie, jakby tworzyły stylistyczną ilustrację sympatii autorów. Ta koherencja plastyczno-treściowa sprawia, że książka jest bardzo przyjemna w odbiorze i bardziej spójna.
Z drugiej strony zawiera też elementy humorystyczne – rozdział o młodych pracowniach architektonicznych poświęcony jest głównie dowiedzeniu, że autorzy świetnie wytypowali młode talenty w „Archinotesie” z 2006 roku. Dość dziwny jest też układ rozmowy-rzeki . Czasem wydaje się, że tytuły rozdziałów są bardziej listą zagadnień znajdujących się w książce niż wskazówkami do treści konkretnych rozmów. Za to powracające tematy wskazują na to, co dla autorów jest osią współczesnej architektury.
Łowy na kryteria
W 1957 roku słynny historyk literatury Kazimierz Wyka wyruszył na Łowy na kryteria. Podobnie Trybuś i Piątek przez całą książkę tropią zasady, które pozwalałyby ocenić współczesną polską architekturę. Przez wszystkie rozmowy powraca motyw „architektury dla architektury”, sposobu w jaki budynek się starzeje, etyki (architekta), kontekstu, wpisania w tkankę otoczenia oraz architektury jako sztuki służebnej.
Szczególnie ważna jest tutaj rola kontekstu – widać wyraźnie, że dla autorów dobra architektura to nie ta, która formalnie, dosłownie nawiązuje do otoczenia czy historii (co wreszcie zostało jednoznacznie skrytykowane), ale ta, która do kontekstu pasuje, współtworzy dzielnicę. Ważna jest jej rola, funkcjonalność. To, że architekturą, czyli funkcjami użytkowymi można bardzo wiele zmienić w mieście i że należy takie zmiany dobrze planować, zamiast po prostu „dogęszczać” zabudowę. To, że wielu ludzi chce spędzić gdzieś kawałek swojego życia, jest dla autorów Lukru i Mięsa właśnie najważniejszym dowodem jakości architektury. Ale nie tylko dlatego nowa Biblioteka Uniwersytecka na Powiślu wypływa w toku rozmów na najlepszy budynek po 89 roku.
Ważne są zarówno walory formalne, jak i wpływ, jaki wywarła ona na otoczenie, dzielnicę. Według autorów dobry budynek to dobrze umiejscowiony budynek, dobrze wybrany, dobrze zaprogramowany – czyli nie tylko ładny, ale działający, zwłaszcza z otoczeniem. To BUW ożywił Powiśle, nie zaś Centrum Nauki Kopernik.
Być może większą część rozmów poświęcona zostaje „lukrowi” architektury polskich miast – konkursom na reprezentacyjne, sztandarowe inwestycje, efektowne realizacje w centrach miast, ale główny nacisk położony jest na to, czy kryje się pod nim „mięso” – funkcjonalność. Dobrej jakości budownictwo dla wszystkich, jakość polskiej architektury en masse.
Wydaje się, że punktem dojścia argumentacji Trybusia i Piątka jest etyczny aspekt architektury. A punktem odniesienia, podstawą oceny – wartość, którą dana realizacja wpływa na jakość życia w mieście – bardziej niż aspekty formalne, estetyczne, czy symboliczne. Ale nie myślcie, że autorzy zgadzają się na wybór między architekturą ładną a wygodną!
Architekt w niewoli słów
W wydanym w 1949 roku „wydawnictwie ilustracyjnym” p.t. Warszawa – Stolica Polski, czytamy: „Dla urzeczywistnienia tej idei [wizji przyszłej Warszawy] niezbędne były plany śmiałe, wytyczające nowe wielkie założenia, perspektywy i trasy komunikacyjne, przekształcające gruntownie system zabudowy dzielnic mieszkaniowych […] znajdujące własną skalę i miejsce dla nowych potrzeb społecznych i szukające nowego wyrazu architektonicznego dla powstających gmachów i ich zespołów”.
O ile oczywiście gospodarka planowa, „socjalistyczna treści i narodowa forma”, oraz państwowa kontrola nad całością rozwoju jest Piątkowi i Trybusiowi jak najbardziej obca, o tyle brak spójnego planowania i państwowej/społecznej kontroli nad tym, co i jak się buduje, jest dla nich ważnym problemem. Bo obaj teoretycy są zgodni, że o budynku decyduje nie tylko architekt-artysta, ale i urzędnik (urząd, władza), określający co i gdzie stanie.
Ważnym wnioskiem z Lukru i mięsa jest diagnoza roli języka, nachalnej semantyki, która dominuje w dyskursie architektonicznym, współczesnej unijnej „nowomowy”. Ponieważ decyzje dotyczące realizacji architektonicznych i urbanistycznych zapadają często „na piśmie”, w sporach prowadzonych przy użyciu popularnych pojęć, wygrywają te pomysły, które w sposób dosłowny odnoszą się do założeń konkursu lub zamówienia, wykorzystują słowa-klucze. Właściwie to słowa-klucze dominują w refleksji architektonicznej i społecznej, kształtują naszą architekturę. „Rewitalizacja”, „salon” miasteczka, „lokalna tradycja” – takimi słowami opisywane i oceniane są projekty. I potem powstają wyłożone granitem (najlepiej w ludowy wzorek) rynki miasteczek, po których nikt nie chce spacerować, bo są zimne i puste.
Świeże mięso
Lukier i mięso to książka wyczekiwana. Może przez to nieco rozczarować – pojawia się w niej mnóstwo tematów poruszonych dość powierzchownie. Oprócz oficjalnego zwycięzcy w rankingu na najlepszy budynek po 89 roku (niewiele zdradzę – wygrała Agora, ex aequo z budynkiem BUW), dwaj najbardziej znani popularyzatorzy architektury w kraju i świetny architekt wskazują sporne kwestie (Vitkac), aktualne problemy (szalejąca „rewitalizacja”) i proponują rozwiązania (planowanie). Ale przede wszystkim Lukier i mięso podoba się dlatego, że autorzy mówią o tym, o czy chcemy teraz mówić, i mówią mniej więcej naszym głosem. Albo my ich głosem. To, co proponują, co chwalą, to architektura do życia, nie tylko na pokaz.
Grzegorz Piątek, Jarosław Trybuś, Lukier i mięso, Wydawnictwo 40000 malarzy, Warszawa 2012.
Antoni Burzyński
Recenzja ukazała się pierwotnie w wydaniu internetowym kwartalnika „Res Publica Nowa”.